Myślenice. Baza treningowa Wisły Kraków. Pierwsza drużyna przygotowuje się pod okiem Macieja Stolarczyka do meczów PKO Bank Polski Ekstraklasy. Wśród piłkarzy między innymi Jakub Błaszczykowski, Marcin Wasilewski, Paweł Brożek. Starszyzna, wokół której rozwija się zdolna młodzież. Witamy się z Danielem Hoyo-Kowalskim. Mamy w planach jechać na krakowski rynek, by nakręcić materiał z cyklu “Patrzymy w Przyszłość”, który możecie obejrzeć poniżej. Nagle pada pytanie:
– Moglibyśmy na chwilę jechać jeszcze w jedno miejsce? Muszę złożyć papiery o przyjęcie do liceum.
Dopiero w tym momencie uświadamiamy sobie, z jak młodym człowiekiem mamy do czynienia. Daniel Hoyo-Kowalski zadebiutował w Wiśle w wieku 15 lat, 9 miesięcy i 13 dni. To oczywiście najmłodszy debiutant w historii ekstraklasowych występów “Białej Gwiazdy”. Zajął miejsce na stoperze, pozycji wymagającej odpowiedzialności i doświadczenia. Różnica wieku? Kolosalna. Ale nie było jej widać.
Marcina Robaka, ekstraklasowego weterana, powstrzymywał chłopak, który był kilkanaście dni po napisaniu testów gimnazjalnych.
Gdy Daniel Hoyo-Kowalski przychodził na świat – co zauważył na Twitterze Michał Trela – Paweł Brożek miał już w gablocie dwa mistrzostwa i Puchary Polski.
Gdy miał trzy lata, Jakub Błaszczykowski debiutował w reprezentacji.
Gdy miał sześć lat, Marcin Wasilewski doznawał okropnej kontuzji po wejściu Witsela.
Młody chłopak nie mógł myśleć wtedy, że będzie grał z nimi wszystkimi w jednej drużynie. Pewnie nawet nie był świadomy, kim oni w ogóle są. Wszystkie te wydarzenia przeżył jeszcze mieszkając w Barcelonie. Do Polski przyjechał w wieku siedmiu lat i od razu zapisał się do akademii Wisły. Hiszpania jest w nim ciągle obecna. Doskonale zna język, jeździ do Barcelony, by odwiedzać rodzinę. Na katalońskich boiskach zbierał swoje pierwsze szlify.
– Jak jest po hiszpańsku “nie kiwaj, wybij”? – pytamy.
– “No dribles, tira la fuera”. Ale tego nigdy nie słyszałem. Raczej odwrotne uwagi. Trenowałem w CE Europa, trzecioligowym klubie z Barcelony. Bardzo duży nacisk kładziono na grę na utrzymanie i technikę. Gdy już wróciłem do Polski, jeździłem na dwutygodniowe obozy w Europie. Cały czas operowaliśmy piłką. Pamiętam rozgrzewkę, w której każdy miał ustawić piłkę na szesnastym metrze, a na siatkach były zawieszone hula hopy. Za trafienie w poszczególny otwór otrzymywało się określoną liczbę punktów.
Hiszpanią przesiąknął nie tylko piłkarsko, ale i kulturowo. Gdy na obozie w Turcji musiał zaśpiewać w ramach chrztu jakąś piosenkę, wybrał hiszpańską “La Bambę”. Jest fanem serialu “Dom z papieru” i latynoamerykańskiej muzyki. Po przyjeździe do Hiszpanii od razu idzie na tapas. Osoby z otoczenia Hoyo-Kowalskiego twierdzą, że wyróżnia się mentalnością na tle kolegów. Podchodzi do piłki inaczej. Z większym luzem. Luzem pozytywnym, który sprawia, że stres go nie paraliżuje. Nie ma żadnych kompleksów.
