Ostatnie turnieje mistrzowskie to nie jest dla Polaków droga usłana różami, bardziej ścieżka zdrowia połączona z polem minowym – czyli z jednej strony cię pałują, z drugiej musisz jeszcze patrzeć pod nogi, żeby nie wylecieć w powietrze. Ciężka sprawa. No, ale zobaczcie: łącząc U21 w 2017 roku, mundial w 2018 i mistrzostwa świata U20 w tym, wygraliśmy dwa mecze na dziesięć. Jeden z Japonią, która z uśmiechem na ustach przyjęła porażkę 0:1, drugi z Tahiti, które przegrałoby – jesteśmy przekonani – z KTS-em. Wyłączając te dwa spotkania, mamy dwa punkty, bilans bramek 4:15. I z jednej strony bardzo trudno uwierzyć, że akurat ekipa Michniewicza przerwie tę serię, bo w grupie nie ma amatorów z grubasem na bramce, tylko Belgię, Włochów i Hiszpanię. Z drugiej – choć troszkę chce się jej zaufać.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że w jakiś sposób kupiła nas w eliminacjach. Zwróćcie uwagę: reprezentacje Dorny i Magiery niczego sobie nie wygrały, zostały zlepione, ponieważ ktoś wyżej załatwił nam turniej u siebie. Najpierw była informacja o uczestnictwie w zawodach, potem zastanawiano się, kto mógłby w sumie zagrać. Tutaj sprawy miały się odwrotnie, młodzieżówka musiała sobie wyszarpać awans, którego nie potrafiliśmy ugrać od drugiego rozbioru. No, od 1994 roku, ale biorąc pod uwagę, że turniej jest co dwa lata, mówimy o prehistorii.
Co więcej, ta kadra nie miała też tyle szczęścia w losowaniu eliminacji co wspomniana ekipa Nawałki, która dostała z pierwszego koszyka Rumunię. Dostać stamtąd akurat ich, mając do wyboru Niemców, Belgów, Hiszpanów czy Chorwatów… To jak przyjść na imprezę neonazistów w kolorach LGBT i dostać darmowego drinka. No, a kadra U21 najpierw nie przyjęła ani razu w papę od Duńczyków (dorosła już tak, pamiętne 0:4), natomiast potem podniosła się po porażce 0:1 z Portugalią i sieknęła faworytom trzy gole w chwilę-moment.
POLSKA OGRA BELGIĘ? KURS 3,65 W ETOTO
To wszystko budowało ten zespół. Nawet te bzdurne wyniki z Wyspami Owczymi miały wpływ. Mówił o tym Kamil Jóźwiak w wywiadzie z Mateuszem Rokuszewskim: – Wydaje mi się, że oni [kadra U20] byli w trochę trudniejszej sytuacji z takiego psychologicznego punktu widzenia. Oni nie wywalczyli awansu na te mistrzostwa, tylko znaleźli się na nich dlatego, że byliśmy organizatorem. Nie mieli okazji ani zremisować z Wyspami Owczymi, ani wygrać z Portugalią. My mieliśmy i wyszliśmy z tego zwycięsko, więc na mistrzostwa jedziemy bez presji, bo nie dostaliśmy tego za darmo. To dla nas nagroda. Grupę mamy ciężką, ale wierzymy w siebie.
Jest więc ta drużyna drużyną, a nie zlepkiem przypadkowych ludzi i ponadto dostrzegamy tam przyzwoitą jakość. Kownacki dość szybko odnalazł się w Bundeslidze, cztery bramki w dziesięciu meczach to wynik już niezły. Na Żurkowskiego Fiorentina przeznaczyła cztery bańki. Szymańskiego wyceniono jeszcze wyżej. Gumny zaraz pewnie zakręci się też koło tej kwoty, którą zapłacono za piłkarza Legii. Świderski skończył sezon jako mistrz Grecji i zdobywca tamtego pucharu, nie będąc przy tym biernym obserwatorem. Grabara udanie wszedł do seniorskiej piłki, zbierając pochwały w Danii. Bielik awansował do Championship jako kluczowa postać Charltonu. Dziczek został mistrzem Polski.
GOL KOWNACKIEGO W MECZU Z BELGIĄ? KURS 2,85 W ETOTO
Naprawdę nie wygląda to źle. Oczywiście, przy choćby Keanie z Włoch czy Ruizie z Hiszpanii są to osiągnięcia śmieszne, natomiast jak na nasze skromne możliwości wygląda to już pozytywnie. A na pewno lepiej niż dwa lata temu, kiedy najbardziej konkretne nazwisko miał bodaj Linetty, którego koszulka z orłem przeraża. Nie lubimy się podpierać Transfermarktem, czujemy wówczas duży ból, natomiast coś jednak mówi fakt, że zespół z 2017 roku wyceniano na dwa razy mniej niż ten obecny.
Nie zrozumcie nas źle – nie chcemy pompować balonu, wiemy doskonale, że nie jesteśmy faworytami i nawet dwa punkty z takimi potęgami będą przyzwoitym wynikiem. Jednak to miłe uczucie nie czuć strachu. Przy każdym z trzech poprzednich wspomnianych turniejów ten strach istniał, bo było widać, że coś nie gra, coś się rozsypuje. Tu mniej więcej wszystko ma ręce i nogi. Może to wystarczy, żeby doczołgać się do jednego punktu, kto wie. Ale wówczas pewnie będzie trzeba sobie powiedzieć, że po prostu taką mamy piłkę. Nawet jeśli nie przegapimy czegoś oczywistego, nie stać na sukces.
Fot. 400mm.pl