Reklama

Droga Śląska nie skończyła się w Legnicy, tylko dopiero zaczęła

redakcja

Autor:redakcja

15 maja 2019, 13:54 • 5 min czytania 0 komentarzy

Nie chcemy odmawiać piłkarzom Śląska (i innym pracownikom) prawa do radości z utrzymania w ekstraklasie, bo jak kiedyś dostaliśmy pałę z trudnego przedmiotu i poprawiliśmy na trójkę z minusem, to nie płakaliśmy w poduszkę. Natomiast konieczne jest, by ta radość była krótkotrwała. Jedno weselsze zdjęcie i koniec. W gruncie rzeczy ze wspomnianej trójki nie ma się co cieszyć, skoro – trzymając się tej nomenklatury – uczeń ma w dłuższej perspektywie potencjał co najmniej czwórkowy. Innymi słowy: wczoraj droga Śląska się nie skończyła, tylko dopiero zaczęła.

Droga Śląska nie skończyła się w Legnicy, tylko dopiero zaczęła

Ustalmy więc, że choć zawodnicy Śląska mieli prawo do uśmiechu, to nie osiągnęli żadnego sukcesu. Absolutnie. Oni wręcz przegrali ten sezon, tyle że bez dramatu na końcu, ale jednak nie zmienia to zwykłego faktu: rok został przerżnięty. Nikt nie ma prawa teraz wypinać piersi po ordery. Bo co tak naprawdę zdecydowało na przestrzeni ostatnich kolejek? W dużej mierze fart. Co, gdyby wczoraj piłka lepiej odbiła się dla Camary od słupka? Co, gdyby Ivanauskas – mówiąc krótko – nie zdurniał i wystawił Udovicicia na kluczowy mecz? Co, gdyby Ojrzyński miał do dyspozycji kogoś lepszego niż Żynel? Jasne, nie odmawiamy Śląskowi tego, że spiął poślady, ale o tym utrzymaniu zdecydowały detale.

A tak być nie powinno. Detale dla Śląska powinny decydować o tym, czy ten klub zajmie szóste, czy ósme miejsce, a nie czy trzynaste, czy piętnaste. Ma taki potencjał. Tymczasem pamiętajmy, że wrocławianie czwarty raz z rzędu kopali się po czole w grupie spadkowej, więc nie ma mowy o żadnym wypadku przy pracy.

Jakiś czas temu napisaliśmy tekst pod tytułem „Jak upadał Śląsk Wrocław” (KLIK) i cóż, zdania nie zmieniliśmy. Te wspomniane dziewięć punktów nie robią wielkiej różnicy w bałaganie, jaki z pewnością w klubie istnieje. Mamy natomiast wrażenie, że jak porządki nie zaczną się od dzisiaj, to w kolejnym roku będzie za późno i nawet renesans formy zapomnianego Augusto nie pomoże.

ŚLĄSK OGRA ARKĘ NA POŻEGNANIE SEZONU? KURS 2.00 W ETOTO

Reklama

Wyzwanie jest trudne, bo z jednej strony Śląskowi potrzebna jest stabilizacja, ale z drugiej trudno utrzymać obecną kadrę w poczuciu stabilizacji, ponieważ koniec będzie tragiczny. Śląsk to po spadkowiczach (Zagłębiu i na 99% Miedzi) najstarszy zespół w lidze ze średnią wieku 26,9. Za dużo jest w nim piłkarzy, którzy swoje już w futbolu widzieli i teraz nie bardzo mają ochotę, motywację, czy nawet umiejętność widzieć więcej. Chlubnym wyjątkiem jest tutaj Marcin Robak, który zaciągnął drużynę do bezpiecznej strefy, ale możemy wskazać takich zawodników, których przyszłość w klubie powinna stanąć pod dużym znakiem zapytania.

Piech. 33 lata, cztery bramki w sezonie. Kontrakt do 30 czerwca tego roku, więc problem w zasadzie z głowy.

Pawelec. 33 lata, słabiutki sezon z ledwie dziesięcioma występami, najwyżej przeciętnymi. Rozumiemy, że dla niego Śląsk to coś więcej niż klub, ale kiedyś trzeba podać sobie ręce, by rozstać się w zgodzie i z ładnego związku nie stworzyć toksycznej relacji.

