Według Fabrizio Romano – włoskiego dziennikarza współpracującego z brytyjskim Guardianem – już tylko ostatnie formalności dzielą Patricka Cutrone od przenosin z AC Milanu do Wolverhampton Wanderers. Transfer włoskiego napastnika jest ciekawy z kilku względów. Po pierwsze – Krzysztof Piątek traci chyba najpoważniejszego w tej chwili konkurenta do gry w pierwszym składzie Rossonerich. Po drugie – pewne zdumienie budzi kwota transakcji. Według Romano, angielski klub zapłaci za Włocha tylko 18 milionów euro, a z bonusami kwota może być ewentualnie o cztery bańki wyższa.
Dlaczego 21-letni napastnik, w którym wielu kibiców Milanu upatrywało nadziei na lepsze jutro, żegna się z klubem tak szybko i tak tanio?
W ubiegłym sezonie Cutrone zagrał w 34 meczach ligowych Milanu. Całkiem imponująca liczba występów, która na pierwszy rzut oka mogłaby świadczyć o tym, że młody zawodnik ma za sobą udany czas. Lecz bardziej wnikliwy obserwator natychmiast dostrzeże, że coś tu nie gra. W sumie Patrick spędził na boiskach Serie A ledwie 1438 minut. W październiku, listopadzie i grudniu dostawał sporo szans w wyjściowe jedenastce, występując często u boku Gonzalo Higuaina (Milan zaliczył wtedy wstydliwą passę czterech meczów ligowych bez strzelonego gola), ale generalnie – grywał przede wszystkim ogony. Zwłaszcza od momentu, gdy na San Siro za sporą sumkę trafił Krzysztof Piątek. Polski napastnik nie miał najmniejszych problemów z przystosowaniem się do gry w nowym zespole. Natychmiast potwierdził doskonałą dyspozycję, szybko rozsupłał worek z bramkami i podbił serca mediolańskich kibiców. Cutrone musiał zatem pogodzić się z rolą rezerwowego. Kiedy w końcowej fazie rozgrywek polski napastnik trochę wyhamował, jego pozycja była już zbyt mocna, by Włoch mógł skutecznie się odkuć.
W sumie Cutrone zdobył ledwie trzy bramki w lidze. Dorzucił też cztery trafienia w Lidze Europy i dwa gole w Coppa Italia. Bez szału. Choć trzeba podkreślić, że na europejskiej arenie nieźle się rozbrykał. Można w sumie powiedzieć, że był największym poszkodowanym przedwczesnego odpadnięcia Milanu z LE. Rossoneri polegli już w fazie grupowej rozgrywek.
Dla Cutrone sezon 2018/19 był zatem okresem dość kiepskim. Wychowanek Milanu regularne strzelanie rozpoczął rzecz jasna jeszcze jako młodzieżowiec, imponując zdobyczami bramkowymi w Primaverze. Gdy w sezonie 2017/18 został włączony na stałe do seniorskiej kadry Milanu, również nie pękł. Zdobył aż dziesięć goli w Serie A, co ustawiło go w tym samym gronie, co paru legendarnych włoskich napastników. Żółtodziobom trudno o dwucyfrową liczbę trafień na włoskich boiskach, a Cutrone potrzebował do tego mniej meczów i mniej minut, niż dostał od trenera w poprzednich rozgrywkach. Nie potrzeba sięgać do szuflady po lupę, żeby zauważyć regres formy.
Nie można w nieskończoność jechać na uroku osobistym i wspomnieniu zwycięskiego trafienia w derbach.
No dobra, skoro było tak marnie, to skąd zatem zdziwienie tym transferem? Żeby to wyjaśnić, trzeba odrobinę cofnąć się w czasie.
Cutrone na świat przyszedł w Lombardii, choć nie w Mediolanie. Urodził się 3 stycznia 1998 roku w Como. Jednak jego talent był na tyle oczywisty, że najpotężniejsze kluby w regionie – czyli rzecz jasna Milan i Inter – zwróciły na niego uwagę bardzo wcześnie. Chłopiec biegał jeszcze po kameralnym boisku lokalnego GS Parediense, gdy został przyuważony. – Tutaj wszystko się zaczęło – wspominał napastnik w rozmowie z klubową telewizją Milanu, spacerując po swoim pierwszym boisku. – Właśnie tu zacząłem grać w piłkę. Mój klub nazywał się w tamtym czasie Parediense, dzisiaj to już Colverde. Nastąpiła fuzja kilku okolicznych zespołów po zmianach administracyjnych i powstała z tego nowa drużyna. Ja już jako dziecko trenowałem z zawodnikami starszymi od siebie. O dwa, czasem trzy lata. Pamiętam z dzieciństwa szczególnie jeden mecz – gdy trener ustawił mnie w defensywie. Byłem wściekły. Na znak protestu kucnąłem i przestałem biegać. Uznałem, że nie będę się ruszał.
