Reklama

Kto ma mocniejszą jedenastkę wszech czasów – Brazylia czy Argentyna?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

02 lipca 2019, 21:02 • 17 min czytania 0 komentarzy

Przed nami kolejna odsłona jednego z największych futbolowych klasyków – starcie Brazylii z Argentyną. To nic, że Albicelestes dotychczas grali paskudnie i nawet w wygranych spotkaniach zawodzili jak zawsze wygórowane oczekiwania swoich kibiców. To nic, że Canarinhos prawie się wyrżnęli już w ćwierćfinale rozgrywanego na własnym terenie turnieju, dopiero po serii jedenastek eliminując Paragwaj. Na argentyńsko-brazylijską batalię zawsze warto rzucić okiem, zwłaszcza gdy decyduje ona o kwestii awansu do finału Copa America. Może to nie mundial, ale też poważna sprawa. Poza tym – za obiema ekipami, jakkolwiek rozczarowująco by się one w danej chwili nie prezentowały, stoi wielka historia. Napisania przez wielkich piłkarzy.

Kto ma mocniejszą jedenastkę wszech czasów – Brazylia czy Argentyna?

Ale… No właśnie. Gdyby pokusić się o stworzenie jedenastki wszech czasów, złożonej z reprezentacji Argentyny i Brazylii, która ekipa wyglądałaby okazalej?

Postanowiliśmy się przekonać i takie dwie drużyny zmontować. Oczywiście w wielu przypadkach było to zadanie karkołomne, bo wybór doskonałych piłkarzy jest w przypadku Argentyny i Brazylii gigantyczny, trochę nawet onieśmielający. Paru absolutnie wspaniałych graczy do jedenastek się po prostu załapać nie mogło, bo konkurenci byli jeszcze wspanialsi. Przy wyborach przede wszystkim kierowaliśmy się rzecz jasna osiągnięciami piłkarza w narodowych barwach. Trudno jednak powiedzieć, by było to żelazną regułą – w paru przypadkach klasa zawodnika była jedna na tyle olbrzymia, że musiała przeważyć brak sukcesów osiągniętych z kadrą. Dla spokoju ducha odnotowaliśmy jednak również zawodników, którzy bardzo długo pozostawali przedmiotem dyskusji z cyklu: „umieszczać, czy nie umieszczać?”. Gąszcz znakomitości był jednak na tyle wielki, że pewnie byłby kłopot bogactwa nie tylko z wyborem najlepszej jedenastki, ale i najlepszej setki zawodników.

No dobra, dość już gadania – jedziemy z tym!

960

Reklama

BRAMKARZ

ARGENTYNA: UBALDO FILLOL (lata gry w kadrze: 1974 – 1985; występy: 58 meczów/0 goli)

Zwany El Pato, czyli „Kaczka”. Zdaniem Diego Maradony – najlepszy bramkarz w historii futbolu. Oczywiście aż tak daleko byśmy się w naszych ocenach nie posunęli, niemniej – Fillol na pozycję golkipera numer jeden w dziejach argentyńskiego futbolu bez wątpienia zasłużył. Miewał podczas mundiali swoje gorsze momenty, ale w 1978 roku zdobył z Argentyną mistrzostwo świata i został wybrany najlepszym bramkarzem turnieju. W drugiej rundzie mistrzostw Fillol nie przepuścił żadnego gola – czyste konto zachował w starciach z Polską, Brazylią i Peru. Skapitulował dopiero w finale. Spisywał się kapitalnie, również w decydującej potyczce z Holendrami, gdy wyciągnął kilka niełatwych piłek.

Fillol to przy okazji legenda River Plate, a w 2015 roku argentyńska federacja umieściła go w swojej jedenastce wszech czasów.

Kosztem choćby Amadeo Carrizo, innego super-gwiazdora River. Amadeo w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia uchodził za wielkiego, bramkarskiego rewolucjonistę – popularyzował zakładanie rękawic, odważnie wychodził poza pole bramkowe zamiast stać jak przyspawany do linii, zdarzało mu się nawet wystrzelić poza szesnastkę. Korzystał też z długich wykopów, zamiast oddawać piłkę do najbliższego partnera. Ale z reprezentacją nic specjalnego nie ugrał – w mistrzostwach Ameryki Południowej nie wystąpił ani razu, a jego jedyny mundial (1958) zakończył się straszliwą klęską Albicelestes.

