IV liga, grupa warmińsko-mazurska, starcie Mazura Ełk z MKS-em Korsze. Druga połowa. Na boisku dzieje się fajna historia – 15-letni Szymon Dębek debiutuje w barwach drużyny z Ełku i już po niespełna trzydziestu sekundach od wejścia na boisko z ławki trafia do siatki rywala, strzelając swojego pierwszego gola w seniorskiej karierze. Gospodarze wychodzą zatem na prowadzenie i rozpoczynają świętowanie. Cieszy się Szymon, uśmiecha się jego dziesięciu kolegów z pola, bramkę celebruje też golkiper. I naprawdę chcielibyśmy, żeby był to tekst poświęcony kapitalnemu występowi super-utalentowanego piętnastolatka. Ale nam, prawdopodobnie tak samo jak wam po obejrzeniu zdjęcia, też coś się nie zgadza w liczbie rozradowanych zawodników Mazura.
Poniżej zdjęcie, które tłumaczy wiele. Mazur (czerwone koszulki) inicjuje właśnie na własnej połowie dynamiczny atak, który zaskoczy defensywę MKS-u (jasne koszulki). Akcja środkiem, zgranie do prawej strony, gdzie jak spod ziemi pojawi się Dębek i ni to strzałem, ni to wstrzeleniem piłki w pole bramkowe pokona nieskutecznie interweniującego bramkarza.
Na boisku – widać to jak byk – znajduje się w tamtym momencie jedenastu zawodników z pola i na dokładkę bramkarz gospodarzy.
fot. Mazur Ełk (Facebook)
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że dwunastym zawodnikiem są nazywani żywiołowo dopingujący kibice. Ale żeby dosłownie grać w dwunastu? To pewna nowość. MKS Korsze odrobił niedługo potem straty i spotkanie zakończyło się remisem 1:1, lecz gościom trudno mimo wszystko przejść do porządku dziennego z tym, co się wydarzyło w Ełku.
Z czego wzięło się całe zamieszanie? Sytuację opisuje Krzysztof Piwiszkis, piłkarz MKS-u Korsze. – Myśmy tego nie wychwycili w trakcie meczu. Zauważyliśmy to dopiero wtedy, kiedy rywale zaczęli się szczycić na Facebooku tym, że ich piętnastoletni zawodnik po 28 sekundach od wejścia na boisko zdobył bramkę. Wtedy jeden z naszych kolegów zauważył, że na boisku jest jedenastu zawodników z pola. Powiem szczerze – zadzwoniłem nawet do trenera Mazura Ełk, którego dość dobrze znam. On w końcu mi mówi: “Krzysiek, co ci będę ściemniał. Po meczu wiedziałem, że taka sytuacja miała miejsce”. Oni się połapali. A gdyby nie wrzucili nagrania tej bramki na media społecznościowe, to wszyscy by o tym zapomnieli i po kilku miesiącach się z tego incydentu najwyżej śmiali.
– Sytuacja zaczęła się od podwójnej zmiany w drużynie z Ełku – mówi Piwiszkis. – W 55. minucie trener gospodarzy zdjął z boiska jednocześnie dwóch zawodników.
Rzeczywiście – według relacji meczowej, boisko w 55. minucie opuścić mieli: Prusinowski (numer 21) i Cichy (numer 23). W ich miejsce posłani zostali do boju Gosiewski i Dębek. – Jeden z zawodników zszedł z placu gry przy jednej linii, przy ławkach rezerwowych i sędziach, a drugi – zgodnie z nowymi przepisami – miał opuścić boisko z drugiej strony, tam gdzie miał najbliżej – mówi Piwiszkis. – Nie zrobił tego. Ja działałem w tym temacie swoimi kanałami – dowiedziałem się, że sędziowie stwierdzili, że on najpierw zszedł z boiska, a potem na nie powrócił. To trwało zbyt krótko, żeby zdążył to zrobić. Po prostu złamał przepisy. Sędziowie przypilnowali jednej zmiany, a drugiej nie. Zastanawiam się, co ten chłopak by zrobił, gdyby bramka nie padła. Wtedy chyba wszyscy by wychwycili, że z murawy schodzi dodatkowy zawodnik. Ale padł gol, a on wykorzystał ten moment zamieszania, żeby zejść.
“21” ulatnia się z boiska, koledzy celebrują gola. fot. Mazur Ełk (Facebook)
– W takiej sytuacji oczekujemy walkowera – twierdzi twardo zawodnik MKS-u. – Wysłaliśmy już pisma. Przepisy zostały ewidentnie złamane, zawodnik świadomie został dłużej na boisku. Gdyby to była nieświadoma pomyłka, to od razu po golu by nie uciekł. Moim zdaniem nie ma wokół niego nikogo, kto by do niego krzyczał: “Zejdź z boiska!”. On jest świadomy, że złamał przepisy. Zrobił to z pełną premedytacją, zdecydowanie. Chyba tego wszystkiego nie przemyślał. Dla mnie to jest podobna sytuacja jak z przepisem o młodzieżowcu. Jeżeli za młodzieżowca wejdzie senior i po minucie trener się zreflektuje, że w jedenastce nie ma wystarczającej liczby młodzieżowców, no to jest walkower i tyle. Tutaj to samo. Na boisku było dwunastu zawodników. Błąd popełnili sędziowie i rywale. Oczekujemy walkowera.
