Wracamy z ligowym kopaniem! I tak się akurat złożyło, że start kolejnego sezonu Ekstraklasy odbędzie się dzisiaj z mocnym akcentem trójmiejskim. W pierwszym meczu rozgrywek 2019/20 Arka Gdynia podejmie na własnym obiekcie Jagiellonię Białystok, a potem Lechia Gdańsk w Łodzi sprawdzi siłę beniaminka z ŁKS-u. Uznaliśmy zatem, że to dobra okazja, żeby porównać obecną sytuację obu trójmiejskich klubów. Już na wstępie możemy zresztą zaznaczyć, że nie będzie to porównanie przyjemne dla kibiców z północnej części Trójmiasta.
Trzeba generalnie przyznać, że Arka i Lechia inaugurują sezon z totalnie odmiennymi ambicjami. Dla żółto-niebieskich podstawowym celem jest oczywiście zapewnienie sobie utrzymania w PKO Bank Polski Ekstraklasie. W oddali majaczą też marzenia o awansie do czołowej ósemki, lecz w tej chwili trudno sobie wyobrazić Arkę punktującą na poziomie grupy mistrzowskiej. Z kolei w przypadku gdańszczan wydaje się dość oczywiste, że podtrzymanie formy z minionego sezonu – czyli awans do europejskich pucharów – powinno być planem minimum. A przecież jeszcze całkiem niedawno to kibice Arki mieli więcej powodów do radości, odnosząc triumfy w Pucharze i Superpucharze Polski i świecąc niepocieszonym sąsiadom w oczy kolejnymi zdobyczami, wypełniającymi klubową gablotę.
To wcale nie takie zamierzchłe czasy – sezon 2017/18, Arka kończy rozgrywki nad Lechią. W tamtym okresie gdynianie do Derbów Trójmiasta przystępowali w roli faworyta. Dziś – nie do pomyślenia. Tak to przynajmniej wygląda na papierze.
TRANSFERY
Zanim przeanalizujemy obie drużyny według formacji, warto rzucić okiem na to, w jaki sposób – i czy w ogóle – trójmiejskie kluby wzmocniły się przed startem rozgrywek. No i właśnie – w przypadku Arki trudno mimo wszystko mówić o wzmocnieniu kadry. Zespół opuścili, zresztą za niezłe pieniądze, Luka Zarandia i Michał Janota, a zatem piłkarze, którzy ciągnęli ofensywę Arki w ubiegłym sezonie. Dopóki Janocie i Zarandii żarło, dopóty ekipa dowodzona przez Zbigniewa Smółkę przyzwoicie punktowała i prezentowała całkiem miły dla oka futbol. Kiedy ta dwójka – z różnych powodów – spuściła z tonu, Arka rozpoczęła dziarski marsz w stronę I ligi, zahamowany dopiero przez Jacka Zielińskiego.
Zieliński uratował żółto-niebieskich przed spadkiem, ale z kolei w jego układance kluczowy puzzel stanowił Marko Vejinović, jaśniejący piłkarską jakością w środkowej strefie boiska. Vejinovicia też już rzecz jasna w Polsce nie ma, co było zresztą do przewidzenia.
ARKA TYLKO NIEZNACZNYM FAWORYTEM U SIEBIE W MECZU Z JAGIELLONIĄ. ETOTO PŁACI ZA JEJ WYGRANĄ PO KURSIE 2,60
Oczywiście gdynianie zdążyli już uzupełnić niektóre kadrowe braki, być może wciąż mają jakiegoś transferowego asa w rękawie. Ale trudno uwierzyć, żeby tak pokaźne ubytki udało się załatać bez perturbacji. – Arkę opuściło trzech najbardziej kreatywnych i zarazem skutecznych zawodników, nie licząc Macieja Jankowskiego, który został. Straciliśmy trzy zęby trzonowe, a sytuacja jest skomplikowana, tym bardziej że w nowym sezonie z ligi spadają trzy drużyny – martwił się Jacek Zieliński w rozmowie z Przeglądem Sportowym. I trudno się temu niepokojowi dziwić. Ściągnięty z Grecji Azer Busuladzic ma zagwarantować spokój w środku pola, Santi Samanes i Fabian Serrarens mają rozruszać ofensywę Arki. Jednak to wszystko są zawodnicy, nad którymi wirują wielkie znaki zapytania. Może zagwarantują Arce co najmniej solidny poziom, a może z takich czy innych przyczyn się w Ekstraklasie nie sprawdzą.