BYŁ BARDZO BLISKO: Amadeo Carrizo (1954 – 1964; 20/0), Sergio Goycochea (1987 – 1994; 44/0), Antonio Roma (1956 – 1967; 42/0).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Carlos Roa (1997 – 1999; 19/0), Roberto Abbondanzieri (2004 – 2008; 46/0), Rogelio Dominguez (1951 – 1963; 58/0).

BRAZYLIA: GILMAR (1953 – 1969; 94/0)

Reklama

A właściwie – Gylmar dos Santos Neves. Absolutna, niekwestionowana legenda ekipy Canarinhos. 94 oficjalne występy w reprezentacji kraju (gdyby doliczyć spotkania pokazowe i nierankingowe, byłoby tego grubo ponad setka), dwa tytuły mistrza świata. Gilmar triumfował z Brazylią na mundialach w 1958 i 1962 roku. Przez ekspertów zgodnie jest wskazywany jako jeden z najlepszych golkiperów swojej generacji – poza sukcesami z reprezentacją, święcił też wielkie triumfy w barwach Corinthians i Santosu. Jest wielokrotnym mistrzem Brazylii, dwa razy zdobył Copa Libertadores i Puchar Interkontynentalny. Słynął z niezwykłej zwinności, kapitalnego refleksu i odporności na presję.

Jest jedynym brazylijskim golkiperem, który odegrał tak wielką rolę przy dwóch mundialowych triumfach – stąd nawet sam Claudio Taffarel musi ustąpić mu miejsca między słupkami. Aczkolwiek mistrz świata z 1994 roku również zasługuje na wyróżnienie.

BYŁ BARDZO BLISKO: Claudio Taffarel (1988 – 1998; 101/0), Emerson Leao (1969 – 1986; 80/0).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Dida 1995 – 2006; 91/0); Marcos (1999 – 2005; 27/0).

KTO GÓRĄ?

Na początek – remis. Zarówno Gilmar, jak i Fillol bywają w rozmaitych południowoamerykańskich źródłach wynoszeni pod niebiosa i stawiani nawet jako najlepsi bramkarze w historii, biorąc pod uwagę golkiperów pochodzących z tamtego kontynentu. Obaj bronią się sukcesami i spektakularnymi wyczynami. Brazylijczyk ma tę przewagę, że aż dwukrotnie zatriumfował na mistrzostwach świata, ale z drugiej strony – Fillol aż trzykrotnie był wybierany do trójki najlepszych zawodników Ameryki Południowej, jak równy z równym rywalizując w plebiscycie przeprowadzanym przez El Mundo z takimi zawodnikami jak Zico, Maradona czy Socrates. To coś znaczy.

Remis będzie najuczciwszym rozwiązaniem.

BRAZYLIA 1:1 ARGENTYNA

1978 World Cup Final. Buenos Aires, Argentina. 25th June, 1978. Argentina 3 v Holland 1 (aet). Argentine captain Daniel Passarella holds the World Cup trophy amid chaotic scenes at the end of the match

OBRONA

Argentyna: JAVIER ZANETTI (1994 – 2011; 143/4) – DANIEL PASSARELLA (1976 – 1986; 70/22) – OSCAR RUGGERI (1983 – 1994; 97/7) – ALBERTO TARANTINI (1974 – 1982; 61/1)

Pierwsze nazwisko, które rzuca się w oczy to oczywiście Daniel Passarella – lider mistrzowskiej reprezentacji Argentyny z 1978 roku i jeden z najlepszych, a przy okazji najbardziej bramkostrzelnych defensorów w dziejach futbolu. Lider na boisku i poza nim, zwany El Gran Capitan, czyli „Wielki Kapitan”. Grał ostro, niekiedy wręcz brutalnie – choć nie miał nawet 175 centymetrów wzrostu, był niemalże nie do pokonania w walce o górne piłki. Co tu dużo mówić, bez Passarelli taka jedenastka nie miałaby racji bytu.

Obok słynnego defensora zresztą też nie byle jakie nazwiska. Wprawdzie Javier Zanetti w barwach Albicelestes ugrał ostatecznie niewiele, ale 143 występy w narodowych barwach naprawdę robią wrażenie. Poza tym – Zanetti ma za sobą wyjątkowo owocną karierę klubową, wszak w barwach Interu Mediolan wygrał właściwie wszystko, co tylko jest do wygrania na Starym Kontynencie. Ikoniczna postać, niezależnie od liczby trofeów w gablocie.

