Reklama

Czerwone Diabły łagodne jak baranki

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2019, 23:38 • 4 min czytania 0 komentarzy

Manchester United lubi ustawiać sobie poprzeczkę wysoko. Dzisiaj przypomniał o tym próbując wygrać mecz bez oddania celnego strzału. Niestety dla wszystkich zwolenników gry do tyłu i w poprzek, futbolu na stanowcze raczej nie, sukcesu nie odnieśli. Czerwone Diabły wyglądały, jakby próbowały rozbroić oddział SWAT za pomocą trzech pistoletów na wodę, dwóch noży do masła i bukietu bazi wielkanocnych.

Czerwone Diabły łagodne jak baranki

Wy wszyscy, którzy oglądaliście ten mecz i nie zapadliście z nudów w śpiączkę, zagrajcie z nami w grę. Spróbujcie przypomnieć sobie najlepsze sytuacje, jakie stworzyło sobie dzisiaj United. Co tam należałoby wpisać? Sytuacje pod nazwami roboczymi: “gdyby Martial lepiej przyjął”, “gdyby Rashford strzelał w bramkę, a nie w stodołę sołtysa”, “gdyby Rashford trenował woleje z Piotrem Grzelczakiem”, “jak Lenglet kiwał się pod własnym polem karnym” i pochodne.

Tak naprawdę dogodna okazja była w sumie jedna, ale jej wykończenie rozbawiłoby nawet największych ekstraklasowych wyjadaczy. Diogo Dalot dostał centrę idealną. Centrę, która przeszła wszystkich obrońców, centrę która minęła golkipera, mało: centrę, która sprawiła, że bramkarz do niej wyszedł, a potem się wrócił, odsłaniając całą bramkę. Ale Dalot, choć wystarczyło tylko skierować piłkę do siatki, postanowił zgrywać do środka. Nie wiadomo po co i nie wiadomo kogo. A przynajmniej radzimy mu mówić, że próbował zgrywać, bo jeśli to był strzał, to opada wszystko, na pewno nie tylko ręce.

To był mierny mecz Manchesteru United, może nawet na dwa z dwoma. Chyba sparaliżował ich powrót do ćwierćfinału Ligi Mistrzów po pięciu latach. Inna sprawa, że ich domowa forma w Champions League jest naprawdę mizerna. Czerwone Diabły strzeliły na Old Trafford jedną bramkę, Fellaini w doliczonym czasie  gry z Young Boys Berno.

Trudno powiedzieć czy Barcelona, jak chcieli niektórzy, nieszczególnie się dzisiaj wysiliła, czy po prostu miała swój plan na ten mecz i konsekwentnie go realizowała, co do najłatwiejszych w futbolu nie należy. Mecz ułożyli sobie po kwadransie. Jak policzyło OptaWeszło Barca wymieniła przed bramką 13525259252 podań, co zajęło dokładnie bardzo dużo czasu. Schemat powstał z tego taki: szukanie dziury w całym, aż w końcu nadchodzi bezlitosne przyspieszenie akcji; w tym wypadku robotę wykonał Busquets świetnym podaniem penetrującym, potem Messi inteligentnie przerzucił na drugi słupek, a tam wykończył wszystko Suarez do spółki ze statystującym Shawem. Ten motyw powtarzał się dzisiaj kilkukrotnie, z jedną tylko różnicą: bez piłki trzepoczącej w siatce, choć jeszcze w pierwszej połowie United za swoją nieruchawość mogło zostać pokarane po akcji Suareza, czy w drugiej po uderzeniu Alby z ostrego kąta.

Reklama

Różnica w kulturze gry była dzisiaj gigantyczna. Nie mówimy o samym posiadaniu piłki, choć wiadomo, że też miało to swoje znaczenie, szczególnie, gdy Czerwone Diabły próbowały kontrować lagą na bałagan. Prawdziwa przepaść pojawiała się, gdy jedni i drudzy próbowali wychodzić spod pressingu. Barca robiła to bezbłędnie, zyskując pół boiska wolnego miejsca. Manchester United dostawał galaretowatych nóg i kwestią czasu było zagranie pełne paniki, zazwyczaj lądujące na głowach defensorów Barcy lub na aucie. W tych nielicznych chwilach, gdy gospodarze faktycznie przedarli się przez zasieki, i tak atak rozbijał się najpóźniej w okolicach dwudziestego metra. Jak ktoś umie docenić zwartą grę defensywną, miał dzisiaj ucztę.

Uczty nie mieli natomiast dzisiaj miłośnicy VAR-u i dobrego sędziowania. Już bramkę Suareza boczny sędzia uznał za nieprawidłową, podczas gdy powtórka pokazała, że Urugwajczyk miał jeszcze tyle miejsca, że zdołałby tam wykręcić Żukiem. To powinno zapalić arbitrom czerwoną lampkę, ale absolutnie nie zapaliło. Mogli przynajmniej sprawdzić uważnie sytuację, w której poleciał w polu karnym McTominay – nawet, jeśli podtrzymaliby decyzję, rozwialiby wątpliwości. Skandaliczne natomiast, że Smalling, wyraźnie celowo trafiający Messiego w twarz, rozkwaszając mu nos, nie dostał za to zagranie nawet żółtej kartki. To było czerwo, tu, teraz, od razu, czerwo które w czasach VAR-u nie powinno ujść płazem. Smalling zrobił to sprytnie, po wyskoku, przeciągając niby naturalny ruch rąk tak, by załadować rywalowi w twarz. Oko mogło mieć problem, ale nie powtórka – a jednak sędziowie w tym czasie najwyraźniej przeglądali telegazetę. Po drugiej stronie nie zaszkodziłaby konsultacja, gdy Busquets mógł zarobić drugą żółtą kartkę.

Jakim cudem Alba nie dostał żółtej kartki za ordynarną symulkę? Jeśli kiedykolwiek wprowadzono by czerwoną kartkę za próbę oszukania sędziego, to zagranie Alby pokazywano by na instruktażach. Sam wpadł głową w Younga, w zasadzie mu ją wsadził w pępek, a potem złapał się za głowę jakby mu ją ktoś usiekł siekierą. Żenadometrom w całej Europie skończyła się skala.

Jeśli Manchester United chce w tym dwumeczu powalczyć, to musi zmienić w swojej grze wszystko. Raz już mu się udało, ma prawo się pocieszać: trafiamy raz i wracamy do gry. Ale jakości, która poparłaby takie myślenie, nie pokazali dzisiaj za grosz. Pokazali tylko, że nie mają pomysłu na grę z Barceloną, podczas gdy ona doskonale wie jak ma się zachować, by zabrać Czerwonym Diabłom widły.

MANCHESTER UNITED – FC BARCELONA 0:1

Luke Shaw (samobójcza) 12

Reklama

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...