– Poziom będzie cholernie wysoki. O ile te mistrzostwa U-20 u nas były jeszcze połączeniem piłki juniorskiej z seniorską, o tyle tutaj będzie już tylko i wyłącznie seniorska. Piłkarze, z którymi się zmierzymy, grają w pierwszych drużynach, w silnych ligach, a i w pierwszych reprezentacjach zaczynają odgrywać role. Gdybyśmy policzyli, ile występów w Serie A mają piłkarze powołani do włoskiej młodzieżówki, wyszłaby imponująca liczba. W Serie A – bardzo trudnej lidze, a do tego trzeba dołożyć rozgrywki europejskie. To najlepiej pokazuje skalę trudności, z którą musimy się zmierzyć – mówi Czesław Michniewicz.
Jego kadra rozpoczyna dziś młodzieżowe mistrzostwa Europy. Porozmawialiśmy z nim zatem o przygotowaniach do turnieju, powołaniach i wielu innych sprawach związanych z udziałem w takiej imprezie. Czy Bartłomiej Drągowski nie miałby szans, by zagrać na Euro? Jak podszedł do wyjazdów „jego” piłkarzy na zgrupowania pierwszej reprezentacji? Czy Pawła Stolarskiego zabrakło w kadrze ze względu na olanie analiz przygotowywanych przez jego sztab? Zapraszamy!
Kadra do lat 20 kompletnie zawiodła na organizowanym u nas mundialu. To dwie różne drużyny, ale siłą rzeczy trochę będziecie bronić honoru polskiej młodzieży, po której kibice nie obiecują sobie teraz zbyt wiele.
W ogóle nie podchodzę do tego w ten sposób. Ten młodzieżowy mundial potwierdził jedną rzecz, która zawsze w naszym przypadku w tych konfrontacjach międzynarodowych wychodzi – gdy nie mamy okazji grać eliminacji, pojawia się problem. Tak samo wyglądało to dwa lata temu na młodzieżowych mistrzostwach Europy i wcześniej w trakcie Euro 2012. A można spojrzeć na ukraińską kadrę U-20. Nie tak dawno przegrała z naszymi chłopcami w Bielsku, a teraz doszła aż do finału i wygrała mundial. To ta sama drużyna, ale przeszła cały szlak bojowy, zdobywając w trakcie eliminacji bardzo ważne doświadczenie, które zaprocentowało na turnieju. My, choć wcześniej towarzysko graliśmy z nimi jak równy z równym i wygraliśmy, dawno odpadliśmy z rywalizacji.
To jest wasza siła, że coś już razem przegraliście i wygraliście?
Też. Łatwiej pracuje się z drużyną, która coś przeżyła, zagrała pod presją jeden, drugi czy trzeci mecz. Zawodnicy Jacka Magiery z presją po raz pierwszy zderzyli się na turnieju. Jestem dla nich bardzo wyrozumiały, choć mam świadomość, że kibic tak na to nie patrzy. Dla niego jest orzełek na koszulce, wynik, a później wniosek – w tym przypadku taki, że nasza piłka leży i tak dalej. A my potrzebujemy regularności, doświadczenia, tego nie da się obejść. Gdzie ci chłopcy mają się uczyć? Włosi w zeszłym roku grali w finale Euro U-19, teraz w półfinale młodzieżowego mundialu, a za chwilę mają Euro U-21, w którym dwa lata temu, u nas, doszli do półfinału. Regularnie bywają też Niemcy i kilka innych mocnych kadr, ale regularnie bywają również Duńczycy. Nam tego brakuje, bo Puchar Syrenki to nie to samo – zupełnie inny ciężar i presja, bez większego zainteresowania opinii publicznej. Nas trochę zabolało to „Farerzy – Frajerzy 2:2” po Wyspach Owczych, ale to też pokazuje, że nasza kadra kogoś obchodzi.
Jak już zaczniemy jeździć po wywalczeniu sobie tego w eliminacjach, a nie dlatego, że coś organizujemy, nasze konfrontacje będą wyglądać trochę inaczej.
Przykręcił pan chłopakom śrubę po krótkich urlopach?