– Możemy się spodziewać w Gdyni walecznego napastnika, który nie odpuści i będzie walczył o każdą piłkę – w ten sposób Filip Bednarek przedstawił Fabiana Serrarensa w audycji “Trójmiasto jest nasze”. – Silny fizycznie, z ciągiem na bramkę. Bardzo pozytywny nabytek. Gra inaczej niż Piotr Parzyszek – nie jest typową dziewiątką, potrafi grać z lewej strony i zejść do środka. Dobrze utrzymuje się przy piłce. Na pewno Fabian jest lepiej wyszkolony technicznie, ale nie jest takim lisem pola karnego jak Piotrek.
Trochę inaczej transferowe ruchy rozplanowała Lechia. Piotr Stokowiec wciąż ma do dyspozycji najważniejszych zawodników z ubiegłego sezonu. Zdobywcy Pucharu Polski nie uniknęli rzecz jasna osłabień – drużynę opuścili Michalak, Mak, Vitoria czy Nunes. Ale chyba tylko o tym pierwszym można powiedzieć, że na boisku pełnił w poprzednich rozgrywkach ważną rolę w drużynie. Choć wynika to raczej z liczby rozegranych minut, bo na pewno nie z poziomu gry – młodzieżowy reprezentant Polski często był najsłabszym ogniwem biało-zielonych, a jego chaotyczne rajdy i marnej jakości dryblingi znacznie częściej irytowały niż imponowały. Krótko mówiąc, Michalak to nie jest gość niemożliwy do zastąpienia.
Poza tym – do Gdańska trafił Żarko Udovicić, a zatem, jakkolwiek spojrzeć, jedna z największych gwiazd minionego sezonu Ekstraklasy, nawet biorąc pod uwagę, że jego Zagłębie Sosnowiec z hukiem spadło z ligi. Do tego trzeba dodać bardzo solidne wzmocnienie defensywy w osobie Marco Malocy, starego znajomego gdańskiej publiczności. W środku pola Lechii spróbuje się odnaleźć niemrawy w ostatnich latach Maciej Gajos, do tego można jeszcze doliczyć kilka powrotów z wypożyczeń.
Jasne, kadra Lechii wciąż tu i tam wymaga wzmocnień, zwłaszcza jeżeli chodzi o głębię składu, ale transfery gdańszczan na pierwszy rzut oka wyglądają na lepsze niż ruchy sąsiadów z Gdyni.
LECHIA GDAŃSK 1:0 ARKA GDYNIA
BRAMKARZ
Twardy orzech do zgryzienia. Bez kozery możemy stwierdzić, że Pavel Steinbors to jeden z najlepszych golkiperów w Ekstraklasie i w ogóle jedna z największych gwiazd Arki Gdynia. Nie jest typem bramkarza, który oferuje wyłącznie solidność. Łotysz potrafi na linii wybronić swojemu zespołowi mecz. Wprawdzie ma już 33 lata na karku, ale na razie nie widać żadnych sygnałów, by poziom jego gry miał w najbliższym czasie opaść. Steinbors między słupkami to gwarancja dobrze wykonanej roboty.
Sęk w tym, że kolejny z weteranów, 34-letni Dusan Kuciak, to po prostu jeszcze lepszy fachowiec. Kiedy Słowak ma swój dzień, jest praktycznie nie do pokonania. Statystyki w zeszłym sezonie trochę popsuła mu końcówka rozgrywek, ale szesnaście czystych kont w 28 ligowych występach to i tak znakomity dorobek.
