Jagiellonia Białystok nawet nie dostała się w poprzednim sezonie do europejskich pucharów, co – biorąc pod uwagę potencjał klubu i jego najnowszą historię – musi być odbierane jako spore rozczarowanie. Nie jesteśmy fanami łatwych wytłumaczeń, przyczyn porażki na pewno jest sporo, ale zgodzimy się chyba, że wśród nich wymienić możemy zbudowanie wieży Babel w szatni. Zachwianie zdrowych proporcji pomiędzy Polakami a obcokrajowcami w składzie z reguły nie zwiastuje bowiem niczego dobrego, a Jadze w rundzie finałowej zdarzały się przecież mecze, gdy jedynym Polakiem w wyjściowej jedenastce był… Taras Romanczuk, który nasze obywatelstwo otrzymał w zeszłym roku. Dlaczego o tym wspominamy? Ano wcale nie po to, by jeszcze raz białostoczanom cisnąć. Bardziej dlatego, że po cichu doszliśmy do momentu, w którym niemal równie międzynarodowy stał się dzisiejszy rywal bandy Mamrota. A jeszcze nie tak dawno temu Górnik Zabrze stawiany był przecież za wzór budowania na Polakach, z reguły młodych.
Jeśli popatrzymy na kadry klubów, Jagiellonia ciągle prowadzi dość zdecydowanie – 17 obcokrajowców do 10 po stronie zabrzan. Jednak gdy skupimy się tylko na wyjściowych składach, różnica powinna być minimalna lub całkowicie zniwelowana. Ba! W trzeciej kolejce tego sezonu doszło do sytuacji, w której to Górnik miał w podstawowej jedenastce ośmiu zagraniczniaków, a Jagiellonia “tylko” siedmiu! Idziemy o zakład, że jakiś czas temu każdy fan ekipy z Górnego Śląska parsknąłby śmiechem, gdyby ktoś próbował mu wmówić, że tak to będzie wyglądać.
Górnik nie przegra w Białymstoku? Zagraj X2 w ETOTO po kursie 2,00 (kliknij, aby się zarejestrować i odebrać bonus 200% od pierwszego depozytu)
Tak, trzeba to przyznać – Jagiellonia stała się ostatnio trochę bardziej polska. Miejsce między słupkami zyskał Damian Węglarz, zastępując Słowaka Kelemena. Na prawej stronie rywalizację wygrał Jakub Wójcicki, który w poprzednim sezonie nie wybiegał w pierwszym składzie nawet w połowie meczów. Do tego dochodzi wspominany Romanczuk i młodzieżowiec, którym musi być Polak – na razie to Bida lub Klimala.
Ale jednak mimo wszystko bardziej w oczy rzuca się fakt, jak międzynarodowy stał się Górnik. Szybka podróż w czasie. Zacznijmy może od składu, który zobaczyliśmy wtedy, gdy zabrzanie wracali na ligowe salony (pogrubiliśmy nazwiska obcokrajowców).
Loska – Wolniewicz, Wieteska, Suarez, Koj – Kądzior, Ambrosiewicz, Żurkowski, Kurzawa – Angulo, Ł. Wolsztyński
W kadrze klubu byli też Meik Karwot, Ołeksandr Szeweluchin, Sandi Arcon, Erk Grendel i David Ledecky. Powiedzieć jednak, że nie mieli oni łatwego życia, to w zasadzie nic nie powiedzieć. Rozegrali oni we wspominanym sezonie kolejno: dwa mecze, dwa mecze, zero meczów, dziewięć meczów, jedenaście meczów. Karwot został wiosną wypożyczony do Pogoni Siedlce, a następnie oddany do Radomiaka. Szeweluchin w rundzie rewanżowej ani razu nie załapał się do kadry meczowej i poczekano aż wygaśnie jego kontrakt. Poza nawias w drużynie szybko wypadł też Słoweniec Arcon, który przez cały sezon grał tylko w rezerwach, po czym pomachano mu na pożegnanie. Rola Grendela była marginalizowana stopniowo i latem odszedł do Spartaka Trnava. Ledecky wiosną został wypożyczony do Odry Opole, po czym wrócił do siebie.