Zaczęło się od integracji w Boszkowie w hotelu u Błażeja Telichowskiego. Chłopcy przyjechali ze swoimi partnerkami i były różne zabawy – chodzili po lesie, szukali skarbów, montowali tratwę, którą musieli gdzieś dopłynąć. Fajna impreza na początek, nowi piłkarze mieli okazję trochę poznać się z resztą. Ale następnego dnia przyjechali do Grodziska i od poniedziałku zaczęła się praca. Były badania, w tym te wydolnościowe, dość ciężkie, do krańcowego zmęczenia pod okiem profesora Jastrzębskiego, który przyjechał z Gdańska. Potem trenowaliśmy, gdy było bardzo ciepło, ale uznaliśmy, że musimy się zaadaptować do takich warunków. Trzy dni były dość ciężkie, nie ukrywam. Potem obciążenia spadły i zagraliśmy towarzysko z Tarnovią.
Jaki wynik?
Siedem albo osiem do zera. Zależy, czy policzmy bramkę Karola Świderskiego, bo sędzia podniósł spalonego, a nie było. Przekomarzamy się, bo akcja wyszła pierwsza klasa, ale wynik nie był istotny. Chodziło o to, żeby trochę pobiegać. Później, wiadomo, był wyjazd na mecz z Niemcami, który przegraliśmy 2-3 i powrót.
MICHNIEWICZ PRZECHYTRZY BELGÓW? KURS NA ZWYCIĘSTWO POLSKI: 3.75 W ETOTO!
Po eliminacjach deklarował pan, że piłkarze, którzy nie będą grali w klubach, raczej nie załapią się do kadry, ale ostatecznie trochę pan od tego odszedł. Dlaczego?
Uważam, że nie odszedłem. To proste sprawy i każdą można szybko wyjaśnić. Zacznijmy od Tomka Loski. Jego rola w tej drużynie jest taka, że to trzeci bramkarz.
Podobnie w Górniku, gdzie jest drugi i nie gra.
Na dzisiaj tak, ale wcześniej przez dwa lata bronił regularnie, miejsce stracił dopiero sześć miesięcy przed mistrzostwami. Zaakceptował rolę trzeciego bramkarza, który bardzo rzadko ma okazję wystąpić w turnieju. Drudzy bramkarze taką szansę dostają znacznie częściej i u nas tę rolę miał pełnić Grabara albo Drągowski – w zależności od tego, na którego byśmy postawili. Mielibyśmy dwóch grających. Potem, jak wiemy, wypadł nam Drągowski, więc poszukaliśmy innego bramkarza, który grał.
Postawił pan pewien znak zapytania, a w mediach sprawa Drągowskiego została przedstawiona tak, że nie przyjechał zgrupowanie, bo to, że pierwszym będzie Grabara, było już postanowione.
Nie chcę już rozmawiać o tej sytuacji, bo to za nami. Stawiliby się na zgrupowaniu, to podjęlibyśmy ostateczną decyzję. Nie dokonuję takich wyborów jak na przykład ten, kto będzie grał z Włochami, dwa tygodnie wcześniej. Dochodzą przecież kontuzje i inne rzeczy – mamy doskonały przykład Fabiańskiego, znaleźlibyśmy ich więcej, ale nawet nie chcę mi się ich mnożyć. Powołaliśmy dwóch dobrych bramkarzy, z których pierwszym wyborem był Grabara i gdyby się nic nie wydarzyło, to pewnie byłby tym pierwszym wyborem dalej. Ale gdyby się wydarzyło, na przykład zachorowałby przy tej klimatyzacji, która nam towarzyszy, to wskoczyłby Drągowski, który był na to przygotowywany. Sprawa jasna.
To wróćmy do pozostałych zawodników.
Pestka wiosną zaczął grać regularnie, choć oczywiście na niższym poziomie.
Dzięki panu? Cracovia początkowo nie chciała go nigdzie puścić.
Udało się to dogadać z Michałem Probierzem, ale nie chcę sobie przypisywać zasług. Grał, bo było to w interesie wszystkich, również moim.
Idźmy dalej. Mamy Jakuba Piotrowskiego. Gdyby nie kontuzja Bartosza Kapustki, nie wiem, czy byłby w kadrze, ale ta kontuzja stała się faktem, więc jest. Nie gra tyle, ile byśmy chcieli, ale na co dzień trenuje w zespole mistrza Belgii. Na bardzo wysokim poziomie.
