Ruch Chorzów jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Albo, by nie bawić się w poprawność: jest w dupie i planuje tam zakup wersalki. Niebiescy nie potrafią sięgnąć po trzy punkty w II lidze od 10 spotkań, siedzą w strefie spadkowej i choć mają tylko dwa oczka straty do bezpiecznej Olimpii, to skoro nie wygrywają meczów, trzeba mówić o “aż” dwóch punktach dystansu. Władze klubu uznały więc, że trzeba działać – trzeci spadek z rzędu to jednak pewien kłopot. Pożegnano Marka Wleciałowskiego, natomiast w jego miejsce sprowadzono… Jana Kociana!
Tak, tego Kociana z tych Kocianów. Dokładnie tego samego trenera, który pamięta ładniejsze czasy Ruchu, bo zresztą sam w ich tworzeniu brał udział – Słowak doprowadził Ruch do trzeciego miejsca w lidze, a potem bardzo pozytywnie zaprezentował się z zespołem w pucharach. Przegrać grupę Ligę Europy jedną bramką z Metalistem Charków? Żaden wstyd, bardziej dla Ukraińców, skoro potrzebowali rzutu karnego w dogrywce, by odprawić outsidera.
No, ale sześć meczów na krajowym podwórku później Kocian został zwolniony, ponieważ władze klubu nie mogły znieść faktu, że Ruch wygrał zaledwie jedno starcie w lidze do początku października i jeszcze przegrał derby z Górnikiem. Nikogo nie obchodziło, że wcześniej Kocian wykręcał wyniki ponad stan, a potem po prostu musiał przyjść powrót na ziemię. Ruch chciał być mocarzem, Kociana więc zwolnił. Jemu wsparcia udzielili kibice, Niebiescy się natomiast jeszcze utrzymali, chwilę oszukiwali przeznaczenie, ale w rozgrywkach 16/17 w końcu z nim przegrali.
Potem polecieli znowu, a Kocian w tak zwanym międzyczasie prowadził Pogoń (słaba kadencja i zwolnienie po pół roku), Podbeskidzie – bez sukcesów, za to z brzydkim pierdem na koniec (KLIK) – i reprezentację Jemenu (cztery mecze, wszystko w trąbę bez strzelonej bramki). Teraz szkoleniowiec wraca do Chorzowa.
Napisaliśmy, że w miejsce Wleciałowskiego, choć oficjalnie to nie do końca tak, bo Kocian jest menadżerem pierwszego zespołu, a pierwszym trenerem został Karol Michalski, dotychczasowy asystent. Nie ma jednak innej opcji: to Kocian będzie miał decydujący głos. To on prowadził zespół na dzisiejszym treningu, ponadto mówił dla portalu Niebiescy.pl: – Oficjalnie pierwszym trenerem jest Karol Michalski, a ja menedżerem. Mam powody, dlaczego nie chcę być trenerem. To jest sytuacja praktycznie na miesiąc. Na mojej głowie będą oczywiście treningi oraz mecze, czyli te zadania, którymi zajmuje się pierwszy trener. Chciałbym jednak, aby nazywano mnie menedżerem. Jest to zmiana, ale mam ku temu powody.
W tym samym wywiadzie Kocian mówi, że nie podpisywał nawet żadnej umowy, po prostu na razie ma uratować Ruch, a potem się zobaczy. Na przykład to, czy lepiej wracać do Jemenu, czy nie.
W każdym razie teraz trzeba działać, bo naprawdę nie jest różowo. Zostało sześć meczów, w tym z walczącymi o awans Widzewem i Elaną, a gonić trzeba. Wleciałowski wile nie pomógł, wygrał dwa mecze na początku, lecz już potem Ruch znów zaczął fałszować. Jeśli teraz przypomni sobie choćby parę nutek z ładnej melodii sezonu 14/15 za Kociana – będzie utrzymanie. Jeśli nie, Ruch Chorzów wyląduje na czwartym poziomie rozgrywkowym.
Brzmi to koszmarnie.
Fot. FotoPyk