Czy Korea Południowa – Senegal to póki co najlepszy mecz turnieju? Zdecydowanie tak. Sześć interwencji VAR, gol Korei Południowej na 2:2 w 90+8, gol Senegalu na 3:3 w 120+1, seria rzutów karnych, w których strzelcy mylą się sześciokrotnie, w których Korea zaczyna od dwóch wpadek, a i tak przechyla szalę na swoją stronę. Czego chcieć więcej?
Pierwsza połowa zaczęła się niepozornie, obie drużyny podeszły do siebie – jak to się ładnie mówi – z dużym respektem. Nie były to jednak pełne gacie – obie drużyny udowodniły już w tym turnieju, że na mecze nie zakładają pampersów – a przemyślana taktyka na zasadzie: przede wszystkim nie stracić, a z przodu może coś wpadnie. Do przerwy bardziej opłaciła się ona drużynie z Afryki. Akcja skrzydłem, wrzutka, zgranie, Diagne ma przed sobą – tak na oko – hektar wolnego miejsca i posyła bombę z woleja. Gdyby koreański bramkarz był w stanie jakkolwiek interweniować, nie musiałby wyjść z tego pojedynku w jednym kawałku.
Gdybyśmy wtedy powiedzieli komuś, że w tym meczu dojdzie do takich emocji, nie bylibyśmy potraktowani zbyt poważnie.
Na drugą połowę obie ekipy wyszły, wydawało się, z podobnym nastawieniem. Obie stwierdziły jednak w pewnym momencie, że czas odwalić coś grubego. Tym sposobem doszło do sześciu interwencji VAR. Kilka z nich dotyczyło naprawdę absurdalnych sytuacji.
Pierwsza interwencja – sytuacja chyba najbardziej kuriozalna. Podczas strzału z dystansu – takiego, który raczej nie ma prawa stworzyć zagrożenia – Moussa Ndiaye wymyślił sobie: a co tam, odepchnę swojego rywala w polu karnym! Po co? Nie mamy bladego pojęcia. Przecież jego przeciwnik ani nie miałby szans dojść do piłki, ani nie brał żadnego udziału w tej akcji. Był tylko biernym statystą. Typowa interwencja bez najmniejszego sensu, która w erze powtórek wideo nie ma prawa bytu. Do karnego podchodzi Lee Kangin, trafia. Jest remis.
Druga interwencja – Koreańczycy postanawiają odwdzięczyć się za prezent i Lee Jae-Ik wygarnia swojemu rywalowi w polu karnym piłkę ręką. Interwencja potrzebna? No niekoniecznie, a jednak intencja była widoczna… gołym okiem jeszcze nie, ale na powtórce wideo już tak. Sprawa oczywista, sędzia pokazuje na jedenastkę…
…po której dochodzi do trzeciej interwencji. Lee Gwangyeon, koreański bramkarz, nie jest chyba zbyt lotnym gościem, skoro arbiter przed rzutem karnym podszedł do niego wyraźnie instruując, że nie można opuszczać linii bramkowej, bo grozi za to żółtko i powtórzenie strzału. Co robi golkiper? No tak, zgadliście. Broni strzał, ale wbrew przepisom, więc sędzia zarządza powtórkę i wymierza karę w postaci kartonika. Niane nie myli się drugi raz. Jest 2:1.
Czwarta interwencja? Senegal strzela gola po niebywałym zamieszaniu. Piłka odbiła się od jednego Koreańczyka, potem od drugiego, bramkarz nie dał rady interweniować, obrońca nie dał rady wybić. Chaos trochę jak – nie przymierzając – golu Piątka. Piłka wtoczyła się do siatki bardziej siłą woli, ale po drodze napotkała na rękę jednego z Senegalczyków. Znów plus dla systemu VAR – oko sędziego nie mogło tego wyłapać. Gol nieuznany.
Piąta interwencja była już tylko proforma – Niane posyła zajebistego woleja, ale jego asystent był na sporym spalonym. Sprawdzenie na VAR było tylko upewnieniem się w pierwotnej, oczywistej decyzji.
No i tak się ten mecz toczył. Ani jedni, ani drudzy nie byli w stanie stworzyć zbyt wielu konkretów bez złamania przepisów. Sytuacje można liczyć na palcach jednej ręki. Lepiej wyglądali Senegalczycy, którzy mieli na swoim koncie dwie nieuznane bramki, choć z każdą minutą także i Korea Połudnowa zaczęła łapać rytm. Zwłaszcza strzelona bramka dodała im otuchy i rozmachu w akcjach ofensywnych.
I gdy w ósmej doliczonej minucie mecz miał już się kończyć… gola po rzucie rożnym strzela Lee Ji-Sol.
Senegalczycy byli wtedy jeszcze w czyśćcu, ale po paru minutach dogrywki znaleźli się już w piekle. Świetne, przeszywające podanie między linię zagrał Lee Kangin, sam na sam znalazł się Cho Young-Wook i zachował w tej sytuacji zimną krew. Byli blisko szasny na podwyższenie, gdy Ndiaye zagrał piłkę ręką, lecz kolejna interwencja VAR wykazała kluczową rolę przypadku w tej sytuacji. Koreańczycy zapieprzali w dogrywce jak małe robociki i co poniektórzy zaczęli już tracić siły. Wykorzystali to Senegalczycy, którzy…
Tak, tak, trafili do siatki w doliczonym czasie drugiej połowy dogrywki. Strzelcem Ciss, który uderzył z pierwszej piłki po akcji lewą stroną. Kolejny, popieprzony zwrot akcji w popieprzonym meczu.