Na środku defensywy musiało się też znaleźć miejsce dla stopera nazwiskiem Oscar Ruggeri. Mistrz świata z 1986 roku i dwukrotny triumfator Copa America był filarem obrony reprezentacji Argentyny przez więcej niż dekadę, a w międzyczasie święcił też triumfy w barwach River Plate i Realu Madryt. Defensywę z lewej strony zamyka natomiast Alberto Tarantini – jedna z największych gwiazd zwycięskich dla Argentyny mistrzostw świata z 1978 roku i zdobywca Copa Libertadores w barwach Boca Juniors. Mimo wszystko – złote medale zdobyte z kadrą ważą najwięcej. Dlatego do jedenastki załapał się Tarantini, a nie Silvio Marzolini gwiazdor mundialu z 1966 roku, z którego Argentyńczycy odpadli już w ćwierćfinale.

BYŁ BARDZO BLISKO: Silvio Marzolini (lewy obrońca; 1960 – 1969; 28/1), Roberto Perfumo (środkowy obrońca; 1964 – 1974; 37/0).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Carlos Sosa (prawy obrońca; 1942 – 1946; 12/0), Roberto Ayala (środkowy obrońca; 1994 – 2007; 115/7), Roberto Sensini (środkowy obrońca; 1987 – 2000; 60/0).

Brazylia: CAFU (1990 – 2006; 142/4) – DJALMA SANTOS (1952 – 1968; 98/3) ALDAIR (1989 – 2000; 80/3) – ROBERTO CARLOS (1992 – 2006; 125/11)

Naprawdę trudno było skomponować defensywę Canarinhos, biorąc pod uwagę, jak wielu genialnych bocznych obrońców wydała na świat Brazylia. Zacznijmy zatem od prawej strony, gdzie ustawiliśmy Cafu. Lista jego sukcesów ciągnie się w nieskończoność – dwa złote medale mistrzostw świata, dwa triumfy w Copa America, a do tego mnóstwo sukcesów w barwach klubowych. Czy to w Sao Paulo (dwa zwycięstwa w Copa Libertadores), czy to w Realu Saragossa (Puchar Zdobywców Pucharów), czy to w Romie (mistrzostwo Włoch), czy wreszcie w Milanie (Liga Mistrzów). Cafu stanowił po prostu gwarancję gigantycznej jakości. Gdzie nie poszedł, tam wygrywał.

Na środku obrony… kolejny zawodnik znany przede wszystkim z występów z prawej strony bloku defensywnego. Cóż, taka specyfika tego typu zestawień, że czasem trzeba kogoś po prostu do zespołu upchnąć. Zresztą – Djalma Santos grywał również jako środkowy obrońca, a karierę zaczynał nawet w drugiej linii. Ten brazylijski wirtuoz to dwukrotny mistrz świata (158, 1962), choć aż trzykrotnie zaliczano go do drużyny gwiazd turnieju. Szybki, silny, wytrzymały, niezwykle skuteczny w destrukcji – zwany Muralha, czyli „Mur”. Dorzucał jednak do cech typowych dla obrońcy cały pakiet niezwykłych talentów ofensywnych, na czele z niesamowitym dryblingiem i kreatywnością w rozgrywaniu akcji w bocznym sektorze boiska. A do tego był zawodnikiem słynącym z gry fair play – według historyków, rozegrał przeszło 1000 oficjalnych spotkań w klubie i reprezentacji, ani razu nie będąc ukaranym czerwonym kartonikiem.

Partnerem Djalmy Santosa w obronie – Aldair, mistrz świata z 1994 roku i legenda Romy. Jeden z najlepszych środkowych obrońców lat dziewięćdziesiątych, elegancki, świetny w rozegraniu futbolówki. Do mistrzostwa świata zdobytego w Stanach Zjednoczonych stoper dorzucił też dwa triumfy odniesione w rozgrywkach Copa America (1989, 1997).

