Przed finałem Ligi Mistrzów dostajecie od nas masę świetnego czytadła, ale teraz czeka was prawdziwa petarda. Petarda, która poniekąd rangą może przerosnąć walkę Joshua-Ruiz. Do pojedynku staną Krzysztof Stanowski oraz Piotr Wąsowski. Obaj postawili na jedną z drużyn, grających dzisiaj w Madrycie. Kto wskaże poprawnie, wygrywa, to jasne.
W szranki stanęli też Leszek Milewski i Kuba Olkiewicz. Tu stawka zakładu jest… no, ambicjonalna, wręcz honorowa. O ile Stan i Wąs położyli na szali swoje zdrowie, o tyle Leszek i Olki w przypadku porażki nadszarpną swoją dumę.
Jeżeli wygra drużyna Stana, Piotrek Wąsowski na spotkaniu KTS-u Weszło z Jednością Warszawa będzie musiał zdjąć swoją słuchawkę na pełne 90 minut. Jak natomiast lepszy okaże się zespół Wąsa, ojciec-założyciel na tym samym spotkaniu założy atrybut przeciwnika i tak też obejrzy całe starcie podopiecznych Kamila Pawlaka.
Chodzi o tę słuchawkę ze zdjęcia głównego.
Z zatem:
Kto wygra finał Ligi Mistrzów 2018/2019?
Krzysztof Stanowski: Liverpool. Jak ktoś ograł Barcelonę 4:0, to nie może zatrzymać się na jakimś Tottenhamie.
Piotr Wąsowski: Tottenham, ponieważ mają Christiana Eriksena, Heung-Min Sona oraz Harry’ego Kane’a, a Liverpool nie.
Kto zostanie bohaterem finału?
KS: Sadio Mane, który będzie nie do złapania dla obrońców Tottenhamu.
PW: Heung-Min Son. Największy kot z ekipy Mauricio Pochettino. Niesamowita szybkość, Koreańczyk cały czas gra na granicy spalonego, lawiruje między ostatnimi defensorami. Liczę, że Eriksen da mu prostopadłe podanie, a Son wyprzedzi obrońców Liverpoolu i przesądzi o wyniku. Wszystkie oczy szeroko na Koreańczyka.
Kogo wasza drużyna może obawiać się najbardziej?
KS: Liverpool musi obawiać się Kane’a, który chyba nie przypuszczał, że będzie mu dane jeszcze zagrać w tym sezonie Ligi Mistrzów.
PW: „Koguty” muszą uważać na jednego z moich ulubionych zawodników, egipską panterę – Mohameda Salaha. Tak samo jak w przypadku Sona. Skrzydłowy Liverpoolu może wyjątkowym zagraniem przesądzić o losach rywalizacji. Jeżeli nie on, to Sadio Mane. Bardzo duży kozak. Chwila nieuwagi i Senegalczyk pozostaje bez krycia.
***
Skromne zwycięstwo Liverpoolu? Heavy-metal, ale melodyjny? Kurs w ETOTO na zakład „wygra Liverpool, mniej niż 2,5 gola w meczu” – 5,20
Sami jesteśmy ciekawi rozstrzygnięcia tego zakładu. Na mieście mówią, że jeśli Wąs wyjmie z ucha swoją słuchawkę, to mogą wydarzyć się rzeczy, które nie śniły się fizjologom, filozofom i filatelistom. Na Warszawę ma spaść czternaście plag, z czego szóstą będzie niekończący się mecz Derbów Gminy Żabno, a siódmą abonament na wieczystą grę w napadzie KTS-u dla Wojtka Kowalczyka.
Obawiamy się też o zdrowie Stana, bo ze źródeł zbliżonych do dobrze poinformowanych słyszeliśmy, że z potęgą tej słuchawki radzą sobie tylko nieliczni, a założenie jej nawet na kwadrans wywołuje nieprzewidywalne zmiany w hipokampie.
