Wisła Kraków dowodzona przez Macieja Stolarczyka – abstrahując nawet od wszelkich pozaboiskowych kwestii – to jedna z najciekawszych drużyn tego sezonu. Tak po prostu, piłkarsko. Można wręcz powiedzieć, że stanowi dokładne przeciwieństwo arcy-nudnego Śląska Wrocław, bo gdy Biała Gwiazda pojawia się na boisku, to o nudę trudno. Emocje (zazwyczaj) gwarantowane. Zdaje się jednak, że krakowska drużyna swoje najlepsze chwile ma już w tym sezonie za sobą.
Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!
Krótko mówiąc – w rundzie finałowej wyłazi, jak bardzo jest to zespół zmontowany w pośpiechu, na kolanie, prowizorycznie. Jak płytką kadrą dysponuje szkoleniowiec, jak wiele kwestii rozwiązano tymczasowo. Zresztą, co tu się będziemy czarować. Wisła Kraków nie wygrała w lidze od pięciu kolejek, notując cztery porażki i remis. To nie jest po prostu pechowa passa. Jeżeli Zagłębie Sosnowiec jakimś cudem utrzyma się w Ekstraklasie, to właśnie dlatego, że dostało tlen od wiślaków – sześć punktów zrobili na Wiśle sosnowiczanie w kwietniu (plus jedno oczko jesienią). I naprawdę nie ma przypadku w tym, że klub tkwiący na dnie tabeli w tak krótkim czasie dwa razy Białą Gwiazdę ogolił.
Pytanie jest inne. Czy Wisła się jeszcze komukolwiek w bieżących rozgrywkach realnie przeciwstawi?
transfermarkt.pl
Można oczywiście piać z zachwytu, że Stolarczyk nie boi się teraz wystawiać w składzie zawodników bardzo młodych. To jednak pachnie trochę zakłamywaniem rzeczywistości. Bo przecież oczywistym jest, że gdyby trener Wisły miał jakąkolwiek lepszą opcję, to nie oddelegowałby do gry w ekstraklasie piętnastolatka. Dla Daniela Hoyo-Kowalskiego występ przeciwko Zagłębiu to była oczywiście wielka przygoda i olbrzymie doświadczenie. Takie, jakim niewielu jego rówieśników w całej Europie może się pochwalić, bo to wyjątkowo rzadka sytuacja, by piętnastoletni piłkarz pojawiał się na boisku w meczu topowej ligi w danym kraju.
Chłopak zaprezentował się zresztą zupełnie przyzwoicie jak na swój wiek i – pomimo błędów, w tym jednego prowadzącego do utraty bramki – zagrał znacznie dojrzalej niż paru cudacznych stoperów, których mieliśmy już okazję w bieżących rozgrywkach oglądać, choćby w samym Sosnowcu. Co nie zmienia faktu, że Stolarczyk pewnie by wolał wystawiać dalej w wyjściowej jedenastce przeszło 20 lat starszego Marcina Wasilewskiego.
Tymczasem szkoleniowiec krakowian dziury łatał ostatnio na prawie wszystkich pozycjach. Przyszło mu kombinować nad zestawieniem środka defensywy, ale i jej boków. Dość rozpaczliwie skomponował także środek pola, do ataku zaś oddelegował Pawła Brożka, swojego dawnego kolegę z boiska. Zdziesiątkowana Wisła na finiszu rozgrywek już nas zapewne oczarowywać nie będzie, choć sytuacja powinna się – mimo wszystko – trochę poprawić wraz z powrotem poszczególnych zawodników na boisko.
KURSY TOTOLOTKA NA MECZ WISŁY ZE ŚLĄSKIEM: 1 – 3.25, X – 3.55, 2 – 2.20
Zwłaszcza, że duch w tym zespole cały czas nie umarł i na oddawanie meczów bez walki się nie zanosi. Za fajną w tym sezonie historię napisała Biała Gwiazda, żeby spuentować ją po prostu passą porażek w dolnej połówce tabeli.
