To nie była kolejka napastników. W ogóle mamy wrażenie, że ten sezon może być kiepski dla snajperów Ekstraklasy i jeszcze trochę poczekamy zanim któryś z nich dobije do dwucyfrowej liczby goli. Sprawdziliśmy i policzyliśmy statystyki ligowych strzelców w 5. kolejce. I wyszło na to, że ci ani nie błyszczą skutecznością, ani nie spełniają się w roli taranów, ani nawet nie tworzą kolegom sytuacji strzeleckich.
Do poniedziałku napastnicy Ekstraklasy strzelili w tej kolejce ledwie jednego gola. Obraz skuteczności piłkarzy z linii ataku zmienił nieco mecz Lechii z Jagiellonią, gdy do siatki trafili Sobiech i Mudrinski. Niemniej przez piątek, sobotę i niedzielę doczekaliśmy się raptem jednego trafienia napastnika – Patryk Szysz plasóweczką dokończył lanie Arki, a komentator Canal+ prawie oszalał, bo chłopak trafił prosto w piłkę i zmieścił już w bramce uderzając z może dwunastu metrów.
Ale dobra, nie o komentatorach mieliśmy pisać, a o problemie napastników w Ekstraklasie. Po czterech kolejkach tylko czterech snajperów (wiemy, określenie na wyrost) ma na koncie więcej niż jednego gola. Dwukrotnie do siatki rywali trafiali Gytkjaer, Sobiech, Lopes i Szysz. Innymi słowy – najlepsi napastnicy czternastu drużyn w Ekstraklasie po czterech kolejkach mogą pochwalić się maksymalnie jedną zdobytą bramką.
I nie ma się co dziwić, że gdyby zadzwonić do któregokolwiek z dyrektorów sportowych tej ligi, to każdy szuka napastnika. No, może prawie każdy, bo w takim Lechu Poznań mają względny spokój. W Legii raczej też, choć póki co robią tam wiele, by samemu narobić sobie kłopotów. Jeszcze jako-tako wygląda to w Szczecinie i Zabrzu, może jeszcze w Gdańsku. Ale pozostałe kluby? Albo poważne znaki zapytania, albo wyraźne minusy. A każdy kolejny mecz w tej kolejce nas o tym przekonywał (ponownie – z wyjątkiem tego ostatniego).
Uznaliśmy, że warto popatrzeć w liczby i zastanowić się nad tym, co nam one mówią. Bo szczerze mówiąc – mamy już trochę po dziurki w nosie słuchania tego, że „priorytetem naszego napastnika Iksińskiego nie jest strzelanie goli, on ma grać dobrze tyłem do bramki”. Jak chce grać tyłem do bramki, to niech zostanie bramkarzem. Albo „od Iksińskiej nie wymagamy bramek, ale rozbijania obrony rywali”. A co on jest, taran bojowy? Mięso armatnie? Ork opancerzony?
No dobra, tanie wymówki dla słabych napastników zostawmy tym, którzy muszą się usprawiedliwiać. Zabierzmy się co analizy.
Miało być pięć goli
W tej kolejce piętnastu różnych napastników oddało chociażby jeden strzał na bramkę rywali. Łącznie złożyło się to na współczynnik expected goals (goli spodziewanych) o wartości 5,0 xG. Innymi słowy – ta cała piętnastka miała tyle sytuacji, by realnie strzelić pięć goli. W idealnym świecie tyle by ich właśnie padło. Oczywiście skuteczność w tej kolejce i tak zawyżają Sobiech z Mudrińskim, którzy zdobyli gole… no, nie z dupy, bo jednak ktoś musiał im dograć, a oni sami musieli dołożyć głowę lub nogę. Ale napastnik Lechii trafił do siatki mimo xG na poziomie 0,27, a kabanos z Jagi na gola zamienił xG 0,44.
Nagroda „Thomalli kolejki” wędruje za to do Christiana Gytkjaera, który miał najwyższe xG spośród wszystkich napastników (0,83), ale kolejkę skończył z zerem na koncie. Gonił go też Felicio Brown-Forbes (0,57 xG), Paweł Brożek (0,36), a skrzydłowy Rafał Boguski też był niewiele gorszy (0,73).
Jakie wnioski? Ano takie, że po tej serii gier nikt nam nie powie „oj, weszlaki, oglądaliście w ogóle te mecze? Nie krytykujcie tych napastników, bo oni nie mieli sytuacji strzeleckich”. Bo owszem – mieli. I widać to czarno na białym.
Może chociaż skutecznie walczą?
Skoro jednak nie wykorzystują tych stwarzanych im szans strzeleckich, to może świetną grą w powietrzu i wygrywaniem pojedynków na ziemi stwarzają taką przewagę, że warto ich wystawiać nawet kosztem tego, że zdobywają niewiele bramek?
Policzyliśmy wszystkie stoczone pojedynki przez napastników w tej kolejce i ich skuteczność. Wyszło nam, że dwudziestu piłkarzy wystawionych w ataku stoczyło łącznie 276 pojedynków, 97 wygrało, co daje skuteczność na poziomie 35%. Ergo – napastnicy wygrywają ledwie co trzecią walkę o piłkę. Najskuteczniejszy pod tym względem był w miniony weekend Michal Papadopulos (10/18 pojedynków). Myśleliśmy, że być może Felicio Brown-Forbes będzie w tej statystyce błyszczał – no bo tyle się mówi, że on w zespole Marka Papszuna odpowiada za to robienie miejsca innym, a za kolejne pudła można go rozliczać. Tymczasem w starciu z Górnikiem miał ledwie 20% skuteczności, wygrał pięć na 25 pojedynków.
Policzyliśmy też wszystkie próby kluczowych podań i ich skuteczność. Wyszło na to, że ledwie ośmiu zawodników zdecydowało się na dogranie tworzące sytuację bramkową – spośród trzynastu takich prób tylko cztery były skuteczne. A autorem trzech z nich był Piotr Parzyszek.
Szysz w ataku z braku laku
Rozkład najwyższych InStat Indeksów jasno pokazuje, że to była raczej kolejka obrońców, a nie napastników. Łatwiej byłoby wytypować w tej kolejce piątego lub szóstego stopera do jedenastki kolejki niż drugiego najlepszego snajpera tej serii gier.
źródło danych: oficjalne statystyki Ekstraklasa S.A. (InStat + CyronHego)