Ten finał będzie zatem cholernie ważny nie tylko dla Kloppa i Pochettino. Nie tylko dla Liverpoolu i Tottenhamu. Ale przede wszystkim dla naszych dzielnych bohaterów, którzy stanęli do zakładu mogącego zmienić losy świata, Mazowsza i Warszawy.
Jak już robimy zakłady – to oczywiście nie mogło ominąć miasta seksu i biznesu, Las Vegas centralnej Polski. Nasi dwaj ludzie z tego miasta od razu wyczuli, że stawka musi być wysoka, a kara za nietrafiony typ – bolesna. Oto, co mają do powiedzenia przed finałem Leszek Milewski oraz Jakub Olkiewicz.
LM: Kuba, jak w twoim pokoju nad łóżkiem prezentowałby się plakat Tomasza Łapińskiego?
JO: To byłby powrót do lat dzieciństwa, gdy w moim pokoju wisieli na ścianach różni łysi goście – na przykład wygolony w ramach akcji promocyjnej Gipsaru skład Łódzkiego Klubu Sportowego. Co prawda przyzwyczaiłem się do łysiny Niżnika, Wieszczyckiego i Trzeciaka, ale łysy to łysy. W odwet zapytam: wolałeś Marka Saganowskiego czy Grzegorza Krysiaka? Nie jestem pewny, który plakat drukować.
LM: Jak Sagan, to tylko z Odry Wodzisław. Ale jeśli mam wybór, to Grzegorz Krysiak. Zaimponował mi, a także angielskim reporterom, gdy pojechał na mecz z Manchesterem United w eliminacjach Ligi Mistrzów. ŁKS był, jak piszesz, sponsorowany przez Gipsar, wszyscy przyjechali wygoleni, tylko jeden Krysiak z bujną grzywą i jeszcze bardziej bujnym wąsem. Anglicy zbaranieli, nie wiedzieli co się dzieje. Krysiak tymczasem chciał się ewakuować z klubu, oficjalnie z powodu tego, że ŁKS finansowo stał coraz słabiej, ale ja podejrzewam, że chodziło o zachowanie czupryny – a nuż ktoś z Gipsaru zakradłby się po nocy i ściął buntownika. Krysiak to był straszny elegant, ostatnio z wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że w Lechii Gdańsk pożyczał żel od Dzidosława Żuberka.
JO: Okej, stawkę mamy wobec tego ustaloną: nad łóżkiem jednego z nas po dzisiejszym finale Ligi Mistrzów zagości plakat. Tomasz Łapiński i Grzegorz Krysiak czekają zapewne w napięciu, co musi się zdarzyć, by ich fotografie znalazły się w naszych pokojach. Wiem, że chciałbyś postawić na Liverpool, dlatego cię ubiegnę: moim zdaniem wieczorem wygra Liverpool. Jurgen Klopp musi w końcu coś wygrać. Jeden z najlepszych trenerów ostatnich lat przegrał już chyba milion finałowych spotkań, a co gorsza – nawet w lidze, przy absolutnie rekordowym wyniku, dał się wyprzedzić Pepowi Guardioli. Jeden z moich ulubionych raperów przekonywał kiedyś: „zły los spotka gałganów, dobra karma czeka dobrych wariatów”. Liczę, że to jest dzień dobrej karmy dla dobrych wariatów. Jeśli nie – jutro zostajesz dekoratorem wnętrz.
