Ponad 700 meczów w profesjonalnym futbolu. Osiem mistrzostw kraju z Bayernem, jedno z Realem, dwa z Chelsea i jedno z PSV. Udział w trzech mundialach i trzech mistrzostwach Europy, finał mistrzostw Świata, 37 goli w kadrze narodowej. Arjen Robben pozostawi po sobie przepiękną kartę w futbolu. I drybling, do którego już zawsze będą odnosić się komentatorzy z całego świata. Gdy ktoś zejdzie w rajdzie na lewą nogę i uderzy przy dalszym słupku, zapewne pomyślicie sobie “o, cholera, prawie jak Robben”.
– Przez ostatnie tygodnie wiele myślałem. To bez wątpienia najtrudniejsza decyzja, jaką musiałem podjąć w karierze. I to decyzja, w której serce i rozum musiały się zderzyć. Z jeden strony miłość do piłki i przekonanie, że nadal może mierzyć się z kimkolwiek chcesz, a z drugiej strony świadomość, że nie jesteś już 16-letnim chłopaczkiem, który nie wie, na czym polega kontuzja. Dzisiaj jestem zdrowy, ale jestem fanem wielu innych sportów i chciałbym za kilka lat być w stanie się ruszać. Dlatego czas powiedzieć “pas”. Kończę karierę profesjonalnego piłkarza. To koniec – oświadczył Robben.
A kto jak kto, ale Robben odchodzi jako piłkarz spełniony. 21 pucharów z Bayernem Monachium – w tym Liga Mistrzów, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwa Świata, osiem medali za mistrzostwo Niemiec. Siedem pucharów z Chelsea. Dwa trofea z Realem. Trzy z PSV. Miano piłkarza roku w Niemczech, piłkarza sezonu w Bundeslidze, sportowca roku w Holandii. Srebro na mistrzostwach świata. Pokonanie raka.
Wybraliśmy dziesięć najważniejszych, najbardziej efektownych, najbardziej pamiętnych momentów w jego karierze. A jest w czym wybierać. Choć nie zawsze było kolorowo.
Pudło w finale mundialu w 2010 roku
Miejmy to już za sobą. Jeśli posłodzimy mu w kolejnych punktach, to tutaj znajdziemy łyżkę dziegciu.
– Sneijder, kapitalne podanie za linię obrony, tu jest Robben… – krzyczał komentator.
– W takim momencie w głowie masz tysiąc myśli. Czekasz na ruch napastnika – to z kolei Iker Casillas.
– Patrzyłem już tylko na to, co zrobi Iker – wspomina Gerard Pique.
– Robben… Nie, Casillas! On znów jest święty! To on utrzymuje Hiszpanię w grze w finale mundialu – znów komentator.
Do historii przeszła przede wszystkim ta pierwsza sytuacja Robbena z 62. minuty. Sneijder zagrał idealnie między stoperów Hiszpanii, Robben wbił się świetnie w linię spalonego, uciekł Puyolowi i Pique, stanął oko w oko z Casillasem. Bramkarz rywala był już właściwie na ziemi, Holender szukał plasowanego strzału przy dalszym słupku. – A ja wystawiłem nogę – mówi legenda Realu. I Robben w tę nogę trafił.
Ale przecież w tym finale zjawiskowy skrzydłowy Oranje miał jeszcze jedną świetną sytuację. – Dla bramkarza ta druga szansa była nawet trudniejsza, bo Arjen dryblował, nie wiedziałem do końca jak się wobec nie ustawić. Wiedziałem, że Puyol już go nie kontroluje, a on próbował mnie mijać – wspomina Casillas. – Gdyby się wtedy przewrócił, to byłby karny i czerwona kartka. Nie mogłem atakować zbyt mocno – dodaje Puyol.
Robben faktycznie próbował wymanewrować stopera i bramkarza, ale Casillas wygarnął mu piłkę spod nóg. Była 82. minuta, Hiszpanie przetrzymali napór Oranje, w dogrywce z boiska wyleciał John Heitinga, a Andres Iniesta przesądził o tym, że Holendrzy wciąż nie wygrali żadnego z finałów mistrzostw świata. Za to trzeba przyznać, że mina Robbena po tej zaprzepaszczonej szansie na 1:0 świetnie sprzedała się w telewizji.
Gol w finale Ligi Mistrzów z Borussią
Od skrajności w skrajność. W 2010 roku jego pudła sprawiły, że Holendrzy nie wznieśli pucharu, a trzy lata później trafienie Robbena przesądziło o triumfie Bayernu w Champions League. Starcie z Borussią było na styku i niewykluczone, że w dogrywce to dortmundczycy przesądziliby o swoim zwycięstwie. A tu – 89. minuta, Robben wjeżdża w pole karne Borussii, zostawia za sobą sunących na kolanach Matsa Hummelsa i Nevena Suboticia, po czym sprytnym strzałem puszcza piłkę obok Romana Weidenfellera.
