Claressa Shields to jedna z najgroźniejszych kobiet na świecie. W boksie amatorskim stoczyła 78 walk, przegrała jedną. Zgarnęła dwa złota olimpijskie – czyli komplet, bo kobiecy boks zadebiutował na igrzyskach dopiero w Londynie. Przejście na zawodowstwo? Nie sprawiło jej żadnego problemu. Dlatego jest głodna kolejnych wyzwań i chciałaby… zawalczyć z mężczyznami. Nie byle jakimi, bo jednymi z najlepszych na świecie.
Słuchajcie, Shields to naprawdę jedna niesamowita osoba. Sporo w życiu przeszła: jako dziecko była wykorzystywana seksualnie przez chłopaka matki. Do boksu skierował ją za to jej biologiczny ojciec, z którym jednak przez wiele lat mogła się widzieć tylko przez kraty. Bo (to jego imię) Shields boksował w podziemnych ligach, opowiedział Claressie o Laili Ali, córce Muhammada Alego, która sama też wchodziła do ringu. Wciąż jednak wierzył, że boks to męski sport, dlatego na założenie rękawic zezwolił córce dopiero, gdy ta miała 11 lat.
Szybko okazało się, że Claressa ma ogromny talent. W wieku 16 lat wygrywała ogólnokrajowe turnieje, a na próbie przedolimpijskiej w 2012 roku pokonała Franchon Crews, mistrzynię kraju i świata. Nie potrzebowała czasu na przystosowanie się do rywalizacji, weszła tam z buta, jakby była stworzona tylko w tym celu. Niedługo po tym, jako siedemnastolatka, miała na szyi pierwsze olimpijskie złoto. Po czterech latach dołożyła drugie. Jako jedyna w historii bokserskiej kadry USA obroniła taki krążek na kolejnych igrzyskach.
Po nich przeszła na zawodowstwo. Stoczyła w nim do tej pory dziewięć walk, żadnej nie przegrała. Najpierw w wadze super średniej, teraz średniej. W tej pierwszej trzymała naraz dwa pasy: WBC i IBF. W drugiej przebiła to osiągnięcie i zunifikowała wszystkie możliwe mistrzostwa – WBC, WBA, IBF, WBO oraz pas magazynu „The Ring”. Teraz poluje na walkę z Cecilią Braekhus, niepokonaną w 35 walkach Kanadyjką, która boksuje w wadze półśredniej i też nosi ze sobą do ringu komplet mistrzostw.
Po co wam to wszystko piszemy? Bo zanim przejdziemy dalej musicie sobie uświadomić jedno: Claressa prawdopodobnie złoiłaby dupę większości z was. I żeby nie było – nam też. My jednak nie ćwiczymy sztuk walki i nie mamy doświadczenia w boksie. Moglibyśmy co najwyżej bazować na przewadze siły, której – biorąc pod uwagę, ile Shields trenuje – tak naprawdę moglibyśmy w ogóle nie mieć. Więc przewidujemy, że nasz opcjonalny sparing z Amerykanką zakończyłby się sromotną porażką.
Natomiast problem Claressy Shields jest taki, że ona nie chce bić się z nami, a z profesjonalnymi pięściarzami. W tym z jednym z najlepszych na świecie, Giennadijem Gołowkinem. – Sparuję z mężczyznami. Powalam ich. Rozbijam ich nosy. Pobijam ich cały czas. Myślę, że mogłabym pokonać Keitha Thurmana, naprawdę tak uważam. Mogą być ode mnie silniejsi, ale ich umiejętności bokserskie nie są jak moje. GGG jest teraz starszy, mogłabym mu zapewnić dopływ gotówki – mówiła Shields.
Zapytana przez portal tmz.com, czy nie obawia się siły ciosów męskich rywali, odpowiadała, że nie, bo to nie boks. Boks to dla niej czysta nauka, ponieważ do tej pory wszyscy twierdzili, że inne dziewczyny są silniejsze od niej, a i tak z nimi wygrywała. Więc dlaczego nie miałaby tego zrobić z facetem? Szczególnie, że – co dodała po chwili – sama ma nieco siły w rękach i potrafi wyprowadzać ciosy w odpowiednie miejsce o odpowiednim czasie.
Generalnie, jak dla nas jest to absurdalny pomysł, podobnie myśli Piotr Momot, zastępca redaktora naczelnego portalu ringpolska.pl:
– Mogę to skomentować krótko: nie ma szans. Byłem świadkiem jak Ewa Piątkowska, nasza mistrzyni świata wagi półśredniej, według niektórych rankingów absolutnie najlepsza w swojej kategorii wagowej, sparowała z siedemnastoletnimi mężczyznami. I nie była w stanie nic w tym ringu zrobić. Nie mówię, że była gorsza od wszystkich, może to była po prostu jej któraś z kolei sesja sparingowa. Ale była spora różnica w koordynacji ruchowej czy sile fizycznej. Nawet tak wybitna zawodniczka jak Claressa, która jest ewenementem w tym kobiecym boksie, pewnie przegrałaby z facetami trenującymi od kilkunastu miesięcy. Po prostu nie, nie wyobrażam sobie tego, by jakakolwiek kobieta mogła konkurować z nastolatkiem trenującym boks. A co dopiero mówić o zawodowym pięściarzu.
Jak więc traktować takie deklaracje ze strony Amerykanki? Poza tym, że jako chęć popełnienia samobójstwa z użyciem pięści rywala (niby się tak nie da, ale trudno inaczej klasyfikować nam ten przypadek). Odpowiedź jest prosta: chwyt marketingowy.
Piotr Momot:
– Tak, Claressa ma problem z tym, że chciałaby być bardzo mocno doceniona. Idzie trochę drogą Floyda Mayweathera Jr., który dużo mówił o tym, co chciałby zrobić w ringu. Ona też mówi, potem to nawet robi, ale kobietom. A czy mogłaby mężczyznom? No nie, po prostu nie. To jest ewidentnie zagrywka pod publikę, która… akurat w tym przypadku może jej nie wyjść na dobre. Bo ja jej mocno kibicuję, dużo przeszła, jest zawzięta i utalentowana. Ale to już jest za dużo. Nawet jako jej największy fan tego nie kupuję i doradzam, by nie szła w tym kierunku.
Fot. Newspix