Trzy tygodnie temu Piast Gliwice przegrał w Gdańsku 0:2, mimo że rozegrał jeden z najlepszych meczów w sezonie i stworzył mnóstwo sytuacji. Wszystkie jednak zmarnował, za to Lechia w swoim stylu dwa razy zaskoczyła ze stałych fragmentów i wygrała. Podopieczni Waldemara Fornalika dziś wzięli rewanż, a w drugiej połowie chwilami zagrali na modłę… Lechii.
W przerwie wydawało się, że jest po wszystkim. Piast w pełni zasłużenie prowadził i nie licząc pierwszego kwadransa, całkowicie kontrolował przebieg boiskowych wydarzeń. Goście rządzili w drugiej linii, to była różnica co najmniej jednej klasy. Na domiar złego – rzecz jasna dla gospodarzy – chyba najgorszy występ w karierze zaliczył Jarosław Kubicki. To on podwójne zawalił gola. Najpierw nieporadnie interweniował w polu karnym, a później pozwolił Piotrowi Parzyszkowi na zgarnięcie piłki i oddanie sytuacyjnego strzału. Wyszło znakomicie, napastnik gliwiczan trafił perfekcyjnie przy słupku, Dusan Kuciak nic nie mógł zrobić. Parzyszek w 2019 roku mógł się już pochwalić czterema bramkami i czterema asystami, ale wszystko uzbierał na własnym boisku. Teraz wreszcie ukłuł na wyjeździe i to jeszcze w miejscu, w którym 29 marca pudłował na potęgę. Podwójne przełamanie.
A Kubicki nie miał dość. Kilka minut przed końcem pierwszej połowy Szymon Marciniak słusznie pokazał mu drugą żółtą kartkę za faul na Patryku Dziczku. Wcześniejsze upomnienie również nie budziło kontrowersji. No nie zazdrościmy atmosfery w domu Kubickiego przy wielkanocnym stole.
Lechia do przerwy jedyną sytuację miała wtedy, gdy źle głową interweniował Jakub Czerwiński. Uratował go Aleksandar Sedlar, który idealnym wślizgiem zablokował Flavio Paixao.
No więc wydawało się, że w takich okolicznościach Piast nie ma prawa przeżywać nerwówki po zmianie stron. Tymczasem tak się stało. Gliwiczanie przestali stwarzać sytuacje, kontry wyprowadzali nieporadnie, co było szczególnie widoczne, gdy ogólnie spisujący się świetnie Tom Hateley źle w decydującym momencie akcji podał do Jorge Felixa.
Chwilami odnosiło się wrażenie, że pomny poprzedniego występu w Gdańsku Piast chciał rozegrać drugą połowę aż nazbyt wyrachowanie, do przesady po profesorsku. Mogło się to srogo zemścić. Lechia nieco spięła poślady i zaczęła być groźna ze skrzydeł. Na drodze strzału Filipa Mladenovicia stanął leżący już Czerwiński, co uratowało jego zespół. Rykoszet od Sedlara po próbie Flavio przeszedł tuż obok bramki, Frantisek Plach tylko patrzył. Na koniec rezerwowy Konrad Michalak zadziwił widzów, wszystko robiąc prawidłowo od początku do końca. Najpierw ograł Kirkeskova i Felixa, a potem dobrze dorzucił do Flavio, który jednak zmarnował wysiłek kolegi.
Fakty są jednak takie, że Lechia przez cały mecz nie oddała celnego strzału. Podsumowaniem jej bezradności przez większość spotkania było to zachowanie Mladenovicia. Podobno Hateleya nie opluł, ale sam ruch ust kojarzy nam się z tym, co zrobił/chciał zrobić Cafu z Legii.
Jaka jest różnica w tej sytuacji i w sytuacji z plunięciem Cafu? pic.twitter.com/3KO5mjlTWO
— Grzegorz Gancewski (@gr3gor_g3) 20 kwietnia 2019
Piast w ostatniej akcji dobił rywala. Tomasz Jodłowiec spokojnie mógł sobie wrzucić z prawego skrzydła, a Joao Nunes poszedł na grzyby, dlatego Felix spokojnie przyjął i władował od poprzeczki. Tak samo jak u Parzyszka to już jego piąty gol w rundzie wiosennej.
Druga połowa gości trochę nas rozczarowała, ale ostatecznie wykonali oni swój plan w stu procentach. A przy okazji chyba za bardzo nie odlecą, bo mają świadomość, że tym razem szczęście było po ich stronie. Lechia dostała kolejny kij w szprychy i sprawia wrażenie, jakby za chwilę miała się dotkliwie potłuc. Jeśli najlepszy w jej szeregach jest młody Makowski, to coś tu nie gra. Druga z rzędu porażka sprawiła, że Piast doskoczył do gdańszczan na cztery punkty. Gdyby wieczorem Cracovia wygrała na terenie Legii, to… przy Okrzei musieliby uznać, że ich cele nie kończą się na samym awansie do europejskich pucharów.
[event_results 577519]
Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl