Dwie rozmowy z Ireneuszem Mamrotem, reportaż o Piotrze Stokowcu, wspominki Pucharu ’83 (też w dwóch gazetach), rozmówki z Arturem Sobiechem, Cezarym Kuleszą, Markiem Grembockim… Dzisiejsza prasa jest napakowana treściami pod finał na Narodowym. Ale generalnie jest dzisiaj co poczytać – w “PS” dobry magazyn ligowy, do tego wywiad z Lukasem Klemenzem o rasizmie, a “Sport” donosi, że kibice Ruchu chcą powołać nowy klub.
“GAZETA WYBORCZA”
Messi razy 600, czyli Argentyńczyk uświetnił swój bramkowy jubileusz przybliżając Barcelonę do finału Ligi Mistrzów.
Argentyńczyk chce przecież po trzech latach odebrać Cristiano Ronaldo koronę króla strzelców (na razie prowadzi w klasyfikacji), chce też po trzech latach odzyskać Złotą Piłkę (do czego potrzebuje prawdopodobnie zdobycia trofeum). Tym razem nie panował nad boiskiem totalnie. Kiedy przejmował piłkę, liverpoolczycy wzajemnie się asekurowali, neutralizując Messiego zorganizowanym wysiłkiem zbiorowym. Sami natomiast z każdą minutą stawali się groźniejsi. Ale przeznaczenie w końcu ich dopadło. Argentyńczyk podwyższył na 2:0 akurat wtedy, gdy wydawało się, że dopną swego.
“SUPER EXPRESS”
Cezary Kulesza puszcza oko i przyznaje, że piłkarze Jagi mają niezłą premię do podziału za zdobycie Pucharu Polski.
– Słyszałem, że piłkarze Jagi za zdobycie Pucharu Polski mają obiecaną premię w wysokości miliona złotych na drużynę. To prawda?
– Byłoby nie w porządku wobec zawodników, gdybym upubliczniał nasze ustalenia. Zapewniam jednak, że nie będą narzekać.
– Jak pan scharakteryzuje trenera rywali Piotra Stokowca, który w sezonie 2013/2014 prowadził Jagiellonię? Za długo się wtedy u was nie napracował…
– Może trafił na zły moment, może miał do dyspozycji słabszych piłkarzy? W Lechii Piotrek udowadnia, że jest świetnym warsztatowcem. Bardzo dobrze poukładał zespół personalnie i przygotował fizycznie. Nie ma przypadku w tym, że gdańszczanie tak długo byli liderami ekstraklasy
Artur Sobiech nie boi się tłumów na Stadionie Narodowym, bo w Niemczech grał przy jeszcze wyżej frekwencji.
– Na Narodowym będzie około 55 tys. widzów, ale dla ciebie to nie nowość.
– Nie. W Dortmundzie i w Monachium grałem przy 80- czy 70-tysięcznej widowni, a w Hanowerze bywało 49 tys. ludzi na trybunach. Może sporo kolegów z Lechii nie grało przy tak dużej publiczności, jaka będzie na Narodowym, ale to powinno być mobilizujące, bo aż 20 tys. ma być z Gdańska. Będzie też moja żona Bogna, która przyleci z Niemiec. Następnego dnia musi być już na treningu w swoim klubie, bo w weekend gra mecz. Więcej moich kibiców będzie z Chorzowa, bo przyjadą mama, brat i kilku kolegów.
Iker Casillas przeszedł zawał, ale jego stan na szczęście jest już stabilny.
Piłkarz został przetransportowany do szpitala, gdzie udzielono mu pomocy. Przeszedł zabieg cewnikowania. Władze klubu i lekarze zapewniają, że stan Hiszpana jest stabilny ijego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Jedno jest pewne: szefowie portugalskiego klubu nie będą ryzykowały i w obecnych rozgrywkach Iker Casillas już nie wystąpi.
“SPORT”
Wspominki z roku 1983, gdy trzecioligowa Lechia Gdańsk zdobyła Puchar Polski. Trochę historyjek, trochę tła, trochę cytatów z ówczesnej prasy.