Broź. 33 lata, fatalny sezon (średnia 4,20 u nas). Można się zastanawiać, czy po kilku tytułach z rzędu dziś jest tak głodny sukcesu, by powinien mieć miejsce w składzie i blokować miejsce rozwoju na przykład Dankowskiego, skoro wnosi tyle samo?

Celeban. 33 lata (w czerwcu 34), dobry początek rozgrywek i dramatyczny koniec. Być może – też ze względu na swoje końskie zdrowie – człowiek nie do całkowitego odstrzału, ale na pewno nie ktoś, wokół kogo można by budować defensywę.

Wymieniliśmy tylko polskich piłkarzy w podeszłym zawodowo wieku, ale wiadomo, że dla 30-letniego Tarasovsa miejsca w Śląsku po prostu być nie może, podobnie jak dla 34-letniego Cotry, czy – już nie patrząc w metrykę – dla Farshada, który kompletnie się nie sprawdził.

Reklama

Jeśli Śląsk nie chce się topić w kolejnym sezonie, kilku piłkarzy po prostu musi zniknąć. Kwestia: kim ich zastąpić? Różne już mieli pomysły we Wrocławiu – albo ściągali beznadziejnych obcokrajowców, albo podstarzałe polskie gwiazdki, albo młodzież z pierwszej ligi. Wydaje się, że ta ostatnia koncepcja nie była głupia. Widzimy potencjał w Gąsce i Łabojce, tyle że oni nie będą dobrze grać w drużynie funkcjonującej w takim bałaganie. Potrzebują kogoś rozsądnego sportowo obok, przy kim będą mogli się rozwijać.

Dlatego wcale nie uważamy, że Śląsk ma w kolejnym sezonie zrobić zwrot o 180 stopni i w rozgrywkach 19/20 walczyć o puchary czy mistrzostwo. Tam potrzeba systemowej pracy, mądrych wzmocnień co okienko, by klub odzyskał blask i za dwa-trzy lata wrócił do krajowej czołówki. Do tego z kolei potrzebny będzie spokój w kierownictwie klubu. Jeśli znów zmieni się prezes, jeśli znów zmieni się dyrektor sportowy, nic z tego nie będzie.

Nie robimy choćby z Piotra Waśniewskiego zbawiciela Śląska, bo on za swojej pierwszej kadencji też popełniał błędy, by wspomnieć fakt, że przy jego kilkuletniej pracy niewiele słyszeliśmy o wrocławskiej młodzieży, za to potrafiliśmy widzieć cudaków pokroju Gavisha, którzy za frytki nie grali. Natomiast wtedy ten klub osiągał sukcesy. Owszem, w innych realiach, przy współpracy z Polsatem, ale przecież nie takie pieniądze potrafiły być w Polsce rozwalone. Zasługuje Waśniewski na czas i spokój, podobnie Sztylka, który wydaje się mieć jednak lepsze pomysły na ruchy transferowe niż Matysek, działający jak gracz Football Managera.

Trener? Nie pokazał na razie zbyt wiele, a jeśli przyłożyć ucho, to może się pochwalić kontraktem z finansowego podium ekstraklasy. 16 meczów, średnia punktów 1,44. Po mistrzu Czech, selekcjonerze tamtejszej młodzieżówki, można było spodziewać się czegoś więcej. Natomiast jeśli na tym szczeblu klub chciałby utrzymać stabilizację – w porządku, na pewno nie jest Lavicka jakimś przebierańcem nie wiadomo skąd. Jeśli ma być zmiana – też w porządku, ale pod jednym warunkiem. Następca musi pojawić się szybko, a nie za pięć dwunasta.

Inna rzecz: kibice. Ludzie z Ultras Silesia mają teraz przekonanie, o czym otwarcie piszą, że to oni ogarnęli ten bajzel. Jeśli klub pozwoli im w to uwierzyć, jeśli dalej będzie pozwalał na takie cyrki, jak w końcówce tego sezonu, to sam napyta sobie biedy i doprowadzi do paskudnej sytuacji.

Tak, naprawdę dużo pracy przed rządzącymi klubem. Wypada trzymać kciuki, bo chyba wszyscy już mają dość tego męczącego tworu z pustym stadionem. Śląsku, weź się w garść.

*

O Ekstraklasie posłuchasz też w magazynie Weszłopolscy:

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...