Chłopak zdecydowanie nie lubił, gdy na boisku – i w życiu – ograniczano jego swobodę. – Kiedy chodził do podstawówki, jego nauczyciele ciągle do mnie wydzwaniali. Nie potrafili go okiełznać – wspomina mama piłkarza, Eleonora. Ojciec, Pasquale, dodaje: – To była codzienna wojna. Każdego dnia zastawaliśmy w domu zniszczenia. Potłuczone doniczki, szklanki. Nawet gdy chodził do przedszkola dostałem telefon z pretensjami, że Patrick coś zbił piłką! Cały czas grał. Gdy nie było na boisku rówieśników, na bramce stawiał dziadka.
Dziewięcioletni Cutrone został w końcu zaproszony na swego rodzaju testy przez Milan, Inter i Monzę. Wraz z rodzicami zdecydował się na akademię piłkarską Rossonerich. W czerwcu 2007 roku oficjalnie włączono go w jej szeregi. Nie wyobrażał sobie nigdy życia bez futbolu – treningi w Milanie były szansą na spełnienie futbolowych marzeń i ambicji, które towarzyszyły mu… właściwie od zawsze.
– Dla nas to pierwsze boisko już było jak San Siro. Każde wyjście na mecz było spełnieniem marzenia. Wiąże się z tym mnóstwo wspomnień – opowiadał.
Skaut mediolańskiej drużyny wypatrzył Cutrone podczas prestiżowego turnieju piłkarskiego Mascatelli. W jednym ze spotkań lokalny gwiazdor przejął piłkę w środku pola i momentalnie przelobował bramkarza uderzeniem z dalszej odległości. Strzelał jak na zawołanie, dominował na boisku. Ponoć łowca talentów musiał po tamtym spotkaniu zbierać szczękę z podłogi i szybko zasygnalizował „górze”, że przyuważył w Como prawdziwą, piłkarską perełkę. – Już jako dziecko Patrick strzelał naprawdę mnóstwo goli – przyznaje Vincenzo Riggi, były prezes Paredense, w rozmowie z MilanTV. – W swoim ostatnim sezonie rozegranym u nas zdobył ich ponad sto. Wtedy dzieciaki z naszej okolicy obserwował dla Milanu pan Rampoldi. On skontaktował nas z klubem. Razem z ojcem Patricka pojechałem do Mediolanu, żeby podpisać kontrakt.
W młodzieżowych strukturach Milanu młody napastnik odnalazł się jak ryba w wodzie.
Mauro Bianchessi, jeden z dyrektorów akademii, wprost rozpływał się nad talentami Cutrone, nazywając napastnika „swoim małym klejnotem”. – Patrick od dziecka miał fenomenalne, naturalne predyspozycje do zdobywania bramek. Jego ojciec przed przenosinami do naszej akademii miał pewne wątpliwości. Czuł, że chłopiec nie jest jeszcze gotowy na Milan, że to za duży przeskok dla dziecka. Zaprosiłem ich obu do ośrodka Vismara, pokazałem nasze obiekty, przedstawiłem nasz sportowy projekt. Udało mi się przekonać ojca, że naprawdę zależy nam na jego synu. Zapłaciliśmy za kartę Patricka 1500 euro. Musieliśmy działać szybko – tydzień wcześniej chłopak miał testy w Interze, podczas meczu kontrolnego strzelił osiem bramek. Na szczęście kiedy Inter odezwał się ponownie do państwa Cutrone, Patrick był już nasz.
Sam zawodnik otwarcie przyznaje, że długo nie wierzył, iż zdoła osiągnąć w futbolu poziom profesjonalisty. Choć wskazywały na to wszystkie znaki na niebie i ziemi – napastnik reprezentował Włochy na wszystkich szczeblach młodzieżowego futbolu, zaczynając od kadry u-15 w 2013 roku, kończąc na piętnastu występach w reprezentacji u-21 i debiucie w seniorskim zespole. Wprawdzie zawsze zdradzał pewne deficyty, jeżeli chodzi o przygotowanie techniczne, lecz i tak zapowiadał się na klasową, twardą dziewiątkę. Miał doskonałe wyczucie przestrzeni w szesnastce. Wiedział gdzie się ustawić, by oszukać obrońcę i dopaść do piłki. – Ten chłopiec z mediolańskiej akademii może być kimś więcej, niż tylko cenną alternatywą na ławce rezerwowych – piał z zachwytu włoski dziennikarz, Salvatore Trovato. – Estetyka gry nie jest jego najmocniejszą stroną, ale to i tak zawodnik stojący w drzwiach wiodących ku wielkiemu futbolowi. Na boisku jest crackiem. Jego obecność zmienia przebieg spotkania.