W nagrodę Lechii przyszło zagrać w Pucharze Europy Zdobywców Pucharów, gdzie spotkała się z samym Juventusem Turyn, w którym występowała wielka plejada ówczesnych znakomitości w światowym futbolu, jak mistrzowie świata Antonio Cabrini, Gaetano Scirea czy król strzelców mundialu w Hiszpanii z 1982 roku Paolo Rossi. Do tego był Michel Platini czy Zbigniew Boniek. I choć pierwszy mecz gdańszczanie, walczący wtedy z powodzeniem o powrót do ekstraklasy, wysoko przegrali 0:7, to w rewanżu walczyli jak równy z równym. Prowadzili nawet w drugiej połowie 2:1, po trafieniu z karnego Jerzego Kruszczyńskiego, żeby ostatecznie – po golu Bońka w końcówce – przegrać 2:3.
Bilety się rozeszły, w czwartek czekamy na emocje, czyli zapowiedź finału PP.
W obozie Lechii konfrontację z Legią mają świeżo w pamięci – tyle że nie tę sprzed blisko ćwierćwiecza, lecz tę z ostatniej soboty. W arcykontrowersyjnych okolicznościach warszawianie wygrali na obcym terenie 3:1, co w decydującym rozrachunku może zadecydować o przydziale tytułu mistrzowskiego. Zasadne pytanie brzmi: w jaki sposób palące rozgoryczenie wpłynie na postawę gdańszczan w finałowym meczu?
Duża i wielowątkowa rozmowa z Ireneuszem Mamrotem. M.in. o tym, że zwolnienie było blisko.
Miał pan w pewnym momencie poczucie, że zasiada na najgorętszym trenerskim stołku w ekstraklasie?
– Na pewno tak było. Na szczere pytanie, odpowiem jednak równie szczerze – bardzo spokojnie do tego podchodziłem, wiedziałem, że nie mogę spanikować. Trener, który zacznie kierować się emocjami w takim momencie, będzie podejmował złe decyzje. A skoro łatwo się pogubić nawet w odniesieniu do poszczególnych jednostek treningowych, starałem się pracować normalnie. Jedyne, co kontestowałem, to brak obiektywnej oceny w mediach w kwestii tego, ilu wartościowych zawodników od nas odeszło. I to, że ci którzy przyszli, aby ich zastąpić, mieli kontuzje. Nikt nie patrzył także na kolejne urazy, pojawiły się natomiast zarzuty o złe przygotowanie motoryczne drużyny. Konsekwentnie powtarzałem, że to nieprawda, tylko po prostu potrzebujemy czasu, aby wejść na najwyższe obroty.
Paweł Tomczyk w Piaście gra niewiele, ale i tak strzela gole. Strzelać musi, bo walczy o wyjazd na Euro U21.
Zwycięstwo gliwiczan przypieczętował właśnie Tomczyk, który zdobył już drugą bramkę dla śląskiej drużyny. Dorobek staje się tym bardziej okazały, gdy zwrócimy uwagę na to, że Tomczyk do tej pory zagrał tylko w dwóch meczach Piasta. Na murawie łącznie przebywał… 17 minut! – Paweł chyba ma najlepszy współczynnik goli do minut w lidze – uśmiechał się Czesław Michniewicz. – Musi walczyć o każdy występ. Tych minut nie ma zbyt wiele tej wiosny, ale gdy jest na boisku, stara się pokazać – mówi nam.
Artur Skowronek wciąż wierzy w awans Stali Mielec, ale matematyka daje mu minimalne szanse na wyprzedzenie ŁKS-u. Niemniej trener Stali już rozpisuje plany na przyszły sezon.
Nie ma ryzyka, że latem zespół trzeba będzie budować od nowa?
– Piłkarze mają w większości jeszcze minimum rok kontraktu. Niektórzy – nawet dwa lata. Szkielet jest pewny, ale to piłka. Ci zawodnicy zapracowali na to, by było o nich głośno. Jeśli pojawią się oferty, klub może pochylić się nad opcją sprzedaży. Wierzę jednak, że dołożymy do tej grupy dwóch piłkarzy i będziemy tworzyć pełny zespół, który powalczy o najwyższe cele. Seweryn Kiełpin, Mateusz Spychała, Martin Dobrotka, Josip Soljić, Andreja Prokić, Grzegorz Tomasiewicz, Bartosz Nowak, Maciej Urbańczyk…
W Chorzowie narodził się pomysł, by powołać nowy Ruch Chorzów, ale miasto jest sceptyczne.
