Miedź topnieje w 1084,62 °C, ale szanse Miedzi na utrzymanie stopniały po porażce ze Śląskiem znacznie szybciej i łatwiej. Wrocławianie mieli w tym sezonie wzloty (rzadziej) i upadki (częściej), ale dzisiaj od rywala, też bijącego się przecież o ligowy byt, byli o klasę lepsi i mają pełne prawo moralne podczas powrotu do Wrocławia zatrzymać się na CPN-ie w celu uzupełnienia płynów.
O pierwszej połowie są dwie prawdy: pierwsza to prawda statystyczna, według której żaden z zespołów nie oddał celnego strzału. Trochę marnie jak na mecz ekip, które opierają gardło o brzytwę, prawda? Druga jest jednak prawdą obserwacji, a według tej nie było nudno i to nie tylko ze względu na to, że stawka była większa niż przy jednorękim bandycie o 3 w nocy, gdy grasz już za pożyczone od Łysego sto złotych.
Miedź atakowała nad wyraz chętnie, a już Camara grał już z takim animuszem, jakby w razie zwycięstwa miał dostać procent od polskiej wygranej w EuroJackpocie. Pomagał fakt, że Celeban grał jakby też miał procent od kasy z loterii, z tym, że za każdą bramkę Miedzi. Piotr to – biorąc pod uwagę przekrój kariery i polskie warunki – pan piłkarz. Jeden z najlepszych ligowych obrońców ostatnich lat. Ale to, co dzieje się z nim czasami tej wiosny – aż przykro popatrzeć. Celik w powietrzu walczy jeszcze jak Kazimierz Węgrzyn w 1993, ale na ziemi jest mobilny jak dąb Bartek. Dzisiaj to też dało o sobie znać, bo większość groźnych akcji Miedź przeprowadzała jego stroną, ze strzałem Camary w słupek włącznie. Groźnie mogło być też po strzale Forsella, ale nikomu dzisiaj nie brakowało ofiarności – chłopaki rzucali się pod nogi strzelających niemal gremialnie i z obu stron.
Śląsk miał mniej inicjatywy, ale lepsze okazje. Najpierw Marcin Robak zabrał Bożo Musę na karuzelę, kolejny raz udowadniając, że choć dobija do czterdziestki fizycznie zjada ligowych defensorów na kolację. Napastnik w takim wieku zazwyczaj nadrabia doświadczeniem, sprytem, ustawieniem. Robak? To dalej również siła i dynamika. Szkoda, ze swoich atutów nie pożyczył Cholewiakowi, bo choć wypracował mu cudowną okazję – siódmy metr, miejsca tyle, że można by zaparkować Poloneza Caro – tak źle sobie przyjął i uderzał już jakimś wślizgostrzałem. Cholewiak mało się nie rehabilitował się za tą spapraną akcję, bo trzeci mecz z rzędu prawie strzelił gola w ten sam sposób: laga na długi słupek, Cholewiak wyskakuje jak królik Bugs w “Kosmicznym Meczu”, uderza z dyńki. Z Sosnowcem i Wisłą wystarczyło do gola, tym razem piłka zatrzymała się na poprzeczce. Uderzenie jednak przednie, po długim słupku – Dżanajew nie miałby szans.
Ostatecznie 0:0 do przerwy, które nie krzywdziło nikogo, a zarazem było zupełnie nadającym się do oglądania, choć też na pewno nie takim, żeby je wozić po świecie i pokazywać.
Przełom nastąpił w 51 minucie, kiedy Augusto trafił do siatki po rzucie wolnym tuż zza szesnastki. To ciekawa sytuacja: po pierwsze, Robak dograł do Chrapka nie w tempo, ale dzięki temu spowolnioną akcję dogonił Bartczak i przerwał ją faulem. Potem koncert dywersji Śląska – zasłaniali Dżanajewowi jak tylko mogli. Ich własny mur, potem Robak przebiegający wzdłuż bramkarza – interwencja Rosjanina była opóźniona o te milisekundy, które zdecydowały, że nie złapał strzału. Uderzenie niezłe, ale na pewno nie takie, którego nie dałoby się odbić.