To była piękna zemsta na Suboticiu, który w poprzednim sezonie zagrał na nosie Robbenowi w meczu ligowym. Holender nie wykorzystał rzutu karnego, Bayern stracił kontakt z BVB na finiszu sezonu i było już jasne, że to Borussia sięgnie po mistrzostwo. Serb podbiegł do Robbena po tym niewykorzystanym karnym i z odległości kilkudziesięciu centymetrów zaśmiał mu się w twarz, po czym wykrzyczał jakieś niecenzuralne słowa. – Co krzyczałem? Że nie lubię takich symulantów. Coś takiego – tłumaczył później obrońca. A Robben tak jak w 2010 w RPA – chwycił się za łysą glacę i nie dowierzał.
Zemsta smakowała fantastycznie, gdy Robben w dzikim szale świętował trafienie na wagę triumfu w Lidze Mistrzów, a Subotić otrzepywał kolana ze strzępów trawy wyrwanej podczas desperackiego wślizgu pod nogi Holendra.
Wygrana z rakiem
– Znalazłem małą grudkę i poszedłem z nią do lekarza. On od razu stwierdził, że potrzebuję operacji. To był nowotwór, ale pytanie, czy złośliwy. Odpowiedzieć miały wyniki badań. Leżałem w szpitalu kilka dni i nie miałem pojęcia, co dalej ze mną będzie. Wreszcie przyszły wieści. Nie miałem się o co martwić. Ulga nie do opisania – wspominał Robben swoje przejścia z rakiem jądra. Miał 20 lat, gdy zgłosił się do kliniki. Guz został wycięty, a lekarze we wstępnej diagnozie podejrzewali, że to rak złośliwy.
– Dzisiaj spokojnie mogę o tym rozmawiać, miałem szczęście. Z perspektywy czasu to było tylko kilka dni w szpitalu i drobny zabieg. Nie chcę myśleć o tym, co by było, gdyby lekarze przynieśli złe wyniki. Piłkarze mają wspaniałe życie, ale jesteśmy tylko ludźmi i nam też przytrafiają się choroby. Dzisiaj nie wstydzę się o tym opowiadać. Dlaczego miałby to ukrywać? Warto się badać.
Wolej na Old Trafford
Jeden z najbardziej spektakularnych goli w jego karierze. – Miałem wokół siebie dużo wolnego miejsca. Franck Ribery podszedł do rzutu wolnego, ale nie chciałem robić zamieszania i machać rękoma, bo piłkarze Manchesteru by mnie dostrzegli. Złapałem Francka wzrokiem, dobrze się rozumieliśmy, a on zagrał do mnie w punkt – wspomina Holender.
Na powtórkach widać, jak Robben przed tym stałym fragmentem gry próbuje ściągnąć wzrok Francuza. Gapi się w niego jak w obrazek, delikatnie macha ręką, mruczy coś pod nosem. Wreszcie dostaje piłkę, składa się do strzału i…
Okienko z Fiorentina
Liga Mistrzów 2009/10 to była jego edycja. To właśnie bramka na Old Trafford była decydująca w kontekście awansu do półfinału, gdzie Bayern z łatwością rozbił Lyon. Ale nie byłoby półfinału i nie byłoby tego spektakularnego trafienia do siatki Edwina van der Sara, gdyby nie popisowy strzał we Florencji.
– Lubię tego gola. Miałem trochę przestrzeni, doskoczyło do mnie kilku przeciwników, ale widziałem prześwit na linii do bramki. Uderzyłem, wpadło idealnie – opowiada strzelec. To była dla Bayernu droga przez mękę. U siebie wygrali 2:1, we Florencji było już 1:3. W bramce Fiorentiny szalał Sebastian Frey, ale to było za mało na Robbena, który tego dnia – jak napisała włoska prasa – był nieuchwytny dla miejscowych. Bayernowi pomógł też sędzia Ovrebo, który nie uznał bramki Miroslava Klose. Tak, tak – nazwisko dobrze wam się kojarzy. To ten od “fucking disgrace” w meczu Chelsea z Barceloną. Niemniej cudowna bomba w okienko autorstwa holenderskiego skrzydłowego dała wówczas Bayernowi awans ćwierćfinału.
Główka na wagę historycznego finału Holendrów
Skoro wyciągnęliśmy z reprezentacji złe momenty, to warto też przypomnieć te dobre. A przecież Robben grał z kadrą na sześciu dużych imprezach, rozegrał dla reprezentacji prawie sto spotkań i strzelił w nich 37 goli – tyle, ile chociażby Dennis Bergkamp.