Powstał pomysł, by do życia powołać własny Ruch i w tej sprawie doszło już do spotkania przedstawicieli kibiców w Urzędzie Miasta z prezydentem Andrzejem Kotalą, który na razie do tej inicjatywy nastawiony jest bardzo sceptycznie. Ale trudno się dziwić, skoro miasto jest największym udziałowcem Ruchu Chorzów SA i ulokowało tam sporo pieniędzy. Paradoksalnie, jeśli mówimy o nowym Ruchu, zniknięcie obecnej spółki z piłkarskiej mapy byłoby rozwiązaniem najlepszym, bo Śląski ZPN byłby wtedy w stanie zrobić „Niebieskim” miejsce w IV lidze.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Runje i Novikovas pojechali do Warszawy, ale czy zagrają – nie wiadomo.
Zanim ruszył autokar wypatrywano, czy na jego pokład wsiądą Arvydas Novikovas oraz Ivan Runje. Pierwszy, nie tak dawno doznał paskudnej kontuzji barku, a drugi walczył z urazem i bólem mięśni brzucha. Duet rannych wybrał się do stolicy, ale fani nie dowiedzieli się, czy Litwin i Chorwat pojechali dać wsparcie kolegom na boisku, czy dopingować ich z boku murawy. Sztab szkoleniowy i lekarski nałożyli embargo na informacje o ich stanie zdrowia i ewentualnej gotowości do gry.
I kolejna rozmowa z trenerem Mamrotem. Bardziej na luzie, więcej anegdot i historii, mniej przykręcenia śruby.
Proszę powspominać Puchar Polski. Ireneusz Mamrot – piłkarz, kibic, trener…
Piłkarsko nie ma czym się chwalić, bo grałem w lokalnych, dolnośląskich klubach. Gdy byłem trenerem Polonii Trzebnica, drużyna zagrała w fi nale pucharu na szczeblu województwa. Przegraliśmy z Pogonią Oleśnica, szybko tracąc zawodnika po czerwonej kartce. Wynik 0:2. Puchar musieliśmy wtedy godzić z rozgrywkami ligowymi, do ostatniej kolejki walcząc o awans do drugiej ligi. A już poważniejsze, pucharowe granie w roli trenera zaczęło się w Chrobrym Głogów. Stamtąd ma pan jakieś dobre wspomnienia? Nie. Właściwie losowanie nas załatwiło, bo fortuna skojarzyła nas z Lechem Poznań, Zawiszą Bydgoszcz i… Jagiellonią.
Reportaż o Piotrze Stokowcu. Autokrata, który lubi porządek i który ma jaja, by ten porządek zaprowadzić w szatni.
Ulubione powiedzenie Stokowca w szatni to „Nie potykamy się o zapałki”. – I jeszcze „Uciekamy w pracę”. Kiedy jeździliśmy na kiepskie boiska albo pojawiały się narzekania na zmęczenie, często powtarzał te hasła. Trenowaliśmy u niego bardzo mocno, ale były efekty. Jeśli drużyna „łyknie” zasady trenera, jest w stanie zrobić dla niego wszystko. I tak było ze Stokowcem. Skoro na obozie zimowym nad morzem wstawaliśmy o 7.15 na bieganie i robiliśmy brzuszki na kostce brukowej, a później mieliśmy trzy naprawdę wymagające treningi i nikt się nie buntował, to o czymś to świadczy. Zaufaliśmy mu – wspomina Daniel Gołębiewski.
O finale Pucharu Polski z ’83 opowiada Marek Grembocki.
Tworzyliśmy zespół charakternych ludzi, trenerzy i działacze musieli się dużo napracować, żeby to wszystko nadzorować i trzymać krótko. A zdarzały się w tym czasie naprawdę różne historie z naszym udziałem, trochę wtedy przeżyliśmy przygód, teraz mogę się tylko uśmiechnąć do tamtych wspomnień. Trzeba było umieć nami odpowiednio sterować, jak pionkami na szachownicy. Szczególną rolę oczywiście odgrywał Lech Kulwicki. Parę lat wcześniej podawałem mu piłki, gdy on grał. W naszej drużynie pozostawał znaczącą personą, człowiekiem-orkiestrą i autorytetem.
