Jestem niewiarygodnie szczęśliwy i dumny, że mogłem pracować z taką drużyną, z takimi ludźmi. W klubie stworzono nam odpowiednie warunki i mogliśmy przeżyć piękną przygodę uwiecznioną happy endem – opowiada w “Przeglądzie Sportowym” Waldemar Fornalik. Zapraszamy na przegląd prasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Po bramce Piotra Parzyszka z niecierpliwością czekano na końcowy gwizdek, by zacząć świętowanie mistrzostwa.
Kapitan Gerard Badia podkreślał, że przeżył jeden z najwspanialszych dni w swoim życiu. Hiszpan ze łzami uniósł puchar. Kiedy walczył na murawie, z trybun dopingowała go żona i brat, który przyleciał specjalnie z Hiszpanii. Wczoraj Tom Hateley pozdrawiał rodziców, którzy jednak nie zdołali przyjechać do Gliwic. Jego ojciec Mark, były reprezentant Anglii, przysłał nam SMS-a, w którym napisał: „Musiałem lecieć do Chin. Mam tam do załatwienia sprawy biznesowe związane z Rangers FC, ale trzymam mocno kciuki”.
Wczoraj Bayern Monachium świętował mistrzostwo piwem i ktoś postanowił powtórzyć to u nas. Wylano na mnie chyba całe wiadro – mówił trener Piasta.
Jak się pan czuje po triumfie w lidze?
Jestem niewiarygodnie szczęśliwy i dumny, że mogłem pracować z taką drużyną, z takimi ludźmi. W klubie stworzono nam odpowiednie warunki i mogliśmy przeżyć piękną przygodę uwiecznioną happy endem. Nikt się nie spodziewał, że tytuł zdobędzie właśnie Piast. Przy tej formie rozgrywek początkowo cel na sezon zawsze jest taki sam, czyli wejście do pierwszej ósemki, później, gdy to zrealizowaliśmy, walczyliśmy o europejskie puchary. Apetyt jednak rósł w miarę jedzenia i po wygranym meczu z Warszawie, który był przełomowy, wszyscy zaczęli mówić, że gramy o mistrzostwo. Napisaliśmy nową historię dla Gliwic, piłkarze mogą być dumni z tego, jak grali, zasłużyliśmy na ten tytuł. Jako trener po raz pierwszy zdobyłem mistrzostwo, mam już krążki w każdym kolorze, bo z Ruchem zdobyłem srebro i brąz.
Za niewielkie pieniądze, z oszczędnym prezesem i mądrym trenerem niedoceniany Piast zdobył mistrzostwo.
Radość jest niesamowita. Przeprowadziliśmy ostatnio dużo rozmów. Chodziło o to, aby zdjąć z piłkarzy presję, aby wierzyli w to, co robią. By myśleli o rozwiązywaniu problemów na boisku, a nie tylko wyszli i walczyli, bo samą walką nie wygra się meczu. Efekt był świetny – powiedział zachwycony Waldemar Fornalik. Ale nie teraz – dokładnie rok temu, gdy Piast pokonując Bruk-Bet Termalicę Nieciecza (4:0), utrzymał się w ekstraklasie. Po niedzielnym triumfie w zasadzie można przekleić jego słowa i tylko zmienić nazwę rywala, wynik oraz przede wszystkim stawkę meczu. Futbol znowu napisał nieprawdopodobny scenariusz. Zapamiętajmy tę historyczną datę: 19 maja 2019 roku Waldek King przeniósł futbolową stolicę Polski z Warszawy do Gliwic.
Waldemar Fornalik w walce o tytuł skorzystał z zaledwie 24 piłkarzy. Trenerzy głównych rywali mieli większy wybór, ale nie dali Piastowi rady.
Plach: Jego dziadek František, legendarny słowacki bramkarz, musi być dumny z wnuka. Plach z rezerwowego stał się czołowym golkiperem ligi. Dobrze grał na przedpolu, potrafi ł także bronić rzuty karne. Z ostatnich meczów wyeliminowała go kontuzja.
Czerwiński: Po raz trzeci świętował mistrzostwo Polski, poprzednio dwukrotnie z Legią. W stolicy na pewno żałują, że tak łatwo puścili stopera do Gliwic. Kibice bardzo często oklaskiwali jego skuteczne interwencje w obronie. Zasłużył na powołanie do kadry narodowej.