– Zacząłem rozumieć, że może mi się udać dopiero dwa lata temu, gdy zacząłem występować w meczach towarzyskich z pierwszym zespołem – powiadał Cutrone w marcowym materiale The Players’ Tribune. – Strzeliłem gola w meczu z Bayernem Monachium. Potem wystąpiłem jeszcze w paru sparingach. Zrozumiałem, że trener pierwszego zespołu coraz mocniej we mnie wierzy. Potem zaczęły się występy w Serie A, w Lidze Europy.
Oficjalny debiut w rozgrywkach Serie A Cutrone zanotował w maju 2017 roku. Jeszcze jako nastolatek pojawił się na boisku na pięć ostatnich minut starcia z Bologną. Milan prowadził 3:0 i trener Vincenzo Montella mógł z czystym sumieniem dać młodemu kilka chwil zaufania. Intencją ówczesnego szkoleniowca Rossonerich było, żeby największy gwiazdor młodzieżówek Milanu pozostał w strukturach klubu. Rozwijał się właśnie na San Siro, a nie podczas wypożyczenia do jakiegoś włoskiego średniaka. – Chłopcy bardzo dobrze się rozwijają, dziękujemy sektorowi młodzieżowemu Milanu. Patrick może zostać, udowodnił, że zasługuje na miejsce w naszej kadrze. W tej chwili nie ma żadnego zamiaru z mojej strony, ze strony klubu, czy samego chłopaka, by odsyłać go do innego klubu. Myślę, że może się bardzo rozwinąć również, jeśli pozostanie w Milanie – mówił w sierpniu 2017 roku Montella, cytowany przez acmilan.com.pl. Potem Patrick opowiadał uprzejmie, że Montelli w swojej karierze zawdzięcza najwięcej.
Wydawało się jasne – działacze i sztab Milanu widzą w Cutrone chłopaka, który raczej prędzej niż później zostanie podstawową dziewiątką w klubie.
Marcin Długosz, redaktor wspomnianego portalu, opowiadał przed rokiem w rozmowie z Weszło: – Poprzednie trzy sezony na poziomie Primavery to 47 trafień Cutrone i często także opaska kapitana. Ten dorobek mówi więc sam za siebie. Jeżeli szukać definicji „utalentowanego juniora”, to Cutrone wpisuje się w nią idealnie. Wiadomo jednak, że – abstrahując od całego kryzysu klubu i słabych wyników – nie jest łatwo wskoczyć do takiej drużyny jak Milan. Większość sezonu 2016/2017 Patrick przepracował jednak na treningach z pierwszym zespołem i sam niejednokrotnie podkreślał, jak dużo mu to dało w kontekście jego aktualnych wyników. Nie może uciec od porównań z Filippo Inzaghim, bo ma pewną cechę, która w obecnym sezonie objawiła się już nie raz: piłka szuka w polu karnym każdej części jego ciała. Potrafił już pokonać bramkarza kostką, karkiem, a nawet… nadgarstkiem, czego w meczu z Lazio nie wychwycił VAR. Patricka cechuje ogromne zaangażowanie, determinacja i nieustępliwość – w każdej minucie meczu. Jak na swój młody wiek jest silny fizycznie i potrafi walczyć z obrońcami bark w bark, a także radzi sobie z przyjmowaniem dalekich podań oraz stwarzaniem kolegom szansy na rozprowadzenie ataku.
Wspominany już sezon 2017/18 okazał się przełomowy. Cutrone utrzymał zaufanie Montelli, a gdy go zwolniono, udało mu się też wkraść w łaski Gennaro Gattuso. Stali bywalcy Curva Sud szybko pokochali wychowanka, który bardzo eksplozywnie okazywał radość po strzelonych golach, demonstrując przy okazji przywiązanie do klubowych barw. Klepanie się po herbie, te sprawy.
No i swoim golem wyrzucił Inter za burtę Pucharu Włoch.
