Reklama

Nie było cudu. Polacy ograni przez Niemców

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

10 kwietnia 2019, 20:43 • 3 min czytania 0 komentarzy

Niby było to oczywiste. Niby wiedzieliśmy, że ten mecz tak się skończy. Ale i tak usiedliśmy przed telewizorami z nadzieją, że Polacy czymś nas zaskoczą. Nie zrobili tego jednak ani przez chwilę i – po festiwalu pomyłek – przegrali z Niemcami 18:26.

Nie było cudu. Polacy ograni przez Niemców

Słuchajcie, napiszemy wprost: tyle błędów, co nasi reprezentanci w tym meczu, nie popełnia humanista-wagarowicz na maturze z matematyki. Właściwie kurs na to, że dana akcja zakończy się stratą piłki powinien być niższy niż na to, że Polacy zdobędą po niej gola. Niecelne podania (niektóre leciały wręcz w trybuny, a te w gliwickiej hali są nieco oddalone od parkietu), błędy kroków, podparte rzuty, odgwizdywana gra pasywna. Polscy szczypiorniści zafundowali nam dziś niezły materiał szkoleniowy. Szkoda, że jego tytuł brzmiałby: „Jak nie wyprowadzać akcji w ataku”.

Zresztą w tyłach nie było lepiej. Okej, tradycyjnie nieźle spisywali się u nas bramkarze i trudno nam powiedzieć jakieś złe słowo na Mateusza Korneckiego czy Adama Morawskiego, skoro ci co chwila byli wrzucani na minę przez kolegów, stając oko w oko z którymś z Niemców. Nasi zawodnicy kompletnie nie nadążali bowiem za rywalami. O ile nam do zbudowania akcji potrzeba było kilkunastu podań, o tyle rywale potrafili to robić dwoma-trzema, gdy nasza obrona już się ustawiła.

A często bywało tak, że nie zdążyliśmy tego zrobić. Najlepszym przykładem była chyba sytuacja, w której zagraliśmy bez bramkarza, zdobyliśmy gola i… zanim wróciliśmy na naszą połowę, Niemcy już na to trafienie odpowiedzieli. Momentami wyglądali na naszym tle jak króliki Duracella z reklam. Po prostu zapieprzali, gdy my zwalnialiśmy niemal każdą akcję. Zwykle po to, by ostatecznie jej nie wykorzystać.

Reklama

A Niemcy? Patrząc na ich grę miało się wrażenie, że starali się tylko na początku i w momencie, gdy Polacy zbliżyli się na jedno trafienie (a mógł być nawet remis, dogodnej sytuacji nie wykorzystał Piotr Jarosiewicz). Poza tym dalecy byli od swojej weltklasse, którą normalnie potrafią prezentować. A mimo tego zdeklasowali nas bez większych trudów. Wiecie, to jak z Ferrari, które pojedzie na trzecim biegu i wyprzedzi Poloneza nawet gdy ten wrzuci piątkę. A ten nasz Polonez to lawirował dziś raczej między jedynką a wstecznym.

Słuchajcie, wiemy w jakiej sytuacji jest nasza kadra. Niedawna zmiana trenera, budowanie od nowa, znacznie słabsza pod względem personalnym drużyna niż jeszcze kilka lat temu. Ale wiemy też, co potrafią wyczyniać w europejskich rozgrywkach nasze kluby. I że niektórzy z naszych zawodników – choćby Kamil Syprzak – naprawdę są gwiazdami tego sportu. Dlatego cholernie przykro patrzy nam się na tak grającą Polskę.

Bo nie oczekujemy zwycięstw z Niemcami, Francją czy Danią. Nie w obecnej sytuacji. Po prostu chcielibyśmy widzieć, że Polacy zagrali na maksimum swoich możliwości i naprawdę walczyli o dobry wynik. A dziś ani przez chwilę nie odnieśliśmy wrażenia, że tak właśnie jest.

SW

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...