Dziś mija 179 dni, od kiedy Juliusz Letniowski podpisał kontrakt z Lechem Poznań. Pamiętacie w ogóle, że Kolejorz takiego gościa sprowadził? My coraz częściej łapiemy się na tym, że kompletnie o tym zapominamy. A przypominają nam o tym tylko komunikaty o tym, że lechita znów doznał kontuzji.
Przez te niespełna sześć miesięcy Letniowski zagrał w Lechu dokładnie tyle samo meczów, co Krzysztof Cugowski, burmistrz Polanowa, Selena Gomez oraz Marek Jurek. Razem czy osobno – to nie ma znaczenia. I tak wychodzi okrągłe, okrąglutkie ZERO występów. A przecież doskonale pamiętamy, że zimą w Poznaniu cmokano nad tym chłopakiem. Cmokaliśmy też i my – nie zakłamujmy rzeczywistości, że w styczniu pukaliśmy się w czoło i pytaliśmy “na cholerę wam w tej Wielkopolsce jakiś chłopaczek z I ligi?”. Letniowski miał kozacką jesień w Bytovii Bytów, niewielu było zawodników na zapleczu Ekstraklasy, których oglądałoby się z taką przyjemnością. Drybling, podniesiona głowa, strzał z dystansu, luzik w grze – jeśli ekstraklasowicze mieliby wyciągać z niższych lig zawodników, to daj Bóg, żeby tylko takich.
Ale już pierwsze dni w Lechu zwiastowały problemy. Oddajmy głos dyrektorowi Rząsie z naszego wywiadu: – Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało w stosunku do Letniowskiego, bo to materiał na dobrego piłkarza, świadomy i inteligentny chłopak, który może dać nam dużo radości. Natomiast podczas obozu przygotowawczego mogliśmy porównać naszych wychowanków z Julkiem, który wychowywał się poza strukturami akademii Lecha. I nasi wychowankowie mają pełen pakiet zawodniczy – są świetnie wyedukowani taktycznie, są świadomi etyki pracy (wypoczynek, odżywianie, regeneracja), są doskonale wyszkoleni technicznie, do tego mają przygotowanie fizyczne na bardzo dobrym poziomie. Po Julku widać, że w niektórych tych obszarach ma pewne zaległości – szczególnie w tym fizycznym. Oczywiście on to wie, my to wiemy i Julek będzie nad tym pracował. To talent, ale jeszcze nieoszlifowany. Natomiast widzieliśmy, że ma duży potencjał i zdecydowaliśmy się na ten transfer.
Tłumacząc z “oficjalnego” na “polski” – Letniowskiemu piłka przy nodze nie przeszkadza, natomiast piłkarz ma piłkę przy nodze przez jakieś trzy minuty w meczu, a tu trzeba się jeszcze poprzesuwać, poprzepychać, pobiegać. I choć Julek potrafił huknąć z 25 metrów w okienko, to na drążku mógł mieć problemy z podciągnięciem. Jak to kiedyś ładnie określił Andrzej Iwan – raczej prezentował (i prezentuje nadal) posturę maturalną. A skoro chłopak nie był przyzwyczajony do bardzo wysokiego wysiłku, to śruba dokręcona przez sztab Adama Nawałki na obozie w Turcji skończyła się tym, że Letniowski do Polski wrócił z obolałym kolanem.
Wtedy jeszcze nic nie zwiastowało tego, że chłopak na boisku już w tym sezonie się nie pojawi. W Lechu potraktowali go ulgowo, nie poszedł pod nóż, ból minął. Wrócił do treningów i w marcu w kolanie chrupnęło – akurat wtedy, gdy szykowano go do meczowej osiemnastki. Prognozy? Najpierw atroskopia kolana, a później jakieś sześć tygodni przerwy. W klubie przebąkiwali, że nowy piłkarz zagra w rundzie finałowej – zwłaszcza, że gra toczyła się już o pietruszkę i Dariusz Żuraw mógł sprawdzać w boju zawodników na przyszły sezon. Sęk w tym, że Letniowski do pełni zdrowia nie doszedł i do końca sezonu był stałym bywalcem trybuny VIP.
Nowy sezon, nowe nadzieje, nowy ja. Lech pożegnał pół kadry, chciał odmłodzić zespół i odważniej postawić na zawodników młodych. Letniowski musiał być zatem przepełniony wiarą – to jest ten moment, gdy udowodnię, że Lech zimą się nie pomylił. Wyszło jak z naszymi noworocznymi postanowieniami – trzy treningi na obozie w Opalenicy i zgłoszenie lekarzowi, że kolano znów boli. Pakowanie do auta, trasa do Poznania, badania pierwsze, badania drugie, wizyta w klinice Villa Stuart u profesora Marianiego (leczył Milka czy Gumnego) i diagnoza – przynajmniej trzy tygodnie pauzy w treningach. A dorzućmy do tego jeszcze te dni stracone w pierwszej fazie okresu przygotowawczego.
– Niestety w przypadku Julka musimy uzbroić się w cierpliwość. W wyniku powikłań w trakcie wprowadzania do pełnego treningu, po zabiegu na kolanie, pojawiły się dolegliwości, które zmusiły nas do czasowego zmniejszenia obciążeń. Na razie Julek przez trzy tygodnie będzie w treningu indywidualnym, a po tym okresie zapadnie decyzja co dalej i czy będzie mógł wejść w pełne zajęcia z zespołem – tłumaczy profesor Krzysztof Pawlaczyk na stronie Kolejorza.
Ekspertami od kolan i medycyny nie jesteśmy, natomiast tak sobie myślimy, że Maciej Makuszewski szybciej wrócił na boisko po zerwaniu więzadeł krzyżowych niż Letniowski po… no, właściwie nie wiadomo po czym. Bo komunikaty mówią tylko o kontuzji kolana i bólu, który jej towarzyszy. I nie chcemy życzyć Julkowi źle, bo sporo ciepłych słów na jego temat wysłuchaliśmy, a i dobijanie go w takim momencie było okrutne. Jednak naprawdę trudno nam sobie wyobrazić, że jesienią mógłby być chociażby regularnym zmiennikiem w Kolejorzu. Na dziesiątce faworytem do grania jest Darko Jevtić, naciskać na niego będzie diamencik z akademii, czyli Filip Marchwiński. Do tego z nadziejami na pokazanie się do Poznania wrócił Jakub Moder, który na wypożyczeniu w Opolu zbierał niezłe recenzje. Dorzućmy do tego Joao Amarala, który może grać na dziewiątce, ale równie często występował jako ofensywny pomocnik. Letniowski może też grać na “ósemce”, ale tam jest Pedro Tiba. Poza tym – jeśli faktycznie ma takie zaległości fizyczne (a ma – zdjęcia nie kłamią), to jakoś nie widzimy go w roli zawodnika, który musi powalczyć o piłkę w środku pola.
I coraz mocniej przypuszczamy, że to może skończyć się jakimś wypożyczeniem jeszcze tego lata. Takie pół roku lub rok na ponowne przyzwyczajenie się 21-latka do rytmu treningowego i meczowego. Ale jeśli wypożyczenie, to koniecznie z obowiązkowym wykupieniem karnetu na siłownię i dietą bogatej w białko. Bo jeśli Letniowski się nie wzmocni, to zaraz podzieli los Elvisa Kokalovicia i Fenana Salcinovicia – dwóch zawodników, którzy podpisali kontrakt z Lechem i… nigdy w nim nie zagrali.
fot. FotoPyk