Paweł Olkowski, który pokazał się z dobrej strony na zapleczu Premier League, postawił na beniaminka tureckiej ligi, Gazisehir Gaziantep FK. Zaskoczenie? Oczywiście, że tak. Zewsząd chwalony piłkarz bez problemu znalazłby zatrudnienie na poziomie Championship, ale możemy tylko się domyślać, że na transferze do Turcji stratny nie będzie. A to o tyle istotne, że Bolton okazał się klubem niewypłacalnym, co spowodowało jego spadek do League One.
Mimo to Olkowski może być zadowolony z transferu do Anglii. Głównie dlatego, że w końcu grał regularnie. Przypomnijmy – zanim przyjechał na Wyspy, przez pół roku nie znalazł się nawet w kadrze meczowej spadającego do 2. Bundesligi FC Koeln. Ostatni sezon w Niemczech okazał się totalną katastrofą, ale w zasadzie przez cały ten okres Polak był tylko drugoplanową postacią. Liczby zresztą mówią same za siebie.
Cztery sezony w FC Koeln – 4718 minut w lidze.
Jeden sezon w Boltonie – 3099 minut w lidze.
Ciężko uznać, że odbił się od Niemiec, bo coś tam jednak pograł, ale to dopiero w Anglii mógł odetchnąć pełną piersią. Zapracował nie tylko na wiele mówiący przydomek “polski Cafu”, ale też na powołanie do reprezentacji Jerzego Brzęczka. Grał prawie wszystko, o ile akurat nie protestował, jak w kwietniu, gdy drużyna odmówiła wyjścia na mecz z Brentford dając do zrozumienia, że nie będzie akceptować piętrzących się opóźnień w wypłatach. Bolton stanął nad przepaścią nie tylko sportowo (aż 30 porażek w sezonie), ale i organizacyjnie. Jeśli nie znajdzie się nowy inwestor, angielski klub może po prostu upaść. Ale jak czytamy na dobrze zorientowanym portalu “The Bolton News” – być może uda się dopiąć deal z nowym właścicielem jeszcze w tym tygodniu.
Olkowski nie zamierzał jednak czekać na rozwój wydarzeń i – podobnie jak kilku piłkarzy – rozwiązał obowiązujący do czerwca 2020 roku kontrakt. Dobra gra w Championship skutkowała zainteresowaniem klubów z tego poziomu, sygnały wysyłał także Lech Poznań, szukający zastępstwa dla Roberta Gumnego, który prawdopodobnie wyjedzie latem (informacje za “Przeglądem Sportowym”). Olkowski postawił jednak dość nieoczekiwanie na Turcję.
Co go w niej czeka? Sportowo bliżej będzie mu do walki o utrzymanie niż europejskie puchary. Dla Gazisehiru – wcześniej występującego pod nazwą Gaziantep BB – to pierwszy sezon w tureckiej elicie. Wywalczyli go w dramatycznym meczu fazy play-off, który zakończył się rzutami karnymi. Z klubu odszedł przed minionym sezonem Adam Stachowiak, ale nie powinien narzekać, bo ze swoim nowym klubem, Denizilsporem, także wywalczył awans do Süper Lig. Daje nam to ciekawą statystykę:
Pierwszy beniaminek, Denizilspor: Adam Stachowiak, Polak, podstawowym bramkarzem.
Drugi beniaminek, Genclerbirligi: zakontraktowanie Polaka, Michała Pazdana.
Trzeci beniaminek, Gazisehir: zakontraktowanie Polaka, Pawła Olkowskiego.
Transfer Olkowskiego to pierwszy z sygnałów na to, że Gazisehir nie chce być w elicie chłopcem do bicia. Jak zwykle w przypadku tureckich beniaminków można spodziewać się, że do Olkowskiego dołączy jeszcze kilku, a pewnie i kilkunastu kolegów. Istotny transfer dokonał się również zimą – ściągnięto Moussę Sow, kadrowicza Senegalu na mundial w Rosji, weterana tureckich boisk, mającego już na nich ponad siedemdziesiąt trafień. Była gwiazda Fenerbahce póki co rozczarowuje – w pół roku zdobyła tylko cztery bramki, a pod koniec sezonu wypadła ze składu.