Ale i rzuty karne nie mogły się odbyć w normalny sposób. Koreański bramkarz przystępował do nich z żółtą kartką na koncie, a więc złamanie reguły o trwaniu na linii do końca kosztowałoby go czerwoną kartkę. A sędziowie potrafią być w tym zakresie bez skrupułów, o czym przekonał się bramkarz Senegalczyków, który podczas serii rzutów karnych obejrzał żółtko i zaprzepaścił swoją dobrą interwencję.
Zwroty akcji? No jasne, że były. Korea zaczęła od dwóch pudeł…
Kim Jung-Min – słupek
Mamadou Danfa – gol
Cho Young-Wook – karny obroniony
Mamadou Mbow – nad bramką
Eom Won-Sang – gol po rękach
Amadou Ciss – gol po rękach
Choi Jun – gol
Amadou Ndiaye – karny obroniony
Oh Se-Hun – karny obroniony nieprzepisowo, powtórka z golem
Cavin Diagne – pudło
Zasłużone zwycięstwo Korei? Nie wiemy, bo chyba nikt tu nie zasłużył na odpadnięcie. I jedni, i drudzy grali, jakby jutra miało nie być. FIFA powinna rozpatrzyć w takich sytuacjach instytucję dzikiej karty, bo – zupełnie serio – oba zespoły skradły nasze serca. Chociaż to pajacowanie Senegalczyków przy karnych… No, mamy lekki absmak, bo choć grali kapitalnie, to te dziwne rozbiegi, lekceważące pozy przed podejściem do wapna nie wzbudzały sympatii.
O wiele mniej emocji – za to więcej jakości – było w meczu meczu Ekwadoru ze Stanami Zjednoczonymi. Gra toczyła się szybciej, płynniej, a przede wszystkim obie ekipy grały odważniej. Choć znacznie więcej polotu było po stronie Ekwadorczyków, USA początkowo skupiła się głównie na defensywce, wyciągając wnioski z meczu z Francją, do którego podeszli zbyt optymistycznie i w pewnym momencie przegrywali 1:2 (wyciągnęli ostatecznie na 3:2).
Znacznie bardziej podobali nam się zatem Amerykanie z Południa. Cholera, jaką było widać po nich jakość. Każde zagranie przemyślane, po coś, nastawione na mądre zdobywanie przestrzeni. Brakowało trochę tylko kluczowych podań, po których byłby smród w polu karnym Stanów Zjednoczonych, ale… od czego są strzały z dystansu?
Właśnie tę broń użyli Ekwadorczycy do zdobycia bramek. Najpierw huknął Cifuentes, który biegł skrzydłem i w zasadzie mógł posłać wrzutkę na alibi, ale widział, że nie ma to większego sensu, więc zszedł do środka, przełożył sobie rywala, zbudował wokół siebie przestrzeń i huknął jak z armaty. W międzyczasie bramkę zdobył Weah – uderzenie z woleja było równie mocne, choć ze znacznie bliższej odległości, a asystę może sobie dopisać jeden z ekwadorskich obrońców, który chciał wybić piłkę nogą, ale wyszło mu nieporadne zagranie plecami. Ekwador jeszcze przed przerwą wyjaśnił swojego rywala – rogal Platy sprzed pola karnego zatrzymał się na poprzeczce, ale piłka spadła pod nogi Campany, który wygrał pojedynek z obrońcą i wyłożył ją do Espinozy. Ten walnął do pustaka i choć początkowo zapachniało spalonym, na powtórkach wyszło, że linię ofsajdu wyznaczała piłka.
Reprezentacji Stanów Zjednoczonych nie udała się sztuka z meczu z Francją. Rywal w zasadzie nie dał sobie narobić smrodu pod bramką, co więcej, jeśli gdzieś było groźnie, to pod bramką Amerykanów. Była sytuacja Campany, który dostał prezent przed polem karnym (Ochoa wybronił), była główka z bardzo bliskiej odległości, była poprzeczka.
Półfinaliści zawiesili dziś bardzo wysoko poprzeczkę. Mamy wrażenie, że gdyby nasi kadrowicze mierzyli się z którąkolwiek z grających dziś drużyn – zwłaszcza z Ekwadorem, który wyrasta na faworytów turnieju – zostaliby wrzuceni na karuzelę, po której błędnik prosi tylko o papierową torbę. Za sprawą tylu zwrotów akcji o podobną pomoc mogli poprosić obserwatorzy drugiego z meczów.
Korea Południowa 3-3 (3-2 w karnych) Senegal
62’ Lee Kangin (k), 90+8 Lee Jil-Sol, 96’ Cho Young-Wook – 37’ Cavin Diagne, 76’ Ibrahima Niane (k), 120+1’ Amadou Ciss
Ekwador 2-1 Stany Zjednoczone
30’ Jose Cifuentes, 43’ John Espinoza – 36’ Timothy Weah
Fot. 400mm.pl