Nie był to nasz główny kandydat do spadku ani zimą, ani po podziale tabeli na dwie grupy. Oczywiście, Miedź była wymieniana w roli kandydatów do degradacji, ale wiele rzeczy wskazywało na to, że ta drużyna funkcjonuje po prostu dobrze. A przynajmniej nieźle. Jakiego jest siedem grzechów głównych Miedzi Legnica, która – jeśli nie zdarzy się cud – spadnie z ligi?
JAKOŚ TO BĘDZIE
Legniczanie potrafili pokazać zalążki świetnej gry i wejść na bardzo wysokie obroty, żeby za chwilę wyhamować z poczuciem, że skoro idzie tak dobrze, wcale nie muszą już się starać. Samo przyjdzie. Modelowym przykładem mecz z Wisłą Płock w rundzie finałowej – w pierwszej połowie zdemolowali płocczan, a w drugiej… Nie napiszemy, że przeszli obok meczu, ale sporą część charakteru zostawili w przerwie w szatni. Później przyszedł mecz w Kielcach, w którym zamiast dobrać się do skóry rywalowi urządzającemu bojkot piłki nożnej, zaczęli grać w jego grę i bronić 0:0. Absurdalny minimalizm.
Ale takich przykładów, gdy Miedź potrafiła spiąć poślady i zagrać świetny mecz, było znacznie więcej. Zresztą wystarczy spojrzeć na drużyny, które na przełomie całego sezonu ogrywała (dziewięć zwycięstw). Pogoń, Jagiellonia, Zagłębie Lubin, Wisła Kraków, Górnik Zabrze, Lech Poznań, Cracovia i dwukrotnie Wisła Płock. Więcej w tym gronie ekip z górnej części tabeli.
Kryzysy przychodziły, gdy trzeba było grać z tymi słabszymi.
Zagłębie Sosnowiec? Dwie porażki i remis.
Śląsk Wrocław? Wpierdol 0:5 u siebie, porażka w kluczowym meczu i remis.
Arka Gdynia? Dwie porażki (w tym jedna aż 0:4) i remis.
Zastanawiające dwie twarze legnickiego klubu, który potrafił grać w piłkę, ale głównie wtedy, gdy akurat naszła go na to ochota. Wszystko to sprawiło, że Miedź trochę straciła czujność i ogląd sytuacji. Niby zawsze znajdowała się ponad kreską, więc nie była świadoma, jak niewiele dzieli ją od strefy spadkowej. Przez cały sezon prezentuje stabilny poziom (nierówny, z przebłyskami). Było bezpiecznie, gdy reszta grała pach. Ale kilka drużyn się przebudziło, „Miedzianka” dalej grała swoje. Może gdyby wcześniejznalazła się w strefie spadkowej, otrzeźwienie przyszłoby w porę?
GRA BEZ NAPASTNIKA
Czy gra bez napastnika może przynieść w Ekstraklasie dobry efekt? Miedź i Jagiellonia pokazały, że to niemożliwe. Liczenie na to, że brak skutecznego snajpera nie odbije się na wynikach, było bardzo naiwne. Miedź strzeliła najmniej bramek w lidze (tylko 35, średnio mniej niż jedną na mecz).
Najpierw zaczęła straszyć rywali Mateuszem Piątkowskim. Tym samym, który po powrocie z Cypru zardzewiał i w Wiśle Płock uchodził za czołówkę badziewiaków w lidze. Nadzieje rozpalił niezłą rundą w barwach Miedzi tuż przed awansem do Ekstraklasy (osiem bramek), ale… liczenie, że w Ekstraklasie podtrzyma tę skuteczność, nie było rozsądne.
Dano mu więc gościa do pomocy – Fabiana Piaseckiego. Kolejny przykład napastnika, który na zapleczu coś tam postrzelał (dziewięć bramek w sezonie jako rezerwowy), ale poziom Ekstraklasy brutalnie go zweryfikował. Ratować sytuację próbowano ściągnięciem last minute napastnika, który – uwaga, uwaga! – od kilku sezonów w Ekstraklasie ma problemy ze skutecznością – Mateusza Szczepaniaka. Bilans tej heroicznej walki o supersnajpera jest najstępujący…
Mateusz Piątkowski – 547 minut na boisku i jeden gol.
Fabian Piasecki – 1306 minut na boisku i jeden gol.
Mateusz Szczepaniak – 973 minuty na boisku i trzy gole.
Niestety, ale jest to bilans śmiechu. Nie lepiej było zainwestować w solidnego napastnika?
