10 stycznia 2018 roku. Kontrakt z Piastem Gliwice podpisuje Frantisek Plach. Wtedy było to klasyczne #nikogo. Klub z Okrzei sprowadził anonimowego zmiennika dla Jakuba Szmatuły, który miał zastąpić na ławce innego bramkarza ze Słowacji – Dobrivoja Rusova. Tylko tyle.
Po zakończeniu ubiegłego sezonu nawet wytrawni obserwatorzy naszej kopanej mogli nie skojarzyć, że ktoś taki jak Plach nadal przebywa na terenie Polski, bo w rundzie wiosennej nie doczekał debiutu. Wszystkie mecze przesiedział na ławce.
Minął rok i dziś mówimy o prawdopodobnie najlepszym golkiperze Ekstraklasy. Ewentualnie można się spierać, czy na to miano nie zasługują Dusan Kuciak lub Michal Pesković (sami Słowacy!), ale w każdym razie facet wyrobił sobie więcej niż solidną markę. Na Weszło ma średnią not 5,72 – najwyższą ze wszystkich bramkarzy, również tych, którzy bronili incydentalnie i mogliby sobie ją zawyżyć pojedynczym świetnym występem. No i dopiero co odebrał nagrodę dla najlepszego golkpera na gali Ekstraklasy.
Jeszcze jeden przykład, że 12 miesięcy w futbolu to cała wieczność.
Kolejny raz też przekonaliśmy się, jak mylące może być czyjeś CV. Wspomniany Rusov okazał się wielkim rozczarowaniem, choć przychodził z łatką jednego z największych bramkarskich talentów na Słowacji. W Gliwicach jego czas nigdy nie nadszedł, bo albo był kontuzjowany, albo formę życia złapał Szmatuła, albo po prostu marnował nieliczne szanse. Placha natomiast ściągano jako 25-latka, który rozegrał raptem jedną pełną rundę w ojczystej ekstraklasie i to w słabiutkiej Senicy, obijanej prawie przez wszystkich. Zespół ten pierwszy ligowy mecz jesienią 2017 wygrał w 15. kolejce, a Plach premierowe czyste konto zachował w kolejce nr 17. Zapachniało zupą ogórkową, przyznacie.
W Gliwicach najwyraźniej jednak wiedzieli, co robią. Nie wzięli Placha na podstawie fajnego skrótu video. Był obserwowany w kilku spotkaniach, a popadającej w tarapaty finansowe Senicy trzeba było zapłacić. Nieoficjalnie to 120 tys. zł, czyli jak na ten poziom niby nic wielkiego, ale przecież chodziło tylko o rezerwowego bramkarza.
Plach od początku miał jednak dobre nastawienie. Dwa miesiące temu w rozmowie z nami przyznawał, iż doskonale wiedział, jaki będzie jego status na początku. Tak czy siak notował największy sportowy awans w dotychczasowej karierze, więc nie zamierzał łatwo się poddawać. Mimo że wiosnę spędził na ławce, latem nie myślał o zmianie klubu. Nowy sezon również jednak rozpoczął jako nr 2 i kto wie, czy kiedykolwiek by się to zmieniło, gdyby nie kontuzja Jakuba Szmatuły po 5. kolejce. Słowak po dwudziestu z rzędu meczach, w których był widzem, wreszcie mógł zadebiutować. Nie spalił się, Piast pokonał Cracovię 3:1, szybko wracając na właściwe tory po porażkach z Legią i Jagiellonią.
Później był remis na Lechu i domowe zwycięstwo nad Arką. Nadszedł jednak mecz we Wrocławiu, jeden z najsłabszych dla Piasta w całym sezonie. Piłkarze Waldemara Fornalika dostali aż 1:4. Dziś trudno to sobie wyobrazić, bo przecież Śląsk został jednym z największych rozczarowań. Plach jakichś wstydliwych błędów nie popełnił, ale po tym występie wrócił na rezerwę. Szmatuła w środku tygodnia zagrał w Pucharze Polski z GKS-em Jastrzębie (2:1) i został w składzie na ligę. Ktoś mniej cierpliwy mógłby wówczas się mocno sfrustrować i dać upust swoim emocjom. On zachował spokój, co szybko się opłaciło. Minęły cztery kolejki i słowacki bramkarz znów wskoczył między słupki – tym razem decyzją trenera. Od tamtej pory grał wszystko od deski do deski, przerwa zimowa niczego nie zmieniła.
Plach od razu zaczął się wyróżniać, zwłaszcza świetnym refleksem. Kilka razy ratował skórę swoim kolegom, trzykrotnie udało mu się obronić rzuty karne. Szybko zaczął bywać kandydatem do obecności w kozakach i przez cały sezon wszedł do nich pięć razy. Po raz ostatni po występie na Legii, podczas którego mocno się poobijał i z tego powodu na finiszu bohaterem mógł zostać Szmatuła. W zasadzie jedynym słabym punktem w jego warsztacie bywają wyjścia do dośrodkowań. Czasami brakuje mu przy nich zdecydowania, przez co spóźnił się z interwencją przy golu Damiana Zbozienia w Gdyni. Nie do końca wyszedł mu też pierwszy mecz na stadionie Lechii. Na tle całości to jednak szczegóły. Cierpliwość została nagrodzona.