– To najpiękniejszy moment mojego życia – opowiadał napastnik. – Suso dośrodkował piłkę, ja urwałem się za plecami obrońcy i strzeliłem gola. Zacząłem się cieszyć, ściągnąłem nawet koszulkę. Było zimno, jakieś dwa stopnie, ale to przecież był najważniejszy gol w moim życiu! Piękna chwila. Mój tata po meczach nigdy nie mówi mi: „źle zagrałeś”, albo „dobrze zagrałeś”. Pyta tylko, czy dobrze się bawiłem. I to staram się robić. Dawać z siebie wszystko i czerpać radość z futbolu.
Co ciekawe – Cutrone wśród swoich idoli nie wymienia w pierwszej kolejności największych legend Milanu, na czele ze wspominanym już SuperPippo, z którym zresztą miał okazję współpracować w szkółce Milanu. Inspiracją dla Patricka jest… Mattia Destro. – Mam ogromny respekt do Inzaghiego – zapewnia Cutrone. – Jeżeli chodzi o młodszych zawodników, moim idolem jest Andrea Belotti, a spośród piłkarzy zagranicznych – Alvaro Morata.
Jako się jednak rzekło – sezon 2018/19 nie był już dla Cutrone zbyt udany. Najpierw podstawową dziewiątką Milanu był Gonzalo Higuain, z którym Patrick jeszcze w 2015 roku fotografował się jako fan. A potem na San Siro wylądował będący na fali Krzysztof Piątek. Gennaro Gattuso szukał sposobu, by mimo wszystko znaleźć dla wychowanka pozycję w wyjściowej jedenastce. Kombinował z grą na dwóch napastników, szukał dla Patricka miejsce na skrzydle, chcąc uczynić z niego mediolańską odpowiedź na Mario Mandżukicia. Ale Cutrone to snajper, lis pola karnego. Lubi wziąć obrońcę na plecy, rozepchnąć się. Trudno dopasować do niego inną rolę na boisku.
Luigi Di Biagio, który prowadził Cutrone w reprezentacji u-21 i dał mu zadebiutować w seniorskiej drużynie, gdy objął ją w roli tymczasowego selekcjonera, jest jednak innego zdania. – Moim zdaniem Cutrone stanowił dobre uzupełnienie dla Higuaina, mógłby grać również w duecie z Piątkiem. Dałem mu zadebiutować w kadrze, bo jest numerem trzy w mojej prywatnej hierarchii włoskich napastników. Wyżej cenię tylko Immobile i Belottiego.
Nowy szkoleniowiec Milanu, Marco Giampaolo, w swoim poprzednim klubie często stosował ustawienie z dwójką napastników. Nie wygląda jednak na to, by w swoim kajeciku zanotował nazwisku „Cutrone” wśród piłkarzy, którzy go szczególnie kręcą paletą swoich zdolności.
W składzie Milanu jest Piątek, jest też powracający z Hiszpanii Andre Silva, choć ten drugi wpadł do Mediolanu zapewne tylko na chwilę. Plus kilku zawodników, którzy mogą się z powodzeniem odnaleźć w roli zawodnika podwieszonego za wysuniętym snajperem. Dla Cutrone zrobiło się na San Siro trochę zbyt ciasno. Tym bardziej, że napastnik zapewne sam czuje, iż ucieka mu czas. Jest już otrzaskany z profesjonalnym futbolem, zebrał doświadczenie w świecie calcio i w europejskich pucharach. Strzelił kilka bramek z rywalami dużego kalibru. Zadebiutował w kadrze. Patrick ma podstawy czuć, że skończył się już dla niego czas czekania, a nadszedł czas regularnego grania. W 2018 roku Włoch zajął czwarte miejsce w plebiscycie Golden Boy, stając w towarzystwie takich złotych chłopców jak Trent Alexander-Arnold, Matthijs De Ligt czy Vinicius Junior.
Pytanie – czy stadion Molineux w Wolverhampton to odpowiedni kierunek dla Cutrone?
Już sam wyjazd za Włoch byłby przecież dla niego swego rodzaju życiową rewolucją. Chłopak cały czas trzyma się blisko rodzinnych stron, żyje w towarzystwie rodziców, wysłuchuje po każdym spotkaniu bezcennych rad swojego taty. Na pewno aklimatyzacja w nowym środowisku nie będzie dla niego prostym zadaniem, choć z drugiej strony – taka życiowa rewolucja mogłaby uwolnić w nim siłę mentalną, o której dotychczas nie zdawał sobie sprawy.