Z lewej strony – Roberto Carlos. Co wbrew pozorom nie było takie oczywiste, bo kultowy już niemalże Brazylijczyk – przede wszystkim ze względu na potężne uderzenia z dystansu – miał tutaj sporą konkurencję. Mimo wszystko, mistrz świata z 2002 roku i dwukrotny zdobywca złotego medalu na Copa America musi się w jedenastce znaleźć. Zbyt wielka to była postać na przełomie wieków, zbyt skutecznie Roberto Carlos łączył doskonałą grę w reprezentacji z wielkimi sukcesami odnoszonymi na arenie klubowej (trzy Puchary Mistrzów z Realem Madryt), żeby go tutaj zabrakło. Aczkolwiek odsunięcie od składu takiego giganta jak Nilton Santos – dwukrotny mistrz świata, mistrz Ameryki Południowej – naprawdę było bolesne. Gdyby istniała możliwość wklejenia do składu dwunastego zawodnika – byłby nim właśnie Nilton Santos.

BYŁ BARDZO BLISKO: Nilton Santos (lewy obrońca; 1949 – 1962; 75/3), Carlos Alberto Torres (prawy obrońca; 1964 – 1977; 53/8), Lucio (środkowy obrońca; 2000 – 2011; 105/4).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Branco (lewy obrońca; 1985 – 1995; 72/9), Luis Pereira (środkowy obrońca; 1973 – 1977; 32/0), Domingos da Guia (środkowy obrońca; 1931 – 1946; 30/0), Hilderaldo Bellini (środkowy obrońca; 1957 – 1966; 51/0), Dani Alves (prawy obrońca; 2006 – ; 113/8), Marcelo (lewy obrońca; 2006 – ; 58/6), Junior (lewy obrońca; 1979 – 2002; 70/9).

KTO GÓRĄ?

Mimo wszystko – trzeba kolejny punkcik przyznać Brazylijczykom. Przy całym szacunku dla klasy Tarantiniego, w tym towarzystwie trudno postrzegać go inaczej niż jako ubogiego krewnego. Nie ten status co reszta towarzystwa. Javier Zanetti był wspaniały, ale gdyby przyszło mu walczyć o miejsce we wspólnej, brazylijsko-argentyńskiej jedenastce, to pewnie byłby trzeci, a może i czwarty w kolejce do grania na prawej stronie defensywy. No i nie wygrał nigdy mistrzostwa świata, a Brazylijczycy mają w swojej ekipie jednego mistrza na drugim.

Nie no, bez dwóch zdań – tutaj musi wygrać Brazylia. Nie tylko – nazwijmy to umownie – wyjściowa jedenastka robi robotę. Głębia składu wręcz powala na kolana. Widać dysproporcję.

BRAZYLIA 2:1 ARGENTYNA

diego-maradona

POMOC

Argentyna: FERNANDO REDONDO (1992 – 1999; 29/1) – DIEGO MARADONA (1977 – 1994; 91/34) – LUIS MONTI (1924 – 1931; 16/5)

Na pierwszy ogień zawodnik być może z perspektywy lat trochę niedoceniany, choć zdecydowanie zasłużył na pamięć. Fernando Redondo był defensywnym pomocnikiem, jakiego chciałby mieć w swoim zespole każdy trener na świecie. Nawet dziś. Ba, Redondo ze swoimi umiejętnościami mógłby się odnaleźć we współczesnej piłce nawet lepiej. Z Argentyną wygrał zaledwie raz Copa America i raz Puchar Konfederacji, nigdy nie odnosząc wielkiego sukcesu na żadnym mundialu, ale to nie przeszkodziło argentyńskiej federacji w umieszczeniu tego boiskowego eleganta w jedenastce wszech czasów. Redondo grał inteligentnie, pięknie, stylowo, ale jednocześnie bardzo twardo.

Z drugiej strony – był piłkarzem niełatwym we współpracy. Wskutek konfliktów z selekcjonerami przepadały mu wielkie turnieje, nigdy nie potrafił się pogodzić z rolą zawodnika drugiej kategorii. Chciał, by zespół układano pod niego. Mimo to – na wyróżnienie zasłużył z uwagi na swoją piłkarską klasę. Zwłaszcza, że coś tam jednak z reprezentacją Argentyny ugrał.

