Dziś śmigus-dyngus, więc jako urodzeni tradycjonaliści postanowiliśmy zrosić niektóre rozgrzane głowy kubełkiem zimnej wody. Jak wiecie, w polskiej piłce nie brakuje ludzi rozgorączkowanych, dla których takie wiadro może (przynajmniej powinno) stanowić sygnał, że zbliża się ściana. Nie łudzimy się, że na kogoś zadziała, ale przecież w tradycjach ważny jest gest, a nie skutek.
Komu więc należy się kubeł zimnej wody na głowę?
Władzom Lecha Poznań. Żeby tym razem transferów dokonywali przy pełnej trzeźwości umysłu. Bo żeby sprowadzić tych wszystkich Dionich, Kokaloviciów, Vujadinoviciów i Radutów, to naprawdę trzeba być ostro przymulonym. Kilka litrów zimnej wody na zgrzane poznańskie głowy powinno wystarczyć do tego, by tego lata ściągnąć piłkarzy na poziomie klubu walczącego o mistrzostwo, a nie takich, którzy mieliby problem z grą w Odlewie Poznań. Tak, tym B-klasowym. Osobne wiadro zarzucilibyśmy Piotrowi Rutkowskiemu za jego fantastyczne decyzje z ostatnich trzech lat, ale to byłoby marnowanie cennej wody – skoro nie zadziałały prawdziwe kubły lodu związane z długofalowymi projektami „Djuka” i „Nawałka”, to już nic nie zadziała.
Michałowi Janocie. Żeby przestał już się gniewać za to, że Arka nie puściła go zimą do klubu, gdzie mógł zarobić znacznie więcej. To znaczy – nie dziwimy się, że Michał jest wkurzony, bo co to za przyjemność dostawać przez całą wiosnę w łeb od każdego rywala. Ale fajnie byłoby, gdyby Janota przestał kręcić nosem i znów grał tak, jak jesienią.
Dariuszowi Mioduskiemu. Żeby przestał opowiadać te nielogiczne bajki o tym, by ligowi średniacy oddawali mu swoich najlepszych piłkarzy w zamian za podzielenie się z nimi zyskami z kolejnego transferu. Stosując analogię świąteczną – to tak, jakby pan Mioduski nie zapłacił w mięsnym za zimny bufet, ale obiecał, że przekaże podziękowania, jeśli rodzinie będzie smakowało. Z drugiej strony doceniamy, że przynajmniej z Sa Pinto wycofał się po trzech-czterech zimnych wiadrach na głowę, przy Klafie trzymał się aż do luksemburskiego obrzucenia lodem.
Piłkarzom Śląska Wrocław. Żeby przypomnieli sobie, że grają w Śląsku, a nie w Ślęzy.
Nikoli Vujadinoviciowi. Żeby dotarło do niego, że to puszenie się X-em po strzelonych golach jest komiczne. I przypomina trochę studenta z dowcipu, który cieszył się, że w pierwszej sesji dostał same dwójki. „No bo przynajmniej nie jedynki”.
Sebastianowi Walukiewiczowi, Filipowi Jagielle i Szymonowi Żurkowskiemu. Najpierw kubeł zimnej wody, a później rozmówki polsko-włoskie i tutorial od Wojtka Pawłowskiego. Żeby później nie było zdziwienia, że we Włoszech mieszkają Włosi, którzy – o zgrozo! – mówią po włosku.
Kibicom Wisły Kraków. Żeby pamiętali o zimowych perypetiach. I by przy ocenie obecnych możliwości Wisły brali na poprawkę to, że niespełna pół roku temu złapali dwoma kołami pobocze. A pozostałe dwa koła były już wbite w bandę.
Władzom Rakowa Częstochowa. Bo miło przyjmować komplementy, ale parasol ochronny zniknie szybciej niż się spodziewają.
Politykom z Częstochowy. By wreszcie zrozumieli, że mają u siebie naprawdę fajny klub, który zasługuje na obiekt godny Ekstraklasy.
Władzom Widzewa Łódź. By cały czas pamiętały, że karnetowy fenomen na skalę Europy nie sprawia, że remisy są wyżej punktowane. I jednocześnie by były świadome, że wymiana drużyny co rundę wygląda efektownie, ale jest dość kosztowna i nie zawsze przynosi oczekiwane efekty.
Władzom Ruchu Chorzów. POBUDKA!
Petteriemu Forsellowi. Jak ostatnio byliśmy wobec niego odrobinę złośliwi, to złapał formę życia.
Zbigniewowi Bońkowi. Żeby przestał wyciągać wnioski na temat szkolenia przez pryzmat jednego turnieju. Bo Niemcy nadal szkolą pierdyliard razy lepiej od nas. Nawet jeśli na ostatnim mundialu skończyliśmy podobnie.
Krytykom VAR-u. By w wytykaniu niedoskonałości porównali sobie liczbę błędów sędziowskich w erze wideoweryfikacji i bez niej.
Pogoni Szczecin. By w rundzie finałowej nie była Pogonią Szczecin z poprzednich rund finałowych.
Zagłębiu Sosnowiec. By nie utonęli w spiskowych teoriach i rozróżniali błąd (taki, który może zdarzyć się każdemu, na przykład władzom klubu zatrudniającym szereg parodystów) od spisku (którym byłoby np. stronnicze korzystanie z technologii VAR).
Widzom TVP. By nie myśleli sobie, że wszystkie mecze Ekstraklasy, które akurat pokazuje telewizja publiczna, wyglądają tak kozacko.
Trenerowi Brzęczkowi. By nie zapomniał, że sześć punktów w dwóch meczach to jeszcze nie awans, a gra reprezentacji wcale nie wygląda jak zapowiedź fantastycznej przygody w wakacje 2020. Na razie to bardziej jak bilet autobusowy do Zgierza, niż all-inclusive w najdroższych hotelach europejskich stolic.
Gino Lettieriemu. Profilaktycznie, z sympatii!
Nam. By nam się od tego dobrobytu nie poprzewracało w głowach!
Wam. Byście nigdy nie zapomnieli, czemu nas kochacie.
Mokrego Dyngusa!