LECHIA WYGRA W ŁODZI Z ŁKS-EM? ETOTO WYCENIA TEN SCENARIUSZ PO KURSIE 2,75
Kuciak, podrażniony koniecznością rywalizowania o pozycję w wyjściowej jedenastce Lechii ze Zlatanem Alomeroviciem, wskoczył na najwyższe obroty. W starciu o Superpuchar Polski z Piastem Gliwice zasygnalizował już dość dobitnie, że w tym sezonie nie ma zamiaru stracić pozycji numer jeden w składzie biało-zielonych. Trochę inaczej na ten temat patrzy Piotr Stokowiec, czemu dał wyraz w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim: – To jest trudny temat, bo mamy dwóch bardzo dobrych bramkarzy. Chciałbym ich obu zatrzymać, ale nie wiem na ile to będzie możliwe. To są trudne wybory, ale na pewno będą rotacje w składzie, żeby mieć dwóch bramkarzy w formie. Oni są ambitni i chcą grać jak najwięcej. Boisko na wszystko da odpowiedź.
Sam Kuciak nie owija w bawełnę: – Powiedziałem trenerowi, że jestem gotowy, na czym zależy mi w tym sezonie i zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. Przed nami kolejny mecz i na tym się skupiam. Nie będę jednak ukrywać, że chcę zagrać we wszystkich meczach. Jestem do dyspozycji trenera.
Jeżeli chodzi o obsadę bramki – punkt musi powędrować do Gdańska.
LECHIA GDAŃSK 2:0 ARKA GDYNIA
OBRONA
Organizacja gry w defensywie była zdecydowanie najmocniejszym punktem Lechii Gdańsk w poprzednich rozgrywkach. Na chwilę zapominając nawet o samych obrońcach czy bramkarzu – cała drużyna była przez Piotra Stokowca ustawiona w taki sposób, by jak najmocniej utrudnić rywalowi rozgrywanie akcji i w ogóle jak najmocniej uprzykrzyć mu życie. Zagęszczony środek pola, duża praca wykonywana przez skrzydłowych, próby zakładania pressingu w wykonaniu napastnika – jeżeli to wszystko uda się odtworzyć w bieżących rozgrywkach, obsada poszczególnych pozycji w defensywie nie musi być aż tak istotna.
Co nie zmienia faktu, że pierwszy garnitur Lechii w obronie wygląda elegancko. Filip Mladenović to najściślejsza ligowa czołówka w swoim fachu i elita wśród lewych defensorów. Z kolei tercetowi Maloca-Augustyn-Nalepa również nie można wiele zarzucić, więc rywalizacja o miejsce w wyjściowej jedenastce będzie wśród stoperów z pewnością bardzo zażarta.
Prawą stronę obstawia natomiast Karol Fila, wyraźnie nabuzowany udanym występem na młodzieżowym EURO. Porządne nazwiska.
– Znamy swoje cele i jesteśmy pewni swoich umiejętności. Na kilku pozycjach wzmocniła się rywalizacja, co powinno podziałać motywująco na cały zespół i każdego z osobna, żeby wywalczyć sobie miejsce w składzie – mówił Karol Fila w rozmowie z Polsatem. Choć akurat z prawej strony defensywy może być mu łatwiej łapać minuty niż w zeszłym sezonie, gdy naciskał na niego solidny Joao Nunes. – Nie rozstaje się z piłką i gram nawet w trakcie wakacji. Z ekscytacją czekam na początek rundy i będę chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania kibiców i działaczy są większe niż na początku ubiegłego sezonu.
W Arce – jeżeli chodzi o defensywę – również sytuacja jest niezła, ale nie aż tak komfortowa jak u sąsiadów z Gdańska. Frederik Helstrup to już uznana firma w Ekstraklasie, podobnie jak bardzo doświadczony Adam Danch, a i Christian Maghoma zrobił w ubiegłym sezonie przyzwoite wrażenie, choć pewnie mógłby się ustrzec wielu błędów i nieroztropnych zagrań. Nonszalancja Maghomy bywała naprawdę drażniąca. – Nasza współpraca z Frederikiem układa się dobrze – zapewniał stoper na łamach portalu trojmiasto.pl. Christian wyraźnie liczy na pierwszy skład. – Niejednokrotnie pokazywaliśmy na boisku, że się rozumiemy. W zeszłym sezonie nie graliśmy może wielu meczów razem, ale kiedy już tak się działo, to przez w większości przypadków nie traciliśmy wielu bramek, zwłaszcza w ważnym meczu z Lechią Gdańsk, czy przeciwko Koronie Kielce i Miedzi Legnica na własnym stadionie. Przeciwko nim zagraliśmy na zero z tyłu.
