– Trzeba pochwalić Śląska Wrocław – zarządził dzisiaj redaktor prowadzący.
Wszyscy zrobili wielkie oczy, bo nikt nie pamiętał, kiedy ostatnio w redakcji padło takie zdanie. Czy było to już po tym, gdy przestaliśmy używać lamp naftowych, czy może jeszcze przed? W każdym razie bardzo dawno. No, ale trudno: jakkolwiek długo nie pisaliśmy ciepłych słów o grze wrocławian, tak teraz po prostu warto to zrobić. Śląsk zasługuje na parę komplementów.
Przede wszystkim można zwrócić uwagę, że Śląsk wygrał sześć meczów z rzędu w lidze. Owszem, ta seria jest rozbita na dwa sezony, ale też nie deprecjonujmy końcówki poprzednich rozgrywek – wrocławianie nie grali wówczas o pietruszkę, tylko walczyli o życie. I jeśli spojrzeć na czas od powrotu Śląska do Ekstraklasy, taka seria nigdy się tej ekipie nie przydarzyła. Ani wtedy, gdy Tadeusz Pawłowski obiecał w grupie spadkowej po dniu wolnym więcej za każdą wygraną, wówczas zwycięstwa przedzielił remis z Cracovią, ani w roku mistrzowskim, kiedy banda Lenczyka wygrała maksymalnie cztery spotkania z rzędu.
Można kpić, że w poprzednim sezonie Śląsk sam się zmusił do takiej, a nie innej serii gier, natomiast mimo wszystko trzeba mu oddać, że pokazał charakter. To też w jakiś sposób budowało ten zespół. I teraz gdy wrocławianie bardzo długo przegrywali z Piastem Gliwice, również potrafili odwrócić wynik. Z kolei my potrafimy sobie wyobrazić, że jeszcze parę miesięcy temu Śląsk dałby sobie spokój, gdyż byłby niepewny siebie i brakowałoby mu woli walki. A tutaj, szczęśliwie, bo szczęśliwie, udało się im ograć mistrza Polski na swoim boisku.
Wiedzieliśmy, że Lavicka będzie potrzebował czasu, by ogarnąć tę bandę, ale też widzieliśmy jego CV i po prostu trzeba było wierzyć w jego umiejętności. I cóż, z przygodami, naturalnie, ale Śląsk idzie w sensowną stronę. Tak wygląda tabela PKO Bank Polski Ekstraklasy tylko za ten rok:
90minut.pl
Znów musimy wziąć pod uwagę, że pod koniec tamtego sezonu wrocławianie bili się z Miedzią i Sosnowcem, a nie Legią i Piastem, natomiast to czwarte miejsce i tak jest sporym zaskoczeniem. Warto też spojrzeć na to, że tylko Piast tracił mniej goli od Śląska, a że starsze od świata piłkarskie porzekadło przekonuje o konieczności budowaniu drużyny od tyłu, musimy też ten punkt czeskiemu szkoleniowcowi zaliczyć.
Co nam się jeszcze podoba w Śląsku? Polskość. Wrocławianie mają w składzie sześciu obcokrajowców, tylko trzy zespoły w lidze chętniej korzystają z usług Polaków. Co więcej, warto zauważyć, że młodzieżowiec w Śląsku nie jest zapchajdziurą czy gościem dalszego planu, który gra, ponieważ ktoś musi. Nie, Płacheta ma być w perspektywie czasu najlepszym piłkarzem zespołu i też trzeba pochwalić wrocławian, że udało się go wyciągnąć. To przyjemna zmiana po szukaniu pomocy u cudaków pokroju Tarasovsa.
I… stop.
Co za dużo, to niezdrowo. Z jednej strony doceniamy lepszy moment Śląska Wrocław, natomiast absolutnie wszyscy musimy pamiętać, że to jednak tylko moment. Za nami ledwie dwie kolejki i nie ma co pompować balonika. Wrocławianie na dziś to nawet nie jest ta sama półka potencjału i oczekiwań co Pogoń Szczecin, w której widzimy naturalnego kandydata do rewelacji sezonu. Śląsk po prostu musi dalej pracować, krok po kroku odbudowywać markę, ale koniecznie nie myśleć o pucharach czy wręcz mistrzostwie, a tego, patrząc na oprawę, chcieliby kibice. Szanse na to są wciąż bardzo malutkie, o czym zresztą mówił Jakub Łabojko przed sezonem, twierdząc, że w pierwszej kolejności celem dla Śląska powinien być awans do ósemki.
I trzeba mu przyznać rację, gdyż Śląska w ósemce brakuje od sezonu 14/15. Kawał czasu. Dlatego doceniamy coraz bardziej pracę Lavicki, ale też będziemy ją regularnie sprawdzać. Start jest bardzo udany, natomiast do laurów i bardziej odważnych pochwał, droga jest jeszcze bardzo, ale to bardzo daleka.
Fot. 400mm.pl