Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

13 czerwca 2019, 15:33 • 5 min czytania 0 komentarzy

Podobno powinno się poruszać tematy bieżące, nośne, pilne, dlatego spróbuję: Terry Pratchett, autor Świata Dysku, zanim został pisarzem pracował jako rzecznik prasowy elektrowni atomowej. Co prawda nie Czarnobyla, o którym za sprawą HBO mówi znowu cały świat, a zaledwie jednej z brytyjskich, niemniej niech będzie.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Praca w elektrowni atomowej wydała się Pratchettowi pouczająca, zarazem będąc kopalnią czarnego humoru. A człowiek ten – pozwólcie tak powiedzieć – ze znajdywania pouczającości i czarnohumorowatości w otaczającym nas świecieuczynił sposób na życie, był w tym fachu bezlitośnie dobry. Dysk to przecież nic innego, jak szyderczy komentarz do naszego.

Z jego felietonów o pracy w elektrowni zapadł mi najbardziej w pamięć tak zwany “czynnik Freda”, który moim zdaniem ma zadatki na bycie uniwersalnym, nie odpuszczając nawet piłce nożnej, z honorowym udziałem odcinka polskiego.

Niech mi mistrz Pratchett wybaczy, ale nie będę udawał, że jestem w stanie to sprytnie sparafrazować czy opowiedzieć, więc po prostu oddam mu głos (Źródło: T. Pratchett “Kiksy klawiatury, eseje i nie tylko”, serdecznie polecam, Adam Małysz).

“To działa tak. Ktoś decyduje, że będziemy mieli elektrownię jądrową, więc wzywają czołowych architektów technicznych, a oni przygotowują projekt. Podsystemy projektują kompetentni inżynierowie, a podpodsystemy inni, równie kompetentni, i tak to idzie coraz niżej i niżej, aż w końcu dochodzi do Freda.

Reklama

Fred nie jest złym człowiekiem ani nawet złym robotnikiem. Jest tylko niewinną ofiarą cudzych założeń.

Fred dostaje zlecenie, jakieś narzędzia i godzinę na skończenie pracy. Ma za zadanie podłączyć trzy systemy zabezpieczające, oczywiście całkowicie niezależne. Więc łączy je i przeciąga kable, i te systemy rzeczywiście są całkiem od siebie niezależne, tyle że kluczowy przewód każdego z nich należy przeprowadzić przez ścianę do dyspozytorni. Fred siada sobie i myśli: Po co mam wiercić w ścianie trzy otwory, kiedy wyraźnie wystarczy jeden? Bierze zatem wiertarkę, przewierca jeden otwór, przeciąga przez niego wszystkie przewody i mocuje je pod regałem Systemu Ostrych Krawędzi ACME, w niszy, gdzie bardzo mała ciężarówka przewozi różne rzeczy i często się cofa i wykręca. No i – wielkie nieba! – pewnego dnia wszystkie trzy systemy równocześnie przestają działać. Co wszystkich straszliwie zaskakuje, Freda także.

Kiedy pracowałem dla energetyki, mieliśmy bardzo wiele alarmów typu Freda. Na przykład powinno być niemożliwe, absolutnie niemożliwe, żeby wylać odpady radioaktywne do muszli w toalecie. Ale nikt nie uprzedził o tym Freda. Więc po skończeniu pracy – czyścił górną powierzchnię reaktora – wylał do ubikacji wiadro tego, co dla niego było zwykłą brudną wodą. Tak się złożyło, że wkrótce potem ludzie z ochrony antyradiacyjnej sprawdzali zbiornik ściekowy i usłyszeli, jak licznik Geigera nagle robi „bing!”. Bo w tym zbiorniku utkwił kawałek metalu wielkości kamyka żwiru.

Na nieszczęście, krótko przedtem wielka cysterna zabrała już szlam kanalizacyjny z elektrowni do wielkich osadników w miejscowej oczyszczalni. To była dobra wiadomość – stamtąd przynajmniej nikt ich nigdzie nie zabierał. Ale jak znaleźć kilka niedużych kropli pozostałych po spawaniu – żadna nie większa od ziarnka grochu i szczerze mówiąc, nie bardzo radioaktywna – w trzystu pięćdziesięciu tysiącach litrów ścieków z kanalizacji? Wymacywanie ich nie jest dobrym rozwiązaniem.

