W 2017 roku Red Bull nagrał wyjątkowe wideo. Umieścił na ciele orła ultralekki plecak z kamerą, rejestrując przelot ptaka nad Alpami. Majestatyczny, pewny, spokojny, niczym niezmącony, choć momentami ptak mijał kamieniste zbocza w bardzo bliskiej odległości. Gdyby kariera Krystiana – nomen omen – Bielika była rejestrowana ultralekką kamerą, oj tutaj nie obyłoby się bez zahaczenia raz czy drugi o twarde podłoże. Wydaje się jednak, że dziś Bielik stabilizuje swój lot i nauczony doświadczeniem, ogromnym jak na 21-latka, wchodzi w prawdopodobnie najważniejsze miesiące swojego piłkarskiego życia.
NIEGODNY ZAUFANIA
Lato 2016. Choć temperatury nie doskwierały tak jak obecnie, dla Krystiana Bielika było zdecydowanie najgorętszym w życiu. Arsene Wenger zdecydował się zabrać go na tournee po Stanach Zjednoczonych. Zagrał tam między innymi od pierwszej minuty w spotkaniu z gwiazdami MLS, został wybrany przez brytyjskich dziennikarzy graczem meczu. A przecież mierzył się między innymi z postrachem stoperów Premier League, Didierem Drogbą.
A była to tylko jedna ze sprzyjających okoliczności, jakie wystąpiły w tamtym czasie.
W kadrze Arsenalu przed pierwszą kolejką Premier League było pięciu stoperów. Per Mertesacker leczył jednak kontuzję kolana, miał być wyłączony z gry jeszcze na kilka ładnych miesięcy. Laurent Koscielny zaś potrzebował dłuższego urlopu po Euro 2016, gdzie Francja zaszła do finału.
To sprawiało, że do grania na mecz z Liverpoolem było trzech środkowych obrońców. wracający z wypożyczenia z Middlesbrough Callum Chambers, pozyskany z Boltonu Rob Holding oraz Krystian Bielik.
Czy można było liczyć na Bielika w meczowej kadrze, jeśli nie w podstawowej jedenastce? Ależ oczywiście.
A jednak parę stoperów, która pozwoliła Liverpoolowi wbić cztery gole, utworzyli Chambers i Holding. Bielika zabrakło nawet na ławce. Niedługo później do gry wrócił Koscielny, w ostatnich dniach okienka transferowego trzecim najdroższym wtedy piłkarzem w historii Arsenalu został zaś Shkodran Mustafi.
– Podczas przygotowań do sezonu Krystian spisał się naprawdę dobrze, ale nie sądzę, że był w tamtym czasie mentalnie gotowy na debiut. Niósł za sobą ryzyko popełnienia kosztownego błędu. Nie był na tyle godny zaufania piłkarsko, by postawić na niego w tak ważnym i tak trudnym spotkaniu jak mecz z Liverpoolem – tłumaczy nam Neil Banfield, trener rezerw Arsenalu w latach 2004-2018, a wcześniej szkoleniowiec grup młodzieżowych londyńskiego klubu. Dziś – trener pierwszej drużyny Queens Park Rangers w sztabie Marka Warburtona.
Tamta szansa uciekła, naprawdę na długo. Dość powiedzieć, że Krystian Bielik – wtedy 18-latek, dziś już piłkarz 21-letni – to gracz wciąż oczekujący choćby na jedynkę na liczniku występów w Premier League.
NAPALONY ARSENAL
Patrząc pod tym kątem, rację miał Dominik Ebebenge, który swego czasu będąc w Legii mocno odradzał Bielikowi przenosiny do Arsenalu w tak młodym wieku. Przypomnijmy, Bielik został sprzedany niecałe trzy tygodnie po 17. urodzinach.
– W debiucie z Koroną Bielik zachwycił i to było w pewnym sensie jego przekleństwo. Bardzo szybko zwrócił na niego uwagę Arsenal. Napalił się na niego. To był taki moment, w którym starłem się z Bogusiem Leśnodorskim. Jedna z niewielu takich sytuacji. Ja się zżyłem z tym Krystianem, traktowałem go jak młodszego brata. Nocował u mnie, opiekowałem się nim, zobowiązałem się wobec rodziców, że wszystko będzie okej. Różnica wieku między mną a Bielikiem nie była taka wielka, by on się nie czuł w tej sytuacji komfortowo. No i gdy się pojawiło zainteresowanie Arsenalu, mówiłem mu: „Wyluzuj, stary. Pójdziesz do Arsenalu jako piłkarz pierwszego zespołu, za wielkie pieniądze, na wielkie granie, a nie – w cudzysłowie – tylnymi drzwiami.” W tym samym czasie zgłosiło się też HSV, które dawało mu krótką ścieżkę, ale on już był napalony, żeby odejść do Londynu – mówi nam Ebebenge.