Adrian Filipek, który trenował “Daniego” w zespole U-14: – Przejawia hiszpańską naturę. Cieszy go bardzo gra w piłkę. Czy to gra treningowa, czy meczowa. Można to było zauważyć w Ekstraklasie. Czy przeciwnikiem jest Robak czy na treningu Brożek, dla niego to po prostu gra, którą się cieszy. Piłka to dla niego zabawa, oczywiście w pozytywnym kontekście. Dzięki temu nie ma presji na zasadzie “co się stanie, jak popełnię błąd”. To go wyróżnia spośród innych chłopaków.
Daniel Hoyo-Kowalski: – Debiut? Pracowałem na to tyle lat, trenowałem, wstawałem wcześnie, nie wysypiałem się i poświęcałem się w na wielu płaszczyznach, więc stwierdziłem, że teraz muszę się z tego cieszyć. Zawsze miałem na twarzy uśmiech i próbowałem czerpać jak najwięcej. Bawić się, korzystać z tego. Nie bałem się. Uważam, że do tych czterech meczów mentalnie podszedłem bardzo dobrze.
Adrian Filipek: – Ujął mnie ten jego luz w grze. On po prostu grał.
Aleksander Buksa: – Nie było widać, że seniorzy grają z 15-latkiem. Jeśli się nie zrównał poziomem do ekstraklasowych piłkarzy, to był tego bliski. Ja się cieszę i on na pewno też. Można to uznać za najważniejsze wydarzenie w przygodzie z piłką Daniela. Takie mecze zapamiętuje się do końca życia.
Cieszenie się grą nie wyklucza pracowitości. W pewnym momencie życia Hoyo-Kowalski bardzo szybko urósł. Wciąż był przy tym – i nadal jest – dość chudy, wątły. A do tego miał problem z agresywnymi interwencjami. Brakowało mu boiskowego chamstwa. To spowodowało, że kilka lat temu musiał zostać przeniesiony z rocznika 2002 do 2003.
Adrian Filipek: – Pod względem agresji nie był na takim poziomie, co reszta. Wytłumaczyłem mu tę decyzję. Brakowało mu pewności tego, co robi na boisku. Daniel był zawsze wysoki, ale wątły. To mogło stanowić problem w jego głowie. Chodziło o bariery w mentalne, nie umiejętności. Przez bardzo dobry kontakt z trenerami Daniel to poprawił.
Daniel Hoyo-Kowalski: – Czułem problem z gibkością, mobilnością. Codziennie w domu się rozciągałem. Dalej mam rezerwy, ale nad nimi pracuję. Gdy miałem problemy z podbijaniem piłki, po szkole w ogrodzie cisnąłem dopóki nie zrobię stu podbić. Agresywność? Prawda. Dopiero w późniejszych latach nauczyłem się, że obrońca musi być bardziej agresywny.
– Talent czy pracowitość? – dopytujemy.
– Pracowitość.
Jednym z jego pierwszych trenerów był Rafał Wisłocki. Daniel wspomina: – Był asystentem trenera, potem przejął nasz rocznik. Pamiętam, że zawsze rotował nas na pozycjach. Raz grałem na stoperze, raz na ataku, raz na skrzydle, raz na bramce. Dzięki temu zawodnik się rozwija i staje się wszechstronny. To sprawiło, że czuję się dziś dobrze z przodu i przy wyprowadzeniu piłki. Rafał Wisłocki nigdy nie krzyczał, wynik był drugorzędną sprawą. Pierwszą była zawsze gra.
Zimą wszystko się pozmieniało. W klubie nie spotkali się ze sobą już jako trener i zdolny junior, a prezes Wisły Kraków i piłkarz pierwszego zespołu. Pierwszy trening Jakuba Błaszczykowskiego w Wiśle. Legenda reprezentacji pyta, kto jest najmłodszy. Hoyo-Kowalski podnosi rękę. Zostaje sparowany z Kubą i wykonuje z nim wszystkie ćwiczenia. – Nie zapomnę tego do końca życia – mówi.