Liverpool rozjedzie Spurs jak Barcelonę przy Anfield? Szalony kurs w ETOTO na handicap -1,5 na Liverpool – 3,25
LM: Jurgen Klopp to owszem, osoba, której powierzyłbym pilnowanie domu i wiedziałbym, że nawet podczas zorganizowanej przez siebie prywatki przynajmniej raz znajdzie czas by podlać kwiatki. Ale szczerze mówiąc, to jest w pewnym sensie finał marzeń. Można się rozsiąść wygodnie, nasypać całą miskę chrupek „Maczugi”, do tego oranżada i cieszyć się piłką – ta dzisiaj na pewno wygra, bo bez względu na to, czy wygra Liverpool czy Tottenham, piłka nożna znowu pokaże się jako doskonały scenarzysta. Powstanie historia dobra, mocna, inspirująca. Tottenham jest w tym boju niedoceniany, również pod kątem fabularnym, a to przez tego – nie pamiętam kto powiedział, ale się zgadzam – najsympatyczniejszego Niemca w dziejach. Pamiętajmy jednak, że Tottenham to jest taki trochę Adaś Miauczyński angielskiej piłki. Wszyscy wypominają Liverpoolowi lata czekania na tytuł. Kiedy zdobyły go ostatnio Koguty? W sezonie 60/61, kiedy w polskiej lidze szalały Polonia Bydgoszcz i Gwardia Warszawa, premierę mieli „Krzyżacy”, a Elvis Presley został sierżantem. Wszyscy pamiętają słynne europucharowe boje LFC, każdy Polak potrafi po trzech głębszych odtańczyć Dudek Dance, a europucharowe boje Tottenhamu? Przed tym sezonem jakie, Bale kończący karierę Maiconowi? No bo przecież nie finał z UEFA Cup z Anderlechtem w 1984, to było tak dawno, że pewnie wcale się nie zdarzyło. Zdarzyło się natomiast 0:8 od FC Koln w Intertoto.
JO: Dla mnie w tej historii z północnego Londynu najbardziej urzekające są tabelki z wydatkami na transfery w angielskich klubach. Wokół szastający forsą bogacze, wśród których Liverpool wcale nie jest wyjątkiem, a w finale LM zamiast krezusów z Manchesteru skromniutki Tottenham. Tottenham, który zamiast drinków z parasolkami w eleganckim klubie nocnym preferuje dwie herbaty z jednej torebki w domowym zaciszu. Jeśli można w ogóle na tym poziomie, jeszcze w dodatku w tej niewyobrażalnie bogatej Premier League, szukać inspirującej opowieści o triumfie talentu nad pieniądzem – to właśnie z Pocchetino w roli głównej. Tego się obawiam – że mimo wytypowania zwycięstwa Liverpoolu, będę dopingował tych londyńskich dusigroszy.
LM: Mam jedno marzenie na ten wieczór. Finały Ligi Mistrzów są często rozczarowaniami. To jak finał mundialu, który niejednokotnie okazywał się rozgrywką szachową, niewspómierną zupełnie do emocjonujących wydarzeń wcześniejszych, ale tak być musi, bo stawka krępuje fantazję. Ta Liga Mistrzów to było jednak absolutne szaleństwo. Tottenham i Liverpool tym, co już zrobiłym, zapisały się na kartach historii, zaraz obok Stambułu i – naturalnie – Wisły z Realem Saragossa. Obawiam się dla równowagi finałowego nudziarstwa, chciałbym, żeby jedni i drudzy jeszcze raz odpięli wrotki. Myślę, że więcej będzie zależało w tym względzie od Liverpoolu, który ma więcej armat w zanadrzu. To 89 ligowych bramek do „zaledwie” 67 Tottenhamu. Jest dla mnie jasne, że Spurs wyjdą za gardą – choć niekoniecznie podwójną – natomiast pytanie czy LFC też będą przede wszystkim trenować uniki. Mam nadzieję, że Klopp postawi – po prostu – na piłkę nożną, pokazując jej najpiękniejsze oblicze. Liverpool stał się takiego oblicza bez mała ambasadorem.
JO: Okej, czyli tutaj się zgadzamy: chcemy jedynie dobrego futbolu, a ktokolwiek wygra – najsympatyczniejszy Niemiec czy najbardziej oszczędny z multimilionerów, będziemy mieć powody do świętowania. W tym dobrym i zgodnym humorze proponuję, by remis po 90 minutach rozstrzygnąć na twoją korzyść. Miłego wieczoru!
LM: Zgoda, zgoda i jeszcze raz niech będzie.
***