Wydaje się, że na wielu pozycjach Lechia ma olbrzymi komfort. Skrzydła? Chyba nawet najlepsze w lidze, skoro z jednej strony biega zewsząd chwalony Haraslin, z drugiej cholernie efektywny w zeszłym sezonie Udovicić. Boki obrony? Kozak Mladenović, coraz lepszy Fila. Środek defensywy? Nalepa, Augustyn, Maloca – naprawdę nieźle. Środek pomocy? W defensywie Kubicki, grający ostatnio profesurę Łukasik, rokujący Makowski, w ofensywie Lipski, Wolski, wracający do świata żywych Gajos. O bramce nie ma nawet co gadać, rezerwowy Alomerović byłby jedynką w większości klubów PKO Bank Polski Ekstraklasy. Tak, Stokowiec ma naprawdę mocny skład. Wszystko wyglądałoby idealnie, gdyby nie pozycja napastnika.
Zapytaliśmy o to Stokowca ostatnio w audycji „Weszłopolscy”.
Pewien niedosyt jest, jeśli chodzi o napastnika. Pytanie, czy trener też tak czuje i chciałby kogoś do rywalizacji?
Oczywiście. My tego nawet nie ukrywaliśmy. Życie pokazuje, że nie strzelamy za wielu bramek. Chcieliśmy kogoś do rywalizacji, bo jest to pozycja, na której następuje najwięcej zmian, jest najwięcej rotacji. Możemy zmieniać, cofać Flavio do pozycji dziesiątki i grać na dwóch napastników, ale nie ukrywam, że przydałby się nam jeden nowy snajper. Robimy pewne ruchy, ale nie jest łatwo. Dysponujemy swoim budżetem, nie chcemy iść w kierunku zadłużania i brania kredytów. Może nie ja powinien o tym mówić jako trener, ale tak się sprawy mają. Żeby przychodzili kolejni zawodnicy, chyba ktoś by musiał zrobić im miejsce.
I rzeczywiście, jeśli chodzi o dorobek strzelecki w tym roku, niewiele ekip wypada jeszcze gorzej niż Lechia:
90minut.pl
Cóż, a sezon 19/20? Tylko Arka i Wisła Kraków nie potrafiły strzelić gola w ciągu dwóch kolejek. Wydaje się to wszystko wręcz niesłychane, skoro snajperzy mają takie wsparcie ze skrzydeł, ale rzeczywiście jest to prawdą, o czym mówił wprost Stokowiec: Lechia ma problem ze strzelaniem bramek. O nieskuteczności napastników z Gdańska przekonaliśmy się zresztą najlepiej w pierwszym meczu pucharowym z Broendby.
Pierwszą opcją do grania na szpicy wydaje się wciąż Flavio Paixao. On sieknął w zeszłym sezonie 15 bramek, ale, uwaga: sześć z rzutów karnych (trzy jedenastki zmarnował). Ponadto w rundzie wiosennej trafił do siatki rywali tylko trzykrotnie. Patrząc na dane z Ekstrastats, w rozgrywkach 18/19 Portugalczyk miał 25 czystych okazji, a wykorzystał tylko 24% z nich. Dla porównania – taki Marcin Robak miał 23 okazje i skorzystał z blisko połowy. No, jest różnica. Obserwujemy zresztą teraz Flavio i jego forma dalej jest taka sobie. Owszem, wykorzystał karnego przeciwko Broendby, ale poza tym – wciąż starał się strzelić gola życia, co nie do końca mu wychodziło. A choćby w momencie, gdy mógł przelobować bramkarza w pierwszej połowie, powinien był zachować się rozsądniej, gdyż dostał dużo miejsca i czasu, niestety, nie trafił nawet w bramkę.
Ostatni dzwonek, by na dzień dobry przytulić dwie dychy od ETOTO!
Chodzi o powitalny freebet, czyli kasę, którą możecie dostać za samą rejestrację u bukmachera.
Jeśli dodać do tego słaby występ w Superpucharze Polski, wychodzi nam na to, że Flavio niezbyt udanie wszedł w sezon, co jest poniekąd kontynuacją jego przeciętnej wiosny.
Dalej do wyboru trener Lechii ma Artura Sobiecha. Co mu trzeba oddać to fakt, że potrafi być skuteczny w ważnych momentach. Chodzi tu o gola w finale Pucharu Polski, w półfinale, o zwycięskie trafienie w końcówce rundy zasadniczej z Lechem, o przedłużenie mistrzowskich nadziei z Pogonią. Wygląda to wszystko całkiem nieźle, natomiast Sobiech przez cały zeszły sezon strzelił w sumie… 10 bramek. W tym trzy w jednym meczu! Odwołując się do wspomnianych statystyk Ekstrastats, wykorzystał 37,5% okazji, więc był lepszy niż Flavio, ale znów dużo gorszy niż Robak. A przecież Marcin, którego traktujemy tu jako wyznacznik pewnego poziomu solidności, nie grał w minionych rozgrywkach swojej życiówki.
Co tu zresztą szastać liczbami, znowu wspomnijmy mecz z Broendby: Sobiech dostał bardzo dobrą sytuację po zgraniu Makowskiego, ale zamiast strzelić i dać Lechii znacznie większy komfort w rewanżu, tylko pocałował aluminium. Wyobrażamy sobie, że z bardzo skutecznym snajperem gdańszczanie jechaliby do Danii jak po swoje. Wynik, dajmy na to, 4:1 był w zasięgu.
Brakowało napastnika, który zlałby kulawą obronę Broendby, patrząc tylko, czy równo puchnie.
Dalej: tak właściwie listę napastników zamyka Jakub Arak, który nie dość, że jest kontuzjowany, to jeszcze będąc zdrowym, zagwarantował Lechii jedną bramkę w zeszłym sezonie, a jego rekord w Ekstraklasie wynosi cztery trafienia. Kuba ma już 24 lata, także nie ma co zrzucać tego wszystkiego na nieopierzenie, po prostu pewnych barier nie przeskoczy. Owszem, potrafi być użyteczny w innych przypadkach, gdy trzeba zgrać piłkę, zastawić się, dać drużynie oddech, natomiast trudno na nim opierać albo w ogóle wspierać się, jeśli chodzi o bilans bramkowy. Innych opcji ni widu, ni słychu.
Lechia potrzebuje snajpera i tyle. Wojtek Kowalczyk powiedział jakiś czas temu, że z taką paczką napastnik Lechii musi być królem strzelców i jak najbardziej przyznajemy mu rację. Problem polega na tym, że w poprzednim sezonie żaden z graczy biało-zielonych nie był nawet blisko tego tytułu, skoro Flavio stracił dziewięć bramek do Angulo. Teraz można się tylko zastanawiać, co byłoby gdyby Stokowiec dogadał się z Marco Paixao, tak samo jak dogadał się z Peszką?
Jeśli Lechia odpadnie w czwartek i w ogóle jeśli nie powtórzy udanego sezonu, będzie to spowodowane w dużej mierze brakiem skutecznego snajpera.
*
Rozmowę z między innymi Piotrem Stokowcem odsłuchacie tutaj:
Fot. 400mm.pl