Szymon Lewicki to wyjątkowy przypadek. Gdyby wskazać za ostatnie lata najbardziej jaskrawe przykłady piłkarzy, którzy są czołowymi postaciami w I lidze, za to nie mogą zaistnieć w Ekstraklasie, on zająłby pierwsze miejsce. I to bezapelacyjnie. Niebawem może się to jednak zmienić, ponieważ 31-latek nie wybiera się na kolejne wypożyczenie, a to oznacza, że w Rakowie wreszcie powinien zadebiutować w Ekstraklasie. Choć jak sam mówi w rozmowie z nami, nie ekscytuje się tym aż tak bardzo.
Zapraszamy na rozmowę z napastnikiem Rakowa o straconych szansach, przygotowaniach, nowych zawodnikach, a także przyszłości.
Brak Andrzeja Niewulisa w dzisiejszym meczu będzie dużym problemem dla Rakowa?
Na pewno będzie brakowało Andrzeja na boisku, ponieważ był jednym z najważniejszych graczy w poprzednim sezonie. Poza tym jest naszym kapitanem, a więc jego nieobecność w szatni również odczuwamy. Nie jest jednak tak, że nie mamy kim zastąpić Andrzeja. Latem do Rakowa dołączyli Azemović, Szymonowicz i Piątkowski, którzy posiadają odpowiednią jakość, by poradzić sobie na boiskach Ekstraklasy.
Wymieniłeś trójkę nowych zawodników, a dołączyli jeszcze Rusłan Babenko, Bryan Nouvier, Felicio Brown Forbes, Michał Skóraś oraz Andrija Luković. Jak przechodzi ich aklimatyzacja?
Przede wszystkim na treningach jest dużo śmiechu. Oczywiście jest też ciężka praca, ale generalnie nikt z nowych zawodników nie ma problemu z aklimatyzacją. Komunikacja jest dobra, bo rozmawiamy po angielsku. Wszyscy grali w sparingach i moim zdaniem wypadli dobrze. Jasne, jedni lepiej, drudzy gorzej, ale w tym momencie uważam, że dokonaliśmy dobrych transferów.
Podobno Andrija Luković wyróżnia się najbardziej z nowych piłkarzy?
Na mnie największe wrażenie zrobili właśnie Luković, o którym wspomniałeś, ale także Bryan Nouvier. Ten pierwszy ma kapitalnie ułożoną lewą nogę, a co za tym idzie świetne strzela z dystansu. Poza tym od razu widać, że to gracz, który ma doskonały przegląd pola. Widzi więcej niż inni na boisku, a to ważna cecha. Z kolei Bryan również jest lewonożny, ale moim zdaniem jest bardziej mobilny. Świetnie prowadzi piłkę, posiada dobrą technikę użytkową. Wydaje mi się, że jak przygotuje się fizycznie w stu procentach, będziemy mieli z niego dużo pożytku.
Waszym atutem w 1. Lidze był stadion w Częstochowie, a teraz – przynajmniej przez pewien czas – będziecie grali w Bełchatowie. Mówimy tutaj o dużym problemie, czy jednak sobie z tym poradzicie?
Wydaje mi się, że poradzimy sobie ze zmianą stadionu. Oczywiście lepiej byłoby grać w Częstochowie, ale do Bełchatowa nie mamy daleko. Jestem pewny, że kibice nas nie opuszczą i będą wspierać nawet 90 km od Częstochowy.
Stadion w Bełchatowie jest typowo piłkarski, trybuny są blisko, murawa jest świetnie przygotowana. Tak więc nie mamy na co narzekać, jeśli chodzi o aspekty techniczne.
Wiesz co łączy cię z Markiem Papszunem?
Nie mam pojęcia.
Obaj jeszcze nie zadebiutowaliście w Ekstraklasie.
