Cracovia pożegnała się wczoraj z pucharami, remisując po dogrywce 2:2 z Dunajską Stredą. To nie musiało się tak skończyć, ale cóż, skończyło się po polsku, czyli nieznacznym, trochę pechowym, trochę frajerskim remisem. My jednak nawet nie o tym, a o pomeczowej konferencji Michała Probierza.
– Bardzo istotna sytuacja była w 14. minucie, kiedy sędzia nie pokazał zawodnikowi Dunajskiej ewidentnej czerwonej kartki. Po pierwszym meczu w Dunajskiej Stredzie też żaden polski dziennikarz nie zauważył, że należał nam się rzut karny. To dziwne i przykre. A tu jeszcze w 105. minucie był dla nas ewidentny rzut karny na Filipie Piszczku. W przekroju dwumeczu to były istotne decyzje. Nie usprawiedliwiam się, bo sami przegraliśmy, nie wykorzystując sytuacji – stwierdził Probierz. Wykręciliśmy więc jego numer i w krótkiej rozmowie zapytaliśmy, czy te zarzuty do dziennikarzy akurat teraz były potrzebne.
Dzwonię, bo zaatakował pan wczoraj dziennikarzy.
Co to za różnica? Mówiłem tylko, że nikt nie zwrócił uwagi na karne w jednym i drugim meczu.
I jest pan o to zły na dziennikarzy, tak?
Nie. O co mam być zły. Ale to jest wasz obiektywizm, bo gdyby dla przeciwników był karny, to wszyscy by pisali, że był karny, a jak był dla nas? To nikt nawet słowa nie powie. No, ale mniejsza o to.
Właśnie, zastanawiam się, czy to był dobry moment, żeby na tej konferencji szukać takich usprawiedliwień?
Nie szukam ich. Powiedziałem wyraźnie, że nie szukam usprawiedliwień.
Po coś pan o tym jednak w tamtym momencie wspomniał.
Bo nikt o tym nie wspomniał! Jeżeli jest karny w Dunajskiej Stredzie, jeżeli jest karny tutaj, to mam rację czy nie?
Relacja dziennikarska przywróciłaby te karne?
Nie. Natomiast warto zwrócić uwagę, że jakby sędzia gwizdnął te karne i dałby te czerwoną kartkę, to byłby inny wynik. Czy może to nic by nie zmieniło?
Skuteczność Cracovii też by dużo zmieniła.
Ja powiedziałem na konferencji, że nie szukam winnych. My sami przegraliśmy, bo nie wykorzystaliśmy sytuacji. Natomiast wspomniałem o tym, ponieważ nikt nie mówił o tych sytuacjach, a taka jest prawda – powinna być kartka i powinny być karne. Natomiast nie szukam jednak winnych.
No, ale wcześniej miał pan pretensje do dziennikarzy, że ujawnili skład na mecz z Dunajską Stredą.
Niech pan nie robi ze mną takiego wywiadu… Gadam z panem normalnie, a pan szuka podtekstów.
Tak pan powiedział. „Ciekawe, czy znajdzie się węgierski dziennikarz, który poda nam skład naszego rywala, bo oni już wiedzą jak zagramy”.
Taka jest prawda. Jedyne zainteresowanie jakie było, to jaki będzie skład. Podał go dziennikarz, który stał za płotem, kiedy trening był zamknięty. Jak trening jest otwarty, to każdy może przyjść, ale dziennikarze nie przychodzą.
Pozyskiwanie informacji to praca dziennikarza.
Nie dogadamy się.
Dobrze – aż tak nam słowacka piłka odjechała, że ciągle z nami wygrywają?
Nie do końca, gdyż przegraliśmy, ale na własne życzenie.
W zeszłym roku Dunajska przegrała w dwumeczu 2:7 z Dynamo Mińsk.
Jakie to ma znaczenie? Żadnego.
Czegoś zabrakło poza skutecznością?
Najistotniejsze było niewykorzystywanie sytuacji, poza tym zbyt łatwo traciliśmy bramki.
Zabrakło koncentracji na początku drugiej połowy.
Tak, to stało się zbyt prosto.
Pan ma sobie coś do zarzucenia? To trzeci dwumecz w pucharach, którego pan nie wygrał. Udało się przejść tylko Litwinów.
Każdy trener najpierw patrzy na siebie i zawsze ma jakieś wnioski.
PP
Fot. FotoPyk