Maraton imprezowy z ekstraklasą trwa. Już widać, że niektórzy mają dość i czekają na taksówkę transport do domu, już widać, że niektórzy jeszcze niby chcą, ale już nie bardzo potrafią, natomiast jeszcze to się wszystko jakoś trzyma. Mamy mecze bez historii, lecz mamy też mecze kapitalne, jak ten w Szczecinie. Istnieje obawa, że zaraz wszyscy się rozejdą do domów, bo ile można, ale póki co, bawimy się.
Piłka nożna ma przynosić kibicom emocje, więc jeśli mówimy o meczu Pogoni z Lechią, to tamten futbol zadbał o cztery TIR-y zapakowane emocjami po brzegi. Pewnie, zgrzytem jest zachowanie sędziego przy bramce na 4:3 (ręce Nalepy i Malca rozstrzygał dobrze), ale i tak nie może to przesłonić wszystkiego pozytywnego związanego z tym starciem. 1:0, 1:2, 3:2, 3:4. Niesłychane, naprawdę niesłychane. Tak jak pisaliśmy: to nie był rollercoaster, bo rollercoaster przy tym widowisku to jakaś huśtawka dla dzieci do lat trzech.
Oby więcej takich gier, choć jeśli ktoś nie ma najlepszych nerwów, powinien być uprzedzany wcześniej, tak, by mógł sobie przygotowywać melisę. Choć akurat w tym przypadku i pięć imbryków melisy nie dałoby rady.
Śląsk Wrocław od wielu tygodni cierpi na jakąś grypę żołądkową, gdyż wymiotuje kolejka w kolejkę. Wybaczcie, że sięgamy po takie porównania, ale trudno już szukać opisu gry wrocławian gdzie indziej, to jest po prostu rzyg i pokaz tego, co w polskiej piłce najgorsze. Drużyna złożona bez ładu i składu. Drużyna z beznadziejnymi obcokrajowcami w składzie, z Tarasovsem na czele, który zachowuje się jak pijany i kulawy słoń w składzie porcelany. Wreszcie drużyna przepłacona, ponieważ nie grają ci panowie za czapkę śliwek, a umiejętności w sobie mają dość mało. I pokusiliśmy się tutaj o spory eufemizm.
Powiedzcie – ilu piłkarzy ze Śląska chcielibyście mieć w swoich drużynach? Doliczycie do pięciu? Do trzech? Chyba nie. Nikt tam się właściwie nie wybija, wszyscy topią się w marazmie. Smutne to jest bardzo, jeszcze niemym świadkiem tych wydarzeń jest ten wielgachny i pusty stadion. Dramat w wielu aktach.
Carlitos i Radović. Obaj w OBRZYDLIWY sposób chcieli wyżebrać u sędziego rzut karny w meczu z Lechem. Hiszpan trafił Kostewycza w biodro i machał łapami do arbitra, jakby Ukrainiec właśnie złapał piłkę w ręce i zrobił trzy kółka wokół pola bramkowego. Radović z kolei trafił rywala w plecy i widział to dokładnie, ale też machał, jakby prowadził ruch na skrzyżowaniu. Panowie, to jest żenujące. Absolutnie żenujące. Drużynie może czasem nie iść, ale niech zachowa przy tym jakąś godność. Wy waszą spuściliście w kiblu.
Jasmin Burić godnie pożegnał się z Ekstraklasą, a przynajmniej z meczami przeciwko Legii w barwach Lecha. Wyjąć na przykład to uderzenie Carlitosa po długim rogu? Wielka sztuka. A ponadto bramkarz miał wiele sytuacyjnych momentów, kiedy musiał się sprężać i rzeczywiście wychodziło mu to z wielką gracją. Umiejętności ten gość ma, gdzieś po drodze stracił formę, obniżył loty, bo też cały Lech leci bardzo nisko ziemi. Może zmiana otoczenia dużo mu przyniesie? Tego życzymy.
Można na niego narzekać, że czasem zmarnuje jakąś sytuację albo nawet kilka, jak z Legią, ale bez Angulo Górnik Zabrze mógłby być dziś na poziomie punktowym Zagłębia Sosnowiec. 20 bramek strzelonych na 39 wszystkich zabrzan. Duża klasa. Wczoraj ze Śląskiem też zawalił Hiszpan jedną setkę, kiedy zmarnował sam na sam, ale poza tym dorzucił dwie bramki, raz z karnego, raz głową po stałym fragmencie gry i jednocześnie utrzymał Górnika, ponieważ tej sześciopunktowej przewagi ekipa Brosza już nie roztrwoni.
A na drugim biegunie inny lider swojego zespołu, czyli Flavio. Kompletnie nie był sobą w Szczecinie. Elektryczny, nieskuteczny, niezbyt waleczny. To wszystko złożyło się na bardzo szybką zmianę dla Portugalczyka, już w 56. minucie. Gdy grał od początku, nigdy tak szybko z boiska nie schodził, najwcześniej po 74 minutach walki. No, ale skoro w Szczecinie zabrakło i jakości, i walki, Stokowiec nie bał się go posadzić na ławkę. Cóż, opłaciło się – Sobiech sieknął dwie sztuki.
– Nie mam czasu na świętowanie, bo w czwartek czekają mnie lekcje w szkole. Chociaż jest strajk, to on mnie nie dotyczy – powiedział Filip Marchwiński po zwycięstwie nad Legią, które przypieczętował swoją bramką. To jest przyszłość Lecha, a nie Raduty. Wiadomo – są kontrowersje, czy Filip przypadkiem nie za ostro wszedł w Antolicia, ale potem piłkarz pokazał sporą jakość. I mamy nadzieję, że pokaże ją jeszcze wielokrotnie.
Walukiewicz z Lechią. Sam strzał też był ładny, snookerowy, precyzyjny, ale to wyjście obrońcy z piłką z własnej połowy… Duże umiejętności ma ten gość, wiążemy z nim przyszłość. Reprezentacyjną.
Tarasovs najpierw traci piłkę, bo ta mu przelatuje pod podeszwą, potem Łotysz fauluje. Jest rzut wolny, jest wrzutka, jest gol. Ten Łotysz to mem.
– My nic nie musimy. Nawet jakbyśmy przegrali wszystkie mecze do końca, to nie dam sobie wmówić, że coś przegraliśmy. Ten sezon wygraliśmy, a teraz możemy tylko zyskać – stwierdził Piotr Stokowiec po meczu z Pogonią. Lechia po 36 latach wraca do pucharów, więc trener ma rację, dla Lechii to kapitalny sezon. Natomiast być tak blisko co najmniej jednego trofeum i nie wygrać nic? To zasłona dymna: szkoleniowiec Lechii tych zwycięstw pragnie bardziej, niż czegokolwiek innego.