I dodaje:
– Upraszczając: odejście nie ułatwiło mu rozwoju. Przytrafiło się mu wiele kontuzji, ciągnęła się niewyjaśniona sytuacja z agentem… „Leśny” nie zrobił nic, żeby jego decyzję zmienić, ale też była ona na tyle mocna, że to byłoby postępowanie wbrew Bielikowi i jego rodzicom. To, co mógł zrobić, to postarać się wynegocjować tyle, ile się dało. Myśmy za niego dali 60 tysięcy złotych, a wyjęliśmy około 12 milionów. Cóż, dwa lata później można byłoby zarobić dużo więcej. Można było jego sytuacją zarządzić inaczej, by on był dziś w innym miejscu. Błysnął teraz, ale dla ludzi, którzy go znają, to nie jest żadne zaskoczenie. Jest jeszcze na tyle młody, żeby wszystko dobrego mogło się wydarzyć w jego karierze, ale trudno, musiał zapłacić swój podatek za życie.
Trudno jednak apelować o chłodną głowę u nastoletniego piłkarza, który trzy lata wcześniej trenował w trzecioligowym Górniku Konin, a po którego zgłasza się trzynastokrotny mistrz Anglii. Tym bardziej że Arsenal od początku pokazał, jak bardzo zależy mu na Bieliku.
– To nie było tak, że Kanonierzy wysłali papier i tyle. W to się zaangażował Arsene Wenger, to raz. Dwa – wysłali tutaj swojego najlepszego człowieka Richarda Lawa. Był prawą ręką właścicieli i zajmował się negocjacjami. Wszystko było przeprowadzone bardzo profesjonalne, zaprosili rodzinę do Londynu. Na dziesięciu gości, dziewięciu by się skusiło – tłumaczy Ebebenge.
ŚCIEŻKA „JUDASZA”
Decyzja o zamianie Legii na Arsenal w tak młodym wieku, z zaledwie pięcioma występami w ekstraklasie, nie była wyborem łatwym?
Co w takim razie powiedzieć o zamianie Lecha na Legię kilka miesięcy wcześniej? W dodatku zaledwie półtora roku po tym, jak tę samą drogę przeszedł Bartosz Bereszyński, w Poznaniu a.k.a. „Judasz”?
By Bielik ostatecznie zameldował się w Warszawie, potrzebny był splot sprzyjających temu okoliczności. Legia ze swoimi podchodami trafiła na moment, gdy zawodnik mógł mieć wątpliwości co do swojej przyszłości w Lechu.
– Jeden z żalów, jakie Krystian mógł mieć to ten, że miał późno trafić do zespołu A1, czyli juniorów starszych. Kamil Jóźwiak trafił wcześniej, ale to był efekt tego, że gdy decydowaliśmy o kadrach, Krystian był po urazie. Doszliśmy do wniosku, żeby Krystian spokojnie wszedł w rywalizację i dograł sezon w zespole B1. Legia mu oferowała od razu funkcjonowanie w pierwszym zespole, a ja byłem zwolennikiem innej drogi. Zespół A1, potem zespół rezerw, potem ewentualnie pierwsza drużyna – mówi Marek Śledź, a więc człowiek, który zbudował potęgę akademii Lecha, a dziś pracuje w Rakowie Częstochowa.
– Pojechałem na jeden dzień do Konina, później z mamą do Warszawy. Podpisaliśmy dokumenty, dogadaliśmy się z Legią i wróciłem do Wronek. Najpierw poszedłem do trenerów i do dyrektora Śledzia. Powiedziałem co i jak. Jak zareagowali? Trudno powiedzieć. Trenerzy chyba jakoś to przyjęli, dyrektor był zły. Tyle mówi się o tej ścieżce rozwoju w Lechu, ale ta narysowana przede mną prowadziła chyba przez jakąś obwodnicę. W Poznaniu grałem wtedy w juniorach starszych, Legia zaproponowała miejsce w pierwszym zespole. Nad czym miałem się zastanawiać? – pytał Bielik w materiale Damiana Smyka o wyjątkowym roczniku 1998 z akademii Lecha.