Ważniejsze są jednak kwestie boiskowe. Choć Włochowi na pewno nie można odmówić wielkiej inteligencji w grze, dobrego wyczucia szesnastki, nie jest to napastnik kompletny. Brak mu szybkości i – co jeszcze ważniejsze – przyspieszenia. Ma trudności z tym, żeby urwać się obrońcom na kilku metrach i zrobić w ten sposób przewagę na boisku. Jeżeli chodzi o grę piłką, rozegranie – też trudno upatrywać w tych aspektach wielkich atutów Cutrone. Jest okej, przyzwoicie – nic więcej. To po prostu dziewiątka. Najbardziej klasyczna z możliwych, napastnik w starym stylu. We współczesnym futbolu takich piłkarzy zwykło się jednak postrzegać jako odrobinę ograniczonych. Jeżeli drużyna nie jest skonstruowana w taki sposób, by wydobyć z nich wszystkie zalety, bywają na boisku bezużyteczni, notują puste przeloty.
Sprawa wyglądałby zresztą inaczej, gdyby Cutrone rzeczywiście strzelał jak na zawołanie. Dotychczas w seniorskim futbolu nie doczekaliśmy się z jego strony jakiejś sensacyjnej eksplozji strzeleckiej formy. Stąd skromna kwota odstępnego, o jakiej informował cytowany już Fabrizio Romano nie może w gruncie rzeczy aż tak bardzo dziwić.
Z drugiej strony – kto jak kto, ale akurat Cutrone swoją boiskową postawą wlewał trochę radości w poranione w ostatnich latach serca kibiców Milanu. Można mu odmawiać techniki, ale na pewno nie waleczności, wręcz zawziętości. Na boisku wypruwał z siebie żyły, albo i nawet flaki. No i to wciąż jest jeszcze młody chłopak. W swój piłkarski prime-time wkroczy za pięć, siedem lat. A doświadczenia zebrał w Milanie sporo. Właśnie po to, by ku chwale tego Milanu grać, a nie szwendać się gdzieś po Wyspach Brytyjskich. Trudno dostrzec logikę w tym, że kolejni managerowie Rossonerich budowali pozycję Patricka w zespole, by ten teraz odszedł z Mediolanu za 20 milionów, podczas gdy klub równolegle chce zainwestować dwa razy tyle w Angela Correę. Mówi się też o Rafaelu Leao z Lille.
Co w tym wszystkim najdziwniejsze – Cutrone wcale nie musi być podstawowym napastnikiem w Wolverhampton. Ten specyficzny klub ma mocarstwowe ambicje i kilku naprawdę poważnych zawodników w składzie. W tym Raula Jimeneza – meksykański snajper w minionych rozgrywkach zdobył 13 goli i dorzucił do tego osiem asyst, imponując formą i wpływem na postawę całego zespołu w ofensywie. Na pewno jeden z najciekawszych napastników w całej Premier League. W tle czają się też inni chętni do grania. Trener Nuno Espirito Santo w końcowej fazie sezonu 2018/19 najchętniej decydował się na grę ustawieniem 3-5-2, a zatem Włoch – jeżeli dogada się ostatecznie z Wolverhampton – znów będzie musiał grać w duecie, a nie typowo na szpicy, w towarzystwie dwóch skrzydłowych.
Trudno powiedzieć, komu w Mediolanie zależy w tej chwili najbardziej na sprzedaży Cutrone. Czy samemu zawodnikowi, który chce grać częściej? A może nowemu trenerowi, któremu marzą się inni napastnicy? Albo działaczom, chcącym pilnować budżetu, a do tego potrzeba przecież zysków z transferu? Najbardziej prawdopodobne wydaje się to ostatnie wyjaśnienie. Problemy mediolańskiego klubu z mieszczeniem się w twardych ramach Finansowego Fair Play są znane nie od dziś i nie od wczoraj. Klub po prostu musi ściągać jakieś pieniądze z rynku transferowego. Na Cutrone dużo się nie zarobi, ale zawsze jest to jakaś kwota do zaksięgowania.
– Kibice Milanu są rozwścieczeni – mówi włoski dziennikarz, Vito Angele, w rozmowie z brytyjską prasą. – Cutrone to zawodnik mocno związany z klubem. Ale władze Milanu chcą dokonać rewolucji w ataku. Prawdopodobnie będą również starali się sprzedać gdzieś Andre Silvę, nawet ze stratą. Jego również Jorge Mendes ma zaproponować Wolves.
Cóż – można zatem zakładać, że – oprócz kibiców – najmniej uradowany całą sytuacją jest sam zawodnik. Jednak może się jeszcze koniec końców okazać, że wszyscy skończą niezadowoleni z tego dziwnego transferu.
MK
fot. NewsPix.pl