Dalej nie kto inny, jak sam Diego Armando Maradona, ustawiony umownie jako ofensywny pomocnik. Nominacja tak oczywista, że doprawdy szkoda czasu na dłuższe uzasadnienia. Autor zarówno najbardziej spektakularnego gola, jak i najbardziej perfidnego oszustwa w dziejach mistrzostw świata. Olśniewał formą na turnieju w 1986 roku, który Argentyńczycy wygrali, jak i cztery lata później, gdy niemal w pojedynkę zaciągnął swoją drużynę do finału, ostatecznie przegrywając decydujące starcie z Niemcami. Dla wielu – największa postać w dziejach futbolu. Choć w tym zestawieniu jest w sumie co najmniej czterech zawodników, którzy do tego miana pretendują.

Tercet środkowych pomocników zamyka Luis Monti, słynny boiskowy wojownik, w latach międzywojennych mega-gwiazda argentyńskiego San Lorenzo i włoskiego Juventusu. Bez wątpienia jeden z największych specjalistów w dziedzinie odbierania rywalom futbolówki – Monti z lubością demolował przeciwników, łącząc boiskową bezwzględność z przebiegłością i absolutnie genialną zdolnością czytania gry, którą wręcz wyprzedzał swoje czasy. W 1930 roku zawędrował z reprezentacją Argentyny do finału mistrzostw świata, ale Albicelestes ulegli Urugwajowi.

Cztery lata później Monti wygrał już mundial, lecz… reprezentując Włochy. Ot, specyfika tamtych czasów. Tak czy owak – gość w pewnym momencie wywoływał w oczach przeciwników blady strach. Był nie do przejścia. Niektórzy dowodzą, że to właśnie Monti swoją boiskową postawą zdefiniował pozycję defensywnego pomocnika.

BYŁ BARDZO BLISKO: Adolfo Pedernera (ofensywny pomocnik; 1940 – 1946; 21/7), Osvaldo Ardiles (środkowy pomocnik; 1975 – 1982; 52/8), Antonio Sastre (ofensywny pomocnik; 1933 – 1941; 34/6), Oreste Omar Corbatta (prawy pomocnik; 1956 – 1962; 43/18), Miguel Angel Brindisi (ofensywny pomocnik; 1969 – 1974; 46/17).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Javier Mascherano (defensywny pomocnik; 2003 – 2018; 147/3), Juan Sebastian Veron (środkowy pomocnik; 1996 – 2010; 73/9), Diego Simeone (defensywny pomocnik; 1988 – 2002; 106/11), Carlos Peucelle (ofensywny pomocnik; 1928 – 1940; 59/12), Rene Houseman (prawy pomocnik; 1973 – 1979; 55/13), Jorge Burruchaga (ofensywny pomocnik; 1983 – 1990; 57/13), Raimundo Orsi (boczny pomocnik; 1924 – 1928; 13/3), Juan Roman Riquelme (ofensywny pomocnik; 1997 – 2008; 51/17), Felix Loustau (lewy pomocnik; 1945 – 1952; 28/10).

Brazylia: FALCAO (1976 – 1986; 34/6) – ZICO (1976 – 1986; 71; 48) – DIDI (1952 – 1962; 68/20)

Nie mogło w tej jedenastce zabraknąć choć jednego członka legendarnej drużyny Tele Santany. Brazylijczycy nie wygrali mistrzostw świata w 1982 roku. Ba, nie zawędrowali nawet do strefy medalowej, turniej skończyli szybciej niż reprezentacja Polski. Ale i tak wielu ekspertów będzie się upierać, że Canarinhos nigdy nie wysłali na mundial lepszej, a już na pewno piękniej grającej paczki niż tamta. I właśnie Falcao był jedną z największych gwiazd pamiętnej drużyny, wyścig o tytuł najlepszego zawodnika turnieju przegrywając jedynie z Paolo Rossim, który zdobył z Italią mistrzostwo i nastrzelał sporo goli. Brazylijczyk olśniewał kreatywnością w środkowej strefie boiska, w wielu momentach przyćmiewając Zico i Socratesa.

Nie ma się co dziwić, że wspominany już Cafu umieścił go w swojej jedenastce marzeń, pomimo tak niesamowitej konkurencji w środku pola.

Falcao to zresztą nie tylko Brazylia, ale też Internacional i Roma. W pewnym momencie Brazylijczyk był nawet najlepiej opłacanym piłkarzem na świecie, a włoscy kibice nadali mu przydomek „Ósmy Król Rzymu”. Warto też docenić jego zmysł defensywny – Falcao, w przeciwieństwie do paru swoich kolegów z drugiej linii Canarinhos, naprawdę potrafił bronić, nie tylko nacierać na rywala.