– Krystian miał szczere rozterki sercowe. Był w Lechu ze trzy lata, zżył się, bardzo szanował trenera Djurdjevicia i zastanawiał się, jak to wpłynie na ich relacje. Na koniec się jednak zdecydował i przyszedł do nas. W Lechu zarabiał jakieś grosze, ale to nie było tak, że obsypaliśmy go złotem. Nie. Po prostu daliśmy mu perspektywę, w którą uwierzył i on, i jego rodzice. Po tym, jak go poznaliśmy, mieliśmy przekonanie, że nie pęknie – tłumaczy, jak wyglądało to od strony Legii Dominik Ebebenge.
Jak Legia w ogóle Bielika wypatrzyła? To kolejny z mających wtedy miejsce zbiegów okoliczności.
– On wtedy był w juniorach Lecha i zagrał zajebisty mecz z juniorami Legii, na którym byliśmy całym skautingiem. To był piłkarz. Miał 16 lat, ale to był piłkarz. Fizycznie wyglądał dobrze, miał moc, a jeśli chodzi o boisko, to podejmował dobre decyzje. Zacząłem sprawdzać, jak się mają sprawy z jego kontraktem i okazało się, że on wygasał w perspektywie ośmiu-dziesięciu miesięcy. Rozpoczęły się podchody. Przyplątał się wtedy Czarek Kucharski, tak to trzeba nazwać. Wykorzystał otwartość Bogusia, ponieważ Boguś mu się w jakiejś rozmowie pochwalił, że chcemy ściągnąć Bielika. Wówczas Kucharski nakręcił jego rodziców, że załatwi transfer do Legii – wspomina Ebebenge.
WIELKIE SERCE NIEPOKORNEGO
Przyglądając się Bielikowi z boku, czytając czy słuchając jego wypowiedzi, czasami można odnieść wrażenie, że to uosobienie podmiotu lirycznego ze słynnej piosenki Stachurskiego. Typ niepokorny, który nie gryzie się w język i gdy coś mu nie pasuje, to po prostu o tym mówi. Jak wtedy, gdy podczas Euro U-21 w Polsce bez ogródek skrytykował Marcina Dornę twierdząc, że reprezentacja grała tak słabo, bo słabo trenowała.
– Najgorsze jest to, że moim zdaniem my gramy tak jak trenujemy. Treningi nie były na najlepszym poziomie. Mamy łatwe rozegranie bez przeciwnika i to tempo nie jest na najlepszym poziomie i to samo jest potem w meczu – powiedział wtedy gracz, który… na tychże treningach o nie najlepszym poziomie Dorny do siebie przekonać nie umiał.
– Nie ma nic złego w mówieniu i oznajmianiu ludziom, czego się od nich wymaga. Moim zdaniem to dobrze, że Krystian ma swoje zdanie na różne tematy. To nic złego. Jak każdemu młodemu człowiekowi, zdarzyło mu się wyrazić głośno swoją opinię w złym czasie. Ale uważam, że nauczył się czegoś i teraz rozumie już dużo lepiej, kiedy i o czym powinien, a o czym nie powinien mówić – ocenia tamto zachowanie zawodnika Neil Banfield. Znał sprawę doskonale, w Arsenalu bowiem dokładnie obserwuje się nie tylko grę, ale i aktywność medialną zawodników.
Tego, by w sytuacjach konfliktowych nie spuszczać wzroku na czubki butów, tylko patrzyć cały czas przed siebie, Bielika – i wielu innych – nauczyła szkoła życia w poznańskim internacie. Tym, z którego wiele razy chciał być przez rodziców zabrany bardzo często wyszydzany za ubiór czy pochodzenie Karol Linetty.
– Internat w Poznaniu był szkołą życia. Niektórzy nie wytrzymali, dali sobie spokój, wrócili do domów. Ciągłe spiny między chłopakami z Lecha, a obcymi. Szemrane towarzystwo. Warunki też średnie. Młodzi byliśmy, to i w głowie szumiało. Raz ty byłeś ofiarą, innego razu agresorem. Biliśmy się rzadko, raczej cisnęliśmy sobie. Czasami po bandzie. Najgorzej, gdy „wsiadała” na ciebie cała grupa i miałeś ciśnięte przez kilka dni z rzędu. Gdy byłeś słaby, to pękałeś. Ale jeśli to przeżyłeś, to miałeś już z górki – mówił Bielik.