Ten gol, co tu kryć, całkowicie rozbił Miedź. Najprawdopodobniej ten gol również zdegraduje ją do pierwszej ligi. Gdy to widmo spadku stało się w drugiej połowie tak realne, tym uważniej przyglądaliśmy się poczynaniom legniczan. Jak zareagują? Czy teraz pokażą, że Ekstraklasa koniecznie musi należeć do nich, czy pokażą coś, co sprawi, że będziemy ich żałować, że będziemy za nimi tęsknić?
Otóż nie, otóż jedynie swoim całkowicie bezpłciowym występem udowodnili, że na miejsce w strefie spadkowej na kolejkę przed końcem sezonu zasługują. Grali KOSZMARNIE. Niech symbolem ich pseudopoczynań będzie to, że najgroźniejszą sytuację stworzyło im nieporozumienie obrońców Śląska. Broź grał do tyłu, Golla natomiast piłkę przepuścił – zza jego pleców wyskoczył Szczepaniak, który miałby sam na sam. Miałby, bo kapitalnie, idealnie w tempo wyszedł Słowik, zabijając stuprocentową sytuację w zarodku. Dodajmy też, że pierwszy naprawdę groźny strzał w światło bramki Miedź oddała w dziewięćdziesiątej minucie, a uderzał Camara z dystansu. Słowik również zachował się znakomicie, to mogło wpaść do siatki, ale nie dał się zaskoczyć. Może nie był zmuszony dziś do wielu interwencji, ale to tym większa sztuka, że gdy w takim spotkaniu zdarzy się wreszcie coś groźnego, facet zachowuje stalowe nerwy.
Miedź chciała w końcówce ratować ligę trzydziestoośmioletnim Łukaszem Gargułą. To się nazywa desperacja. W końcówce wykorzystana – oto Słowik najlepszy przy rzucie wolnym ostatniej szansy, uruchamia kontrę, a tę kończy Radecki. Graczom Miedzi już w zasadzie nie chciało się wracać. Gol był całkowicie zasłużony, już wcześniej Śląsk mógł podwyższyć wynik, by wspomnieć uderzenie Celebana po kornerze.
Nie będzie obiektu na 44 tysięcy widzów w I lidze. Misja Lavicki zakończyła się sukcesem. Tak jak niektórym piłkarzom Śląska pewnie i tak we Wrocławiu podziękują, tak ten trener zdał egzamin. Wiedział, że na finiszu nie ma zbyt wiele czasu, by przepracowywać nie wiadomo jakie schematy, więc postawił na dotarcie do głów. Filmik motywacyjny od żon i narzeczonych zawodników – majstersztyk. W Śląsku dostają kolejną szansę, bo wiadomo, że ambicje klubu są większe niż walka o utrzymanie, być może z Lavicką za sterami uda się wprowadzić zespół na lepsze tory.
A Miedź? To ogromne rozczarowanie sezonu. Tak jak Zagłębie Sosnowiec wymienialibyśmy jako faworyta do spadku, tak wydawało się, że ten poukładany klub, mający tak majętnego właściciela, mogący sięgać z bardzo sensownej półki transferowej, da sobie radę. Nie wykonywano tu nawet nerwowych ruchów, Dominik Nowak mógł spokojnie pracować. A jednak legniczanie, którzy tyle lat bili się o wejście na najwyższy poziom, teraz potrzebują cudu. Bowiem umówmy się: tylko nim byłyby takie rozstrzygnięcia, które w ostatniej kolejce dawałyby jej ligowy byt.
Projekty Miedzi są zbyt długofalowe by spadek naruszył całkowicie strukturą jej działania, Dadełło nie wyciągnie wtyczki. Ale na pewno facet jest wielce rozczarowany i można się spodziewać pewnych drastycznych ruchów.
[event_results 583490]
Fot. NewsPix