Jeżeli mielibyśmy wskazać jedną część, która wyjątkowo zawodziła w zeszłym sezonie w rozklekotanej poznańskiej lokomotywie, z pewnością zwrócilibyśmy uwagę na tę, którą odpowiadała za funkcjonowanie środka defensywy. Thomas Rogne, Nikola Vujadinović, Rafał Janicki, Dimitris Goutas. No, nie był to mur nie do skruszenia, a raczej zapora, której – przy dobrych wiatrach – mogli obawiać się co najwyżej wykartkowani juniorzy młodsi TPS-u Winogrady. Dlatego – w obliczu oczywistego i oczekiwanego odejścia Vujadinovicia, Janickiego i Goutasa – było jasne, że zmiany na tej pozycji muszą być spore. Stąd najpierw transfer Djordje Crnomarkovicia, a teraz potwierdzone pozyskanie Lubomira Satki.
O kim mowa? Przede wszystkim o dobrze wyprowadzającym piłkę stoperze, co pozwala założyć, jaki plan na nowego Lecha – tego, wiecie, po resecie – ma Dariusz Żuraw. Nowo sprowadzony bramkarz, Mickey van der Hart, również nie szkolił się w świecie, gdzie jedyną opcją – niczym w meczu Polska-Włochy w wykonaniu duetu Grabara-Kownacki – była laga od bramkarza na napastnika. Nogami gra bardzo dobrze, tak samo jak Satka. Czyli Lech idzie w jasnym kierunku. Nim przedrze się pod pole karne rywali, zamierza wymienić kilka celnych podań. To tak uproszczając.
Zawodnik DAC Dunajska Streda, który dołączy do Kolejorza za kilkanaście dni po pierwszym meczu z Cracovią, kosztował, według informacji “Przeglądu Sportowego”, 750 tysięcy euro. Tym samym z miejsca możemy założyć, że – przynajmniej teoretycznie – o żadnym ogórze mowy być nie może. A jak jest w praktyce? Boisko zweryfikuje. Pewne jest jedno – Lech wykazał się dużą determinację, by pozyskać sześciokrotnego reprezentanta Słowacji, czego najlepszym dowodem fakt, iż zgodził się, by 23-letni Satka dołączył do zespołu później. Czyli po 11 lipca. Kolejorz po prostu przez długi czas szukał właśnie takiego zawodnika, który – w przeciwieństwie do elektrycznego Janickiego czy wyglądającego jak bomba zegarowa Vujadinovicia – nie panikuje, gdy ma piłkę przy nodze.
Innymi słowy: poznaniacy chcieli mieć gracza, który – przy posiadającym inne cechy, lepiej nadającym się do walki wręcz z przeciwnikami Crnomarkoviciu – będzie mógł po pierwsze czuć się swobodnie, po drugie rozwinąć skrzydła i skupić się na tym, co potrafi najlepiej. Na asekuracji partnerów i konstruowaniu akcji od tyłu. A Satka, który po przyjeździe do Poznania podejmie rywalizację z Rogne, lubi to robić, tak samo jak później podłączać się do akcji, czy – w kwestii odbioru – pójść na wyprzedzenie.
Lech nie sprowadza kota w worku, a starannie wyselekcjonowanego, obserwowanego od dłuższego czasu zawodnika. I ogranego, bo Satka ma za sobą dwa i pół roku regularnych występów – 81 meczów, pięć goli – w słowackiej ekstraklasie. Wcześniej występował w Newcastle – gdzie trafił, mając 17 lat – ale nie był w stanie przebić się na angielskiej ziemi. Ot, rozegrał jeden mecz w pierwszej drużynie – z Leicester City w FA Cup – poza tym występował głównie w zespole U-23. Kolejorz już kiedyś wyciągnął z zagranicy gościa, który otarł się o Newcastle. Nazywał się on Tamas Kadar. I z Poznania wybił się do Dynama Kijów.
Satka na Słowacji udowodnił swoją solidność. Na naszą Ekstraklasę i oczekiwania Lecha powinno wystarczyć.
Fot. Newspix.pl