Żaden obcokrajowiec w międzyczasie do drużyny nie doszedł. Dla lepszego efektu moglibyśmy przemilczeć, że w pierwszym meczu rundy wiosennej Dani Suarez pauzował za kartki, ale co tam. Nawet z nim wyglądałoby to imponująco.
Loska – Wolniewicz, Matuszek, Bochniewicz, Gryszkiewicz – Kądzior, Ambrosiewicz, Żurkowski, Ł. Wolsztyński – Angulo, Urynowicz
Były sukcesy, więc sezon 2018/19 zaczął się dla Górnika od pucharowego dwumeczu z Zarią Balti, oczywiście rozgrywanego w trakcie okienka transferowego. Skład?
Loska – Wolniewicz, Wiśniewski, Suarez, Gryszkiewicz – Ambrosiewicz, Matuszek – Ryczkowski, Żurkowski, Jimenez – Angulo
Innych obcokrajowców w ekipie brak, w Skarbie Kibica widniały tylko dwie flagi – polska i hiszpańska. W teorii właśnie wtedy wydawało się, że Górnik osiągnął układ idealny. Liczba obcokrajowców była w skali ligi minimalna, w dodatku każdy z nich był członkiem pierwszego składu. Zero pasażerów na gapę, zero dziwnych wynalazków, które łatwiej była dostrzec na liście płac niż na boisku.
Dlaczego “w teorii”? Ano dlatego, że odejścia Kądziora, Wieteski i Kurzawy w połączeniu z kontuzjami, obniżką formy u kilka ważnych wcześniej zawodników, a także nietrafionymi transferami skończyły się tak, że Górnik szybko i w złym stylu odpadł z pucharów, a w lidze zdołał wygrać tylko trzy razy w ciągu rundy. Zimę zespół Marcina Brosza spędził w strefie spadkowej, gorszy było tylko Zagłębie Sosnowiec.
Gol Igora Angulo? Zagraj w ETOTO po kursie 2,25. Trafienie Wolsztyńskiego? Kurs 4,60 (kliknij, aby się zarejestrować i odebrać bonus 200% od pierwszego depozytu)
I to był moment przełomowy w najnowszej historii Górnika. Nawet jeśli nikt nie chciał tego głośno powiedzieć, nawet jeśli zarzekano się, że będzie inaczej, przyszłość pokazała, że właśnie wtedy, po słabiutkiej jesieni, postawiono krzyżyk na projekcie, który dał zabrzanom wywalczony w sensacyjnych okolicznościach awans do Ekstraklasy, czwarte miejsce w lidze i półfinał Pucharu Polski, a także grę w europejskich pucharach. Miło było, ale się skończyło. W grudniu w klubie zatrudniono, w roli dyrektora sportowego, Artura Płatka, który zaczął korzystać ze swojej znajomości różnych rynków. Na pierwszy mecz w rundzie wiosennej Marcin Brosz wystawił taką jedenastkę.
Chudy – Arnarson, Wiśniewski, Bochniewicz, Koj – Matras, Żurkowski – Ł. Wolsztyński, Gwilia, Jimenez – Angulo
Zwycięskiego składu (Górnik wygrał z Wisłą Kraków 2-0) Brosz w następnym meczu nie zmienił, ale później zdarzyły się spotkania, w których ponad połowę ekipy stanowili obcokrajowcy. Pole do manewru było, bo prócz wymienionej piątki w zabrzańskim klubie byli też Boris Sekulić, Ishmael Baidoo, Giannis Mystakidis i w dalszym ciągu Dani Suarez.
Efekty? Jeszcze w lutym, po porażce 1-2 z Lechią, trzeba było się pożegnać z Pucharem Polski, ale w lidze coś ewidentnie drgnęło. W tabeli za samą wiosnę (oczywiście pamiętając o tym, że Górnik grał w dolnej ósemce) zabrzanie uplasowali się na piątym miejscu, co w ostatecznym rozrachunku dało dość spokojne utrzymanie, zapewnione sobie dwie kolejki przed końcem.
