Agnieszkę Radwańską można lubić albo nie, dokładnie jak każdego innego sportowca (w tym przypadku już – byłego). Można ją doceniać w mniejszym lub w większym stopniu, co zresztą cały czas się dzieje. Niedawno odsłonięto odcisk jej dłoni w tenisowej alei sław, a teraz pod obrady Rady Miasta Krakowa trafił wniosek o nadanie jej honorowego obywatelstwa. Nie chcemy wchodzić w politykę, bo jesteśmy sportowym portalem, ale trzeba napisać jedno: komuś ewidentnie zaszkodził legendarny krakowski smog…
Jeśli chodzi o słynnych sportowców, którzy na całym świecie promują rodzinny Kraków, to jest Radwańska, Robert Kubica i długo, długo nikt. Z tą delikatną różnicą, że dla kierowcy Formuły 1 Kraków oznacza w zasadzie miejsce urodzenia i miasto, w którym chodził do szkoły podstawowej, bo od dwudziestu lat żyje we Włoszech. Mistrzyni tenisowego Mastersa nie tylko urodziła się pod Wawelem, ale przez niemal całą karierę tam mieszkała, trenowała i z dumą podkreślała w wywiadach jak dużo dla niej znaczy rodzinne miasto. A trzeba sobie powiedzieć wprost, że nie była to łatwa miłość.
Kiedy Agnieszka zaczęła odnosić duże sukcesy, pojawił się na przykład pomysł budowy akademii tenisowej z prawdziwego zdarzenia. Rodzina Radwańskich miała kasę do wydania, miała inwestorów i wsparcie mediów. Potrzebowała terenów od miasta. Pierwsze, drugie, piąte, dziesiąte rozmowy – za każdym razem kończyło się na pustych słowach, a jeśli jakaś propozycja padała, to zdecydowanie mało poważna.
Jednocześnie Radwańska regularnie trenowała na kortach Nadwiślana, klubu, w którym zaczynała karierę. Kiedy jedna z dużych europejskich stacji telewizyjnych nakręciła tam reportaż, koleżanki z największych turniejów świata były przekonane, że tenisowe siostry z Krakowa robią sobie jaja, a cały materiał jest czymś w rodzaju prima aprilis. Bo w chwili, gdy gwiazdy pokroju Radwańskiej w USA, Niemczech, czy Australii trenują na nowiutkich obiektach, przebierają się w klimatyzowanych szatniach i mają do dyspozycji wszelkie wygody, Polka przez lata szykowała się do występów w Wielkich Szlemach na kortach pamiętających czasy jej wielkiej poprzedniczki, Jadwigi Jędrzejowskiej (jak ktoś nie kojarzy, to JJ wielkie sukcesy święciła przed II wojną światową).
W przypadku Radwańskiej miłość do rodzinnego miasta nie była tylko formą przywiązania do starych kortów i znanych od dziecka miejsc. Dla Krakowa oznaczała także gigantyczne wpływy do miejskiej kasy. Czemu? Bo w czasach, których niemal wszystkie tenisowe gwiazdy meldują się w rajach podatkowych, była wiceliderka rankingu WTA całe życie płaciła podatki krakowskim Urzędzie Skarbowym. Dodajmy tylko dla porządku: na samych kortach wygrała prawie 28 milionów dolarów, nie licząc wpływów od sponsorów i reklamodawców. Nawet zakładając preferencyjne stawki podatkowe – parę złotych dla fiskusa się uzbierało…
I teraz wchodzą radni, cali na biało, debatując nad przyznaniem Radwańskiej tytułu honorowej obywatelki Krakowa. I głosują na „nie”. Czemu? 20 tytułów WTA to za mało (żadna Polka poza nią nigdy nie zdobyła ani jednego, a ostatnim Polakiem, który wygrał w grze pojedynczej był Wojciech Fibak trzy dekady temu). Drugie miejsce w światowym rankingu to za nisko? Promowanie Krakowa nie zrobiło roboty? A może władzom miasta nie spodobało się to, że Radwańska ściąga w rodzinne strony inne gwiazdy światowego tenisa na turnieje pokazowe? Nie, to nie to. Po prostu nie jest z tej opcji politycznej, co trzeba!
Serio? Jak dobrze wiecie, my politykę w większości przypadków mamy tam, gdzie jej miejsce. Ale takie coś? Naprawdę? Żeby nie było wątpliwości, o co naprawdę chodziło w głosowaniu Rady Miasta, oddajemy głos Dominikowi Jaśkowcowi z PO-KO, przewodniczącemu tego żałosnego gremium. W rozmowie z gazeta.pl tłumaczył się ze swojej decyzji tak: – Jeśli o mnie chodzi, to niewątpliwie miało znaczenie to, że rodzina pani Agnieszki Radwańskiej jest bardzo związana z partią rządzącą. Pani Agnieszka Radwańska sama uczestniczyła w marszach smoleńskich. Część mieszkańców mogłaby odczytać tę nominację jako kontrowersyjną.
Kurtyna. Najbardziej znana i utytułowana zawodniczka z Krakowa nie dostanie honorowego obywatelstwa, bo 9 lat temu, po największej katastrofie w najnowszej historii Polski wzięła udział (z tysiącami innych mieszkańców miasta) w marszu, a jej ojciec słynie z ostrego języka i prawicowych poglądów. Radnym Krakowa serdecznie gratulujemy i radzimy serio pomyśleć nad walką ze smogiem, bo ewidentnie wpływa na sprawność ich umysłów.
Fot. Newspix.pl