Trudno nam uwierzyć, że dzieciaki w Londynie wieszają sobie plakaty Llorente nad łóżkiem, że gdy przychodzi im grać na podwórku, to każdy chce być Llorente, a jak szczęśliwcem zostaje tylko jeden z nich, to reszta mówi o sobie per Fernando. Tak nie jest i tak nie będzie, bo Hiszpan, krótko mówiąc, z hiszpańskim futbolem się nie kojarzy. Prawdę mówiąc, jakbyśmy pierwszy raz go zobaczyli, widzielibyśmy w nim Szkota czy innego drwala z Irlandii. Pytanie tylko: co z tego, skoro Llorente tak naprawdę jest dzisiaj cichym bohaterem Tottenhamu?
Nie byłoby przecież trzeciej bramki dla Kogutów, gdyby nie on. Ktoś musiał mieć centymetry, ktoś musiał się odpowiednio ustawić, a potem zgrać piłkę w to miejsce, gdzie stał Alli. Tak się akurat złożyło, że tym kimś był właśnie Llorente, który w tym danym momencie zrobił wszystko idealnie. Pewnie, wcześniej spudłował fatalnie, z tych trzech metrów musi trafić, nawet jeśli Onana miałby do dyspozycji czternaście kończyn, ale jak na nasze: odkupił winy. Najpierw miał szczęście, bo Lucas zrobił za niego robotę, natomiast potem szczęściu Tottenhamu sam wyraźnie pomógł.
I przecież dla niego to nie jest pierwszyzna. Cofnijmy się fazę wcześniej. Nie byłoby Tottenhamu w półfinale, gdyby właśnie nie Llorente. Gol z City był, jaki był, można się kłócić, czy sędzia powinien gwizdać rękę, czy nie powinien, ale ostatecznie bramkę Hiszpanowi uznał. I też w jak trudnym momencie Hiszpan to zmieścił – City prowadziło 4:2, 73. minuta, wydawało się, że gospodarze kontrolują mecz. A tu cyk, wchodzi drągal w pole karne i ucisza całe Etihad.
Wcześniej? 1/8 i gol na 3:0 z Borussią Dortmund. Jeszcze wcześniej? Asysta przy bramce na 1:1 z PSV, trzy minuty po wejściu na plac! Pamiętajcie, że w tamtej grupie liczył się dla Kogutów każdy łup i gdyby nie zwycięstwo z Holendrami, Tottenhamu w madryckim finale by nie było. Nie wyszliby z grupy. Trudno więc nie przypisywać i tutaj zasług temu wielkoludowi.
Reasumując – Llorente, licząc z dzisiejszym meczem, notuje w tej edycji gola, asystę lub kluczowe podanie średnio co 67 minut. Według nas to świetny wynik, nie jest Hiszpan głównym architektem tego sukcesu Kogutów, ale z pewnością cegiełkę do niego dołożył. Nigdy nie był Kane’em, nigdy go nie zastąpi, Tottenham zawsze będzie za Anglikiem tęsknił. Ale ma dziś Pochettino kogoś, komu może zaufać w Lidze Mistrzów. Że będzie tym kimś Llorente, strzelec dwóch bramek w Premier League dla Tottenhamu przez dwa sezony? Niewiarygodne, ale prawdziwe.
Fot. Newspix