Gorzej wygląda sytuacja w bocznych sektorach. Z prawej strony w Arce występować będzie najpewniej Damian Zbozień, z lewej natomiast Adam Marciniak. O ile tego pierwszego możemy ustawić na tej samej półce co Karola Filę, tak Mladenović dystansuje Adama Marciniaka we wszystkich aspektach piłkarskiego rzemiosła.
Choćby z tego względu Arka wciąż pozostaje bez punktu w tej papierowej konfrontacji z Lechią.
LECHIA GDAŃSK 3:0 ARKA GDYNIA
POMOC
Tutaj właściwie nie ma nawet czego porównywać – biorąc pod uwagę wyłącznie środkowych i bocznych pomocników, Arka nie ma do Lechii podjazdu. Tak to po prostu wygląda. Gdańszczanie z jednej strony mogą sobie pozwolić na zabetonowanie środkowej strefy boiska przy pomocy Daniela Łukasika i Jarosława Kubickiego, którzy w zeszłym sezonie stworzyli być może nawet najlepszy duet środkowych pomocników w Ekstraklasie pod względem gry w destrukcji. Często wspierał ich w tym wszędobylski Tomasz Makowski.
Jednak Lechia to w nadchodzącym sezonie nie musi być wyłącznie przeszkadzanie przeciwnikowi i rozbijanie jego kombinacyjnych akcji połączone z szybką kontrą po skrzydle. Powracający po kontuzji Rafał Wolski powinien w istotny sposób rozwinąć możliwości drużyny w kwestii kreowania sobie szans bramkowych, a przecież będący w optymalnej formie Maciej Gajos również potrafi rzucić dobrą piłkę na skrzydło czy też do napastnika. Patryk Lipski ma za sobą trochę trudniejszy czas, ale i jego nie należy lekceważyć. Do tego dochodzą mocno obsadzone skrzydła z Haraslinem, Udoviciciem i Peszką, plus powracającym do klubu Romario Balde. Pewnie Stokowiec nie obraziłby się na jeszcze jednego klasowego zawodnika na prawą stronę boiska, ale – póki w klubie jest Haraslin – szkoleniowiec Lechii nie ma powodu do przesadnych narzekań.
Arka? Cóż – jeżeli Santi Samanes i
są tak mocni, jak ich w Gdyni malują, może nie będzie najgorzej. Ale na tle odwiecznych rywali gdynianie i tak wypadają blado. Przy całej sympatii dla takich zawodników jak – w szczególności – Nalepa, czy też Aankour, Deja czy Cvijanović. Tutaj cały czas potrzeba wzmocnień i to takich z myślą o pierwszej jedenastce. Kadra Lechii bliższa jest kompletności.LECHIA GDAŃSK 4:0 ARKA GDYNIA
ATAK
Bogiem a prawdą, obsada pozycji numer dziewięć może być w nowym sezonie zmartwieniem obu trenerów. Przede wszystkim Jacka Zielińskiego. Jego poprzednik najchętniej na szpicy ustawiał Aleksandyra Kolewa, który ma jednak dwa felery. Po pierwsze – problemy ze zdrowiem. Po drugie – kiedy pauzuje z powodu kontuzji, strzela właściwie tyle samo goli co wówczas, gdy występuje od pierwszych minut w żółto-niebieskim trykocie. Czyli nie strzela ich właściwie wcale. W ubiegłym sezonie Kolew zdobył jedną bramkę w siedemnastu meczach, a trzeba pamiętać, że jesienią Arka prezentowała naprawdę ofensywny styl gry.
Możliwe, że do pierwszego składu z miejsca wskoczy zatem ściągnięty ze spadkowicza z Eredivisie
Maciej Jankowski w sezonie 2018/19 zdobył w Ekstraklasie dziesięć goli, dorzucając do tego kilka asyst. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to był jego najlepszy sezon w karierze. Może dlatego były zawodnik Piasta Gliwice uznał, że należy związać się z Arką na dłużej. – Nikt by nie chciał grać o utrzymanie, ale na pewno będzie bardzo ciężko. Chcielibyśmy tego uniknąć, ale to wszystko się okaże, gdy wystartuje sezon.
