Reklama

Niewypał z Legnicy, polskie akcenty. Co warto wiedzieć o KuPS?

redakcja

Autor:redakcja

24 lipca 2019, 20:53 • 8 min czytania 0 komentarzy

Legia Warszawa zaprezentowała śladowe ilości piłkarskiej jakości w dwumeczu z Europa FC, ale ma szczęście, że teraz mierzy się z kolejnym przeciwnikiem, w meczu z którym będzie zdecydowanym faworytem. Fiński Kuopion Palloseura (w skrócie nazywany KuPS Kuopio) to nie jest nazwa, na dźwięk której przeciętny polski kibic ma jakiekolwiek skojarzenia. Postanowiliśmy więc nieco zagłębić się w temat i przedstawić wam ten klub, aby zaspokoić waszą niepohamowaną ciekawość. 

Niewypał z Legnicy, polskie akcenty. Co warto wiedzieć o KuPS?

Dość niespodziewanie okazuje się, że nie brakuje polskich akcentów, ale o tym trochę później.

KIEDYŚ TO BYŁO!

Kuopion Palloseura jest pięciokrotnym mistrzem Finlandii, ale chodzi o stare dzieje. Wszystkie tytuły zdobywał między 1956 a 1976 rokiem. W XXI wieku klub ten wywalczył tylko jedno trofeum, którym jest Puchar Ligi sprzed trzynastu lat. Dwukrotnie zdobył krajowy puchar (1968, 1989), w którym niedawno trzy razy z rzędu (2011, 2012, 2013) dochodził do finału, ale za każdym razem przegrywał.

KuPS w fińskiej ekstraklasie występuje nieprzerwanie od 2008 roku, ale trudno umieścić go w tamtejszej czołówce. Przez ten czas tylko trzy razy finiszował na podium, uzyskując wicemistrzostwo za sezony 2010 i 2017 oraz trzecie miejsce za poprzedni sezon. Nawet nie ma czego porównywać z HJK Helsinki, które w ostatniej dekadzie aż w ośmiu przypadkach wygrywało ligę.

Reklama

Legia Warszawa wygra różnicą dwóch goli? ETOTO wycenia ten scenariusz po kursie 2,05

W trwającym sezonie 2019 KuPS po szesnastu meczach zajmuje trzecie miejsce w tabeli ze stratą dwóch punktów do prowadzącego Ilves, które ma jedno spotkanie zaległe. Szykują się spore emocje w walce o tytuł, bo HJK jest obecnie dopiero szóste, a ma już rozegrany mecz awansem.

KuPS swoje mecze rozgrywa na kameralnym, gruntownie przebudowanym w 2005 roku stadionie mieszczącym 4700 widzów (2 tys. to miejsca stojące). Jak na fińskie warunki, frekwencja jest całkiem niezła i wcale nie tak rzadko oscyluje w granicach trzech tysięcy widzów. W miniony weekend, gdy goszczono IFK Mariehamn, liczba ta została nawet przekroczona.

Savon Sanomat Areena 20.9.2016

PUCHAROWA HISTORIA WŁAŚNIE SIĘ PISZE

Rywal Legii jest w trakcie swojego trzynastego startu w europejskich pucharach i w tym sezonie już dokonał rzeczy godnej odnotowania. Dopiero trzeci raz udało mu się nie wywalić na pierwszej przeszkodzie. Podopieczni Janiego Honkavaary sprawili małą niespodziankę, odprawiając z kwitkiem FK Witebsk (2:0 u siebie, 1:1 na wyjeździe), czwarty zespół ostatniego sezonu białoruskiej ekstraklasy i finalistę Pucharu Białorusi.

Reklama

Wcześniej KuPS wyrzucał za burtę duński Boldklubben 1903 (1978/79), a prawdziwego czadu – jak na siebie – dał nie tak dawno, bo jesienią 2012. Wtedy to najpierw wyeliminował walijskie Llanelli, co jeszcze sensacją nie było, ale w II rundzie eliminacji Ligi Europy okazał się lepszy od izraelskiego Maccabi Netanya. Tu już pokonani mogli się rumienić ze wstydu. Maccabi pokpiło sprawę u siebie, przegrywając 1:2. W rewanżu co prawda wygrało, lecz tylko 1:0 i odpadło przez różnicę goli wyjazdowych.

Finowie tak się rozpędzili, że w następnej rundzie przed własną publicznością w najskromniejszych rozmiarach ogolili Bursaspor po golu późniejszego niewypału Korony Kielce, Sandera Puriego. Na tureckiej ziemi zostali jednak zmiażdżeni 0:6, nie było czego zbierać.

W ubiegłym roku, po wywalczeniu wicemistrzostwa w sezonie 2017, KuPS zakończył pucharową przygodę na pierwszym dwumeczu, ale plamy nie dał, stawiając twarde warunki FC Kopenhaga. Faworyzowani Duńczycy musieli się trochę pomęczyć. W Kuopio wygrali tylko 1:0, a w rewanżu na kwadrans przed końcem zaczęli przegrywać. Od dogrywki w 81. minucie uratował ich Denis Vavro.