Obok niego kolejny wielki przegrany z 1982 roku. „Biały Pele”, często tytułowany jako najwybitniejszy piłkarz, który nie sięgnął po mistrzostwo świata. Zico. Choć nie był napastnikiem, strzelał jak na zawołanie – gdy w wieku trzydziestu lat opuścił ligę brazylijską i trafił do włoskiego Udinese, zdobył 19 goli w 24 meczach ligowych. W całej Serie A lepszy był tylko Michel Platini, który grał w wielkim Juventusie, a nie kompletnym średniaku. Zico, podobnie zresztą jak Falcao, dwukrotnie był wybierany najlepszym zawodnikiem ligi brazylijskiej, sięgnął też po Copa Libertadores. Grał zjawiskowo. Choć nigdy nie przełożyło się to na sukces w narodowych barwach, trudno sobie wyobrazić jedenastkę wszech czasów Canarinhos bez długowłosego magika.

Według legendy, kibice Flamengo w dniu jego urodzin (czyli 3 marca) składali sobie życzenia z okazji Bożego Narodzenia. W 1981 Flamengo, z Zico na dziesiątce, zmasakrowało 3:0 przepotężny w tamtym czasie Liverpool, sięgając po Puchar Interkontynentalny. Nie trzeba chyba dodawać, kogo wybrano najlepszym zawodnikiem meczu?

Na dokładkę – Didi, którego naprawdę warto wyróżnić. Pierwsze mistrzostwo świata zdobyte przez reprezentację Brazylii kojarzone jest przede wszystkim z sukcesem nastoletniego Pele, tymczasem to właśnie Didi był wówczas mózgiem ekipy z Kraju Kawy, otrzymał zresztą nagrodę dla najlepszego zawodnika turnieju. Zwany „Księciem Etiopii” zawodnik był nieprawdopodobnie wytrzymały i dynamiczny, a do tego obmyślił sobie zupełnie rewolucyjny sposób kopania piłki, co po latach dopracowywali jego kolejni naśladowcy, wypracowując uderzenie zwane „spadającym liściem”.

Dwa tytuły mistrza świata, Puchar Europy wygrany z Realem Madryt. Zdecydowana czołówka, jeżeli chodzi o najlepszych zawodników reprezentacji Brazylii w całej jej historii.

BYŁ BARDZO BLISKO: Ronaldinho (ofensywny pomocnik; 1999 – 2013; 97/33), Rivaldo (ofensywny pomocnik; 1993 – 2003; 74/35), Gerson (środkowy pomocnik; 1961 – 1972; 70/14), Socrates (ofensywny pomocnik; 1979 – 1986; 60/22).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Zizinho (ofensywy pomocnik; 1942 – 1957; 53/30), Rivellino (ofensywny pomocnik; 1965 – 1978; 92/26), Clodoaldo (defensywny pomocnik; 1969 – 1974; 38/1); Dunga (defensywny pomocnik; 1987 – 1998; 91/6), Gilberto Silva (defensywny pomocnik; 2001 – 2010; 93/3), Zito (środkowy pomocnik; 1955 – 1964; 52/3), Kaka (ofensywny pomocnik; 2002 – 2016; 92/29).

KTO GÓRĄ?

Zaskakująco sporo uzbierało się tutaj zawodników niespełnionych – ostatecznie ani Falcao, ani Zico, ani Redondo, ani Monti nie osiągnęli ze swoimi reprezentacjami tak wiele, na ile wskazywałaby skala ich talentu. Czegoś im zabrakło.

Trzeba chyba w takim układzie wyróżnić Argentyńczyków. Jakkolwiek spojrzeć na otaczające jego postać kontrowersje, Diego Maradona coraz częściej zaczyna się – kosztem Pele – pojawiać jako numer jeden na liście najwybitniejszych zawodników w dziejach futbolu. Zico też kręci się w czołowej dwudziestce tego typu rankingów, ale Maradona to wciąż półka wyżej. Kto ma go w swoich szeregach, temu należy przyznać dodatkowy punkcik, zwłaszcza gdy rywalizacja jest do tego stopnia wyrównana.