Jeżeli chodzi o Lechię – w teorii sytuacja jest o wiele lepsza. Ale z drugiej strony w ostatnich miesiącach razić mogła nieregularna formy Artura Sobiecha, który z pewnością nie powrócił do Ekstraklasy w takim stylu, jakiego wielu po nim oczekiwało. Siedem goli to nie jest dorobek rzucający na kolana. Być może jednak były zawodnik między innymi Hannoveru 96 potrzebował trochę czasu, żeby odnaleźć strzelecką regularność i w startujących dziś rozgrywkach włączy się do walki o koronę króla strzelców. Dwucyfrowa liczba trafień to powinien być dla niego plan minimum.
To ostatnie pewnie nie grozi już zapewne 34-letniemu Flavio Paixao, któremu w minionych rozgrywkach starczyło energii tylko na pół roku świetnej gry. Jeśli dołożyć do tego uraz Jakuba Araka – cóż, Lechia może mieć pewne kłopoty ze zdobywaniem goli. Choć w starciu o Superpuchar gdańszczanie udowodnili, że wciąż potrafią być bezlitośnie skuteczni pod bramką rywala.
Mimo wszystko – nazwiska przewijające się przez gdańską szatnię wyglądają na ten moment znacznie ciekawiej.
LECHIA GDAŃSK 5:0 ARKA GDYNIA
MŁODZIEŻ
Oba zespoły mogą się pochwalić paroma interesującymi propozycjami, jeżeli chodzi o młodzieżowców. Swego rodzaju furorę po transferze do Gdyni robi dwudziestoletni Kamil Antonik, po którym nad morzem wiele sobie wszyscy obiecują. Zanosi się, że wyląduje on nawet w wyjściowej jedenastce Arki. – Padł pomysł, że w naszym zespole młodzieżowiec będzie występował na jednym ze skrzydeł. Trener przyznał, że widzi mnie w tej roli, dlatego czekam na kolejne treningi, by udowodnić swoją wartość – przyznał sam Kamil w rozmowie z portalem trojmiasto.pl. W minionych rozgrywkach z Ekstraklasą w niezłym stylu przywitał się również Mateusz Młyński, w tej chwili – osiemnastolatek. Gdyby nie kontuzja, która przytrafiła mu się w połowie rozgrywek, być może Młyński byłby już dzisiaj ważnym ogniwem w składzie żółto-niebieskich. Niemniej – jeżeli pod okiem Zielińskiego uda mu się odbudować wreszcie formę, Mateusz zapewne złapie w nadchodzących rozgrywkach sporo minut.
Poza tym – jest ilość, bo młodzieżowców w kadrze Arki można naliczyć sporo, ale za to wokół jakości poszczególnych zawodników krążą poważne wątpliwości. Sporo dobrego mówi się w Gdyni na temat Kacpra Krzepisza, ale trudno uwierzyć, by nastoletni golkiper szurnął z wyjściowego składu Steinborsa. Nie widać też na razie kandydata do gry w miejsce Adama Marciniaka, choć spekulowało się o tym, że może go zluzować Jakub Wawszczyk, powracający do Gdyni po niezłym sezonie w Radomiaku.
W Lechii natomiast jest kim grać. Trzeba tu oddać honor Piotrowi Stokowcowi, który nie czekał na zmianę przepisów, ale już w zeszłym sezonie wprowadził paru młodzieżowców do składu i teraz nie musi się martwić o to, że jego podopiecznym będzie brakowało ogrania czy ekstraklasowego doświadczenia. Karol Fila i Tomasz Makowski cieszą się zaufaniem trenera i udowodnili już, że dają radę w grze na najwyższym, ekstraklasowym poziomie. Chrzest bojowy dawno za nimi. Szczególnie mógł się podobać ten drugi – Makowski to taki typ zawodnika, który nie odpuszcza nigdy żadnej piłki i, co tu dużo mówić, nie pęka na robocie. Nawet gdy Stokowiec rzucił go na lewą stronę defensywy, Tomek wyglądał co najmniej przyzwoicie. Choć na pewno w nadchodzącym sezonie nie pomoże mu poważniejsza konkurencja w środkowej strefie boiska.