Bielik nie spękał ani wtedy, ani wcześniej, gdy z kilkanaście lat starszymi chłopakami grał w “Warszawę”. Zwykle przegrywał, bo nawet gdy szło mu dobrze, starsi wymyślali dodatkowe zasady, które skazywały Bielika na kolejną porażkę. Ale nigdy nie biegł z płaczem do domu, tylko przyjmował karę, jaką było wyciąganie zębami zapałki zagrzebanej w piaskownicy.
Ale pod twardą skorupą, zahartowaną przekopanymi zębami kilogramami piasku i szyderą w poznańskim internacie, kryje się gołębie serce.
– Starsza pani nie miała pieniążków na bilet, więc jechała na gapę. Pani konduktor chciała, by ta pani wysiadła z pociągu na następnej stacji, więc zapłaciłem jej za bilet – opowiadał Bielik w niedawnym odcinku na kanale Łukasza Wiśniowskiego i Kuby Polkowskiego „Foot Truck”. Wywołany do tablicy zasłyszanymi przez „Wiśnię” i „Polkosia” opowiadaniami znajomych, bo – jak sam twierdzi – nie chciał rozpowiadać tego na lewo i prawo.
BATONIK? KANAPKA? PIŁKA!
Bielik od początku miał w sobie coś takiego, co przykuwało oko skautów. Bo on – w przeciwieństwie do innych znanych wychowanków Lecha z rocznika 1998, Pawła Tomczyka czy Roberta Gumnego – nie zaczynał swojej przygody z piłką w Poznaniu, a w Koninie.
– Rodzice Krystiana są nauczycielami WF-u, tak samo, jak i ja. Dostałem telefon, czy mogę przyjąć Krystiana na zajęcia, wtedy nie było tyle szkółek i akademii. Ja prowadziłem zajęcia w Szkole Podstawowej nr 3 w Koninie. Gry i zabawy z pierwszakami. Przyszedł Krystian i widać było, że jest to bardzo dobry materiał. Ktoś pytał o batonik, ktoś o kanapkę, a Krystianowi chodziło tylko o piłkę, którą się bawił. Żonglerka nie sprawiała mu w tym wieku żadnych problemów i widać było, że będzie w przyszłości grał w piłkę – opowiada Dawid Dębowski, pierwszy trener w karierze dziś reprezentanta U-21, a w niedalekiej przyszłości także pewnie kadrowicza dorosłej drużyny narodowej.
Dębowski stwierdził, że szkoda marnować czas, trzeba chłopaka od razu rzucić na głęboką wodę.
– Od razu po zajęciach zgłosiłem go do Górnika i jako ośmioletni chłopak grał z chłopakami, którzy byli dwa lata starsi. Ale podkreślę: ja w swojej pracy nie patrzę na wzrost, czy siłę. Po prostu, jeśli chodzi o operowanie piłką, to był na wyższym poziomie niż chłopacy z jego rocznika. Ponadto był sumienny, jego nieobecności na treningach mogę policzyć na palcach jednej ręki. Wiedział, że chce być profesjonalnym piłkarzem od samego początku. Kończył trening i szedł na orlika. Bez ruchu i bez sportu nie funkcjonował – dodaje.
DRUGI RAZ BERGA
Dębowski nie był ostatnim, który dostrzegł, jak wyraźnie Bielik przerasta rówieśników. Henning Berg, kiedyś przecież znakomity piłkarz Manchesteru United, po jednym treningu miał już plan na rozwój 17-latka. Plan, którego wprowadzić się nie udało, bo miał być dwu-, trzyletni, a po pół roku zgłosił się Arsenal.
– Tylko dwa razy podczas swojej pracy w Legii Berg po pierwszym treningu nowego zawodnika powiedział mi: „Dominik, to jest top talent, on już teraz będzie u mnie grał, będę go wprowadzał”. Pierwszym takim graczem był Ondrej Duda, drugim – właśnie Bielik – wspomina Dominik Ebebenge.
Trzeba po czasie przyznać, że Norweg do oceny potencjału piłkarskiego miał oko. Duda stał się w ostatnim sezonie kluczowym zawodnikiem Herthy Berlin, Bielik wraz z Charltonem wywalczył awans do Championship, odgrywając bardzo ważną rolę zarówno w sezonie zasadniczym, jak i w barażach – gol w drugim półfinałowym spotkaniu z Doncaster Rovers dał Charltonowi prowadzenie 3:1 w dwumeczu. I choć rywale odrobili dwa gole straty, odpadli po rzutach karnych.