Widzi pan, że to mu coś daje?
Widzę, jakie decyzje podejmuje na boisku i to, jak jest przygotowany. Z Anglią, nie mając wiele rozegranych minut, był naszym najlepszym zawodnikiem. To pokazuje jego potencjał. Znam go doskonale, bo wprowadzałem go w Pogoni i wiem, na co go stać. Z tego względu było mu trochę łatwiej, bo jestem przekonany, że jeśli będzie przygotowany fizycznie, to piłkarsko się obroni.
To zostaje nam Paweł Tomczyk.
Przede wszystkim to piłkarz, który nie potrzebuje wielu minut, by strzelić bramkę. Musimy spojrzeć na to, jakimi napastnikami dysponujemy. Mamy Dawida Kownackiego, który jest pierwszym wyborem na tej pozycji, do tego dochodzą Adam Buksa, który jest trochę podobnym zawodnikiem, i Karol Świderski, który gra trochę inaczej od nich. Ale też inaczej od Tomczyka, który różni się od całej trójki. On wychodzi na prostopadłe podania – potrafi rozwinąć dużą prędkość, wbiec za plecy obrońców i wykorzystać sytuację. Gdyby Piast nie grał o mistrzostwo, nie zaskoczył, to pewnie dostałby więcej szans. Okazało się jednak, że Lech dał zawodnika do silniejszej drużyny, żeby się ogrywał. Założenie oczywiście było inne, ale tak wyszło. Alternatywą dla niego był Oskar Zawada, który z kolei jest zawodnikiem podobnym do Adama Buksy. Powołanie go byłoby pewnym dublem, a my szukaliśmy różnorodności.
Reszta chłopaków grała, więc za dużych odstępstw nie było.
A nawet coś wygrywała.
Ta grupa generalnie jest na fali wznoszącej. Gdy chłopcy przyjechali dwa lata temu do Opalenicy, wielu z nich było w polskiej lidze, ale nawet w niej nie grali. Dziś są innymi piłkarzami, poznali smak sukcesu. Tomczyk i Dziczek są mistrzami Polski, Świderski wygrał mistrzostwo i zdobył puchar w Grecji, Piotrowski jest mistrzem Belgii, a Karol Fila i Kondziu Michalak mają na koncie Puchar Polski.
Są dziś w innym miejscu i myślę, że zostali dobrze dobrani. Weźmy Przemysława Płachetę. Dlaczego w kadrze jest on, a nie Paweł Stolarski? Drugi byłby naszym trzecim prawym obrońcą, bo mamy Gumnego, którego pozycja jest niepodważalna i mamy Filę, który świetnie sobie radzi. Stolarskiego z tego względu próbowaliśmy sprawdzać na lewej stronie, ale grając tam zawodnikiem prawonożnym, ograniczamy sobie możliwości – czy to dośrodkowania w pełnym biegu, czy pewnych rozwiązań taktycznych, które mamy. Siłą rzeczy Paweł szuka prawej nogi, podobny problem mają choćby Belgowie, bo tak robi każdy zawodnik – no chyba, że jesteś Markiem Koźmińskim, który nauczył się grać lewą nogą. W związku z tym uznaliśmy, że lepiej będzie zabrać na turniej Płachetę, który ma fantastyczną motorykę i może grać jako skrzydłowy, który zdobywa przestrzeń. My gramy trochę głębiej, tej przestrzeni zawsze mamy dużo i nie potrzebujemy wielu podań, by znaleźć się pod bramką przeciwnika, dlatego musimy mieć dobrze biegających zawodników i Płacheta spełnia tę rolę. Do tego ma dobry strzał i dośrodkowanie, dlatego jest naszym naturalnym zmiennikiem. Szymański, Jóźwiak, Wdowiak czy Michalak nie zagrają pełnych dziewięćdziesięciu minut trzy razy w ciągu sześciu dni przy trzydziestu stopniach i przy naszym sposobie grania przeciwko Belgom, Włochom czy Hiszpanom. Potrzebowaliśmy alternatyw, dlatego są ci, a nie inni.
BELGOWIE POKONAJĄ POLAKÓW? KURS W ETOTO: 2.20!