Ale mentorów w Wiśle ma znacznie więcej. W swoich pierwszych tygodniach w dorosłej drużynie złapał dobry kontakt z Jesusem Imazem, z którym rozmawiał po hiszpańsku. Dużo uwag kierują do niego oczywiście Maciej Sadlok i Marcin Wasilewski.
Adrian Filipek: – Marcin Wasilewski podszedł do niego bardzo ojcowsko. Pomaga, podpowiada, koryguje. Wymaga, ale wspiera. Nie daje mu bury jak źle się zachowa na boisku. W tym momencie Daniel jest traktowany jako jeden z zawodników pierwszego zespołu. Ma zindywidualizowaną opiekę i wciąż się uczy, ale w drużynie jest już jednym z dorosłych zawodników.
I dalej: – Zawsze dużo rozmawia z trenerami po meczach czy treningach, telefonuje do nich. Dużo analizuje, chce poprawiać swoje niedoskonałości. Ma świadomość, że to nie jest koniec, nie jest gwiazdą. Dostał szansę i chce ją odpowiednio wykorzystać. Jego zachowanie nie jest sztuczne, by pokazać, jak bardzo mu zależy. Zawsze rozmawia się z nim w świadomy sposób.
Gra w pierwszej drużynie wywróciła cały plan dnia szesnastolatka do góry nogami. Na każdy trening musi dojeżdżać do oddalonych o 35 kilometrów od Krakowa Myślenic. Bez prawa jazdy to trudne. Po osiemnastce problem się skończy, babcia Daniela już obiecała, że przekaże wnuczkowi swojego Fiata Punto. Póki co musi liczyć na pomoc starszych kolegów. – Trzeba mieć bardzo poukładany plan, wizję, jak mają wyglądać następne dni i tygodnie. To wymaga dyscypliny z jego strony. Musimy wcześniej się umawiać z kolegami na dojazd, wszystko jest ustalane na bieżąco. Kiedy dojdzie szkoła, trzeba będzie w międzyczasie wziąć jeszcze książkę do ręki i nadrabiać – ocenia Aleksander Buksa, inny z wiślaków urodzonych w 2003 roku, który zbiera szlify w pierwszym zespole. Hoyo-Kowalski zwykle zabiera się z Vullnetem Bashą, z którym rozmawia w języku hiszpańskim.
Biegła znajomość hiszpańskiego to duży atut Hoyo-Kowalskiego. Operuje nim tak łatwo, jak polskim, a do tego nie ma problemów z językiem angielskim. To właśnie angielski znalazł się na jego teście gimnazjalnym. Wyniki? Obiecujące. 100% z egzaminu podstawowego i 90% z rozszerzonego. Szkoła będzie wyzwaniem jednak dopiero teraz, gdy treningi w Myślenicach są już dla Daniela codziennością.
W końcu udaje nam się spełnić prośbę piłkarza i dotrzeć do liceum. Pięć minut przed zamknięciem Daniel składa papiery do IX Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie. – Poznam nowych ludzi, bo w gimnazjum moją klasą byli koledzy z drużyny – cieszy się.
Ale zbyt wielu szans na spędzanie czasu z nowymi kolegami z klasy miał nie będzie. Plan dnia jest jasno określony. Rano Myślenice, treningi, odprawy, analizy, posiłki. Po południu powrót, po którym jest czas na studiowanie podręczników.
Już ma za sobą debiut na najwyższym szczeblu. Już pisały o nim media z całego świata. Już mentalnie jest dorosłym, ukształtowanym człowiekiem, nastawionym na cel.
Zaczyna z fantastycznego pułapu, ale wciąż przed nim bardzo długa droga. Oby pokonywał ją w takim tempie, jak w ostatnich miesiącach. I pomyśleć, że jeszcze w sezonie 2017/18 podawał piłki na meczach przy Reymonta.
WIDEO I TEKST: JAKUB BIAŁEK i MATEUSZ STELMASZCZYK
Fot. własne / 400mm.pl / newspix.pl