Sokół Ostróda prowadzony przez trenera Jarosława Kotasa wczoraj w ataku wystawił trzeciego bramkarza zespołu. Na trybunach usiadł zaś Robert Hirsz, były zawodnik Lechii Gdańsk czy Bytovii Bytów, jeden z najlepszych strzelców w Ostródzie. Sokół oczywiście mecz z Polonią Warszawa przegrał, bo poza rezerwowym golkiperem w przodzie, na boisku pojawiło się jeszcze pięciu innych młodzieżowców.
Kto ponosi winę za karykaturalny mecz? Trener, który ustalał skład? Zarząd klubu, który zapewne nakazał punktowanie w Pro Junior Systemie? Nie, według trenera Kotasa winny jest PZPN, który prawdopodobnie pod groźbą zastrzelenia barwnego szkoleniowca nakazał mu zrobienie z meczu z Polonią połączenia domowego przedszkola z kabaretem.
– Mi wypada jedynie przeprosić kibiców i Polonię Warszawa. W PZPN-ie poszli na łatwiznę, Pro Junior System to bardzo zły projekt. Dla mnie nie ma znaczenia, ile ma lat mój piłkarz. Nie interesuje mnie, ile moi zawodnicy zarabiają, bo nie chcę się denerwować i nie interesuje mnie, ile mają lat – wypalił na konferencji Jarosław Kotas, tuż po tym, gdy wystawił w ataku trzeciego bramkarza wyłącznie z uwagi na to, ile ma lat.
Podkreślmy to: Kotasa nie interesuje nic poza umiejętnościami piłkarza. Nie interesuje go ile piłkarz ma lat i ile zarabia. Zawsze wystawia najlepszych. Dlatego właśnie wystawił młodego bramkarza w ataku. Tu powinna zabrzmieć muzyczka: “Jak do tego doszło nie wiem”.
– To jest nasz sygnał do PZPN-u, żeby się obudzili! – kontynuował swoją tyradę, która miała tyle sensu co wiara w gola bramkarza w tego typu spotkaniu (*sprawdzić, czy nie grał Witan).
Przypomnijmy – Pro Junior System w trzeciej lidze to sposób premiowania zespołów, które grają młodzieżą. PZPN daje milion złotych do podziału na cztery najlepsze w tym aspekcie zespoły, zwycięzca zgarnia 400 tysięcy złotych. Warunek – utrzymanie w lidze, by uniknąć patologii, jaką byłaby gra juniorami przez cały sezon wyłącznie w celu zdobycia związkowej gotówki. Długo zastanawialiśmy się, czy metoda marchewki zamiast kija (np. z obowiązkowym młodzieżowcem) ma w ogóle jakieś wady. No bo jednak trudno o bardziej naturalny ruch w kierunku promowania młodych zawodników – wystawiaj ich, a dostaniesz rekompensatę finansową, z czasem zaś może jeszcze pieniądze z ich transferów.
Ale Jarosław Kotas wychodzi na środek sceny i mówi: nie interesuje mnie, ile mój piłkarz ma lat, a Pro Junior System zmusza mnie do gry bramkarzem w ataku.
Tak imponującego wybielenia swojej roli w tym meczu nie przewidzieliśmy. Wyobrażamy sobie rzeczywisty przebieg zdarzeń. Władze Sokoła przeliczyły, że lepiej mieć 400 tysięcy złotych, niż 400 tysięcy złotych nie mieć. W związku z czym poprosiły trenera: szanowny panie szkoleniowcu, mamy pewne utrzymanie, awansu już nie wywalczymy, pograjmy w ostatnich meczach juniorami. Warto dodać, że w celu minimalizowania patologii takich, jak w meczu w Ostródzie, PZPN wprowadził szereg obostrzeń przy punktowaniu – to m.in. dolna granica występów, by punkty zawodnika mogły liczyć się do bilansu, czy podwójne punktowanie wychowanków klubu.
Innymi słowy – nikt nikomu pistoletu do głowy nie przystawiał, a okazja do zarobku pojawia się wyłącznie, jeśli zapewniasz sobie dobry sportowy wynik na ładnych kilka kolejek przed końcem. Wakacyjne mecze możesz wówczas grać Robertami Hirszami za darmo, a możesz młodzieżą ze swojego miasta za kasę, co uczynił Sokół. I gdyby nie ten trzeci bramkarz, pewnie nikt by nawet nie miał specjalnych pretensji – mecz skończył się wynikiem 0:2 po dwóch rzutach karnych, więc do żadnej deklasacji nie doszło. Ot, mecz o nic, w którym zagrali juniorzy – na tyle, na ile kojarzymy rzeczywistość niższych lig, zabieg obecny jeszcze przed wprowadzeniem PJS.
Natomiast Kotas robi z tego morderstwo futbolu, a następnie zabiera się za rozliczenia. Najpierw wyrzyganie się na PZPN i PJS, potem ocena kadrowiczów Jacka Magiery (dość słuszna), Bayeru Leverkusen (chyba trochę zbyt ostra) i drużyn z Hamburga (“cieniujących”). Wszystko w kontekście Bednarczyka, który “nie nadaje się do piłki nożnej”. Stand-up zakończył jednak kilkoma słowami prawdy.
– Ja się dzisiaj kompromitowałem, błaźniłem.
No i taka prawda. Jak Kotas jest takim mocarzem, to mógł powiedzieć władzom klubu, że honor nie pozwala mu na walkę młodzieżą o punkty w PJS i tyle, wystawić pierwszy skład i gryźć trawę do ostatniej sekundy meczu dwóch drużyn ze środka tabeli. On tymczasem rozdziera szaty, zapowiada, że z Pelikanem Łowicz robi taką samą szopkę i już teraz przeprasza kibiców. Co więcej, dodaje, że nie wiadomo, jak Sokół podejdzie do meczu z Legionovią, która walczy o awans.
Oczywiście winny nie będzie ani trener Kotas, ani jego przełożeni, winny będzie Zbigniew Boniek, który śmiał zaoferować klubom gotówkę za promowanie młodzieży. Wyjątkowo podły z niego rzezimieszek.