Pożar został ugaszony i w Zabrzu stanęli przed niemałym dylematem – iść dalej w to, co wypaliło wiosną czy w tym miejscu postawić kropkę i ponownie przestawić wajchę na kurs wyznaczony wcześniej. Rzut oka na same ruchy w trakcie trwającego okienka nie dawał jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o to, jaki będzie ten “nowy” Górnik. Z jednej strony Serb Bainović, Argentyńczyk Bauza, Słoweniec Janża i Gambijczyk Manneh, z drugiej – wyciągnięci z niższych lig, rezerw lub wracający z wypożyczeń: Ściślak, Rostkowski, Pawłowski, Paluszek, Kudła, Krawczyk, Eizenchart, a na dokładkę reprezentant David Kopacz, który został wypożyczony ze Stuttgartu. Jednak choć liczbowo polskie flagi przy nazwiskach mają zdecydowaną przewagę, początek sezonu pokazuje, że na większe zaufanie może liczyć mniejszość.
Chudy – Sekulić, Wiśniewski, Bochniewicz, Janża – Matras, Matuszek – Zapolnik, Manneh, Jimenez – Angulo
Tak Górnik zaczął sezon z Wisłą Płock, aż we wspomnianym spotkaniu trzeciej kolejki z Wisłą z Krakowa do powyższej szóstki doszli jeszcze – kosztem Polaków – Bauza i Bainović, tworząc już bardzo międzynarodowe towarzystwo nie tylko jak na standardy Górnika, ale i całej ligi. Z nowych Polaków swoje szanse dostają tylko Ściślak i Kopacz, a obcokrajowcy dostają je w komplecie.
Gdzie zaprowadzi to zabrzańskiego Górnika? Tego nie wiemy, na razie po cichu udało się zdobyć przyzwoite siedem punktów, choć styl gry pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Nie ukrywamy jednak, że jakoś łatwiej kibicowało się trochę inaczej wyglądającej drużynie. Co zrobić, naprawdę uwierzyliśmy, że wizja Marcina Brosza, który nazywał Górnik “klubem śląskich miast”, nie jest mrzonką. Że ma to sens i przyszłość. Może przytoczymy fragment wywiadu, który zrobiliśmy z trenerem po awansie do Ekstraklasy, bo dobrze oddaje jego ówczesną filozofię.
Oglądał pan film „Gwiazdy”?
Tak.
Wiadomo, że to inne czasy, ale jeśli pan zobaczy, skąd wtedy byli chłopcy, to wyjdzie panu, że ten model ma sens. Kostka – Markowice, Racibórz. Oślizło – okolice Wodzisławia. Latocha – Bieruń. Ten region. Wiadomo, że w tych czasach jesteśmy otwarci, Europa jest zjednoczona i tak dalej, ale mimo wszystko pamiętamy, że można inaczej i warto szukać tutaj.
Marcin Brosz wciąż w zabrzańskim klubie jest, ale prawie cały jego romantyzm gdzieś uleciał. Po tym, jak kilka razy sparzył się w poprzednim sezonie, do ustalania składu zaczął podchodzić bardziej pragmatycznie. I nie chodzi nam o to, by robić teraz czarny charakter tej opowieści z Artura Płatka, bo dyrektor Górnika miał dobre strzały zimą (szczególnie Gwilia i Sekulić) i być może – choć początki są toporne – będzie miał je również i teraz. Swoją robotę wykonuje jak na razie nieźle, choć… mamy wątpliwości. Dotyczą one zarówno tego, czy ten Górnik nawiąże do osiągnięć ekipy sprzed dwóch sezonów, jak i tego, czy na dłuższą metę zrezygnowanie z bycia wzorem dla innych polskich klubów wyjdzie zabrzanom na dobre.
Fot. FotoPyK