Trzeba oddać Jackowi Magierze fakt wyjścia z grupy na turnieju rangi mistrzowskiej rozgrywanym u siebie. Nie umiał tego zrobić Smuda i to o rany boskie w jakim stylu, nie potrafił zrobić tego Dorna, prezentując zespół tak bezbarwny, że już mało kto pamięta jacy gracze tam występowali i w jakim celu (a minęły tylko dwa lata). Magiera nie miał za dużo czasu na zbudowanie kadry U20, skromny rok, w tym dziewięć sparingów, ale jednak udało mu się, opuścił grupę w kierunku innym niż wakacje. Co prawda z trzeciego miejsca, natomiast nie on ustalał regulamin.
Pewnie po tym wstępie spodziewacie się laurki, pochwały przewagi skuteczności nad stylem? Nic tych rzeczy – przez 270 minut turniejowej gry, na wyjściu z grupy zaczynają i jednocześnie kończą się pozytywy.
Kto widział wczorajszy mecz, ten chyba może podpisać się pod tezą, że o dalszej grze reprezentacji na turnieju zadecydował w dużej mierze terminarz. Gdybyśmy mieli zagrać drugie spotkanie z Senegalem, który wówczas nie miałby walki o zwycięstwo w dupie, napotkalibyśmy olbrzymie problemy. Przecież wczoraj nawet mimo tego, że Senegal głównie przesuwał się w tyłach i zajmował wszystkim innym, niż myślami o zwycięstwie, to i tak on był bliżej bramki na 1:0. Raz słupek, raz parada Majeckiego, który musiał ratować wrzuconego na karuzelę Stanilewicza. Polacy o podobnych sytuacjach mogli tylko pomarzyć. A u rywali zabrakło:
– Sagny, który rozstrzelał Tahiti,
– Niane, strzelca gola z Kolumbią,
– Cissa, grającego i z Tahiti, i z Kolumbią na kierownicy,
– Badjiego, podstawowego snajpera w obu poprzednich meczach.
Innymi słowy: trener Senegalu nie wpuścił na Polaków od początku nikogo z podstawowego kwartetu ofensywnego, a Badji i Ciss dostali odpowiednio pół godziny i 20 minut. Nie są to oczywiście nazwiska, które trzęsą światowy futbolem, natomiast są to piłkarze, którzy pozwolili pokonać Kolumbię, zespół – warto przypomnieć – dla nas w pierwszym meczu nieosiągalny. Na Polaków wspomniani zawodnicy nie byli potrzebni, bardziej niż mecz z nami, Senegalczyków zajmowała 1/8 finału.
Pewnie, Magiera to wykorzystał. Mówił po meczu: – Naszym celem była dobra gra w defensywie. Jestem zadowolony, że przez całe spotkanie byliśmy skupieni. Zawodnicy dobrze się asekurowali i odpowiednio spisywali się przy odbiorze piłki. Zagraliśmy na zero z tyłu, co pozwoliło wyjść z grupy.
Natomiast tak jak wspomniałem, że nie ma co wieszać psów na reprezentacji za to, iż skorzystała z regulaminu, tak trzeba wyraźnie podkreślić, że zasady turnieju i obecność w grupie Tahiti, to po tych trzech spotkaniach JEDYNE atuty tej kadry. Zobaczcie, gdyby nie furtka trzeciego miejsca, zapomnielibyśmy o tym zespole po tygodniu, bo o czym tu pamiętać? Owszem, nastrzelaliśmy Tahiti, ale w trakcie starć z Kolumbią i Senegalem nasi piłkarze nie stworzyli sobie ani jednej klarownej sytuacji. Wszystko, co mieli do zaproponowania, to dogrania do skrzydła i wrzutka, ewentualnie w drugim wariancie pomijano zagranie do skrzydła i lagowano na napastnika ze środka.
Ktoś powie – gdyby nie świadomość istnienia cennego remisu, zaatakowalibyśmy Senegal. Moi drodzy, przy porażce z nami, Senegal spadałby na trzecie miejsce, więc nie trudno zgadnąć, że wyszedłby innym składem i grałby zupełnie inaczej. A że nie potrafilibyśmy się temu przeciwstawić… Cóż, chyba nie muszę do tego specjalnie przekonywać.
Więc owszem, gra toczyła się wczoraj o awans, natomiast ponadto też o to, by ludzie potrafili tej drużynie bardziej uwierzyć. Rozmawiałem przed spotkaniem z Jackiem Cyzią i Sylwestrem Czereszewskim.
Cyzio mówił: – Pracowałem w polskich klubach na niższym poziomie rozgrywkowym i widzę, jak tam działa się z młodzieżą. Jest jeden trener na 30 dzieciaków, bo na więcej szkoleniowców klubu nie stać i nie ma szans, on nie skupi swojej uwagi na wszystkich, wybierze czwórkę-piątkę, której coś podpowie. Reszta będzie siłą rzeczy traktowana po macoszemu. Stąd biorą się potem nasze problemy z przyjęciem piłki, z jej prowadzeniem, ponieważ nie ma kto skorygować błędów. Zamiast tego nacisk kładziony jest na wybieganie, gdyż to jednemu trenerowi z większą grupą przeprowadzić łatwiej. Potem między innymi z tego rodzą się takie mecze jak z Kolumbią. Różnica między nimi a Polakami była i to dosyć duża, nasi zagrali słaby mecz. Dzisiaj przejdą prawdziwy test.
