Skłamalibyśmy, pisząc, że się nie łudziliśmy. Po cichu liczyliśmy, że Hubert Hurkacz będzie w stanie nawiązać walkę, a przy sprzyjających okolicznościach może nawet sprawić sensację. Niestety, na korcie Philippe Chartiera w pierwszej rundzie wielkoszlemowego Roland Garros miłych niespodzianek nie było. Numer jeden światowego tenisa Novak Djoković bez większych problemów uporał się z naszym jedynakiem, wygrywając 6:4, 6:2, 6:2.
Cóż, sam fakt, że ktokolwiek przy zdrowych zmysłach choć przez moment mógł pomyśleć o awansie Hurkacza do drugiej rundy już świadczy o tym, że Polak to gracz, z którym trzeba się liczyć. W ostatnich tygodniach grał wprawdzie nierówno (pierwsza runda w Lyonie, nieudane kwalifikacje w Rzymie), ale potrafił błysnąć. W Madrycie przeszedł kwalifikacje, wygrał dwa mecze z wyżej notowanymi rywalami, a w pojedynku o ćwierćfinał postraszył Aleksandra Zvereva (6:3, 4:6, 4:6). W międzyczasie zanotował awans na najwyższe w karierze 44. miejsce na liście ATP. Do Paryża jechał jako nierozstawiony gracz, ale zdecydowanie – jeden z tych, na których faworyci nie chcieli wpaść.
Losowanie miał fatalne, w pierwszej rundzie trafił na Novaka Djokovicia. Serb to nie tylko światowa jedynka, ale także główny oprócz Rafy Nadala faworyt turnieju. Co mógł przeciwstawić mu Hurkacz? Wolę walki, siłę, chęć sprawienia sensacji. Jasne, to wszystko pokazał, ale na „Nole” to było trochę za mało. Trzeba sobie wprost powiedzieć: tu nie było żadnej deklasacji, miazgi, wycierania rywalem kortu. Nic z tych rzeczy. Djoković w kluczowych momentach był sprytniejszy, dokładniejszy, bardziej doświadczony – po prostu lepszy. Pojedynek wyglądał dokładnie tak, jak można by wnosić po pozycjach obu zawodników: z jednej strony siatki młody-gniewny, na wznoszącej fali, z drugiej – lider rankingu, który, o ile nic zaskakującego się nie wydarzy, to za niecałe dwa tygodnie zagra w Paryżu mecz o tytuł z Rafą Nadalem (dziś nie dał szans Hanfmannowi)
Dla nas męski turniej już się skończył, ale emocje w Roland Garros dopiero się zaczynają. Jutro do gry wejdą Iga Świątek i Magda Linette. Obie w walce o drugą rundę zagrają z dużo niżej notowanymi rywalkami, które udział w turnieju dostały w prezencie wraz z dzikimi kartami. Zwłaszcza Linette bardzo potrzebuje zwycięstwa. 27-latka z ostatnich czterech turniejów odpadała w pierwszych rundach. Jeśli potknie się na Chloe Paquet, Francuzce z trzeciej setki rankingu, będzie to oznaczało, że problem jest naprawdę poważny. Z kolei Iga Świątek zagra z rywalką, która nie ma na koncie… ani jednego punktu w rankingu WTA. Ma 16 lat, a ostatni singlowy mecz wygrała w połowie marca. Polka będzie zdecydowaną faworytką, ale trzeba pamiętać, że Selena Janicijevic to jedna z najzdolniejszych francuskich juniorek i niesiona dopingiem swojej publiczności może być groźna.
Tak czy inaczej – żaden wynik w meczach Polek nie będzie sensacją. A już na pewno nie taką, jak dzisiejsza porażka Karoliny Woźniackiej, byłej liderki i mistrzyni wielkoszlemowej, z Weroniką Kudermietową, 68. w rankingu zawodniczką z Kazania. Rozstawiona z 13 reprezentantka Danii bez żadnych kłopotów wygrała pierwszego seta 6:0, ale potem oddała dwie kolejne partie do 3 i resztę turnieju obejrzy w telewizji. Oby to samo jutro nie spotkało Polek…
foto: newspix.pl