– Jeśli odpadniemy, będzie trudno, ale oczywiście jesteśmy gotowi na dwa scenariusze. Możliwe, że w przypadku negatywnego trzeba będzie szukać przychodów. Robić ruchy kadrowe w celu ograniczenia wydatków. To nie żadna tajemnica. Wierzę jednak, że chłopcy sprostają zadaniu. Wiedzą, o co walczą dla klubu i siebie. Mają zagwarantowaną świetną premię. Udało mi się przeforsować na zarządzie jedną z najwyższych w historii – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” dyrektor sportowy warszawskiej Legii Radosław Kucharski.
SUPER EXPRESS
Jan Tomaszewski jak zwykle nie gryzie się w język i mocno siada na warszawskiej Legii.
– Jeśli piłkarze Legii twierdzą, że ich styl nie jest zły i mówią o potrzebie czasu, to znaczy, że nie są prawdziwymi legionistami. Jak ja to mówię, to Legia Cudzoziemska, która ma gdzieś kibiców, a interesuje się jedynie wypełnieniem kontraktów i pieniędzmi – nie owija w bawełnę Jan Tomaszewski, legendarny bramkarz. – Bajki o tym, że potrzebują czasu, to zawodnicy mogą opowiadać u cioci na imieninach. Jeśli ktoś ciągle mówi o zgraniu, to chyba uważa, że kibice są kretynami i nam wszystko można wcisnąć – dodaje Tomaszewski.
Sead Kolasinac obronił Mesuta Oezila i jego żonę przed atakiem nożowników.
– Daj mi swój zegarek! – krzyknął do Kolasinaca jeden z nich. Drugi próbował wsiąść do samochodu Oezila, pewnie z zamiarem sterroryzowania pasażerów i porwania auta. Bandyci zadarli jednak z niewłaściwym Kanonierem. W internecie prawdziwą furorę robi już nagranie z monitoringu, na którym dzielny Kolasinac biega dookoła auta Oezila, okładając pięściami zaskoczonych napastników.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dyrektor sportowy Legii Warszawa Radosław Kucharski w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” odkrywa nieco kulis trwającego okienka transferowego w Legii.
Ile mógł pan wydać w tym oknie?
– Mniej niż 200 tysięcy euro przed transferem Sebastiana Szymańskiego. Po jego odejściu dostałem zielone światło, żeby wydać więcej. Dziś stanęliśmy na 1,8 miliona euro, w co wchodzi wykup Cafu. Solidna kwota.
Jak dużym problemem byłby dla was kolejny już rok bez europejskich pucharów?
– Bardzo dużym. Jak zawsze. Nie chodzi nawet o aspekt finansowy, ale całą otoczkę – budowania marki i atmosfery. Liga Europy to dziś cel nr 1. Pod tym kątem zainwestowaliśmy. Chcieliśmy ograniczyć przypadek, np. kontuzje i brak odpowiedniego zmiennika. Dziś nie ma o tym mowy. Poziom zespołu jest utrzymany. Jeśli odpadniemy, będzie trudno, ale oczywiście jesteśmy gotowi na dwa scenariusze. Możliwe, że w przypadku negatywnego trzeba będzie szukać przychodów. Robić ruchy kadrowe w celu ograniczenia wydatków. To nie żadna tajemnica. Wierzę jednak, że chłopcy sprostają zadaniu. Wiedzą, o co walczą dla klubu i siebie. Mają zagwarantowaną świetną premię. Udało mi się przeforsować na zarządzie jedną z najwyższych w historii.
Ile?
– Dokładnej liczby nie zdradzę, ale to kwota powyżej trzech milionów złotych.
Mistrzostwa Europy U-21 odmieniły Karola Filę.
– Po mistrzostwach dzwonił do mnie Piotrek Stokowiec i mówił, że Karol wrócił do klubu pewny siebie, odmieniony – opowiada trener reprezentacji do lat 21 Czesław Michniewicz. – Podczas turnieju grał przeciwko świetnym piłkarzom, jeśli w takich starciach sobie poradził, to normalne, że teraz nie panikuje, grając w eliminacjach Ligi Europy – dodaje szkoleniowiec, który po raz pierwszy postawił na piłkarza Lechii dopiero w marcu. Fila zagrał w spotkaniu z Anglią, wcześniej nie miał na koncie ani jednego występu w żadnej z juniorskich reprezentacji.
