Cracovia ma pecha czy jest po prostu nieskuteczna? Ile punktów miałaby w idealnym świecie, gdzie napastnicy wykorzystują sytuacje strzeleckie i co o tym mówi współczynnik „goli oczekiwanych”? To jedno z zagadnień, które analizujemy w Ligowym Liczydle po drugiej kolejce PKO Bank Polski Ekstraklasy. Ponadto szukamy najgorszego występu tej serii gier i zastanawiamy się, dlaczego Raków tym razem potrafił zagrać tak, jak grał w zeszłym sezonie.
Nie lubimy sprowadzania meczów piłkarskich do „farta”. Często mówi się – obie drużyny grały podobnie, ale zwycięzcy mieli szczęście i dzięki temu wygrali. Oczywiście piłka nożna na tle koszykówki, piłki ręcznej czy siatkówki jest mniej wymierna – głównie przez to, że o zdobyciu pełnej puli punktów zdecydować może jeden zaskakujący strzał. W koszu czy na parkiecie trudno jednym rzutem przesądzić o tym, że ktoś wygra 1:0. W futbolu dzień konia może mieć bramkarz, wyjdzie jakaś kontra i po skromnym zwycięstwie trzy punkty trafią do zespołu, który pod bramkę przeciwnika zabrnął ledwie raz. Natomiast w naszym przekonaniu to wciąż nie fart, a skuteczność. Jeśli nie potrafisz wykorzystać dziesięciu świetnych sytuacji, to byłeś nieskuteczny. Ergo – zabrakło ci umiejętności, zimnej krwi, wyrachowania.
Piszemy o tym w kontekście Cracovii, która po dwóch kolejkach ma jeden punkt i powoli zaczyna się przebąkiwać o tym, że nad Pasami znów wisi widmo fatalnego startu. Natomiast wydaje nam się, że Cracovii w starciach z Zagłębiem Lubin i ŁKS-em po prostu zabrakło skuteczności. I potwierdzają to też liczby. A konkretnie współczynnik expected goals (xG).
Faktor goli oczekiwanych to coś, co coraz mocniej przebija się do mainstreamu, bo jest bardziej wiarygodne i miarodajne od np. pospolitej statystyki strzałów. Przecież uderzenie uderzeniu nierówne – w statystykach farfocel w w 30 metrów prosto w ręce bramkarza liczy się tak samo, jak stempelek do siatki wciśnięty już z pola bramkowego. To i to ma taką samą wartość w rubryce „strzały”. Współczynnik xG jest bardziej złożony – bierze pod uwagę miejsce, z którego oddawany jest strzał czy liczbę piłkarzy rywala, którzy stoją między piłką w bramką.
I pod względem xG Cracovia w dwóch pierwszych spotkaniach zasłużyła na coś więcej niż jeden punkcik wywieziony z Lubina. Może nie „zasłużyła”, ale miała wszystko, by tak było. Po prostu nie potrafiła przełożyć tego na gole.
W pierwszej kolejce pod względem goli oczekiwanych ekipa Michała Probierza zdominowała lubinian. W xG było 0,37 do 1,64 na korzyść gości. Czyli w idealnym świecie, gdzie napastnicy wykorzystują akurat tyle dobrych okazji, ile mają stworzonych, Cracovia powinna wygrać 2:0 lub 1:0 albo nawet i 2:1. A tymczasem przez własną nieskuteczność (konkretnie przez nieskuteczność Datkovicia – 0,25 xG, Hancy – 0,25, Cecaricia – 0,37) zdobyła ledwie punkt.
Jeszcze więcej okazji krakowianie mieli w tej kolejce, ale znów – strzeli tylko jednego gola (2,66 – 2,28 dla ŁKS, ale goście mieli rzut karny „wyceniany” na 0,75 xG). Gola strzelił rezerwowy Hanca, natomiast Pasy marnowały sytuację za sytuację. No bo zobaczmy na współczynnik goli oczekiwanych poszczególnych zawodników: Jablonsky 0,92, Helik 0,29, Gol 0,20, van Amersfoort 0,29, Lopes 0,56, Wdowiak 0,22…
Wniosek może być prosty – Cracovia nie grała w tych dwóch kolejkach źle, natomiast jeśli nie wykorzystujesz tylu naprawdę dobrych szans, no to nie licz na to, że rywal sprezentuje ci punkt i samemu wsadzi sobie piłkę do siatki. Zastanawiamy się też nad jednym aspektem z cyklu „co by było, gdyby…”, a konkretnie – ile punktów miałaby dziś drużyna Probierza, gdyby udało się spełnić oczekiwania Airama Cabrery i to on biegałby na szpicy.