Ten najcenniejszy gol to prawdopodobnie główka w półfinale mundialu w RPA. Ta przesądzająca o awansie Oranje do wielkiego finału. Tak, tak – Robben strzelał gole nie tylko po bombie z lewizny przy dalszym słupku. Choć tą główką na mistrzostwach zdziwił nawet sam siebie, bo po tym trafieniu aż poklepał się po czole. My też o takie wykończenie podejrzewalibyśmy grającego po drugiej stronie Diego Forlana czy dośrodkowującego do Robbena Dirka Kuyta, a nie skrzydłowego, który wyskokiem parał się rzadko. A tu nie dość, że wygrał pozycję z Diego Godinem, to jeszcze przycelował tak, że piłka odbiła się od słupka. Bramkarz nawet nie interweniował. I Holandia po raz pierwszy od 1978 zagrała w finale mundialu.
Zmarnowany rzut karny w finale Ligi Mistrzów
– To był koszmarny wieczór. Nie ma słów na to, by określić moje samopoczucie w tym momencie – mówił po finale Ligi Mistrzów w 2012 roku.
Jeśli chcielibyście zepsuć Arjenowi dzisiejsze pożegnanie z profesjonalną piłką, to pokażcie mu albo te pudła z finału mundialu z Hiszpanią. Albo ten rzut karny:
– Mogliśmy mieć ten puchar. Mogliśmy… Drogba i Platini pocieszali mnie po meczu, ale to na nic. Muszę to przetrawić – mówił rozgoryczony. Najpierw Drogba tuż przed wybiciem 90. minuty dał Chelsea wyrównanie, ale Robben mógł sprawić, że londyńczcy już by się nie podnieśli. “The Blues” wcale nie dominowali w tym starciu, to gospodarze finału byli stroną, która była bliżej triumfu. I gdyby Robben wtedy trafił, to pewnie karierę kończyłby z dwoma medalami za zwycięstwo w Champions League.
Pożegnalne dwa gole ze Szwecją w kadrze
– Jak na szklanego zawodnika, to i tak pograłem dość długo, prawda? – żartował po meczu ze Szwecją, po którym zakończył karierę: – Już dawno myślałem o tym, by zrezygnować z gry dla reprezentacji. Mam 33 lata, gram w topowym klubie europejskim i to jest już taki czas, gdy muszę się określić, bo organizm nie pozwala na łącznie występów tu i tu. To odpowiedni czas, by się poddać. Grało się dziś… dziwnie. To dziwne uczucie, gdy wiesz, że grasz w tej koszulce po raz ostatni. Chciałem pokazać, że wciąż stać mnie na wiele. No i dryblowałem świetne, co?
Ze Szwecją zagrał olśniewająco. Jeszcze przed przerwą strzelił dwa gole – najpierw przy rzucie karnym skopiował Panenkę, następnie posłał bombę z dystansu. Poza tym pokazał typowego Robbena – wykonał mnóstwo dryblingów, co chwilę ścinał z piłkę spod linii do środka, wygrał wiele pojedynków. W kadrze debiutował jeszcze za Advocaata, a zmieniał Marka Overmarsa. Zagrał w niej 96 meczów, strzelił 37 goli. – A największym zaszczytem była gra na wielkich turniejach – przyznawał.
Pożegnalny gol w Bayernie
Jeśli się żegnać, to właśnie w takim stylu. Z paterą mistrzowską i golem w ostatnim meczu. Ribery i Robben zaczęli mecz na ławce, w drugiej połowie Francuz zameldował się na boisku, niedługo później za Gnabry’ego wszedł i Robben. Gole też strzelali w tej kolejności – najpierw Freiburg ukąsił Ribery, który wykończył kapitalną akcję indywidualną, a Robben mógł wybuchnąć dziecięcą radością po dobiciu piłki do pustaka.
– On zdobył w Niemczech wszystko. Zobacz na jego CV. Ma każde trofeum. Ciągle czuł głód wygrywania, to było widać, gdy grałeś przeciwko niemu, ale i wtedy, gdy siedziałeś obok niego w szatni – mówił Mario Goetze.
– Głód wygrywania? Powiedziałbym inaczej. On nie potrafi przegrywać, wpada w furię. Lecieliśmy raz samolotem, graliśmy w karty. W pewnym momencie wkurzył się, rozrzucił wszystko po pokładzie i uznał, że więcej z nami nie gra. “Sami sobie posprzątajcie”. Przegrywał i się obraził. Na boisku było tak samo. Mocno przeżywał porażki – dodaje Lothar Matthaus.
A w Bayernie pozostawił po sobie kilka pucharów:
Znak firmowy
Na koniec – szukaliśmy ikonicznego gola Robbena. Takiego, że gdyby rozpikselizować obraz i tak wiedzielibyśmy, że strzelił go on. Po głowie chodziła nam bramka na 5:4 z RB Lipsk, gdy wymanewrował dwóch rywali na skrzydle, wbiegł w pole karne i podcinką trafił do siatki. Ale chyba jeszcze lepiej obrazuje go to trafienie w barwach Realu:
fot. FotoPyk