Poza tym Stolarskiemu nie chciało się oglądać pana filmów.
Nie podejmuję strategicznych decyzji na podstawie takich epizodów. Każdy zawodnik, szczególnie w tym wieku, zrobi coś nie do końca mądrego, niemądrego czy wręcz głupiego. Jeden zrozumie to sam, a innemu trzeba będzie podpowiedzieć, ale to nie miało wpływu na decyzję. Pomijam to. Liczyło się to, kto nam może pomóc na turnieju. To nie są miłe decyzje, bo choćby Zawada zaczął strzelać bramki, a Tomczyk zdobył ich mniej, ale liczył się sposób, w który padały. I Pawła Stolarskiego też mogliśmy wziąć na turniej, nikt nie miałby z tym problemu, ale powtórzę – dawał nam alternatywę tylko jako trzeci prawy obrońca, który prawdopodobnie byłby nam niepotrzebny.
Zaskoczyło pana w jakiś sposób rozegranie kwestii graczy powołanych do pierwszej kadry? Pojechali, oczywiście z góry było wiadomo, że mają do was wrócić, ale stało się to wręcz błyskawicznie. Patrząc z boku, trudno to pojąć.
Sytuacja była jasna. Jurek Brzęczek uznał, że powoła Dawida Kownackiego, bo miał trochę problemów na skrzydłach, a Dawid pokazywał się z dobrej strony w Bundeslidze. Miał szansę zagrać nawet od początku. Poza tym w momencie wysyłania powołań do rozegrania pozostało jeszcze kilka spotkań i gotowość paru piłkarzy stała pod znakiem zapytania. Ustalenie było więc takie, że chłopcy jadą na zgrupowanie z pierwszą reprezentacją, a jeśli okaże się, że tamci zawodnicy, którzy znajdują się w hierarchii wyżej, są zdrowi i gotowi, to nasi piłkarze wracają do młodzieżówki. Stało się to już po pierwszym dniu naszej pracy, ale gdyby tamci zawodnicy dłużej walczyli z czasem, my też czekalibyśmy na nich dłużej. Wszystko dobrze się ułożyło.
Mówimy o ostatnim przypadku, ale wcześniej zgrzyt się pojawił, bo piłkarze stracili zgrupowanie i ważny z perspektywy waszych przygotowań mecz w Anglii na rzecz siedzenia na trybunach.
To już za nami, nie chcę do tego wracać. Dzięki temu zagrali inni. Gdyby wtedy był Gumny, to nie wiem, czy byłby dziś z nami Karol Fila, który zagrał z Anglią za niego i się wypromował.
Czyli nawet dobrze się stało?
Na pewno dobrze dla Fili. I dla nas też, właśnie z tego względu, że zobaczyliśmy, iż ten chłopak, który nigdy nie zagrał w żadnej reprezentacji, potrafi wyjść na boisko w Bristolu przy dwudziestu pięciu tysiącach na zawodników z Premier League, którzy są warci miliony funtów, i sobie z nimi spokojnie poradzić. Staram się szukać pozytywów wszędzie, gdzie można.
Szczerze mówiąc, na przykład bardziej niż nieobecności Gumnego żałowałem tego, że nie było z nami Kamila Pestki. Przyjechał z kontuzją, bo w Chojnicach na kostkę nadepnął mu Przybecki i nie mógł zagrać. Dla niego, zawodnika Chrobrego, takie doświadczenie byłoby bardzo istotne. Ale trudno, patrzymy do przodu.
Siłą tej drużyny poniekąd jest atmosfera? Mam wrażenie, że przez te eliminacje stworzyła się fajna grupa piłkarzy, którzy bardzo dobrze się ze sobą czują i te powołania, o których mówiliśmy, też w pewnej mierze wynikają właśnie z tego.
Żeby nie było wątpliwości – pierwszym i absolutnie podstawowym kryterium są umiejętności. U nas nie ma żadnych Atmosfericiów. Jeśli brakuje odpowiednich umiejętności, to fakt, że jesteś miły, grzeczny i drużyna cię lubi, nie ma żadnego znaczenia. Nie możesz wtedy funkcjonować w tej grupie. Mamy pewnych graczy – jak mówi Adam Nawałka – zadaniowych, ale ich obecność jest bardzo mocno uzasadniona. Oczywiście w toku tych dwóch lat, w dodatku zakończonych sukcesem, wytworzyły się pewne więzi i to widać, gdy obserwuje się tę grupę, ale jeszcze raz – najważniejsze są umiejętności.