DROGA KRZYŻOWA
Sezon w Charltonie u Lee Bowyera był prawdziwym przełomem, który jakoś nie potrafił przyjść wcześniej. Co gorsza, niewiele w tym było winy samego zawodnika.
Gdy jednak przychodzi czas na decydujący krok do przodu w seniorskiej piłce, każdy tydzień, każdy miesiąc treningów jest na wagę złota. Najgorsze, co może się przytrafić, to uraz. Albo, co gorsza, kilka urazów w krótkim odstępie czasu.
Końcówka sierpnia 2017 – kontuzja barku, trzy i pół miesiąca przerwy.
Połowa stycznia 2018 – naderwany mięsień dwugłowy, kilka tygodni przerwy.
Końcówka marca 2018 – kontuzja kolana, powrót do Arsenalu, przy okazji koniec sezonu.
Oto bilans Bielika w sezonie 2017/18. Po dziesięciu meczach w Birmingham wiosną wcześniejszych rozgrywek można było liczyć na to, że wreszcie uda się Krystianowi gdzieś rozegrać pełny sezon. Pierwszy pełny seniorski sezon.
– Jako młody zawodnik, nawet jeśli dostajesz sporadycznie minuty w pierwszym zespole, musisz iść na wypożyczenie i grać. Jeśli nie jesteś wyjątkowym talentem, chłopakiem zdolnym do regularnej gry w pierwszym zespole już jako nastolatek, jak na przykład Fabregas czy Wilshere, wypożyczenie jest najlepszą z opcji – mówi nam Neil Banfield.
Niestety. Uraz z sierpnia uniemożliwił wypożyczenie na jesień, urazy ze stycznia i marca sprawiły, że przenosiny do bijącego się o utrzymanie w League One Walsall były zwyczajnym niewypałem.
BYĆ JAK MATIĆ
Dopiero w Charltonie wszystko było dokładnie tak, jak powinno. 34 spotkania, z czego 33 w podstawowym składzie. „Nadzwyczajny talent” – takim mianem bardzo szybko określił Polaka Lee Bowyer.
– Obejrzałem w poprzednim sezonie kilka meczów Charltonu i zauważyłem, że popełniał coraz mniej i mniej błędów. Niestety, kiedy grał na środku obrony, początkowo zdarzały mu się pomyłki, które prowadziły do straty goli, zapisania błędów po jego stronie. Chciał odważnie grać piłką, co nie jest złe, ale w obronie przede wszystkim musisz być twardym, świetnie broniącym zawodnikiem. Z biegiem sezonu było w tym aspekcie coraz lepiej, do tego stopnia, że dziś patrząc na niego menedżer widzi piłkarza, któremu może zaufać – twierdzi Neil Banfield.
Trener pierwszego zespołu QPR, a wcześniej menedżer rezerw Arsenalu, uważa też, że poprzeczka, do jakiej jest w stanie w przyszłości doskoczyć (dolecieć?) Bielik wisi naprawdę wysoko.
– Krystian może się rozwinąć w takiego piłkarza, jakim dziś jest Nemanja Matić. Uważam, że bardzo przypomina go w stylu gry. Silny, dobrze zbudowany środkowy pomocnik odpowiadający za zabezpieczenie, potrafiący też strzelać bramki. Chętny, by zaangażować się w każdy element gry. W defensywie ciężko pracuje, a jednocześnie bardzo chętnie przemieszcza się do przodu.
Zdaniem Banfielda Bielik dziś względem Bielika, który przychodził do Arsenalu – imponującego posturą i naprawdę dobrym wyszkoleniem technicznym – to piłkarz zdecydowanie bardziej świadomy taktycznie. A przez to dużo bardziej godny zaufania niż trzy lata temu, gdy niektórzy wieszczyli mu debiut w Premier League.
– Na początku chciał być wszędzie, robić na boisku wszystko, starał się aż za bardzo. Powtarzaliśmy mu, że ważne jest, by przede wszystkim wykonywał swoją robotę nienagannie. Myślę, że dziś to już zawodnik dużo bardziej świadomy, który zrozumiał swoją pozycję jako środkowy pomocnik. Wystawialiśmy go przez jakiś czas na środku obrony, by nauczyć go dyscypliny w centralnej strefie boiska, ale cały czas mając plan, by w pewnym momencie wrócił do środka pomocy. Zdyscyplinowany, mający zestaw umiejętności nie tylko środkowego pomocnika, ale i środkowego obrońcy, rozumiejący zawodników grających za jego plecami. W tym momencie on już to ma.