***
Akces do zostania najgorszym piłkarzem kolejki i solidną kandydaturę do plebiscytu „najgorsze indywidualne pół godziny w XXI wieku w polskiej lidze” zgłosił Titas Milasius. Żebyśmy się źle nie zrozumieli – nie stawiamy na nim krzyżyka, z Płocka dobiegają nas słuchy, że chłopak ma papiery na granie i coś w nim ciekawego tkwi. Może jeszcze okrzepnie w lidze i zostanie chociażby nowym Cernychem.
Natomiast widzieliśmy już wiele występów w polskiej lidze. Widzieliśmy zmiany, które nie miały racji bytu, bo chłop wchodził na kwadrans i nie dotykał piłki nawet raz. Widzieliśmy mecze, w których środkowy pomocnik przez 90 minut nie wykonał choćby jednego sprintu. Widzieliśmy bramkarzy ściąganych w przerwie.
Ale Milasius pokazał, że można lepiej. Jak zespół Feel i Iwona Węgrowska w ich piosence – wyżej, mocniej, dalej. Litwin przez pół godziny meczu z Lechem w ujęciu liczbowym:
– cztery podania, żaden nie trafiło do kolegi z zespołu
– siedem pojedynków, wygrany ledwie jeden
– dwie próby dryblingów, obie zakończone fiaskiem
– jedna próba odbioru, oczywiście nieskuteczna
– cztery straty piłki, ani razu nie udało mu się jej odzyskać
Duży szacunek dla trenera Kniata, że zdjął go dopiero po trzydziestu minutach, a później po ojcowsku poklepał po plecach. Przypuszczamy, że nam cierpliwości wystarczyłoby na maksymalnie kwadrans.
***
Raków Częstochowa tym razem pokazał to, dlaczego tak bardzo pompowaliśmy ich grę (a nie tylko wyniki) w I lidze. W pierwszej kolejce beniaminek zaprezentował się katastrofalnie i w niewytłumaczalny sposób zagrał totalnie inaczej, niż miało to miejsce przez cały poprzedni rok. Tomas Petrasek w Weszłopolskich mówił wprost: – Wielu z nas nigdy nie grało na takim poziomie. Nie wiedziałem, że stres tak może działać na człowieka. Po pierwszych sprintach miałem zadyszkę.
Pierwsze koty za płoty, w starciu z Jagą było już widać, że i napięcie w nogach puściło oraz to, że Raków odzyskał pewność siebie w rozegraniu piłki. Przede wszystkim tym razem lepiej funkcjonował środek pola. Z Jagą wreszcie pod grą byli środkowi pomocnicy: Szczepański (47 podań, 92% celności, 2/2 kluczowe podania, 1/2 dryblingi), Schawrz (73 podania, 89% celności, 2/2 kluczowe podania), Apolinarski (48 podań, 79% celności, 3/3 dryblingi), Sapała (64 podania, 89% celności, 2/2 podania kluczowe).
Pod grą był też Felicio Brown-Forbes. Tym razem napastnik beniaminka był pod grą – dostał 49 podań, o 20 więcej od Musiolika tydzień wcześniej. Rakowowi skuteczniej wychodziły też stałe fragmenty gry – już nie chodzi tylko o gola, ale i o procent SFG zakończonych strzałem. Tydzień temu skuteczność wynosiła ledwie 27%, teraz już 50%. Liczymy, że to nie będzie tylko jeden przebłysk, a tendencja, a spotkanie z Koroną będziemy mogli traktować jako wypadek przy pracy. Bo ekipa Papszuna może być przyjemnym powiewem świeżości w tej lidze.
***
No i na koniec jedenastka tygodnia według InStat Index. Absolutna dominacja Lecha Poznań (7/11 zawodników) nie dziwi.
źródło danych: oficjalne statystyki Ekstraklasa S.A. (InStat + CyronHego)