Swoje minuty zebrali dodatkowo Sopoćko i Żukowski, komplementy tu i tam otrzymuje siedemnastoletni Filip Dymerski. To kolejna kategoria, w której lepiej wygląda Lechia.
LECHIA GDAŃSK 6:0 ARKA GDYNIA
TRENER
Piotr Stokowiec jest chyba obecnie w najlepszym momencie swojej dotychczasowej kariery. Bywał już chwalony za pracę w wielu klubach, z Zagłębiem Lubin pojawił się w europejskich pucharach, co było postrzegane jako duży sukces. Jednak nic tak nie buduje prestiżu i reputacji jak zdobywane trofea, a pod tym względem Stokowiec już teraz zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii Lechii Gdańsk.
Jeśli chodzi o ubiegły sezon, długo zanosiło się na to, iż jego Lechia idzie po pełną pulę. Biało-zieloni od początku nie zachwycali ofensywnym stylem, natomiast świetne wrażenie robiła ich defensywa. Dyscyplina taktyczna na najwyższym poziomie. Posypało się to wszystko w drugiej części rozgrywek, a zwłaszcza na finiszu sezonu. Stokowiec jako powód kiepskiej końcówki wskazuje przede wszystkim wąską kadrę zespołu. Jego zdaniem – Lechia po prostu spuchła, nie dała rady udźwignąć skutecznej gry na dwóch frontach od pierwszej do ostatniej kolejki Ekstraklasy. I pewnie trzeba trenerowi przyznać rację, aczkolwiek mogło się wydawać, że lechistom nie pomagał momentami aż nazbyt defensywny styl gry. Kiedy każdy mecz rozgrywasz na styku, w końcu się poślizgniesz.
– Oczywiście, że chciałbym kolejnych wzmocnień – zarzekał się Stokowiec w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim. – Jeśli chcemy sobie stawiać coraz wyższe cele, to musimy mieć coraz lepszych zawodników. Selekcja się nie kończy, a następni przychodzą w miejsce tych słabszych. Już w Gdańsku było to przerabiane, że przychodzi zawodnicy z mocnym CV, a na boisku nie było tego widać. Jest wyselekcjonowanych kilku piłkarzy, ale nie mamy miejsca budżetowo. Chcemy, żeby była płynność finansowa.
Teraz Stokowiec musi uważać, żeby nie paść ofiarą własnego sukcesu. Choć wygląda na to, że w Gdańsku udało mu się odnaleźć wspólny język z działaczami klubu i na razie nie ma mowy o tym, by szkoleniowiec stracił uznanie w oczach swoich przełożonych.
Trochę inaczej wygląda sytuacja Jacka Zielińskiego, który do Arki trafił jako klasyczny strażak. Swoje zadanie wypełnił z dużą gracją – utrzymał Arkę z Ekstraklasie, choć przejął klub kompletnie rozbity. Zarówno piłkarsko, jak i mentalnie. Błyśnięcie w roli nowej miotły to rzecz jasna specjalność zakładu, jeżeli mowa o Zielińskim – teraz trzeba pokazać się w roli konstruktora zespołu. Szkoleniowiec Arki ma przed sobą naprawdę trudne zadanie, niemniej – jeżeli ktoś ma utrzymać żółto-niebieskich w elicie, to właśnie fachowiec tego kalibru. Trafiła się trenerowi gdynian idealna okazja, by pozbyć się reputacji trenera-ratownika i przypomnieć o tym, że wymyślone przez niego zespoły potrafią po prostu miło dla oka grać w piłkę, nie tracąc przy tym zbyt wielu goli.
Stokowiec czy Zieliński, Zieliński czy Stokowiec? Trudno orzec, obaj są po prostu świetnymi fachowcami. Remis.
LECHIA GDAŃSK 7:1 ARKA GDYNIA
***
W niektórych kategoriach Lechia przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę trochę tak, jak zwykła wygrywać na boisku – minimalnie, o włos, dzięki bezwzględnej skuteczności. Ale summa summarum wyszła z tego deklasacja. Zapytamy zatem jeszcze na koniec dla pewności, by może macie inny pogląd na oba kluby:
fot. 400mm.pl, Newspix.pl