Gwarancją stabilności ma być grupa SANKO, która w 2017 roku przejęła władzę nad klubem, będącym dotąd w rękach miasta. Gazisehir – wtedy jeszcze Gaziantep BB – nie cieszy się zbyt dobrą sławą. Cały potencjał kibicowski skupia wokół siebie Gaziantepspor, którego przed laty z eliminacji Ligi Europy wyrzuciła Legia. Większy klub z Gaziantep przeżywa obecnie kryzys i występuje na trzecim poziomie rozgrywkowym. – Wychodzisz na 30-tysięczny stadion i masz na nim tysiąc ludzi. Czujesz się jak na sparingu – narzekał dwa lata temu w wywiadzie na Weszło Adam Stachowiak na frekwencję, którą zawstydza nawet pustawy stadion Śląska Wrocław. Ma to swoje plusy i minusy – fanatyczni kibice to skarb, ale gdy przegrywasz mecz za meczem, może się zrobić nieprzyjemnie.
Zgadza się jednak strona sportowa, bo od kiedy nowa grupa weszła do klubu, Gazisehir dwa razy z rzędu znalazł się w fazie play-off. No i za drugim razem awansował.
Olkowski może się nie przyzwyczajać do trenera, bo ci w Gazisehirze zwykle się nawet nie rozpakowują. Średnia pracy ostatnich dziesięciu szkoleniowców wynosi 164 dni. Rekordzista tej grupy wytrzymał na stołku 402 dni, siedmiu na dziesięciu nie wytrwało nawet pół roku. Poprowadzenie zespołu w Süper Lig powierzono Mariusowi Sumudicy, który idealnie wpasowuje się w stereotyp rumuńskiego trenera zatrudnionego w Turcji. Jako totalnie nieobliczalny gość, niepotrafiący kontrolować swoich emocji, bez wątpienia dostarczy Olkowskiemu kilku anegdot. Na swoim koncie ma między innymi…
a) pocałowanie sędziego,
b) przybiegnięcie do ekranu VAR i wykłócanie się z arbitrem,
EPIC STUFF from Saudi Arabia!!! Romanian manager Sumudica goes after the ref who was using VAR, then almost faints and gets treated with honey. You haven’t seen things like this on a stadium, I promise. Brilliance, Romanian style!!!! Worth every second!!!! pic.twitter.com/9GcQrMAFGB
— Emanuel Roşu (@Emishor) 26 października 2018
c) wystraszenie opieki medycznej, która wypuszcza z rąk nosze,
Marius Sumudica being himself, once more. Crazy video from the game vs Galatasaray tonight. The video belongs to @beINSPORTS_TR pic.twitter.com/Q1PbbEZYgY
— Emanuel Roşu (@Emishor) 22 stycznia 2018
d) upadnięcie na siatkę i udawanie, że chciał sobie poleżeć (perełka!),
Kayserispor manager Marius Sumudica being himself. Probably one of the best clips of the year. I like how he tries to MASK the fall and make it look like he wanted to sit there. Epic move. Video by @IulianNedelcu pic.twitter.com/7LhRBTaDwK
— Emanuel Roşu (@Emishor) 8 stycznia 2018
e) skopanie chorągiewki,
Astra manager Sumudica being himself. He sees it, he kicks it, he trashes it. What a gent! pic.twitter.com/uboP5cJu75
— Emanuel Roşu (@Emishor) 9 maja 2017
f) usłyszenie z ust Gigiego Becaliego jednego z najbarwniejszych cytatów w historii rumuńskiej piłki: – Sumudica ma małego penisa.