Kasper Hamalainen odżył u Vukovicia i znów myśli o reprezentacji Finlandii – z trybun oglądał go selekcjoner.
Brak występów w Legii odbił się na jego postawie. – Wypadł nieźle, ale oczekuję od niego lepszej gry. W przyszłości, aby występować w kadrze, musi pokazać wyższy poziom – mówi selekcjoner. W tych dwóch spotkaniach spędził na murawie więcej czasu niż we wszystkich wiosennych meczach ligowych pod wodzą Ricardo Sa Pinto. U Aleksandara Vukovicia zaczął występować regularnie. Żaden zawodnik mistrzów Polski nie zyskał tyle na zmianie szkoleniowca.
Elita polskiej szkoły bramkarskiej wyjechała z kraju, a w Ekstraklasie zastąpili ich Słowacy. I to zastąpili niemal wszędzie, gdzie się dało.
Bez znakomitej formy Dušana Kuciaka Lechia nie biłaby się o mistrzostwo Polski, Cracovia zaczęła dobrze punktować dopiero, gdy do bramki wskoczył Michal Peškovič, w Piaście świetnie spisuje się František Plach, a w Jagiellonii kolejny rok z rzędu dobrą formę wykazuje Marian Kelemen. A na tym przecież nie koniec. Bramki Górnika strzeże od zimy Martin Chudy, Zagłębia Sosnowiec Lukaš Hroššo, zaś dziesięć meczów w Lechu rozegrał Matuš Putnocky, który akurat w Poznaniu nie zachwyca, ale wcześniej w Ruchu należał do czołowych graczy ligi. To oznacza, że blisko połowa ekstraklasy zatrudnia bramkarzy ze Słowacji.
Lubomir Guldan, czyli cichy kapitan Zagłębia Lubin. Gdy go nie ma, to w tym sezonie Miedziowi zawsze przegrywają.
W Zagłębiu jest kilku liderów. „Robienie atmosfery” należy do Konrada Forenca, który potrafi zabrać głos w każdej sprawie. Gdy trzeba wstrząsnąć zespołem, zawsze do tego gotowi są też Tuszyński, Balić, Tosik czy Dąbrowski. Jednak w takich sytuacjach wszyscy i tak zerkają na słowackiego kapitana. Czekają na jego opinię jak na wyrok. – Oczywiście, że jest liderem. Ale cichym. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek zrobił coś pod publiczkę. To nie w jego stylu. Nie marnuje czasu na czcze gadanie – mówi jeden z jego kolegów z szatni.
Górnik o krok od wyrównania serii zwycięstw, którą wyśrubował zespół Nawałki. Zabrzanie są już o krok od utrzymania.
Wygrane ze Śląskiem Wrocław (1:0 i 2:1), z Arką Gdynia (1:0) i Zagłębiem Sosnowiec (4:0) pozwoliły graczom z Zabrza być niemal pewnymi utrzymania w ekstraklasie. Powody do zadowolenia trener Brosz mógł mieć zwłaszcza po ostatnim meczu. – Wreszcie udało nam się kontrolować spotkanie od pierwszej do ostatniej minuty – mówi. Tylko Piast Gliwice również wygrał trzy mecze w rundzie fi nałowej. Drużyna Waldemara Fornalika ma jednak utrudnione zadanie – mierzy się w grupie mistrzowskiej ze zdecydowanie lepszymi zespołami.
Lukas Klemenz prędzej czy później będzie chciał wyjechać z Polski, by chronić syna przed rasizmem.
– Powiem szczerze, że w Bełchatowie czy w Grudziądzu zamykałem się w domu. To mniejsze miejscowości. Wolałem nie wychodzić, jeśli nie musiałem. Teraz nie możemy się zamykać, bo mamy małe dziecko. Wychodzimy z nim. Musimy być na to coraz bardziej odporni – zaznacza zawodnik krakowskiego klubu, który nie ukrywa, że podobnych codziennych zmagań chce oszczędzić swojemu synowi, dlatego pragnie, by dorastał za granicą. – Na razie jest bardzo mały i nie ma tego problemu. Ja jednak wychowałem się w Polsce i moje życie w podstawówce oraz w gimnazjum było pod tym względem trudne. Nie wiem, jak mój syn będzie na to gotowy. Ja nie byłem.
fot. FotoPyk