SKREŚLONY W LEGNICY 

W meczach z FC Kopenhaga grał wychowanek Kuopion Palloseura, Petteri Pennanen, który przez cały ten czas pełni funkcję kapitana i jest absolutnie kluczową postacią zespołu. Wspominamy o nim jednak z innego powodu. 28-letni dziś Fin wiosną 2017 roku zaliczył epizod w Miedzi Legnica, która zakontraktowała go z bardzo dużym wyprzedzeniem, bo już na przełomie października i listopada 2016. Wiele sobie po nim obiecywano, ale odszedł już po jednej rundzie, gdy Ryszarda Tarasiewicza na stanowisku trenera zastąpił Dominik Nowak.

Mogłoby się wydawać, że skoro kapitanem KuPS jest gość, który nie podbił naszej I ligi, to na kilometr zalatuje zupą ogórkową, ale przed takim podejściem przestrzega dyrektor sportowy Miedzi, Marek Ubych.

 – To jest bardzo dobry piłkarz. Porównałbym go trochę do Ryoty Morioki czy Kaspera Hamalainena, którzy nieraz grali na boku pomocy i schodzili do środka na strzał. A z typowo środkowych pomocników przypomina charakterystyką Mateusza Cetnarskiego. U nas nie grał na skrzydle, tylko jako “ósemka” i radził sobie całkiem nieźle. Czysto piłkarsko prezentuje naprawdę wysoki poziom – jakościowe podania, świetnie uderzenie. Nie ma jednak dynamiki, jest dość powolny i dostojny w poruszaniu się. Mimo sporego wzrostu brakuje mu też trochę siły i umiejętności odnalezienia się w takiej bardziej fizycznej grze czy boiskowych przepychankach. W tym ostatnim elemencie i tak zrobił potem spore postępy, czasami nawet sam się w kogoś ładował. Kiedy jednak Ryszarda Tarasiewicza zastąpił Dominik Nowak, szybko stało się jasne, że dla Pennanena nie ma przyszłości w zespole. Trener Nowak w ogóle nie widział go w składzie, nie pasował mu do koncepcji. Na skrzydłach preferuje on zawodników szybkich i mobilnych, a w środku pola gości o charakterystyce Omara Santany czy Marquitosa. A jeśli już brał kogoś o innych atutach, to Rafała Augustyniaka, który świetnie się czuje w rozbijaniu rywali i przy okazji potrafi jeszcze coś dać z przodu.  Mimo ważnego kontraktu musieliśmy się więc rozstać – tłumaczy nam Ubych.

Pilka nozna. Nice I liga. GKS Katowice - Miedz Legnica. 13.04.2017

Uważa on jednak, że Fin wcale nie zmarnował czasu w Legnicy, mimo iż Miedź wtedy zawiodła i nie wywalczyła awansu do Ekstraklasy. – W taktyce Ryszarda Tarasiewicza, gdzie ważna jest defensywa i organizacja gry, dość dobrze się odnajdywał. Niemal od razu wskoczył do składu, większość meczów w tamtej rundzie zaczynał w pierwszej jedenastce – zauważa.

I podkreśla: –  Naprawdę trzeba na niego uważać. Przez lata w fińskich młodzieżówkach to on uchodził za największy talent, o czym opowiadał mi Petteri Forsell. Znają się doskonale, są przyjaciółmi. Gdy odszedł z Miedzi i wrócił do KuPS, rozegrał świetny sezon. Często jest tam właśnie lewym napastnikiem, który schodzi do środka i próbuje strzału. W takim sposobie gry czuje się najlepiej. Sądziłem, że dostanie w końcu powołanie do pierwszej reprezentacji, ale jak dotąd się nie doczekał. 

Petteri Pennanen strzeli gola w Warszawie? Kurs w ETOTO wynosi 7,50

Faktycznie, odkąd Pennanen znów reprezentuje barwy swojego macierzystego klubu, w samej tylko lidze rozegrał 66 meczów, w których strzelił 16 goli i zaliczył 16 asyst. Mimo słabości Veikkausliigi, te liczby mają swoją wymowę.

POLSKIE ŚLADY

W latach 80. w koszulce KuPS grało dwóch naszych rodaków: Wojciech Rudy (40-krotny reprezentant kraju, srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich z 1976 roku) i Jerzy Kraska (13 występów w reprezentacji, złoty medal z IO 1972). Obaj wyjeżdżali do Finlandii już po trzydziestce, bo dopiero po przekroczeniu tego wieku można było wtedy legalnie spróbować sił w innej lidze. Kraska grał tam w latach 1983-1985 z krótką przerwą na powrót do Gwardii Warszawa, Rudy odszedł jeszcze w 1984 roku. Co ciekawe, Kraska po zakończeniu kariery poświęcił się pracy szkoleniowej i jako trener rezerw Legii prowadził przez chwilę Roberta Lewandowskiego.

Jerzy Kraska we wrześniu 2018 roku.