Bielik udowodnił swoje zalety także podczas Euro U-21. Był prawdziwym liderem naszej kadry i w ogromnej mierze dzięki niemu liczyliśmy się w grze o wyjście z grupy do samego końca, a do meczu z Hiszpanami – przegranego 0:5 – przystępowaliśmy z pierwszej pozycji w grupie A. Nie tylko świetnie bronił, ale w obu spotkaniach strzelił po golu.
Prawdziwy popis dał w drugim meczu fazy grupowej Włochy – Polska. Włosi oddali 31 strzałów. Bielik do spółki z partnerami z defensywy potrafili sprawić, że tylko 5 z nich okazało się celnych, z czego zaledwie 3 z obrębu pola karnego. W meczu z rywalem mającym w kadrze na Euro zawodników z ponad 1000 występów w Serie A, rywalem absolutnie dominującym w posiadaniu piłki, to naprawdę nie jest tak wiele. Do tego oczywiście doszedł zwycięski gol, ale i sporo sytuacji, gdy zawodnik Arsenalu mądrze dawał się sfaulować, by zapewnić kolegom nieco oddechu.
CZAS ODLECIEĆ
W udzielonym Telewizji Polskiej wywiadzie podczas młodzieżowego Euro we Włoszech i San Marino Bielik stwierdził, że do młodzieżowego zespołu Arsenalu nie ma już zamiaru wracać.
– Ma rację. Uważam, że nie ma sensu, by Krystian wracał do drużyny młodzieżowej. Zdobył w Charltonie cenne doświadczenie na poziomie seniorskim. Nie uważam, by gra dla zespołu U-23 Arsenalu miała mu dać coś ponad to. Teraz Krystian ma okazję udowodnić Unaiowi Emery’emu, że jest dość dobry, by załapać się do składu, by zostać pełnoprawnym piłkarzem pierwszej drużyny – uważa Banfield. – Moim zdaniem, jeśli nie zostanie włączony do pierwszego zespołu, w zbliżającym się sezonie bez problemu znajdzie zatrudnienie w klubie grającym w dolnej połówce Premier League lub w takiej bijącej się o najwyższe cele w Championship – ocenia. Bielik sam w rozmowie z TVP stwierdził zresztą, że na brak zapytań transferowych narzekać nie może.
Będąc jednak optymistą – i to nie wcale jakimś niepoprawnym – mogą się pojawić naprawdę sprzyjające okoliczności ku temu, by Bielik doczekał się minut w Premier League bez konieczności zmiany barw.
Doskonale poinformowany, gdy mowa o sprawach Arsenalu David Ornstein donosił niedawno w programie “Football Daily” BBC 5 Live, że Kanonierzy ze względu na awans tylko do Ligi Europy, mają bardzo mocno zawężone pole do popisu w kwestii transferów. Praktycznie niemożliwy stał się transfer Wilfrieda Zahy, o ile klub z północnego Londynu nie pozbędzie się któregoś ze swoich piłkarzy za grube dziesiątki milionów. Cele transferowe na lato są cztery, dwa z nich dotyczą pozycji, które może obsadzić Bielik. Arsenal chce lewego obrońcy (prawdopodobnie będzie nim Kieran Tierney z Celtiku, negocjacje trwają), stopera, zasuwającego od pola karnego do pola karnego pomocnika typu box-to-box i skrzydłowego.
Bielik mógłby obsadzić zarówno środek obrony, jak i środek pomocy, odgrywając rolę zawodnika przemieszczającego się od pola karnego do pola karnego, w typie Yaya Toure, wielkiego idola Polaka. I to ogromny atut reprezentanta Polski U-21, bo gdyby Unai Emery odkrył w nim lek na całe zło na jednej z pozycji, które próbuje wzmocnić, miałby większy budżet na szaleństwa przy obsadzie innych braków.
Podsumowując: świetny sezon w Charltonie, znakomite Euro U-21, Arsenal zaciskający nieco pasa i zmuszony do celowania w budżetowe wzmocnienia lub szukania obsady kulejących pozycji wśród graczy już dostępnych.
Jeśli Krystian Bielik ma się w Arsenalu przebić na dobre, właśnie nastał ku temu idealny moment.
Moment, by rozwinąć skrzydła, wzbić się w powietrze i przeczesywać je dokładnie tak, jak ten alpejski orzeł z filmu Red Bulla.
PAWEŁ PACZUL
SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyk/NewsPix.pl