Nastąpiło spotkanie pracowników oczyszczalni ścieków i pracowników elektrowni atomowej; ciekawie było obserwować relatywne podejście do ryzyka i zagrożeń. Ci z elektrowni mówili:

„Spokojnie, znamy się na materiale jądrowym, wiemy, co robić, jest wykrywalny, żaden problem, poradzimy sobie, ale to? To ścieki!”. A ci z oczyszczalni odpowiadali: „To są ścieki. Pracujemy ze ściekami, jemy i pijemy ścieki, znamy się na ściekach, ale to? To jest atomowe!”.

Reklama

W końcu zdecydowali się na mistrzowskie pociągnięcie: całą zawartość zbiorników przepompowano do cystern, przewieziono do elektrowni węglowej w środkowej Anglii i spalono na popiół. Popiół trafił na pas taśmociągu i przejechał pod licznikiem Geigera. Licznik wykrył trzy odpryski spawu, które były lekko radioaktywne – i po sprawie. Byłem pod wrażeniem. Wiele wysiłku włożono w szukanie tych kropli metalu, w zasadzie wcale niebezpiecznych; miałem wrażenie, że była to kwestia raczej honoru niż zagrożenia. Wbrew powszechnym przekonaniom, ludziom z elektrowni atomowych naprawdę zależy, żeby to, co tyka, trzymać w środku”.

Plan może być najlepszy na świecie, ba: idea czy nawet ideologia może być czarująca, teoretycznie bardzo piękna i pożyteczna. Ale potem wchodzi brutalna praktyka. A za praktykę zawsze odpowiada człowiek. A człowiek ma to do siebie, że popełnia błędy. Nie twierdzę, że każdy jest jak Fred, ale każdemu zdarzy się być jak Fred. Względnie istnieją tematy, w których jesteśmy wzorcowymi Fredami Pratchetta, względnie jeszcze zostaliśmy Fredami z naszej niewiedzy, nawet się o tym nie orientując.

Możemy tę teorię przyłożyć gdzie chcemy i sprawdzić na ile pasuje, więc dla przykładu przyłóżmy ją do nieśmiertelnego systemu szkolenia polskiej piłki.

Nie sądzę, żeby nad naszym systemem szkolenia dumali najwybitniejsi inżynierzy, być może w ogóle w dzisiejszej piłce tak zwane centrum sobie, a akademie sobie, bo mają swoje pomysły, swoją metodologię. Nie sądzę, by wprowadzony odgórnie system szczególnie zainteresował na przykład Akademię Lecha Poznań, która radzi sobie świetnie i bez tego.

Na pewno natomiast ważna jest walka z czynnikiem Freda w terenie, by trenerzy faktycznie mieli konkretną i rozległą wiedzę, od Warszawy przez Sochaczew po gminnego orlika.

To jest wielkie zadanie na najbliższe lata. Jeśli skupić się na odgórnym planie, to choćby jutro powstał ideał, ciężko go będzie wprowadzić z aktualnym stanem posiadania trenerów młodzieży (tu z Przemkiem Mamczakiem z Weszło Junior robiliśmy obszerną analizę).

Ale idźmy dalej. Czy ten czynnik nie nadaje się idealnie do drużyny piłkarskiej? Jakoś w reprezentacji mam wrażenie, że znajdziemy kumatych ludzi, którzy potrafią wprowadzać plan w życie – można im dać nawet plan wyszukany, a ogarną, to specjaliści.

W polskiej lidze na odwrót, a przynajmniej: często zachodzi podejrzenie, że jest na odwrót. Czy jest tu możliwe, że trener wymyślił plan bardzo dobry, zrobił co w jego mocy, by go przekazać, ale jeden z drugim zlekceważyli, zapomnieli, nie uwierzyli, innymi słowy popisali się klasycznym czynnikiem Freda, a kłopot spadł na karb trenera?

A klub piłkarski? A inwestycje w skauting, który dla polskich klubów powinien być drugim fundamentem?

A cokolwiek?

O czym się czasem zapomina: za wszystkim ostatecznie stoją ludzie, ich jakość na każdym stopniu składa się na jakość całości, nigdy inaczej.

Leszek Milewski

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
1
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...