Długo już to nie potrwa. Trener lada moment zadebiutuje na ławce, a ja także liczę na występ. Co prawda nie zagram od pierwszej minuty, ale mam nadzieję, że pojawię się na boisku w trakcie meczu.
Masz świadomość, że przylgnęła do ciebie łatka piłkarza, który radzi sobie w niższych ligach, a Ekstraklasy unika?
Póki co nie dostałem jeszcze szansy, by pokazać się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Mam nadzieję, że w Rakowie będzie inaczej, ale rywalizacja o miejsce w składzie jest naprawdę duża. Walczę o pierwszy skład z Sebastianem Musiolikiem i Felicio Brown Forbesem. Nie jest łatwo, ale daję z siebie wszystko, by wreszcie zadebiutować w Ekstraklasie.
Masz ciśnienie na ten debiut?
Szczerze? Wcale. Oczywiście chciałbym zagrać w Ekstraklasie, ale nie mam czegoś takiego, że jak nie zagram, to skończy się dla mnie świat.
Na wypożyczenie tym razem się nie wybierasz?
Zostaję w Częstochowie i walczę o pierwszy skład.
Zmiana odnośnie do sytuacji w Zagłębiu Sosnowiec, ponieważ wówczas Dariusz Dudek mówił, że nie chciałeś walczyć o grę.
Nie do końca tak było, ale wyjaśniliśmy sobie już wszystko z trenerem Dudkiem. Obecnie nie chcę już do tego wracać, ponieważ zaczynam przygodę z Ekstraklasą w Rakowie.
Zgodzisz się z trenerem Dudkiem, że brakuje ci szybkości?
Może coś w tym jest, bo nie jestem demonem szybkości. Mam za to inne atuty, ponieważ dobrze się ustawiam w polu karnym, gram głową. Gdybym miał jeszcze szybkość, to pewnie nie grałbym teraz w Rakowie, a wcześniej w klubach pierwszoligowych. Generalnie jednak na końcu u napastników liczą się przede wszystkim strzelone bramki. Liczby decydujący o tym, czy jesteś dobry, czy jednak nie dajesz rady.
Nie obawiasz się właśnie, że nie poradzisz sobie w Ekstraklasie?
Kompletnie o tym nie myślę. Postanowiłem, że skupię się tylko na treningach, by trener widział, że może na mnie liczyć. Rywalizacja nie jest łatwa, gdyż tak naprawdę jesteśmy podobnymi napastnikami. Co prawda Seba jest bardziej wybiegany, a Felo jest rasową „dziewiątką”, ale mimo wszystko profil mamy ten sam.
Postawiłeś sobie cel, jeśli chodzi o strzelone bramki?
Nigdy nie narzucam sobie niepotrzebnej presji. Inna sprawa, że każdy zainteresowany zna moje wcześniejsze przygody, więc zadowolony będę nawet z kilku bramek. Wiele zależy także od tego ile będę grał.
Jesteś zadowolony z okresu przygotowawczego?
Ciężko trenowaliśmy sześć tygodni i czuję się naprawdę dobrze. Koledzy mają podobne odczucia, więc nikt ciężkich nóg nie będzie miał. Trudno mi ten obóz porównać z poprzednimi, ponieważ tak naprawdę nie brałem w nich udziału. Rok temu latem dołączyłem już po zgrupowaniu, a zimą miałem kontuzje. Na pewno jednak – porównując z poprzednimi klubami – było ciężko, ale to normalne, że u Marka Papszuna trenuje się ciężko. Myślę, że niebawem ciężka praca zaprocentuje.
Jaki Raków zobaczymy w meczu z Koroną?
Na pewno wybiegany i grający ofensywny futbol. Wydaje mi się, że będziemy grali widowiskowo od pierwszej kolejki, bo jak już wspomniałem, jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu. A tak szczerze, to nie możemy doczekać się już meczu z Koroną. Podejdziemy do niego, jak do finału mistrzostw świata.
Rozmawiał: Bartosz Burzyński
Fot. NewsPix