Ich transfery nie były dziełem przypadku, bowiem właśnie w tym okresie trenerem był tam Bogusław Hajdas, wcześniej m.in. pełniący funkcję asystenta w sztabie reprezentacji biało-czerwonych. Musiał pozostawić po sobie dobre wrażenie, bo na początku lat 90. dwa razy pracował w innym fińskim klubie Vaasan Palloseura. Hajdas dopiero co, bo 21 lipca, skończył 80 lat.

Oprócz Pennanena w KuPS grało jeszcze siedmiu obcokrajowców, którzy pojawili się na polskich boiskach, jednak to mało chwalebna lista. Ba, istniałoby ryzyko, że szrotomierz odmówiłby współpracy. Z grona Seth Ablade, Alain Bono, Toni Markić, Dudu Omagbeni, Sander Puri, Charlie Trafford i Deivydas Matulevicius cokolwiek pokazał tylko ten ostatni, który akurat do Finlandii zawitał niedawno, gdy już jego najlepsze chwile minęły.

LIŹNIĘCIE POWAŻNIEJSZEJ PIŁKI

Jeżeli nie jesteście jakimiś świrami oglądającymi po nocach drugą ligę mołdawską, to poza Pennanenem nikogo z kadry KuPS kojarzyć nie będziecie. No, może jeszcze ewentualnie doświadczonego Estończyka Atsa Purje. To jedyny zawodnik z tego zespołu będący regularnym reprezentantem kraju na szczeblu seniorskim. W estońskiej kadrze zagrał już 68 razy i zdobył 10 bramek, ostatnie powołanie otrzymał w listopadzie ubiegłego roku. Oprócz tego epizodziki podczas ligowego spędu reprezentacji Finlandii w styczniu 2018 zaliczyli obrońcy Kalle Taimi i Juho Pirttijoki, a stoper Tabi Manga ma wpisane dwa mecze dla kadry Kamerunu, choć trudno dociec, kiedy miały one miejsce. Pozostali to co najwyżej reprezentanci młodzieżowi.

Co do obcokrajowców, których trochę tam znajdziemy, Purje przez chwilę grał w cypryjskiej ekstraklasie, środkowy obrońca Babacar Diallo nie tak dawno 30 razy wystąpił na najwyższym szczeblu w Austrii dla St. Poelten, młody Chorwat Vinko Soldo ma dziewięć meczów w pierwszym zespole Dinama Zagrzeb (jest wypożyczony z tego klubu), 33-letni defensywny pomocnik Reuben Ayarna prawie dobił do setki spotkań w szwedzkiej ekstraklasie, Senegalczyk Issa Thiaw liznął rumuńskiej elity, a świeżo pozyskany napastnik Ariel Ngeukam dopiero co spróbował sił na najwyższym szczeblu w Izraelu. Jak widać, w żaden sposób papierami zaimponować nam nie mogą, ale jednak wielu z nich przynajmniej przez moment grało w swojej karierze na poziomie, który spokojnie można porównać do PKO Bank Polski Ekstraklasy.

FINLANDIA DOBRA NIE TYLKO W SOBOTĘ WIECZOREM

Dwumeczów polsko-fińskich w pucharowych dziejach mieliśmy jak dotąd osiem, w tym również z udziałem Kuopion Palloseura. W sezonie 1975/76 klub ten zmierzył się z Ruchem Chorzów. “Niebiescy” u siebie wygrali aż 5:0, więc rewanż rozegrali na luzie i przywieźli remis 2:2. Ogółem tylko raz zdarzyło się, żeby dalej przechodziła strona fińska. Niechlubny wyjątek miał miejsce w 1989 roku, gdy prowadzony przez trenera Władysława Jana Żmudę GKS Katowice skompromitował się z RoPS Rovaniemi. W delegacji GieKSa przywiozła remis 1:1, ale u siebie niespodziewanie przegrała 0:1. Trenerem rywali był Anglik Brian Doyle, którego defensywna taktyka zdała egzamin. W ataku stawiał na swojego rodaka, prawie dwumetrowego Malcolma Dunkleya. Czarnoskóry napastnik został w Finlandii po zakończeniu kariery i pracował jako szkoleniowiec, lecz 24 września 2005 roku zmarł na atak serca w wieku zaledwie 44 lat.

Po raz ostatni przedstawiciel Ekstraklasy mierzył się z fińskim klubem zaledwie dwa lata temu i chodziło właśnie o Legię. Mimo że nie znajdowała się wtedy w wielkiej formie i niedługo potem zaczęła zawodzić w pucharach, to mistrzowski IFK Mariehamn wciągnęła nosem, wygrywając 3:0 i 6:0. Tak szczerze, był to najsłabszy przeciwnik naszych klubów z ostatnich kilku sezonów, co też w jakimś stopniu pokazuje poziom ligowej piłki w Finlandii.

***

Krótko mówiąc, Legia nie gra z totalnymi ogórami. To na pewno poziom wyższy niż Europa FC, o czym świadczy wyeliminowanie Białorusinów. Nie zmienia to faktu, że piłkarze Aleksandara Vukovicia mają obowiązek awansować i to po dwóch zwycięstwach. Innego rozwiązania nie akceptujemy.

PM 

Fot. FotoPyk/newspix.pl/Michał Chwieduk/400mm.pl/Wikipedia

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...