Czereszewski: – W meczu z Kolumbią była różnica w przyjęciach piłki, w jej prowadzeniu, ogólnie w technice, w abecadle piłkarskim. Z naszej strony wyglądało to dość siermiężnie. Ładnie przeszkadzaliśmy, ładnie przesuwaliśmy, ale to tyle. Ciężko nam było cokolwiek stworzyć, ale nawet gdy mieliśmy rzut rożny w końcówce spotkania, to w polu karnym widziałem czterech zawodników, trzech stało na dwudziestym metrze… Wtedy już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Zabrakło nam w tym meczu ryzyka. Poza tym proszę spojrzeć na mecz z Tahiti. Ja się spodziewałem, że wygramy, ale że będziemy też przewyższać rywali jakością. Niestety większość akcji, polegały na tym, że rzucaliśmy podania z ominięciem środka pola na wolne pole, ktoś się przedostał, dośrodkował i był strzał. Gdy staraliśmy się rozgrywać, przejść Tahiti środkiem, wykonać dwa-trzy podania, to zaraz zaliczaliśmy stratę… Byłem zaskoczony, że z takim zespołem nie pokazaliśmy tej wyższości w umiejętnościach. I teraz przed tym meczem z Senegalem mam wiele obaw, to będzie duży test, natomiast wątpię, że zdamy go na dobrą ocenę.
No, nie jest łatwo temu zespołowi zaufać. Nie znamy go za długo, a przy pierwszym poważniejszym spotkaniu, zawiódł nas na całej linii.
Dlatego też trzeba oddać kibicom co królewskie, bo jak to zwykle bywa na imprezach rangi międzynarodowej, niezbyt przejmują się tym, kto akurat ubiera biało-czerwone koszulki, tylko po prostu zdzierają gardła. Co więcej, doping na Widzewie znacznie różnił się od tego, który widzimy na Stadionie Narodowym przy okazji meczów pierwszej reprezentacji w eliminacjach. Tam wygląda to mniej więcej tak, że jest 20 minut ciszy, potem ktoś zaintonuje przeciekawe hej, Polska gol, względnie Polska, biało-czerwoni, a na koniec wszyscy złapią się za serca i odśpiewają hymn. Tutaj sprawy miały się zupełnie inaczej. Doping trwał w zasadzie przez całe 90 minut, był różnorodny i włączały się w niego wszystkie cztery trybuny.
Brzmiało i wyglądało to zajebiście. Swoje zarobili też handlarze pod stadionem z kibicowskim specjałami w postaci szalików, czapek i trąbek. – Dobry mam ruch, rzeczy schodzą, dwa kartony już puściłem. Może pan też coś weźmie? – pytał jeden z nich.
– Mamy dobrą reprezentację, myślimy nawet o wygraniu całego mundialu. Nie powiem ci, kto jest najlepszy w naszym składzie, bo wszyscy są dobrzy i mamy wyrównany skład. U was według mnie najlepsi są Steczyk i Zylla – stwierdził dziennikarz z Senegalu. Po ostatnim zdaniu wypadało się oddalić!
*
Miałem plan w tym miejscu zacytować kilka wypowiedzi z mix-zone’y, ale w gruncie rzeczy, poza stwierdzeniem Walukiewicza, że bardziej stresował go debiut w Ekstraklasie na Legii niż pierwszy mecz na mundialu U20, nie ma czego przytaczać. Nie jest ta kadra obyta jeszcze z mediami, w końcu to młodzi goście i trudno się dziwić. Zwróciło uwagę natomiast co innego. Większość kadrowiczów rozmawiając trzymało głowy w dół, jakby jeszcze wstydząc się zainteresowania. Wyjątkiem był wspomniany Walukiewicz. W pewnym momencie jeden z dziennikarzy zaprosił go do rozmowy, a gdy piłkarz Cagliari zgodził się na krótką pogawędkę, doskoczyło do niego siedmiu-ośmiu innych przedstawicieli mediów. Walukiewicz spojrzał na tę gromadę i przyjął to ze sporym rozbawieniem.
I cóż, tę jego pewność tak jak w mixie, widać na boisku (bo nawet to głupie podanie z Kolumbią świadczyło o tym, że wierzy w siebie, wtedy akurat zbyt mocno). Przy reszcie (z może wyłączeniem Majeckiego, Slisza, Szoty) już takiej pewności i tu, i tu nie ma.
*
Cóż, gramy dalej, ale trudno się dziwić, że euforii brakuje. Możemy oczywiście liczyć, że w kolejnych meczach uda nam się grać na 0:0 i rozstrzygać kwestię w rzutach karnych, natomiast warto pamiętać, że kolejny rywal (czy kolejni rywale, co jednak wątpliwe) będą chcieli grać o wygraną, w przeciwieństwie do Senegalu. Dzisiaj nie ma co się nastawiać, że ta kadra nagle zatrybi i pokaże coś zupełnie innego w fazie pucharowej. Dzisiaj można ją pochwalić, że dała sobie szansę i liczyć, że z tej szansy choć trochę skorzysta.
PAWEŁ PACZUL
Fot. 400mm.pl/własne