BRAZYLIA 2:2 ARGENTYNA

ekssonmsne-1530416403

ATAK

Argentyna: LIONEL MESSI (2005 – ; 134/68) – MARIO KEMPES (1973 – 1982; 43/20) – ALFREDO DI STEFANO (1947; 6/6)

Leo Messiego wielu już teraz – pomimo doskwierającego mu wyraźnie braku sukcesów w barwach reprezentacyjnych – widzi jako najwybitniejszego piłkarza w historii. Nie tylko Argentyny, ale w ogóle – w historii futbolu. Różnie można na tę kwestię patrzeć, niemniej – zawodnikowi Barcelony miejsce w jedenaste wszech czasów Albicelestes należy się jak psu buda i tutaj akurat nie ma pola do debaty. 68 goli zdobytych w błękitno-białym trykocie, do tego kilka finałów na wielkich turniejach, choć wszystkie przegrane. No i cała nawałnica sukcesów klubowych oraz indywidualnych laurów, prywatna księga futbolowych rekordów…

Dłużej chyba nie trzeba wyjaśniać, dlaczego Messi musiał się tu znaleźć, prawda?

Na dziewiątce Mario Kempes. W tym przypadku argument pod tytułem „mistrzostwo świata i tytuł króla strzelców mundialu oraz nagroda dla najlepszego zawodnika turnieju” przeważył 54 bramkami Gabriela Batistuty w narodowych barwach. Kempes zapewnił Albicelestes pierwszy, upragniony tytuł na mundialu, więc już zawsze będzie miał zarezerwowane specjalne miejsce w sercach Argentyńczyków. Poza tym, El Matador ma też za sobą udaną karierę klubową – w ojczyźnie był gwiazdorem Rosario Central, a w Europie błyszczał jako supersnajper Valencii, z którą sięgał po Puchar Zdobywców Pucharów.

Na koniec – Alfredo Di Stefano. Być może najbardziej kontrowersyjna nominacja ze wszystkich – Di Stefano to Argentyńczyk rodem z Buenos Aires, ale dla Albicelestes zagrał tylko sześć razy, w sumie reprezentując trzy różne państwa, ze szczególnym uwzględnieniem Hiszpanii, w barwach której super-gwiazdor lat czterdziestych i pięćdziesiątych – zwany Saeta Rubia („Blond-Strzała”) – wystąpił z kolei aż 31 razy.

W oficjalnej jedenastce wszech czasów argentyńskiej federacji nie znalazło się dla Di Stefano miejsce, podobnie zresztą jak dla Luisa Montiego. Ale trudno jednak ot tak, po prostu zignorować gościa obecnego w czubie praktycznie każdego rankingu przedstawiającego najlepszych piłkarzy w dziejach. Di Stefano był nieprawdopodobnym dominatorem, piłkarskim fenomenem. Część z ustanowionych przez niego rekordów trwa do dziś, choć Cristiano Ronaldo i Leo Messi naprawdę mocno się postarali, żeby wszystkie dokładnie wymazać z kart historii. Zresztą – Di Stefano zagrał dla Argentyny tylko sześciokrotnie i to wystarczyło, żeby wygrać mistrzostwo Ameryki Południowej. Był urodzonym zwycięzcą.

W 1947 roku Argentyńczycy pozamiatali konkurencję, a Alfredo został wicekrólem strzelców turnieju, choćjego najlepsze lata miały przecież dopiero nadejść.

BYŁ BARDZO BLISKO: Gabriel Batistuta (środkowy napastnik; 1991 – 2002; 77/54), Jose Manuel Moreno (cofnięty napastnik; 1936 – 1950; 34/19), Omar Sivori (środkowy napastnik; 1956 – 1957; 19/9).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Claudio Caniggia (napastnik; 1987 – 2002; 50/16), Jorge Valdano (środkowy napastnik; 1975 – 1990; 23/7), Guillermo Stabile (środkowy napastnik; 1930; 31/23), Luis Artime (środkowy napastnik; 1961 – 1967; 25/24), Angel Labruna (środkowy napastnik; 1942 – 1958; 37/17), Leopoldo Luque (środkowy napastnik; 1975 – 1981; 43/21).