Szybko zapracował na zaufa- nie Michniewicza, na młodzieżowych mistrzostwach zastąpił Roberta Gumnego, zagrał we wszystkich trzech spotkaniach. I zwrócił na siebie uwagę zachodnich klubów, mówi się o zainteresowaniu m.in. Sampdorii czy Atalanty.
Jean Carlos Silva przebył w Wiśle drogę od piłkarza testowanego do podstawowego w try miga.
Szóstego lipca Jean Carlos Silva grał w sparingu Wisły Kraków z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:0) jako jeden z testowanych zawodników. Po tamtym meczu oraz wcześniejszym sprawdzianie z Sandecją Nowy Sącz (0:1) trener Maciej Stolarczyk wydał na temat Brazylijczyka pozytywną opinię i wychowanek Realu Madryt podpisał z Białą Gwiazdą dwuletni kontrakt. Mało kto się spodziewał, że równo dwa tygodnie później pomocnik będzie już podstawowym piłkarzem krakowskiej ekipy. W meczu ze Śląskiem (0:1) na inaugurację sezonu rozegrał dziewięćdziesiąt minut i spisał się całkiem poprawnie. Jest też praktycznie pewniakiem do wyjściowego składu na starcie z Lechią (niedziela, 17.00). W czternaście dni 23-latek zaliczył błyskawiczny awans w hierarchii zespołu.
Runje, Kwiecień i Savković wkrótce wracają do gry. W Jagiellonii trener Ireneusz Mamrot będzie mieć bogactwo wyboru.
Najbliżej powrotu wydaje się być chorwacki obrońca.
– Ivan jest w treningu od trzech tygodni. Pierwsze siedem dni ćwiczył indywidualnie. Nadrabiał głównie zaległości tlenowe. Od dwóch tygodni pracuje z drużyną – mówi trener Jagiellonii Ireneusz Mamrot.
Runje to lider białostockiej defensywy. W poprzednim sezonie wystąpił w 30 meczach ekstraklasy, w których strzelił trzy gole. Z nim jagiellońska obrona jest zdecydowanie silniejsza.
Nieco gorzej wygląda sytuacja Kwietnia. Defensywny pomocnik dopiero ma wznowić treningi.
Śląsk z szansą na rekord. Brakuje do niego tylko jednej wygranej.
Kiedy Vitezslav Lavička obejmował zimą Śląsk, sam żartobliwie przypominał, że etymologia jego imienia wywodzi się od czeskiego słowa „vitezstvi” (zwycięstwo). W wolnym tłumaczeniu na polski nazywa się zatem „Zwycięsław” i zaraz może to się okazać bardzo na czasie: jeśli poprowadzi drużynę do zdobycia kompletu punktów z Piastem, będzie to szósta z rzędu ligowa wygrana wrocławian. To byłby nowy ekstraklasowy rekord klubu. Śląsk miewał dłuższe serie, ale nigdy na najwyższym poziomie ligowym.
Idąc za trendami, Podbeskidzie również ma swojego Hiszpana w ataku. Króla strzelców I ligi Valerijsa Sabalę ma zastąpić Ivan Martin z Odry Opole.
Gole dla ekipy Krzysztofa Bredego ma w najbliższych miesiącach strzelać Ivan Martin, Hiszpan kupiony z Odry Opole. 24-latek w zespole Mariusza Rumaka zdobył w poprzednich rozgrywkach pięć bramek w dwudziestu sześciu spotkaniach. – Dobraliśmy takiego, który najbardziej nam pasował – podkreśla prezes Bogdan Kłys. Nad transferem bielszczanie pracowali już od dawna, ale nie udało się go dopiąć wcześniej. – Chcieliśmy kogoś, kto by pasował do naszego pomysłu. Udało nam się go pozyskać. To zawodnik, który cały czas był w regularnym treningu i przygotowywał się do sezonu. To ostatni element naszej układanki, choć zostawiamy sobie miejsce w kadrze, by sondować rynek do końca okna transferowego – tłumaczy trener Brede.
