Ostatnie miesiące były dość burzliwe jeśli chodzi o budowę składu Jagiellonii. Ale wygląda na to, że w Białymstoku stawiają na stabilizację. Najpierw przedłużona została umowa z trenerem Ireneuszem Mamrotem, a dziś Taras Romanczuk podpisał nowy kontrakt. I to nie na chwilę, nie na sezon czy dwa, a na cztery lata z opcją przedłużenia o kolejny rok.
Co to oznacza dla Jagiellonii? Wmurowanie na dłużej swojego filaru. Oczywiście na przestrzeni ostatniego roku na Podlasiu mocniej świeciła gwiazda Arvydasa Novikovasa, być może wiosną przyćmił go też i Jesus Imaz, natomiast jeśli w kontekście białostoczan możemy wymieniać pewniaka, który od kilku sezonów trzyma równy, wysoki poziom, to kimś takim bez wątpienia jest Romanczuk. Ligowa czołówka pod względem wygranych pojedynków, być może najlepiej grający w powietrzu pomocnik ligi (pokusimy się o stwierdzenie, że najlepszy), ważna postać dla szatni Jagi.
To też czytelny sygnał na zewnątrz. Trochę było narzekania w Białymstoku, że ten zespół przechodzi ciągłe zmiany – tylko zimą odeszli Świderski, Klemenz, Burliga, Bezjak, Sheridan i Frankowski, przyszli Scepović, Kadlec, Imaz, Kostal i Arsenić. W połowie sezonu Jaga wymieniła pół wyjściowego składu i pewnie można w tym upatrywać zadyszki, która dorwała wicemistrza Polski sprzed roku w drugiej części sezonu. Wiosną mówiło się, że Mamrot może stracić pracę, że prezes Kulesza ma zastrzeżenia co do jego pracy. A tu cyk – przedłużenie umowy trenera, zaraz nowy kontrakt Romanczuka, póki co nie zapowiada się żadna masowa wyprzedaż (chociaż Novikovas pewnie siedzi już na walizkach).
Co ta nowa umowa oznacza dla samego piłkarza? Że plany o podbijaniu ligi tureckiej, greckiej czy innej rosyjskiej odłożył na przyszłość. Albo na półkę z napisem “kiedyś chciałem, dziś już nie chcę” – obok drona, kolarzówki i płyty Britney Spears. Podpisanie kontraktu na cztery lata (z opcją przedłużenia) to wyraźny sygnał dla klubu i kibiców, że Taras chce w Białymstoku zostać na dłużej. Na oficjalnej stronie Jagi pojawiła się nawet wzmianka o tym, że Romanczuk to już legenda klubu. I w sumie… Gość zagrał na poziomie Ekstraklasy 158 meczów, więcej ma tylko Rafał Grzyb. Zdobył z Jagiellonią dwa wicemistrzostwa, raz trzecie miejsce, był w finale Pucharu Polski.
A jeśli faktycznie zostanie na Podlasiu przez te cztery lata, to spokojnie pobije rekord Grzyba, pewnie dołoży kolejne medale, jeszcze mocniej zapadnie w pamięć kibicom. No bo ilu piłkarzy dziś bardziej kojarzymy z ekstraklasową Jagą niż Romanczuka? Może Tomka Frankowskiego, na pewno wspomnianego Grzyba, przed oczami mamy też Kamila Grosickiego w tej charakterystycznej koszulce. Ale dochodzimy do takiego wniosku, że o ile Taras zostanie w Jadze przez następne cztery lata, to śmiało będzie można go nazywać klubową legendą. I to legendą zrodzoną w dotychczas najlepszym czasie w historii klubu.
– Już dawno mówiłem, że Białystok jest moim domem i chciałbym tutaj zostać. Z rodziną doszliśmy do wniosku, że dobrze się tu czujemy i dobrze nam się tu żyje. Mamy fajny klub, świetnych kibiców, a za chwilę otwarta będzie również nowa baza treningowa. Mamy tu wszystko, aby dobrze grać i osiągać sukcesy – mówi sam zawodnik na stronie klubu.
Nie wykluczamy oczywiście, że to całe nasze pisanie palcem po wodzie zostanie zweryfikowane za pół roku, gdy ktoś rzuci na stół prezesa Kuleszy solidną sumkę i Romanczuk wyfrunie do przykładowej Turcji. Niemniej dziś Jagę chwalimy – za wyszukanie go w Legionovii, za postawienie na niego, za wypromowanie i za zatrzymanie w klubie. I za przekonanie go, że ten projekt ma sens i by on sam uwierzył, że Jaga idzie do przodu.
fot. jagiellonia.pl