Honor „snajperów” ratował z konieczności Petteri Forsell, który bramki co prawda strzelał, ale daleko nam by stwierdzić, że zrobienie z niego dziewiątki to dobry ruch. W zasadzie nie wygrywał pojedynków w powietrzu (bo jak?), nie pełnił roli gościa, który stoi w polu karnym i czyha na bezpańską piłkę. Samemu często schodził do środka by rozprowadzać akcje albo strzelać z dystansu – wiadomo, że to jego największy atut, a gra na szpicy tylko wytrącała mu go z rąk.
ELEMENTY PARODYSTYCZNE W DEFENSYWIE
Czyli niezbyt czyste interwencje obrońców i parady, które plamią CV bramkarzy. Defensywa Miedzi Legnica to mniej więcej tak stabilna formacja, jak stołek trenera w większości polskich klubów. Szybki rzut oka na to, jak wyglądała ta formacja w pięciu poprzednich meczach…
Śląsk Wrocław: piątka z tyłu – Zieliński, Bartczak, Musa, Augustyniak, Pikk
Górnik Zabrze: czwórka z tyłu – Zieliński, Osyra, Musa, Pikk
Korona Kielce: piątka z tyłu: Zieliński, Bożić, Musa, Bartczak, Pikk
Wisła Płock: czwórka z tyłu – Zieliński, Osyra, Musa, Pikk
Arka Gdynia: czwórka z tyłu: Miljković, Musa, Elton Monteiro, Bartczak
Oczywiście, w dwóch z piątki meczów Kornel Osyra oglądał czerwo, więc trzeba było łatać lukę, ale nawet mimo tego faktu formacja wygląda tak, jakby wybierała ją maszyna losująca. Tak było przez cały sezon.
Do tego dochodzi brak solidnego bramkarza, który objawił się dopiero w grupie finałowej i po pięciu meczach dostał powołanie do mocnej reprezentacji Rosji. Podobno wcześniej przegrywał rywalizację z Kanibołockim, ale po pięciu meczach Rosjanina brzmi to tak absurdalnie, że aż zaczynamy zastanawiać się nad kompetencjami osób, które tę rywalizację oceniały. Kanibołockiemu zdarzył się spektakularny występ z Cracovią jesienią, poza tym radził sobie raczej przeciętnie, no i czasem odwalił coś konkretnego, jak na przykład w meczu z Zagłębiem Lubin, który przegrał w zasadzie pojedynkę (hitowe podanie do Jagiełły). Sapela to doświadczony golkiper, ale raczej już nie na poziom Ekstraklasy. Efekt – Miedź przez większą część sezonu grała bez bramkarza, który byłby wartością dodaną. Kimś, kto w pojedynkę wybrania punkty.
ZBYT ROMANTYCZNE PODEJŚCIE DO FUTBOLU
Jedni powiedzą, że to romantyczna wizja piłki, drudzy – że bardzo naiwna. Tak czy siak Miedź – a w zasadzie jej trener, Dominik Nowak – zbyt ślepo zapatrzyła się w drużyny, które wygrywają mecze utrzymywaniem się przy piłce, krótkimi podaniami, klepką, budowaniem przewagi akcjami, w których piłka idzie jak po sznurku. Nowak nie dostrzegł przy tym, że jego piłkarze niekoniecznie mają pod taką grę wystarczającą jakość. Zawierzył swojej wizji w stu procentach i dobierał piłkarzy pod jasno określone granie. Nie ma zresztą przypadku w tym, że w zasadzie całą formację defensywy obsadził Hiszpanami, których atutem jest gra z piłką przy nodze.
Polska liga należy jednak do jednych z bardziej siłowych rozgrywek i powinno się w niej przynajmniej lepiej wyważyć proporcje na korzyść graczy do noszenia fortepianu, o znacznie lepszych warunkach fizycznych. Najdobitniej widać to po stałych fragmentach gry, które dla Miedzi Legnica w zasadzie mogłyby nie istnieć. Jej bilans wygląda okropnie. Zdobyła z nich tylko sześć bramek (!!!), najmniej w lidze, podczas gdy przedostatnia drużyna ma ich prawie dwa razy tyle (jedenaście), a rekordzistka Wisła Płock aż 25. Na ten szalony bilans Miedzi złożyły się cztery karne. Słowem – przez cały sezon tylko dwa razy zaskakiwała rywali po wrzutkach z rzutów rożnych czy wolnych.
Wcale nas to nie dziwi, bo jak oczekiwać bramek po stałych fragmentach gry, skoro jedenastka Miedzi – delikatnie ujmując – w kolejce po wzrost nie stała?
