Za nami I Turniej im. Pawła Zarzecznego. Za nami pierwsza, może momentami jeszcze nieco niezdarna, próba zmierzenia się z godnym upamiętnieniem wyjątkowej legendy. Jako jeden z pomysłodawców takiej formy hołdu, od początku bałem się, co nam właściwie z tego wyjdzie. Ilu ludzi się pojawi na Marymoncie? Które drużyny będą chciały zagrać? Czy uda nam się dopiąć wszystko organizacyjnie?
Obawy nie wzięły się znikąd.
Wielokrotnie miałem wątpliwą przyjemność sprawdzać komentarze pod tekstami Pawła. Czytałem te wszystkie elaboraty o świniaku i rogalach, czytałem te przezabawne próby udowodnienia, że Zarzeczny nie zna się na piłce, bo pomylił w jakiejś anegdocie Marcina Wachowicza z Mariuszem Zganiaczem. Jako wierny fan Pawła wściekałem się czytając te narzekania, obelgi i pociski. Zresztą, jako wierny fan Pawła czasem wściekałem się, że on sam tym razem daje tekst ewidentnie niedbały, poniżej swojego poziomu, marnując potencjał. W każdym razie – podczas wspólnego przebywania na Weszło zdążyłem poznać zarówno górne 3% miłośników jego twórczości, jak i to dolne 97%, które rozpoczynało poniedziałki od komentarza pod przeglądem prasy: “dawać grubasa”.
Obawiałem się, że I Turniej im. Pawła Zarzecznego uaktywni raczej dolne 97% niż tę pozostałą część, dla której w swoim mniemaniu pisał Zarzeczny.
Lęki rozwiały się właściwie w momencie uruchomienia maila turniejowego. Pierwszego dnia miałem około 20 zgłoszeń, w kolejnych trzech doszło jeszcze kilkanaście drużyn. A przecież od początku pisaliśmy: to na razie możliwość wzięcia udział w eliminacjach, a nie żaden główny turniej. W teorii (jak się później okazało: w praktyce też) zespoły z drugiego końca Polski (pozdrawiam raz jeszcze Bytom Odrzański) są gotowe dwukrotnie, tydzień po tygodniu, przyjechać do Warszawy, byle tylko wziąć udział w tej wyjątkowej imprezie.
Zgłaszały się naprawdę różne ekipy. Grupy znajomków, którzy właśnie zgłosili się do B-klasy, i kluby, które grają w ligach wyższych niż nasz KTS, z IV ligą włącznie. Były ekipy, które miały dwunastu zawodników i jedenaście znaczników oraz takie, które mogły spokojnie występować w eliminacjach w dwóch różnych kompletach, po rozładowaniu się z klubowego autokaru.
Wyzwaniem było już pogrupowanie tych zespołów. Wiedzieliśmy, że do finałów musimy zaprosić prawdziwych kozaków, najlepiej tak, by na papierze to KTS wydawał się najsłabszy. Początkowo miała przyjechać Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski, która zaczęła nawet zbierać pieniądze na wyjazd czy Tarnovia Tarnowo Podgórne, klub, w którym wciąż grywają m.in. Bartosz Ślusarski czy Błażej Telichowski. Ale telefony nadal się urywały, skrzynki zapychały. Początkowy format – cztery drużyny, półfinały, mecz o 3. miejsce i finał – musieliśmy poszerzyć, by możliwe było ugoszczenie aż sześciu składów. Tarnovia zebrała do ekipy swoich wielkopolskich przyjaciół i jako drużyna Wielkopolska i Przyjaciele, z Radosławem Majewskim czy Łukaszem Gargułą w składzie, stała się z miejsca faworytem turnieju. Z Londynu przyleciała PFC Victoria, klub polskiej emigracji. W przygotowanie, organizację oraz prowadzenie turnieju mocno zaangażował się PKS Radość.
Imponujący był efekt kuli śnieżnej. Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie wraz ze zgłoszeniem do eliminacji postanowiło udostępnić nam salę do losowania, najpierw eliminacyjnymi kulami zamieszali Tomasz Jagodziński i Władysław Żmuda, potem drużyny finałowe sparował nasz Mietek. Drużyna Maksymiliana Cisiec zorganizowała swój mecz z Krakowsko-Radomskim Teamem przy okazji lokalnego festynu, zorganizowanego na tradycyjny kiełbasiano-piwny sposób. Wcześniej ugościła podobnie swoich pre-eliminacyjnych rywali z MKS-u Świony. Każdy chciał dorzucić coś od siebie, ułatwić nam, organizatorom robotę, a potem szepnąć gdzieś do siebie: Paweł, ja też w tym miałem cegiełkę.