Konczkowski: Rozegrał najlepszy sezon w karierze. Wiosną trener Fornalik przesunął go do przodu i na skrzydle spisywał się wybornie. Potrafi ł bardzo precyzyjnie wrzucić piłkę, miał sporo asyst. Zmienił także swoje podejście do mediów. Stał się bardziej rozmowny.
Valencia: Piastowi trudno będzie zatrzymać Valencię, bo dynamiczny i widowiskowo grający pomocnik zrobił w tym sezonie furorę. W poprzednich rozgrywkach grał chaotycznie i niedbale, w obecnym to był już international level. Interesują się nim zachodnie kluby.
Beznadzieja – takiej treści transparent wywiesili kibice Legii przed meczem z Zagłębiem i okazało się to prostym, ale bardzo trafnym podsumowaniem końcówki sezonu w wykonaniu ustępującego mistrza Polski. Aby zdobyć mistrzostwo, gospodarze musieli liczyć na korzystny wynik w meczu Piast – Lech, jednak przede wszystkim sami mieli wygrać z Zagłębiem, ale tylko zremisowali 2:2. W ostatnich czterech spotkaniach wywalczyli dwa punkty i nie zasłużyli na tytuł. Początek meczu dawał jednak pewne nadzieje gospodarzom. Objęli prowadzenie po strzale Carlitosa i przez 11 minut prowadzili w wirtualnej tabeli, bo Piast tylko remisował z Lechem. Potem jednak gliwiczanie strzelili gola, a legioniści go stracili, co podziałało na nich bardzo negatywnie i znów grali równie słabo co w poprzednich meczach.
Cracovia, mimo dotkliwej porażki z Pogonią, zagra w eliminacjach europejskich pucharów.
– Klątwo odejdź! – wołał, wymachując rękami nad głową. Trochę to trwało, ale zakończenie rozgrywek pokazało, że mu się udało. Pasy, mimo drugiej porażki w fazie finałowej, awansowały do europejskich pucharów, bo równolegle Jagiellonia przegrała w Gdańsku. W ten sposób udało się chyba zerwać ze słynną garbatą dolą, inaczej nazywaną syndromem Jerzego Pilcha. Znany pisarz, kibic Cracovii, pisał kiedyś o niej: „Jak ma dowieźć remis do końca, to nie dowiezie. Jak ma stracić rozstrzygającą bramkę, to straci. Ma strzelić? Nie strzeli.
Piłkarze Ireneusza Mamrota mogli zająć czwarte miejsce, ale przegrali w fatalnym stylu.
Jagiellonia w fatalnym stylu zmarnowała szansę, by zająć czwarte miejsce i zagrać w eliminacjach Ligi Europy. Piłkarze Ireneusza Mamrota zaprezentowali się w Gdańsku bardzo słabo i to wcale nie debiutujący w ekstraklasie Michał Ozga był ich największym problemem, a dramatyczna gra w ofensywie.
Prześwietlenie Macieja Terleckiego.
Komu przyznałby pan Oscara dla najlepszego aktora w tym sezonie na ekstraklasowej scenie?
Zdecydowanie Joelowi Valencii. Pomocnik Piasta przewyższa wszystkich pod względem umiejętności, pokazywania się do gry bez piłki. A występuje w klubie, który nie dominuje tak, jak kiedyś Legia czy Wisła. Podobnie grał Kalu Uche, ale akurat on miał wokół siebie świetnych zawodników i dlatego na nim spoczywała mniejsza odpowiedzialność.
Co wyróżnia Valencię?
Jest nauczony pokazywać się do gry bez piłki, stwarzać alternatywę kolegom. Gdy obrońca lub pomocnik Piasta chce zagrać do przodu, widać, kto jest najaktywniejszy.
To wynika z rozumienia przez niego gry?
Tak. Często dyskutuję z ludźmi szkolącymi młodzież na świecie. Kolega pracuje w akademii w Dallas, uchodzącej za najlepszą w USA. Opowiada, że u nich podstawą jest nauka poruszania się bez piłki.
Przez ile minut zawodnik jest przy niej podczas meczu?
Dwie-trzy. Nawet mniej. I teraz chodzi o to, jak porusza się bez niej. Często słyszę, że piłka szukała napastnika. Nie, to on jej szukał.
Felieton Przemysława Rudzkiego.