Urodzony w Żylinie 27-latek musiał się jej nauczyć wcześniej, w karierze nigdy nie miał z górki. Jako junior doznał kilku kontuzji, w najpoważniejszym przypadku pauzował przez pół roku. W MSK Żylina się nie przebił, dlatego zaczął szukać szczęścia gdzie indziej. Zimą 2015 odszedł na wypożyczenie do drugoligowego FK Pohronie. Najpierw pomógł w utrzymaniu, a w kolejnym sezonie on i koledzy spisywali się tak dobrze, że po pierwszej rundzie prowadzili w tabeli. Plach został wówczas dostrzeżony w słowackiej ekstraklasie. Otrzymał dwie oferty, wybrał tę z Senicy. Dlaczego?
– Wtedy to był fajny klub i miał bardzo dobrego trenera bramkarzy – Miroslava Mentela. To przeważyło. Mentel zresztą został potem pierwszym trenerem w klubie, a dziś odpowiada za bramkarzy w reprezentacji Słowacji, co potwierdza, że jest fachowcem. Uznałem, że tam mogę zrobić duży krok do przodu – mówił nam.
I zrobił, ale długo to trwało, oj długo. Wszystko przez bardzo mocnego konkurenta do gry. – Michal Sulla był kapitanem drużyny, a potem zagrał nawet kilka meczów w naszej reprezentacji. Dziś broni w Slovanie Bratysława. Musiałem być cierpliwy. Nie obrażałem się, bramkarz może grać jeden, nie zmienisz go w 80. minucie, żeby rezerwowy wszedł sobie na chwilę. Wiedziałem, że muszę być gotowy, gdy już szansa nadejdzie. Przez półtora roku zaliczyłem tylko siedem meczów ligowych i jeden pucharowy, ale przed startem ubiegłego sezonu Sulla doznał kontuzji. Wszedłem do składu i nie oddałem już miejsca nawet po jego powrocie do zdrowia. To jakaś mała satysfakcja, że w końcu wygrałem z nim rywalizację, a nie musiałem liczyć, że zmieni klub. Z Senicy odchodziliśmy razem – ja do Piasta, on do Slovana – wyjaśnił Plach.
No i poszło. Senica zbierała baty, ale przynajmniej bohater tekstu zawsze mógł się wykazać. A jedno z dwóch zwycięstw (efektowne 4:1) zostało odniesione właśnie nad Żyliną, z którą na początku tej samej rundy przegrał aż 1:7.
Dziś Placha można stawiać za wzór transferu obcokrajowca. Nie narzeka, ciężko pracuje, daje jakość na boisku. Poza nim skromny i małomówny, ale nie jest odludkiem, uczestniczy w życiu szatni. Nie ukrywał, że potrzebował chwili na aklimatyzację w Gliwicach. Mimo że na Słowację miał rzut kamieniem, to była dla niego nowość, bo po raz pierwszy chodziło o zagraniczny klub i inny język. Język, którego zresztą szybko się nauczył. Teraz swobodnie porozumiewa się po polsku, a szkoli się też w angielskim.
Poza rzucaniem się na murawę Słowaka pasjonują samochody, to jego największa pasja. Polubił też… MMA. – Zacząłem oglądać walki Conora McGregora i wciągnąłem się, spodobało mi się. Śledzę transmisje z polskich KSW. Imponuje mi przygotowanie tych zawodników, muszą być gotowi na wszystko – tłumaczy swoje zainteresowanie.
Odkąd trafił do Polski, ma zapuszczoną brodę i wygląda na to, że prędko się jej nie pozbędzie. – Kierownik Adam Fudali zgolił brodę po zdobyciu mistrzostwa, ale “Fero” swojej nie chciał – śmieje się jeden z pracowników klubu. Skoro nawet wywalczony tytuł nie skłonił go do użycia pianki i żyletki, to już chyba nic go nie przekona.
Kariera Placha niesamowicie przyspieszyła i sami jesteśmy ciekawi, czy przypadkiem już w najbliższym okienku ktoś się po niego nie zgłosi. On najchętniej spróbowałby kiedyś sił w Bundeslidze. Gdyby udało mu się przebić w topowej lidze, stałby się najbardziej znanym Frantiskiem Plachem w rodzinie. Na razie jest nim jeszcze noszący to samo imię i nazwisko dziadek. Był bardzo dobrym bramkarzem Dynamo Żylina, z którym w 1962 roku doszedł do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, gdzie jego zespół po zaciętym dwumeczu odpadł z Fiorentiną. Wcześniej udało się sprawić niespodziankę i wyeliminować grecki Olympiakos, co miejscowi do dziś wspominają. Plach senior doradzał wnukowi transfer do Polski i jak widać, nie pomylił się.
Gdyby 27-latek z Żyliny został w Ekstraklasie, przeszedłby weryfikację. Jeszcze niczego nie zawalił, nie miał większego klopsa, ale prędzej czy później przydarzy się słabszy moment i wtedy trzeba będzie się pozbierać. Nie każdemu się to udaje. O Placha raczej jesteśmy jednak spokojni. Wszystko zdaje się wskazywać, że najlepszy czas dopiero przed nim.
PM
***
DYNASTIA PIASTÓW
Waldemar I Mistrzowski – CZYTAJ
Fot. FotoPyk/newspix.pl