Petteri Forsell – 168 cm
Omar Santana – 174 cm
Juan Camara – 184 cm
Joan Roman – 171 cm
Borja Fernandez – 178 cm
Artur Pikk – 180 cm
Rafał Augustyniak – 185 cm
Bozo Musa – 190 cm
Grzegorz Bartczak – 182 cm
Paweł Zieliński – 178 cm
(piłkarze, którzy wybiegli w pierwszym składzie na Śląsk Wrocław)
Deficyty w ataku to jedno, drugie to, że brak rosłych zawodników przekłada się na bronienie stałych fragmentów gry. A na tym polu Miedź to druga najgorsza drużyna w lidze. Straciła 21 bramek (siedem po karnych, dziewięć po rożnych, cztery po wolnych), tyle samo co Arka i Wisła Płock, mniej niż Zagłębie Sosnowiec (22 stracone gole).
PIŁKARZ, KTÓRY NIE STAŁ SIĘ KOZAKIEM
Odpowiedzmy sobie na kilka wstępnych pytań.
Czy Juan Camara wyszkoleniem technicznym przerasta większość ligowców? Tak.
Czy wyobrażamy sobie, że zostanie na poziomie Ekstraklasy? Tak.
Czy widzimy szansę, że stanie się to dzięki ofercie klubu z czołówki? Tak.
Juan Camara to profil piłkarza, który rzadko trafia do Ekstraklasy. Piłka się go słucha jak – nie przymierzając – siadający na dupie Kiereś kibica, nie ma problemu z dryblingiem, wejściem w pole karne na pełnej szybkości z rywalem na plecach. Dysponuje przy tym sporym luzem, przeglądem pola… Ewidentnie kocur, trochę z innego piłkarskiego świata. Wiadomo, wychowanie w Barcelonie, wejście w Lidze Mistrzów za Albę i gra w jednej drużynie z Messim nie mogły być dziełem przypadku.
A jednak Camara nie jest w stanie zamienić całego swojego potencjału na konkrety. Oceniamy go przez pryzmat wielu efektownych akcji, ale za chwilę na stół wjeżdżają liczby i cały czar pryska.
Gole: 1
Asysty: 2
Kluczowe podania: 2
Sorry, ale lepsze liczby ma już nawet Henrik Ojamaa. Pewnym usprawiedliwieniem dla Camary może być fakt, że czasami był wystawiany jako lewy wahadłowy, ale i tak jesteśmy zdania, że trochę zbyt mało dał z siebie ten zawodnik. Spory potencjał, konkretów niewiele.
NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIU I PICIU
Ha, tej kategorii nie mogliśmy pominąć. Petteri Forsell bardzo oburza się na każdego, kto ośmieli się wytknąć mu nadmiar kilogramów. A przypomnijmy, że na początku rundy dorobił się sporej opony…
I teraz należy zadać dwa pytania: czy Forsell byłby lepszym piłkarzem, gdyby nie zbędne kilogramy? Niewątpliwie. Czy na tyle, by pociągnąć Miedź do utrzymania? Nie wiadomo, ale jeśli o utrzymaniu decydowały detale – niewykluczone.
I drugie: czy to, że Fin jest traktowany na specjalnych warunkach mogło sprawić, że w myślenie innych piłkarzy wkradło się rozluźnienie? Jak najbardziej mogło.
Tak, Forsell jest najlepszym piłkarzem Miedzi w tym sezonie. Tak, to on ciągnie ten wózek. Tak, gdyby nie jego bramki, legniczanie spadliby już w kwietniu. Ale czy piłkarz tego kalibru, o tak bajecznej technice, nie mógłby wejść na jeszcze wyższe obroty? Czy naprawdę 13 bramek to zadowalający wynik dla gościa, który ma wiele argumentów, by zaorać tę ligę i jeszcze zapracować na kontrakt życia?
Pytanie pozostawiamy otwarte.
ZA MAŁO WALKI
Za dużo jest w tej drużynie techników, za mało zakapiorów. I tak jak nie chcemy nikogo ganić za boiskową kulturę i brak żółtych kartek, tak jest to pewien dowód na to, że piłkarze z Legnicy niekoniecznie jeździli na tyłkach. Taką niestety mamy ligę – nie masz wystarczających umiejętności, nadrób walką i agresją.
A w liczbach, wśród najsłabszych drużyn, wygląda to tak:
Miedź Legnica – 1,61 kartki na mecz
Arka Gdynia – 2,06 kartki na mecz
Zagłębie Sosnowiec – 2,17 kartki na mecz
Śląsk Wrocław – 2,23 kartki na mecz
Górnik Zabrze – 2,29 kartki na mecz
Wisła Płock – 2,29 kartki na mecz
Mniej kartek obejrzał w całej lidze tylko Piast Gliwice, który – z oczywistych względów – nie musi uciekać się do taktycznych fauli. Zresztą o czym my mówimy, skoro w meczu o życie ze Śląskiem Wrocław Miedź jest tak zdeterminowana, że pierwszy groźny strzał na bramkę posyła dopiero pod koniec spotkania.
Fot. FotoPyK
Dane statystyczne za EkstraStats.pl