Brazylia: PELE (1957 – 1971; 92/77) – RONALDO (1994 – 2011; 98/62) – GARRINCHA (1955 – 1966; 50/12)

Z jednej strony – chyba najłatwiejszy do skomponowania tercet. Jednak wcale nie dlatego, że tym razem nie trzeba było odpuścić sobie paru genialnych, legendarnych zawodników. Wręcz przeciwnie, aż serce krwawiło na widok pewnych nazwisk, które trzeba było wykreślić. Jednak trójka napastników w brazylijskiej jedenastce wszech czasów po prostu inaczej wyglądać nie mogła. Bliżej lewej strony – mocno umownie rzecz jasna – ustawiony jest Pele, „Król Futbolu”. Wyjaśnianie, co Pele robi w jedenastce byłoby wręcz nietaktowne.

W 2016 roku tygodnik France Football opublikował alternatywną listę laureatów Złotej Piłki. Gdyby od początku istnienia plebiscytu przyznawano go również zawodnikom spoza Europy, Pele miałby w dorobku… siedem nagród.

Dalej? Oczywiście Ronaldo, coraz częściej nazywany „Ronaldo Nazario” z uwagi na niewyobrażalną sławę pewnego Portugalczyka znanego też pod kryptonimem CR7. Mistrz świata z 2002 (i 1994, choć jego udział w tamtym sukcesie był niewielki) roku, król strzelców turnieju, a na dokładkę wielka gwiazda mundialu, który odbył się cztery lata wcześniej. Kontuzje dość mocno zakłóciły jego karierę klubową, ale co Ronaldo miał wygrać z reprezentacją, to i tak wygrał, niezależnie od kłopotów z urazami i trzymaniem wagi. Do sukcesu na koreańskich i japońskich boiskach Il Fenomeno dorzucił też dwa zwycięstwa w Copa America.

Ofensywę zamyka Manuel Francisco dos Santos, znany po prostu jako Garrincha. Bohater tysięcy anegdot, opowieści i legend. Jednak jego osiągnięcia nie są bynajmniej wyciągnięte z jakiejś bajkowej opowiastki. Garrincha to mistrz świata z 1958 i 1962 roku, zdecydowanie największa gwiazda tego drugiego turnieju. Zawodnik uosabiający w sobie całą magię futbolu, czarodziej zwany „Radością tłumów”. Przez większość ekspertów stawiany tuż za Pele, jeżeli chodzi o najwybitniejszych brazylijskich piłkarzy w dziejach.

BYŁ BARDZO BLISKO: Jairzinho (boczny napastnik; 1964 – 1982; 81/33), Romario (środkowy napastnik; 1987 – 2005; 70/55).
BYLI BRANI POD UWAGĘ: Leonidas (środkowy napastnik; 1932 – 1946; 19/21), Heleno de Freitas (środkowy napastnik; 1944 – 1948; 18/19), Neymar (boczny napastnik; 2010 – ; 97/60), Bebeto (środkowy napastnik; 1985 – 1998; 75/39), Ademir (środkowy napastnik; 1945 – 1953; 39/32), Vava (cofnięty napastnik; 1955 – 1964; 20/15), Tostao (cofnięty napastnik; 1966 – 1972; 54/32), Arthur Friedenreich (środkowy napastnik; 1914 – 1925; 23/10), Roberto Dinamite (środkowy napastnik; 1975 – 1984; 38/20), Careca (środkowy napastnik; 1982 – 1993; 64/30).

KTO GÓRĄ?

Mimo wszystko – Brazylia. Gdyby porównywać zawodników duetami, Messi i Pele oraz Di Stefano z Garrinchą w jakiś sposób tworzą wyrównane pary. Każdy ma jakieś drobne przewagi względem rywala w jednym miejscu, ale musi ustąpić mu pola w innej kwestii. Jednak Ronaldo już dość mocno dystansuje w bezpośrednim porównaniu Kempesa, którego – jakkolwiek by to nie zabrzmiało w przypadku tak znakomitego napastnika – trzeba chyba wskazać jako słaby punkt argentyńskiej trójcy. Il Fenomeno był jednak większym zjawiskiem niż El Matador.

BRAZYLIA 3:2 ARGENTYNA

Dajcie znać, co sądzicie. Możecie też w oczekiwaniu na mecz (2:30 naszego czasu) wytypować własne jedenastki.

Która ekipa wygląda na mocniejszą?

Brazylijska 11 wszech czasów
Argentyńska 11 wszech czasów
Created with Quiz Maker
fot. newspix.pl

Najnowsze

Polecane

Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w ćwierćfinale BJK Cup!

Szymon Szczepanik
1
Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w ćwierćfinale BJK Cup!
MMA

Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Szymon Szczepanik
7
Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...