Efekt był taki, że przez trzy tygodnie od Dolnego Śląska po Białystok grano mecze. To wtedy na piłkarskiej mapie Polski po raz pierwszy zaznaczyła się mocniej niejaka Pojemna Halina, która brawurowo przemknęła przez pre-eliminacje. To w tym okresie drużyna Odry Bytom Odrzański spotkała się w połowie drogi z Antarasem Zalasewo i rozegrała w Wolsztynie finał grupy Zachód (obie ekipy miały do przejechania po 60 kilosów w jedną stronę). Szkoda, że parę klubów się wycofało, kilka innych nie zdążyło odpisać na maile w terminie, ale i tak – na boiska wybiegło ostatecznie jakieś dwadzieścia pięć drużyn.
Sam turniej… No kurczę, widzieliście kiedyś Radosława Majewskiego, który gra przeciw Pojemnej Halinie? Widzieliście jak Błażej Telichowski czy Łukasz Garguła bez pardonu walczą o piłki z warszawskimi amatorami? Jak Londyn gra z Radością? Nie chcę tu uderzać w jakieś ckliwe nuty, ale chyba trochę taki był Paweł. Przecież wszyscy znamy legendy o tym, jak odpisywał na wszystkie upierdliwe wiadomości Michała Sadomskiego, o tym jak dał szansę Przemysławowi Rudzkiemu. Nie istniały dla niego święte krowy, nie uzależniał swojego zachowania od rozmówców. Nie sądzę, by drastycznie zmienił ton i sposób mówienia, gdyby zamiast publiczności Weszło TV, jego One Man Show oglądał prezydent Stanów Zjednoczonych.
Na Marymoncie też nie liczyła się kariera zawodnicza, licznik z występami w Ekstraklasie czy stan konta. Stempel na kostce w końcu boli tak samo, niezależnie od grubości portfela i statusu społecznego.
Żałuję tylko jednego: że polska reprezentacja dzieci z domów dziecka, która święci triumfy w meczach ze swoimi rówieśnikami, jest trochę za młoda na grę z seniorami. Poważnie rozważaliśmy ich udział, ale nie chcieliśmy wpuszczać 16-latków na tych wielkich byków z Wielkopolski. Nie zdziwię się, jeśli w kolejnych edycjach pojawi się też kategoria juniorska. Poza tym? Chyba wszystko, może poza wynikami KTS-u, wyszło tak, jak zakładaliśmy. Puchar wręczyła pani Małgorzata, żona Pawła, która wygłosiła mowę absolutnie w stylu Zarzecznych. – Strzeliliście dużo bramek, lecz Paweł powiedziałby, że gdyby z wami grał, to strzeliłby więcej.
Po imprezie pojawiły się dwa reportaże, do tego cały czas temat żył na naszym kanale YouTube, ale stwierdziłem, że muszę dodać te parę słów od siebie.
Po pierwsze: by podziękować rodzinie Pawła, za to, że spodobał im się nasz pomysł i zaszczycili turniej swoją obecnością, obiecuję, że na kolejne edycje zaproszenia przyjdą wcześniej. By podziękować chłopakom z KTS-u Weszło, PKS-u Radość, drużyny Wielkopolska i Przyjaciele, Victorii Londyn i Nocnej Ligi Halowej za świetnie spędzoną sobotę. Pojemnej Halinie nie dziękuję, bo nas sprali. Bardzo ważna część podziękowań: Muzeum Sportu i Turystyki, PKS Radość, redakcja Weszło i Weszło FM – za ogarnięcie obu wydarzeń, czyli eliminacji do turnieju oraz finałów. Teraz głęboki wdech i… Reprezentacja NC+, Farmacja Tarchomin, Piłkawka Białystok, Odra Bytom Odrzański, Krakowsko-Radomski Team, Wioska Smerfów, Maksymilian Cisiec, MKS Świony, Cyrkulatka, Victoria Warszawa, Zodiak Sucha, Futboliga.pl, Devka Warszawa, Antares Zalasewo, FC Poznań – za udział w pre-eliminacjach i eliminacjach.
Dzięki dla wszystkich, którzy byli na stadionie, trzymali kciuki przed relacją Weszło FM, albo po prostu – tego dnia ciepło pomyśleli o naszej legendzie.
Widzimy się za rok. A już za parę lat – na uroczystości nadania stadionowi KTS-u imienia Pawła Zarzecznego. Wstęp dla górnych 3 procent.