Ale na liście znajdują się też odpały znacznie większego kalibru. Jako trener Astry Giurgiu (z którą święcił swój największy sukces w karierze – mistrzostwo kraju) Sumudica został przyłapany na obstawianiu u buka ligi rumuńskiej i Ligi Europy, czyli rozgrywek, w których Astra wówczas brała udział. Efekt? Zawieszenie na pół roku i 25 tysięcy euro kary. Chwilę po złapaniu Sumudicy w Rumunii wybuchła wielka afera, w której zawieszenia od federacji dostało trzech trenerów i czternastu piłkarzy, którym udowodniono match-fixing.
Życiowo to także nie jest zsyłka, choć lokalizacja może na pierwszy rzut oka przerażać.
Sześćdziesiąt kilometrów do Syrii, południowo-wschodnia Turcja. Gaziantep liczy sobie 1,5 miliona mieszkańców i jest uważane za najbardziej rozwinięte miasto po ortodoksyjnej stronie Turcji. Swego czasu dochodziło w nim do zamachów, raz jeszcze przywołajmy fragment wywiadu z Adamem Stachowiakiem, z którego nie wynika obraz spokojnego miejsca do życia:
– Czasami widzi się tylko jakieś helikoptery – wiadomo, że lecą do Syrii. Albo wiozą też na jakimś pociągu czołgi, to wiesz po co i gdzie. Co jakiś czas w telewizji lecą tylko newsy, że przywieźli kogoś rannego do jakiegoś szpitala w Gaziantep. Poza tym nic nie słychać, jest mimo wszystko za daleko. ISIS weszło daleko w głąb Syrii i robi czystki, nikt nie może przeniknąć do Gaziantep. PKK z kolei nie atakuje ludzi tylko cele wojskowe, policję. To bardziej ich wewnętrzna wojna turecko-kurdyjska, w której wbrew pozorom ginie niewielu cywili. Co chwilę też kogoś aresztują. Sama sytuacja w Turcji – jak pokazują ostatnie tygodnie – dość mocno się uspokoiła. Może będzie tak dalej? Zawsze się śmiejemy, że gdy 2-3 tygodnie nie ma bomby, to za chwilę będzie gorąco.
Byłeś w Gaziantep, gdy doszło tam do dwóch poważnych zamachów?
Najgroźniejszy był ten, kiedy zaatakowali wesele. Akurat graliśmy o tej porze mecz, zamach miał miejsce jakieś 10 kilometrów od stadionu w dość nieciekawej kurdyjskiej dzielnicy. Zginęło 51 osób. Wyładowali jakiegoś chłopca. Wesela mają taki rytuał, że wszyscy wychodzą na ulicę i świętują. Wszystko dokładnie zaplanowali. Podjechali tam z chłopcem, on zsiadł z motoru, podszedł do bawiących się ludzi i się wysadził. To chyba największy atak w Turcji, zginęło więcej osób niż ostatnio w Stambule. Drugi atak to była strzelanina z policją. Byłem w Gaziantep, odsypiałem po meczu. Kojarzy mi się, że w tym samym miejscu wcześniej też był jeden atak na policję.
Nie działa to na wyobraźnię? Grasz w piłkę, wszystko jest fajnie, ale bomby wybuchają dość często.
Nie, nie odczuwam strachu. Ludzie tam żyją normalnie, nie ma tak, że nie wychodzą na ulicę z obawy przed zamachem. Przeważnie poruszam się po miejscach, gdzie jest kontrola. Nie wejdziesz do centrum handlowego bez przejścia przez bramkę, nie wjedziesz autem bez kontroli. Szpital, urzędy – wszędzie jesteś dokładnie sprawdzany.
Czy jesteśmy zaskoczeni wyborem Olkowskiego? Jesteśmy. Ale na dziś ciężko stwierdzić, jaki będzie miał on znaczenie dla jego dalszych losów. Liga turecka to nie jest przecież liga amatorów, z której nie da się wyjechać do lepszego klubu. Niewykluczone, że przy regularnej grze, z którą nie powinno być problemów, Olkowski jeszcze raz wypromuje się do jakiejś renomowanej firmy.
Fot. FotoPyK