Co dalej z Arkadiuszem Milikiem? Polak znalazł się w samym środku transferowego domino, jego odejście mogłoby wymusić przyjście Mauro Icardiego.
Dwukrotny król strzelców Serie A nie ma już przyszłości w Interze Mediolan po zeszłorocznych konfliktach ciągnących się miesiącami. Dyrektor sportowy Giuseppe Marotta przyznał, że nie ma go w planach klubu, a sam Icardi opamiętał się i pogodził z odejściem. Pierwotnie groził, że zostanie w zespole, by pobierać pensję. – To dobry człowiek i pomógł nam wieloma golami w przeszłości. Jesteśmy pewni, że znajdziemy dla niego dobre rozwiązanie – zapewnił prezydent Interu Steven Zhang. Jednym z zainteresowanych Icardim jest właśnie Napoli, a według dziennikarzy „La Gazzetta dello Sport” klub rozważa na tej linii wymianę napastników, w którą miałby wejść reprezentant Polski. Dodali również, że wtedy neapolitańczycy musieliby dopłacić Interowi około 20 milionów euro.
SPORT
Jeszcze rok temu mówiło się, że Tomasz Loska z Górnika budzi zainteresowanie klubów z dużych lig, dziś nie ma po nim śladu. Zamiast tego Loska może trafić na Słowację.
Jeszcze wiosną mówiono, że Loska może trafić do Lecha. Temat jest już jednak nieaktualny. Wiele wskazuje, że bramkarz wyląduje za południową granicą. Ma trafić do beniaminka słowackiej Super Ligi, FK Pohronie. To klub z miejscowości Żar nad Hronem, założony ledwie 7 lat temu, a od nowego sezonu gra w ekstraklasie. W pierwszym meczu drużyna z tej 20-tysięcznej miejscowości przegrała u siebie ze Slovanem Bratysława 1:3. Całe spotkanie w jej barwach rozegrał Mateusz Zachara, w poprzednim sezonie gracz Rakowa Częstochowa, a wcześniej napastnik Górnika.
Jorge Felix bardzo żałuje, że nie udało się Piastowi wygrać wyżej z Riga FC.
Jak to możliwe, że sprezentowaliście im aż dwie bramki?
– To rzeczywiście było coś szalonego. Zwykle się nie zdarza, żeby „Pietro” (Marcin Pietrowski – przyp. red.). popełniał takie błędy. Ale taki czasami jest futbol, że pomyłki się zdarzają.
W końcówce uratował pan drużynę, zdobywając dwie bardzo ważne bramki, które dały zwycięstwo.
– Cieszę się i z tych goli, i oczywiście z wygranej. Uważam jednak, że aby sprawiedliwości stało się zadość, to powinniśmy to spotkanie wygrać różnicą dwóch, a nawet trzech bramek. Dałoby to większą pewność siebie przed meczem w Rydze.
Zadowolenie z gry Lechii, a z drugiej strony niedosyt, bo Broendby było do ogrania jeszcze wyżej – takie uczucia dominują po starciu zdobywcy Pucharu Polski z Duńczykami.
Z tym, że Lechia zagrała dobre spotkanie, zgodził się szkoleniowiec Broendby. – Spodziewałem się, że rywal wyjdzie na nas wysokim pressingiem. Myślałem jednak, że poradzimy sobie z nim lepiej. Kibice stworzyli niesamowitą atmosferę. To oni ponieśli naszego przeciwnika – powiedział Niels Frederiksen, który dodał, że z wyniku jest… zadowolony. – Mamy duże szanse na to, aby awansować – podsumował duński trener.
To jeszcze potęguje poczucie niedosytu, jaki sympatycy gdańskiej drużyny mają prawo czuć. – Wynik powinien być wyższy – przyznał bez ogródek jeden z najlepszych piłkarzy na boisku, strzelec drugiego gola dla Lechii, Patryk Lipski, który dodał, że szanse na awans ocenia na 50 procent.