Były przypadki, że ktoś miał te umiejętności, a nie pasował do grupy?
Były. I wtedy patrzyliśmy na to, czy ktoś ma podobne umiejętności, a bardziej pasuje. Ale bardzo nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, iż ta kadra opera się na tym, że wszyscy się lubią i dobrze wypadają razem na karaoke. To dodatek.
Już sam awans jest dla was sukcesem?
Zapracowaliśmy sobie na to, że znaleźliśmy się w momencie, w którym mamy szansę pojechać na Igrzyska Olimpijskie. Wylądują na nich cztery najlepsze zespoły. To jest marzenie każdego sportowca – może piłkarza niekoniecznie, bo dla nich mundiale są ważniejsze, ale i tak to byłoby coś. W pewnym momencie zaczęło to do nas docierać. Jadąc tutaj, nie mieliśmy w głowie, że musimy wylądować w samolocie do Tokio, ale gdzieś z tyłu tej głowy ta myśl siedzi. Oczywiście z pełną świadomością, że o tym samym myśli jedenaście innych zespołów. I niezależnie od tego, którym ostatecznie się uda, nie będzie to niespodzianką, bo na tym Euro nie ma już przypadkowych drużyn.
Poziom będzie cholernie wysoki. O ile te mistrzostwa U-20 u nas były jeszcze połączeniem piłki juniorskiej z seniorską, o tyle u nas będzie już tylko i wyłącznie seniorska. Piłkarze, z którymi się zmierzymy, grają w pierwszych drużynach, w silnych ligach, a i w pierwszych reprezentacjach zaczynają odgrywać role. Gdybyśmy policzyli, ile występów w Serie A mają piłkarze powołani do włoskiej młodzieżówki, wyszłaby imponująca liczba. W Serie A – bardzo trudnej lidze, a do tego trzeba dołożyć rozgrywki europejskie! To najlepiej pokazuje skalę trudności, z którą musimy się zmierzyć.
Ale koniec końców wyjdziemy od pierwszej minuty po jedenastu i na pewno nie będziemy mieli kompleksów. Nie potraktujemy ich jak bogów, bo po drugiej stronie biega Moise Kean, Patrick Cutrone czy Federico Chiesa, który bywa kapitanem Fiorentiny.
MNIEJ NIŻ 1.5 GOLA W MECZU POLSKI Z BELGIĄ? KURS W ETOTO: 3.15!
Po analizie Włosi wychodzą na najmocniejszą ekipę w naszej grupie?
Tak nie uważam, bo Włosi nie grali jeszcze pod presją. Mieli dużo spotkań kontrolnych, ale nie w tym składzie. Wielu było już przymierzanych do pierwszej reprezentacji. Ta szóstka, która zeszła niżej, zna się doskonale z innych kadr, ale wspólnie w tym zestawieniu mnóstwa meczów nie zagrali. Świetni piłkarze, ale to, jak będą wyglądali jako zespół, dopiero zobaczymy.
Hiszpanie na pewno też mają wszystko. Może bez przesadnej taktyki, bez takiego drylu jak u Włochów, ale zabranie im piłki będzie dużą sztuką. Będziemy się wtedy cieszyli tak samo jak z bramki! Dobra, podkreśl, że to żart, bo za chwilę to pójdzie jako nasze hasło! Bedzie fajny mecz, ale oni są na końcu i na razie o nich nie myślimy. Mamy wszystko przygotowane, ale teraz Belgia jest numerem jeden i na nich się skupiamy. To bardzo ważne, bo wiemy, jak jest w Polsce – przegrasz pierwszy mecz, od razu wszyscy wieszają na tobie psy i jesteś postrzegany jako patałach i nieudacznik. Nie chcę, żebyśmy po pierwszym spotkaniu z reprezentacji, na którą ludzie po cichu liczą, stali się zawodem i frajerami.
Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI
***
Fot. FotoPyK