Proszę pana, przepraszam, ale mam tylko piętnaście minut, bo tyle trwa przerwa w szkole – powiedział czystą angielszczyzną. Nie brzmiał jak kilkunastoletni chłopak. Akurat jego nazwisko znalazło się na czołówkach europejskich gazet, ponieważ za cel transferowy obrał go sobie sir Alex Ferguson. – Moi rodzice podejmą słuszną decyzję – powiedział mi wtedy. Do United nie trafił. Powiedziałem Michałowi Żewłakowowi, który – jako że sam był zawodnikiem Anderlechtu – załatwił mi numer do mojego rozmówcy, Vincenta Kompany’ego, że jestem w szoku, jak dojrzały jest ten chłopak. – Będziesz w jeszcze większym, bo zrobi gigantyczną karierę – odparł spokojnie „Żewłak”. Historia zatacza koło. Kompany wraca do Anderlechtu. Tam, wśród kibiców, wciąż jest ich chłopakiem, na zawsze w sercu.
GAZETA WYBORCZA
Piast Gliwice wygrał z Lechem Poznań 1:0 i po 30 latach mistrzostwo Polski wróciło na Górny Śląsk. O 4 pkt wyprzedził bogatszą o około 150 mln Legię. Jedni więc mówią: najbardziej sensacyjny mistrz kraju, inni: nie kopciuszek, ale tygrys.
„Jeszcze tego brakuje, by Lech wywalczył dla Legii tytuł” – komentowano żartobliwie. Kibice Lecha właśnie tego się bali. Oni nie weszli na stadion w Gliwicach – policja uniemożliwiła im jakąkolwiek rozróbę, w wyniku której zespołowi Fornalika przyznany zostałby walkower i 3 pkt gwarantujące mistrzostwo. Kibice z Wielkopolski doradzali swojemu zespołowi: „Zagrajcie bez bramkarza!”, ale ekipa Dariusza Żurawia zaczęła mecz bojowo i w pierwszej połowie mogła strzelić kilka goli, wyglądała na boisku lepiej niż gospodarze. Przegrywała jednak, bo w niegroźnej sytuacji nie zrozumieli się bramkarz Matúš Putnocký i obrońca Rafał Janicki, a piłkę przejął Piotr Parzyszek i zaniepokojeni kibice Piasta odetchnęli.
Mistrza Polski nie wszyscy znają, tym bardziej że nie ma tam obecnych kadrowiczów. To może się jednak wkrótce zmienić.
Dziś nie da się już zbudować silnego zespołu jedynie na wychowankach. Czasy Celticu, który w 1967 roku zdobył Puchar Mistrzów drużyną, której wszyscy członkowie urodzili się i wychowali w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Glasgow, już nigdy nie wrócą. W ligowej kadrze Piasta jest obecnie jeden wychowanek, który całe życie spędził w tym klubie – to Patryk Dziczek, młodzieżowy reprezentant Polski, bardzo zdolny defensywny pomocnik.
Robert Lewandowski jak zwykle zdobył tytuł, jak zwykle został królem strzelców Bundesligi. Zmieniło się tylko – radykalnie – myślenie o przyszłości.
Goście z Eintrachtu Frankfurt wyrządzili sobie krzywdę, gdy tuż po przerwie meczu wMonachium ośmielili się wbić wyrównującego gola. Natychmiast spadła na nich nawałnica. Broniący tytułu Bayern pruł bowiem do celu z siłą podrywającego samochód huraganu. Po kilku minutach prowadził 3:1, ostatecznie wygrał 5:1. Gole strzelili nawet żegnający się z klubem obaj skrzydłowi weterani – Franck Ribéry i Arjen Robben. Ten sezon świadczy o potędze Bayernu może nawet bardziej niż wtedy, gdy monachijczycy triumfowali z wielopunktową przewagą nad wiceliderem. Teraz musieli zachować czujność do ostatniej kolejki, a grą uwodziła raczej rozentuzjazmowana Borussia Dortmund – eksplodował talent Jadona Sancho wyglądającego na przyszłego kandydata do Złotej Piłki – ale przecież mają za sobą rok przejściowy poświęcony projektowaniu gruntownej przebudowy drużyny.
SUPER EXPRESS
Zaledwie sezon trwała przygoda z ekstraklasą piłkarzy Miedzi, którzy choć w hokejowym stylu pokonali w Krakowie Wisłę (5:4), to spadli do I ligi.
Nafciarze do ostatniej sekundy meczu drżeli o wynik. Gdyby przegrali, to przy wygranej Miedzi pożegnaliby się z piłkarską elitą. Wiślacy chwytali się wszystkich sposobów, byle tylko dowieźć bezpieczny remis do końca.
Fot. FotoPyk