Wisła nawet bez swoich najważniejszych zawodników jest groźna i w każdym kolejnym spotkaniu stara się wyrwać przeciwnikowi punkty z gardła. Nie można mówić o tym, że brak awansu do grupy mistrzowskiej wywołał w Krakowie atmosferę totalnego pikniku i drużyna – korzystając z faktu, że utrzymanie jest już niemal pewne – zaczęła po prostu przedwcześnie wakacje. Nic z tych rzeczy. Wiślacy, owszem, na papierze rozdają ostatnio punkty jak cukierki w Halloween, ale w praktyce – nie ma nic za darmo. Wisła Płock musiała się o swoje trzy oczka postarać, marzący o mistrzostwie Piast Gliwice dopiero w końcowej fazie meczu zaklepał remis, Zagłębie Sosnowiec także nie miało łatwo.
Nawet w czwartek, gdy Wisła wystąpiła pozbawiona praktycznie wszystkich kluczowych zawodników, wszystkich liderów. Bo Peszko, Drzazga czy Kolar miewają oczywiście swoje przebłyski, ale gdyby wskazywać graczy dla gry ekipy Stolarczyka kluczowych, to jednak padłoby na wspomnianego już “Wasyla”, Bashę i Błaszczykowskiego. To fundamenty, na których stoi zespół.
Fundamenty wyciągnięto, ale Wisła wcale się doszczętnie nie rozsypała. Chwieje się, trzeszczy, nie wygląda najpiękniej. Lecz stoi, nawet wobec olbrzymiego stężenia pechowych zbiegów okoliczności.
Dlatego dzisiaj wcale nie jesteśmy tak zupełnie pewni, że Śląsk Wrocław na poturbowanej Wiśle się odbije, idąc w ślady pozostałych ekip wojujących o utrzymanie w ekstraklasie. Bo wrocławska drużyna to w tej chwili, jak już wspominaliśmy, przeciwieństwo Białej Gwiazdy. W Krakowie drużyna robi co w jej mocy, pomimo przeciwności losu. Do grupy mistrzowskiej zabrakło tyci-tyci. We Wrocławiu odwrotnie – sytuacja w klubie przypomina ciepły kurwidołek, a zespół pikuje i koło górnej ósemki się nawet nie zakręcił. Ostatnio jeszcze doszło do całej gamy problemów Śląska skandaliczne zachowanie kibiców, którzy postanowili chyba przejąć kontrolę nad zespołem z rąk trenera i przejść na ręczne sterowanie w kwestii zarządzania składem. To też charakterystyczne – w Krakowie starają się patologię z trybun usuwać i marginalizować, we Wrocławiu ma się ona doskonale.
O Zagłębiu Sosnowiec można mówić różnie, można sobie kpić z pokracznej defensywy tego zespołu. Ale jednak widać tam wolę walki o ligowy byt. W Śląsku na razie nie sposób było takowej dostrzec. Być może dlatego, że sami zawodnicy nie do końca wyczuli, w jak wielkie bagno już w tym sezonie wpadli, przyzwyczajeni do tego, że zawsze udawało się przejść przez grupę spadkową suchą stopą.
Teraz może się nie udać.
Dzisiaj przed Śląskiem chyba najważniejszy egzamin w tym sezonie. Trzeba pokonać drużynę osłabioną, pewną utrzymania, lecz mimo wszystko zdeterminowaną. Napompowaną pozytywnymi emocjami przez trenera, przez kibiców. Grającą nie tylko dla siebie, ale i dla klubu. Dotychczas wrocławianom rywalizacja z taką Wisłą wychodziła – co oczywiste – fatalnie, bo do tej pory mierzyli się w sezonie 2018/19 z Białą Gwiazdą dwukrotnie i za każdym razem schodzili z boiska pokonani. Nawet w lutym tego roku, gdy ekipa Stolarczyka była jeszcze bardzo, ale to bardzo daleka od swojej najlepszej dyspozycji. Nie trzeba jednak wiele, by w tym sezonie zdobyć trzy punkty ze Śląskiem. Często wystarczy się po prostu na boisku nie położyć.
Jeżeli dziś Śląsk poziomem determinacji i zaangażowania chociaż się do Wisły nie zbliży, to może się okazać, że piłkarskich przewag wrocławskiej drużynie po prostu zabraknie. I, co za tym idzie, zabraknie też punktów, a do końca sezonu coraz bliżej. I liga już na horyzoncie. Naprawdę najwyższa pora spiąć pośladki i przeorać murawę w walce o punkty.
fot. FotoPyk