Czy reprezentacja Polski u-21 zagrała przeciwko Belgom jakiś fantastyczny, olśniewający mecz? Nie, tak nie było, nie dajmy się ponieść euforii. Ale trzeba podopiecznym Czesława Michniewicza oddać jedno – byli dla faworyzowanego rywala jak drzazga w palcu. Drażnili, przeszkadzali, nie pozwalali o sobie zapomnieć w każdej, nawet najdrobniejszej boiskowej sytuacji. A kiedy Belgowie już z całej tej frustracji gubili na moment skupienie, otrzymywali cios prosto w szczękę. Po prostu nie byli w stanie przeciwko tak grającemu rywalowi uwolnić pełni swojego potencjału.
Cierpieli.
Ktoś może powiedzieć – marna to radość, cieszyć się cierpieniem rywala, zamiast fetować efektowną grę własnego zespołu. Drużyna Michniewicza znowu pokazała się z zaskakująco dobrej strony przeciwko faworytowi, bo gdy to na polskiej młodzieżówce spoczywa ciężar kreowania gry, sytuacja nie wygląda już tak kolorowo. I jest w tym trochę prawdy. Kolejny raz potwierdziło się, że kadra u-21 opanowała niemal na mistrzowskim poziomie wytrącanie z równowagi przeciwnika, który dobrze się czuje głównie wtedy, gdy ma na boisku swobodę działania. A już najlepiej, jak spotkanie toczy się w rytmie cios za cios, jest otwarte i zawodnicy mają na boisku generalnie mnóstwo swobody.
Reprezentacja Polski u-21 po prostu nie pozwala na takie ekscesy. Niech nikogo nie zmyli wynik 3:2 – to nie była beztroska wymiana ciosów. Belgowie cierpieli, Belgowie tłukli głową w mur. Niby mieli przewagę, a jednak nie potrafili jej spuentować. Nie tylko bramkami, ale nawet klarownymi sytuacjami. Poza krótkim okresem naprawdę miażdżącej przewagi Belgów w pierwszej połowie, biało-czerwoni radzili sobie z oponentami naprawdę świetnie. Zdarzały im się straszliwe, indywidualne pomyłki, lecz zespołowo wyglądało to elegancko.
Podwójna garda, konterka. Podwójna garda, konterka. I tak cały czas, bez nerwów, niepotrzebnej ekscytacji ani chwil załamania. Nawet stracony gol na 0:1 w pierwszej połowie nie podciął skrzydeł reprezentacji Polski.
Oczywiście inaczej wyglądają mecze, gdy to polscy młodzieżowcy muszą kreować, prowadzić grę, naciskać. Wtedy wyłażą na jaw wszelkie braki techniczne i tym podobne niedostatki. Wtedy dochodzi do strat punktów z Wyspami Owczymi. Ale na Euro tacy rywale nam akurat nie grożą.
Niewątpliwą siłą reprezentacji Michniewicza jest to, że potrafi wygrać z mocnymi rywalami po swojemu. Ma patent na grę w takich meczach jak eliminacyjne starcia z Duńczykami, barażowe z Portugalczykami i teraz ten turniejowy mecz z Belgią. Tu nie ma przypadku, jest natomiast metoda. Duża w tym zasługa samego szkoleniowca, który po prostu w sposób inteligentny dobiera plan taktyczny i wykonawców. Jednak samym zawodnikom też trzeba oddać honor. To są mimo wszystko wciąż młodzi piłkarze, a jednak imponują dojrzałością taktyczną, która pozwala im zniwelować niedostatki w innych elementach gry.
Być może przyszłość będzie taka, że Belgowie porobią indywidualnie większe kariery. To dość prawdopodobne. Bo ogłady taktycznej nabiorą na przestrzeni najbliższych kilkunastu miesięcy, a polscy młodzieżowcy już zaległości w wyszkoleniu nie odrobią do nich nigdy. Ale w tej chwili na ekipę biało-czerwonych po prostu przyjemnie się patrzy jako na całość. Nie na poszczególne perełki, super-utalentowanych zawodników, którzy w każdym kontakcie z piłką starają się jakoś uświetnić widowisko.
Polacy są po prostu kapitalnym zespołem. Wiedzą, co mają na boisku robić. Nie da się ich zbić z pantałyku. Harują. Ale nie zasadzie ułańskiej szarży, tylko realizowania założeń. Odgryzają się sprytnie i choć nie atakują huraganowo, to w sposób zmyślny. To wszystko godne pochwały.
Trzeba powiedzieć, że dodatkowo ich zwycięstwo to także świetna odtrutka po katastrofalnym występie reprezentacji Polski u-20 na mistrzostwach świata. Podopieczni Jacka Magiery zostawiali na boisku serducho, ale jednak – nic ponadto. Nie mieli żadnego pomysłu na to, w jaki sposób neutralizować ataki rywala i brakowało też koncepcji, by zaskoczyć przeciwnika po przeciwnej stronie boiska. Drużyna nie miała żadnego rdzenia, kręgosłupa, jakiegoś głębszego zamysłu. Kadra u-21 taki kręgosłup taktyczny ma. Jasne, jest też mocniejsza jeżeli chodzi o personalia, ale też nie przesadzajmy. Kamil Pestka wciąż jest Kamilem Pestką, a Konrad Michalak to wciąż tylko Konrad Michalak. Właściwie, to Polskę u-21 można nawet w jakimś sensie porównać do reprezentacji Ukrainy, która niespodziewanie wygrała mistrzostwa do lat dwudziestu. Nasi wschodni sąsiedzi też nie olśniewali ani nie przywieźli do Polski żadnej mega-paczki talentów. Ale złote medale mają.
Aż takich sukcesów po ekipie Michniewicza się rzecz jasna nie spodziewamy. Aczkolwiek wiadomo – tutaj celem Polaków nie są wyłącznie złote medale, bo o nich trudno nawet śnić, lecz w pierwszej kolejności wyjście z grupy i awans na Igrzyska Olimpijskie w Tokio. To wciąż jest perspektywa bardzo mglista, odległa. Ale dzisiaj biało-czerwoni pozwolili nam uwierzyć, że jednak możliwa. Specyfika reprezentacji Polski u-21 jest taka, że ona może się w grupie śmierci poczuć nawet lepiej niż w jakiejś hipotetycznej grupie śmiechu. A to zawsze miło obejrzeć polską młodzieżówkę, która w starciu z wyżej notowanym rywalem ma do zaproponowania coś więcej niż taktyka na “jakoś to będzie”.
fot. FotoPyk