Mateusz Praszelik i Daniel Szczepan kontynuują rodzinne piłkarskie tradycje. Ich ojcowie grali w Rymerze Niedobczyce.
Tomasz Szczepan w Rymerze rozminął się z Mirosławem Praszelikiem, który do rybnickiego klubu trafił w 1997 roku. Ten dzielnicowy i mocno środowiskowy klub był wtedy jeszcze mocniejszy niż w pierwszej połowie lat 90. Sezon 1996/97 skończył na 2. miejscu, za Odrą Opole, rok później była 3. lokata za Grunwaldem Ruda Śląska i Górnikiem Pszów. Pochodzący z Raciborza obrońca grał tam na tyle dobrze, że w 1999 roku trafił do samego Górnika z Zabrza. Grał w nim razem z Michałem Probierzem, Adamem Kompałą, Kamilem Kosowskim czy obecnym trenerem „górników”, Marcinem Broszem.
Bratanek Clarence’a Seedorfa – Quentin w Zagłębiu Sosnowiec. Ekipa ze Stadionu Ludowego tak dużego nazwiska jeszcze nigdy nie miała.
– Transfer Quentina jest elementem naszego pomysłu na Zagłębie najbliższych lat – dowodzi Marcin Jaroszewski, prezes sosnowieckiego klubu. – Zawodnik będzie walczył o skład na lewej stronie ze Słomką, zawodnikiem z rocznika 98, i naszym wychowankiem Mociakiem, rocznik 2002. Trener widzi w tych piłkarzach duży potencjał, ale wszyscy wymagają pracy nad każdym elementem i rywalizacja ma wymusić szybkie postępy. Co do Seedorfa, to faktycznie koszulkę ma ciężką… Oprócz oczywiście nazwiska, nr 22 w Zagłębiu jeszcze przez jakiś czas będzie się kojarzył jednoznacznie (przez cztery ostatnie sezony miał go Żarko Udovicić – przyp. red.). Jeśli w meczach pokaże taki błysk, jak zdarza mu się na treningach, to kibice pewnie pokochają tego wiecznie uśmiechniętego chłopaka.
W Ruchu czas zgasić światło. „Legenda bez końca”, jak głosi hasło klubu, doczekała się smutnego zakończenia.
Za chwilę tego klubu nie będzie. Ostatecznym dniem, w którym muszą się pojawić środki, jest poniedziałek. W przeciwnym razie – nie ma nas. Właściciele czekają chyba na upadek. By wystartować w rozgrywkach, potrzeba nam miliona złotych. Może dalibyśmy radę przy 800 tysiącach – mówił Tomasz Ferens, rzecznik prasowy Ruchu, podczas wczorajszego spotkania przedstawicieli mediów z pracownikami „Niebieskich”, którzy od tygodnia strajkują, bo klub ma względem nich wielomiesięczne zaległości. W czwartek wystosowali list otwarty, dzień później zorganizowali prasowy brefing, opowiadając o legendzie upadającej na oczach trzech dużych akcjonariuszy – miasta Chorzów, Aleksandra Kurczyka oraz powiązanej ze Zdzisławem Bikiem spółki Carbonex.
– Wielu z nas po prostu nie ma już za co żyć. Właściciele nie poczuwają się do odpowiedzialności. Usłyszeliśmy, że mamy na tydzień wrócić do pracy i zrealizować lipcowy harmonogram działań w związku z zapisami przetargu na promocję miasta przez sport. To miałoby spowodować, że na początku sierpnia otrzymalibyśmy 600 tysięcy złotych z miasta. Nie jest to jednak realne. Zostało zbyt mało czasu, by to wykonać, poza tym nie jest to możliwe bez kibiców, którzy bojkotują klub, do czego wcześniej swymi działaniami doprowadzili właściciele. Nawet gdyby jakimś cudem się udało, to 600 tysięcy i tak nie wystarczy, by rozpocząć sezon. I jeszcze jedno: skoro właściciele uważają, że ta 600-tysięczna transza z miasta byłaby taka pewna, to niech wyłożą teraz taką kwotę, a w sierpniu ją tylko sobie odbiorą – zauważał Tomasz Ferens.