– Walkower to jest w takich sytuacjach zawsze ostateczność – zauważa Łukasz Wachowski, wiceprzewodniczący Komisji ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego PZPN. – Na razie sprawa trafiła na Wydział Gier w warmińsko-mazurskim ZPN.
Co oczywiste – spojrzenie obozu Mazura Ełk jest nieco inne.
Trener gospodarzy środowego meczu, Przemysław Kołłątaj, nie potrafi wyjaśnić, jak mogło dojść do tak niecodziennej sytuacji. – Z mojego punktu widzenia, było tak: przygotowaliśmy dwie osoby do zmiany, na boisku pojawiło się dwóch zawodników, a zszedł tylko jeden. Dlaczego z drugiej strony boiska chłopak nie zszedł? Nie mam pojęcia. Rozmawiałem z tym zawodnikiem. On nie dostał od sędziego żadnego komunikatu, że musi zejść. Nie wiem, czy nie miał świadomości, że jest zmieniany? Kierownik zgłosił dwie zmiany. Tymczasem ten zawodnik – Damian Prusinowski, bo o nim jest mowa – tłumaczy się jeszcze, że spiker wyczytał tylko jedną zmianę. Gosiewski za Cichego. Kiedy padła bramka, Damian znajdował się na jedenastym metrze. Ktoś mu wówczas krzyknął, że musi zejść z boiska. Tak to wyglądało, o ile wiem.
– Moim zdaniem sędzia powinien zainterweniować od razu. Zabrakło komunikacji z piłkarzem schodzącym. Tak mi mówił sam zawodnik – dodaje trener Mazura. – Jestem po prostu zaskoczony, że coś takiego miało miejsce. Ale Damian Prusinowski nie uczestniczył w akcji bramkowej. Pobiegł tylko pod bramkę przeciwnika. Rozumiem żal i pretensje przeciwników, bo sam nie wiem, co bym mówił w podobnej sytuacji. Ale wynik z boiska jest w mojej ocenie sprawiedliwy. Błąd popełnił sędzia główny, a przede wszystkim sędziowie liniowi, którzy nie dopatrzyli tej zmiany. Jeżeli spotkanie zostanie rozstrzygnięte jako walkower, będziemy się czuli pokrzywdzeni. Po pierwsze – wynik z boiska był sprawiedliwy. Po drugie – Damian nie miał wpływu na akcję. Po trzecie – to wszystko potrwało kilkanaście sekund. Gdybym ja to od razu zauważył, to sam z duchem fair play zgłosiłbym, że bramka została nieprawidłowo zdobyta.
Sędzia główny spotkania Mazura z MKS-em Korsze, Krystian Chudzik, jest kompletnie innego zdania. Jego zdaniem zawodnik gospodarzy “zrobił sędziów w balona”.
– Daliśmy się nabrać i tyle – mówi arbiter. – Jak to wyglądało z naszej perspektywy? Została przeprowadzona podwójna zmiana. Według nowych przepisów zawodnik opuszczał boisko bliżej linii bocznej, przy której się znajdował. Jeden stał bliżej ławek rezerwowych, drugi trybun. Obaj zeszli, z tym że po dwóch różnych stronach boiska. Po upewnieniu się, że zmiana została prawidłowo przeprowadzona, wznowiłem grę. My mówiliśmy, krzyczeliśmy, że numer 21 schodzi. W trakcie meczu nie odnotowaliśmy jednak, że piłkarz pozostał na boisku. Akcja trwała, zakończyła się bramką. Ja pobiegłem za akcją bramkową, nie zdając sobie sprawy, że na murawie znajduje się zawodnik nieuprawniony.
Co zwraca uwagę – na stronie Łączy nas Piłka podwójna zmiana została zaksięgowana dwie minuty przed golem, a nie kilkadziesiąt sekund, jak podaje oficjalny profil Mazura. O kilkudziesięciu sekundach mówią też przecież przedstawiciele klub z Korsz.
fot. Łączy nas piłka
“15-letni Szymon zalicza debiut i po 28 sekundach na boisku zdobywa swojego pierwszego gola w barwach Mazura!“. fot. Mazur Ełk (Facebook)
Sprawę nieszczęsnej zmiany skomentował również sam zawodnik, czyli 18-letni Damian Prusinowski. Podtrzymuje on, że nie został o zmianie poinformowany przez sędziów. – Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że jest przeprowadzona jedna zmiana. Ani arbiter główny, ani arbiter boczny nie przekazał mi, że chodzi również o mnie. Po prostu tego nie wiedziałem.
Co Damian na to, że sędziowie twierdzą, iż “zrobił ich w balona” schodząc, a potem wracając na pole gry? – Nic takiego nie miało miejsca. Była przerwa w grze, za linią leżała butelka z wodą. Postanowiłem się napić, bo przecież kiedy jest przerwa, picie jest dozwolone. Nie dostałem w tym czasie żadnej informacji, że to jest moja zmiana. Tuż po bramce dostałem natomiast informację z boiska, że to była moja zmiana i od razu opuściłem boisko. W moim zachowaniu nie było żadnej premedytacji! Takiej głupoty bym przecież celowo nigdy w życiu nie zrobił.
– Nam chodzi oczywiście o to, żeby otrzymać punkty, dlatego sprawę nagłaśniamy – przyznaje natomiast Krzysztof Piwiszkis. – Ale chcemy też zasygnalizować, że te nowe przepisy dotyczące zmian są nie do końca jasne i sprecyzowane.