Lech Poznań może wyciągać przykłady success story jak z rękawa. Bednarek – przebił się na poziomie Premier League. Linetty – trzeci sezon jako podstawowy piłkarz Sampdorii. Kownacki – wciąż z różnych względów notuje tylko przebłyski, ale statystyk nie psuje. Teodorczyk – zrobił furorę w Anderlechcie. Kędziora – pewny punkt mocnego klubu ligi ukraińskiej. Nawet i obcokrajowcy – Rudnevs, Kadar czy Douglas – świadczą o tym, że – abstrahując już od ostatnich okienek – Lech potrafi wypuścić w świat świetnego lub chociaż dobrego zawodnika. Gotowego na mocniejszą ligę tu i teraz.
To niepodważalny atut Lecha. Gdy zgłasza się do niego zagraniczny klub, ten może wyłożyć na stół portfolio i wyliczać: ten dał radę, ten się przebił, ten może poszedł okrężną drogą, ale finalnie wyszło na jego. Lech to na rynku europejskim – jakkolwiek absurdalnie zabrzmi to po ostatnim sezonie – pewna gwarancja sukcesu. To jeden z czynników, który złożył się na rekordowy transfer Bednarka czy jeszcze większą ofertę za Gumnego od Borussii Moenchengladbach. Lech mnoży zyski, a tendencja może się pogłębiać. Raz, że po ostatnich przykładach zainteresowanie piłkarzami Lecha jest większe, dwa – klub może monetyzować dobrą markę i sprzedawać ich za relatywnie większe kwoty.
To oczywiście wyższa gdybologia, ale można się zastanawiać, czy Filip Jagiełło opuściłby Ekstraklasę za 1,5 miliona euro, gdyby był piłkarzem „Kolejorza”, tak samo jak można gdybać, czy Szymański kosztowałby jeszcze więcej, gdyby nazywał się Szymańsković. Ceny za piłkarzy wyszkolonych w Chorwacji – momentami zakrawające o absurd – nie wzięły się znikąd. Wypalił szereg piłkarzy na czele z Modriciem, więc siłą rzeczy – skoro system szkolenia jest dobry – wypalać będą kolejni.
Legia – jeśli myśli o regularnej sprzedaży zawodników za grubą kasę, a zakładamy, że tak – potrzebuje success story. Wiarygodności. Dowodu, że piłkarz wychodzący z warszawskiego klubu, jest gotowy na poważne granie. Umiejętnościami, ale i mentalnością.
Ostatnio pod tym względem… bywało bardzo różnie.
Dominik Furman – odbił się od zachodu brutalnie.
Rafał Wolski – podobnie, kompletnie nie zaistniał (nawet w lidze belgijskiej).
Michał Żyro – miał swój moment, ale, tu trzeba podejść do sprawy uczciwie, kontuzje mu nie pomogły.
Ariel Borysiuk – mimo że łączna kwota jego transferów przekroczyła pięć baniek, nie przebił się na dłużej ani w Niemczech, ani w Rosji, ani w Anglii.
Jakub Kosecki – przespany moment na transfer, trafił do średnich lig.
Ondrej Duda – wiele urazów, ale dał radę w Niemczech i niewykluczone, że pójdzie wyżej.
Bartosz Bereszyński – modelowy przykład piłkarza, który z miejsca daje radę w zachodnim klubie.
Krystian Bielik – wciąż przyszłość przed nim, więc jeszcze go nie skreślamy, ale fakty są następujące: 33 minuty w pierwszej drużynie Arsenalu.
Słabo. Pozytywne przykłady to na razie jedynie Duda i Bereszyński. Pierwszy przyszedł za poważną gotówkę z łatką jednego z najzdolniejszych słowackich piłkarzy, drugi… został wyjęty z Lecha Poznań. I choć udowodnił swoją wartość w Legii i to ona uczyniła go dojrzałym piłkarzem, deprecjonowanie wkładu Lecha byłoby nie na miejscu. Są oczywiście też przykłady takie jak Prijović czy Nikolić, ale należy rozpatrywać je zupełnie inaczej. To obcokrajowcy, którzy trafili do Legii już z określonych dorobkiem. Legia ich nie wykreowała. To oni dali jej więcej, niż Legia im.
Choć zdarzały się sezony, gdy Legia sprzedawała piłkarzy za łączną kwotę 15 milionów, zawodnik Legii na rynku transferowym nie jest marką, pewniakiem. Żaden zachodni klub nie myśli: „weźmy z Warszawy, to murowany sukces”. „Chcesz piłkarza? Jeśli dał sobie radę w Legii, jest gotowy na poważną ligę”.
Przeciwnie.
Dlatego sukces Szymańskiego w Dynamie – a później w jeszcze poważniejszym klubie – jest dziś Legii potrzebny jak tlen. Ostatnie pokolenie piłkarzy zostało w kontekście poważnej piłki stracone. Pojawiło się nowe i właśnie na jego czele stoi Szymański, w tle jest Majecki, może też Niezgoda czy Kulenović. Jeśli najzdolniejszy piłkarz ostatnich lat również okaże się klapą, wiarygodność legionistów w tym kontekście stanie pod znakiem zapytania.
A czy tak będzie? Napiszmy to delikatnie – ciężko widzieć w Szymańskim synonim sukcesu, jeśli nawet na krajowym podwórku staniki nie latały. Wciąż widzimy więcej obaw niż twardych atutów i nie możemy wyzbyć się poczucia, że to bardziej Legia chciała zrobić z niego perełkę, niż on sam faktycznie tą perełką jest. Zarzuty? Nieregularność, mizerna sylwetka, brak prawej nogi, niewiele konkretów (dwa gole i pięć asyst w sezonie 18/19). Z drugiej strony – to rocznik 1999, a od miesięcy otrzymuje zaufanie trenera U-21, a ostatnio nawet pierwszej reprezentacji. Był piąty pod względem kluczowych podań w ostatnim sezonie, drugi pod względem stworzonych sytuacji.
Legia wypromowała młodego piłkarza, skasowała niezłe pieniądze, więc już teraz może mówić o sukcesie. O wiele większym będzie jednak zbudowanie wiarygodności. Wiarygodności, którą poprzednie pokolenie bardziej nadszarpnęło niż zbudowało.
JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyK