Reklama

Super Hubert, słaba Iga, niezły Kamil. Tylko Hurkacz w II rundzie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

01 lipca 2019, 20:09 • 5 min czytania 0 komentarzy

Trójkę naszych reprezentantów mogliśmy dziś oglądać w pierwszej rundzie Wimbledonu. Liczyliśmy na to, że co najmniej dwójka z nich awansuje. Nie wszystko poszło jednak po naszej myśli i ostatecznie mogliśmy się cieszyć tylko z jednego zwycięstwa. Humory na koniec dnia poprawił nam bowiem Hubert Hurkacz.

Super Hubert, słaba Iga, niezły Kamil. Tylko Hurkacz w II rundzie

Jako pierwszy rywalizację zaczął jednak nie Hubert, a Iga Świątek. Naprzeciw niej stała Viktorija Golubic. Szwajcarka ma na karku 26 lat, nigdy nie była w pierwszej 50. światowego rankingu (w 2017 roku zabrakło jej… jednego miejsca), ale potrafiła wygrać w swej karierze turniej WTA. Innymi słowy: solidna zawodniczka, z przebłyskami. Wyróżnia się jednak w sumie tylko tym, że – co u kobiet rzadko spotykane – ma jednoręczny backhand. Zgadujemy, że to przez ojczyznę. W końcu Szwajcarami są też Roger Federer i Stan Wawrinka, a jak oni potrafią grać z backhandu jedną ręką, wiedzą wszyscy fani tenisa.

Generalnie losowanie Igi było dobre. Nie dało się go inaczej ocenić. Polka już teraz potrafi grać na poziomie wyższym niż Golubic. Nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości i… nadal nie mamy. Choć dzisiejszy mecz wyglądał tragicznie. Iga psuła na korcie wszystko. Serio, Świątek walczyła dziś bardziej sama ze sobą niż z rywalką. I tę walkę przegrała.

W konsekwencji przegrała też mecz. I w sumie to w pewien sposób ją podziwiamy. Bo wytrzymała i tak dużo dłużej, niż wskazywałaby na to jej gra. W drugim secie doprowadziła do tie-breaka, broniąc po drodze cztery piłki meczowe, wszystkie przy serwisie rywalki. Zresztą każdy z tych punktów rozegrała znakomicie. Ale postawmy sprawę jasno: to są tylko pojedyncze piłki. Jasne, pewnie dałoby się z takich zagrań zmontować fajny skrót. Tyle tylko, że na przestrzeni całego spotkania popełniła całą masę niewymuszonych błędów. Po prostu spieprzyła ten mecz, tyle musimy napisać. Sama mówiła zresztą, że niby wszystko robiła dobrze – mając na myśli ustawienie się, dołożenie rakiety i podobne rzeczy – ale piłka i tak leciała, gdzie chciała. Po prostu nie czuła się dziś odpowiednio. Pozostaje nam życzyć, żeby w kolejnych turniejach było tylko lepiej.

Reklama

Po nieco ponad godzinie oczekiwania na kort wyszli Polacy. Tak, liczba mnoga. Bo Hubert Hurkacz i Kamil Majchrzak swoje mecze zaczęli niemal równocześnie. Niżej notowany z nich po drugiej stronie siatki miał Fernando Verdasco. Hiszpan to gość doskonale wszystkim znany, napiszemy więc tylko tyle: trudno było o gorsze losowanie spośród nierozstawionych zawodników. Choć – czego do końca nie rozumiemy – u bukmacherów to Polak był przed tym starciem faworytem.

Cały ten mecz moglibyśmy tak właściwie streścić jednym zdaniem: Kamil był solidny, grał dobrze, ale po drugiej stronie siatki stał lepszy rywal. Problemem Majchrzaka było głównie utrzymanie własnego serwisu. W każdym secie tracił go co najmniej raz (zresztą wszystkie partie przegrywał do czterech gemów). Czasem po prostych, niepotrzebnych błędach, których potem mocno żałował. Bo w ogólnym rozrachunku naprawdę sprawiał Hiszpanowi problemy swoimi zagraniami, nie bał się wchodzić w dłuższe wymiany i podejmować ryzyka. Tyle tylko, że nie potrafił zachować chłodnej głowy w kluczowych momentach. Z drugiej strony to dopiero jego drugi mecz w drabince głównej turnieju wielkoszlemowego. Liczymy, że się wyrobi.

Majchrzak i Świątek pożegnali się z turniejem w zacnym towarzystwie. Bo dziś swe mecze przegrali też m.in. Stefanos Tsitsipas, Sascha Zverev czy Naomi Osaka. Ta ostatnia zresztą miała zagrać w drugiej rundzie z Igą. I tym bardziej szkoda, że – skoro tak zwolniła się drabinka – Polka nie awansowała dalej. Humorów naszej dwójce ta informacja nie poprawi, ale przynajmniej mogą się pocieszyć, że i lepsi polegli tak szybko.

Nie poległ za to Hubert Hurkacz. Podobnie jak Majchrzak, nie miał łatwego rywala. Dusan Lajović to może nie taka marka, co Fernando Verdasco, ale gość ma świetny sezon. Był w finale turnieju ATP 1000, a na Roland Garros dotarł do III rundy i przez pięć setów walczył z Saschą Zverevem. W pewnym momencie był też nawet na 23., najwyższym w karierze, miejscu w rankingu. Teraz jest poza trzydziestką, ale na Wimbledonie załapał się jeszcze na rozstawienie z najniższym możliwym numerem (32). Teoretycznie był więc faworytem meczu z Hubertem.

W praktyce jednak Hubert powinien pokonywać takich rywali. Udowadniał już bowiem, że stać go na zwycięstwa i z lepszymi zawodnikami od Dusana. Wierzyliśmy więc, że Serba odprawi. A Hubert szybko potwierdził, że naszą wiarę oparliśmy na solidnych podstawach – na samym początku meczu przełamał serwis rywala, a swojego podania nie oddał do końca pierwszego seta. Gorzej było w drugim – miał sporo dobrych szans, nie wykorzystał ani jednej, za to podarował Lajoviciowi swojego gema serwisowego, a wraz z nim całą partię.

Na szczęście – choć wydawało się, że ta sytuacja nieco Polaka rozstroiła – zebrał się w sobie i zapisał na swym koncie kolejne dwa sety. W obu przypadkach rozstrzygały pojedyncze przełamania, choć obaj mieli mnóstwo break pointów. Świetnie się jednak bronili, zresztą i Hurkacz, i Lajović imponowali swą grą. Naprawdę, to był mecz, który oglądało się najlepiej ze wszystkich trzech, o których tu wspominaliśmy. Sporo było dłuższych wymian, obaj walczyli o każdą piłkę, technicznie również imponowali – skróty czy loby nie stanowiły dla nich żadnego problemu. Żeby wygrać punkty, zwykle trzeba było się nieźle napocić. Hubert to zrobił i w zamian otrzymał awans do II rundy Wimbledonu.

Reklama

Co teraz? Na Hurkacza czeka Leonardo Mayer, nierozstawiony, ale zawsze groźny, doświadczony Argentyńczyk. Potem, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Novak Djoković w rewanżowym starciu za niedawną porażkę na Roland Garros. I takiego biegu rzeczy życzymy Hubertowi.

Wyniki:

Iga Świątek – Viktorija Golubic 2:6 6:7 (3:7)

Kamil Majchrzak – Fernando Verdasco 4:6 4:6 4:6

Hubert Hurkacz – Dusan Lajović 6:3 4:6 6:4 6:4

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...