Skąd aktualnie polskie kluby biorą trenerów? Z widowni.
Wyobraźcie sobie, że idziecie do teatru. Dobre miejsca, pierwszy rząd. Ale nagle się okazuje, że aktor grający główną rolę nie radzi sobie zbyt dobrze.
– Zapraszamy pana na scenę.
– Mnie?
– Tak, pana.
Rozglądacie się wokół.
– Śmiało, śmiało. Zna pan chyba postać Romeo, prawda?
– Yyyyyy.
– Na pewno pan zna. Zapraszamy.
Dariusz Żuraw i Aleksandar Vuković mają poprowadzić dwa największe polskie kluby w ostatnich dziesięciu kolejkach ekstraklasy. Wzięto ich właśnie z widowni. Mieli dobre miejsca, blisko boiska. Wywołano ich, aby przejęli główne role w tych spektaklach. W Lechu Poznań wywoływano już tylu ludzi, że w klubowych korytarzach coraz trudniej spotkać kogoś, kto ani przez moment nie był trenerem „Kolejorza”.
Zarówno Żuraw jak i Vuković mogą być świetnymi ludźmi (o tym drugim mogę to powiedzieć na pewno), ale obaj zostają obarczeni odpowiedzialnością zupełnie przez przypadek. Żaden z nich nie miałby najmniejszych szans poprowadzić takiego klubu, gdyby nie fakt, że akurat trzeba dać tę fuchę komukolwiek, kto ma dres, buty i umie włączać stoper.
W Legii sytuacja jest w ogóle kuriozalna, z uwagi na kuriozalnego prezesa Dariusza Mioduskiego i jego kuriozalne wypowiedzi w programie „Sekcja Piłkarska” emitowanego na stronie sport.pl. Jeszcze w poprzednim tygodniu Mioduski mówił, że „wszyscy kochamy Sa Pinto” i zapewniał o wsparciu, potem był mecz z Wisłą, którego – zdaniem Mioduskiego właśnie – Legia nie musiała przegrać, a wynik jest dość mylący. A jednak kochany Sa Pinto został zwolniony po tym nie najgorszym meczu, którego wynik jest mylący i teraz okazuje się, że klub nie tylko nie ma upatrzonego następcy, ale nawet nie wie, kto poprowadzi we wtorek trening, bo akurat Vuković wyjechał z Warszawy na egzamin. Zresztą Vuković jeszcze rok temu w identycznym momencie zdaniem Dariusza Mioduskiego nie nadawał się do tej roli. Wtedy prezes twierdził: – Vuković jest częścią Legii, jej sercem. Ale ja potrzebuję głowy.
Teraz z kolei mówi: – Vuković to naturalny kandydat do poprowadzenia Legii do końca sezonu.
A więc albo u „Vuko” – zdaniem prezesa oczywiście, bo nie moim – wykształciła się w końcu głowa, albo Legia zamierza finiszować bez głowy.
Mioduski ma jednak to do siebie, że z wielkim przekonaniem, a nawet z wielkim nabożeństwem potrafi wygadywać rzeczy, które się wzajemnie wykluczają lub które w ogóle nie mają najmniejszego sensu. Opowiada, że średni czas pracy trenera w Europie to 11 miesięcy, ale zapomina dodać, z czego te wyliczenia wynikają. A wynikają z tego, że źle zarządzane kluby biorą trenerów na moment, a dobrze – na dłużej. I Legia jest wśród tych najgorzej zarządzanych, skoro to drugi sezon z rzędu, w którym zespół poprowadzi minimum trzech trenerów. Zresztą, skoro Mioduski sugeruje się tymi 11 miesiącami, to po co daje trenerowi, który jest typowym spadochroniarzem, kontrakt na 36 miesięcy?
To w ogóle ciekawe, jak bardzo Mioduski jest uzależniony od przekonywania wszystkich wokół, że ma jakąś strategię w tym swoim pierdolniku.
– Nasze cele i strategia pozostają niezmienne – co się zmienia to środki, jakimi je osiągamy – powiedział wczoraj.
I dodał: – Apetyt rośnie wśród kibiców, ale i wewnątrz klubu. Wtedy zaczęliśmy dostrzegać, że jesteśmy klubem, który ma zdobywać trofea. To jest strategia. Ktoś się czasem śmieje, ludzie mówią, że skoro zmiana trenera, to nie ma strategii. Jest: zdobywać trofea co sezon. Poza tym cel, który ja wprowadziłem, to stawiać na wychowanków i młodych Polaków.
„Zdobywać trofea co sezon” to nie jest strategia, tylko cel. Chyba że Dariusz Mioduski uważa, że strategicznym posunięciem jest coroczne zwalnianie kiepskiego trenera w kwietniu i powierzanie drużyny przypadkowej osobie. A już te gadki o wychowankach i młodych Polakach… No po prostu mnie od nich mdli. Kontenery kiepskich cudzoziemców w każdym oknie. Przyjeżdża Agra, wyjeżdża Eduardo. Przyjeżdża Rocha, wyjeżdża Hildeberto. Nieprzerwane pasmo idiotycznych zaciągów, jacyś Mauricio czy inne Antolicie, ruchy bez ładu i składu, a Mioduski o wychowankach. Najgorsze, że on sam sobie wierzy.
Cała ta pańska „strategia” sprowadza się do tego, że dzisiaj może pan naprawdę porządnie zarobić jedynie na zawodnikach, których pan odziedziczył po rządach poprzednika, Bogusława Leśnodorskiego: na Majeckim, Szymańskim, Wietesce, Nagym, Kulenoviciu, Niezgodzie oraz – dzięki opcjom – Dudzie, Prijoviciowi i Bereszyńskiemu. Pan powinien poprzednikowi raz w tygodniu kwiaty wysyłać.
*
Wczoraj byłem gościem w „Magazynie Ekstraklasa”. Prowadzący, Tomek Włodarczyk, zapytał, jak to jest możliwe, że tak zorganizowany klub jak Legia przegrywa z tak zorganizowanym klubem jak Wisła. Odpowiedziałem, że to bardzo logiczne, że lepiej zorganizowany klub wygrywa z gorzej zorganizowanym. Oczywiście pamiętam, że w Krakowie dopiero co robiono zrzutkę na kosiarkę, a w tym czasie trener Legii urządzał apartament przy Złotej 44.
Ale jak dzisiaj chcemy zestawić organizację obu tych klubów?
Który z tych klubów dobrał właściwą osobę na stanowisko trenera? Wisła.
W którym z tych klubów trener ma komfort zatrudnienia? W Wiśle.
Który z tych klubów ma dyrektora sportowego, który nie musi wyciągać wizytówki na powitanie? Wisła.
Który z tych klubów ma prezesa, który cokolwiek wie o piłce nożnej? Wisła.
Który z tych klubów dokonuje lepszych transferów? Wisła.
W którym z tych klubów pierwsza drużyna ma lepsze warunki do treningów? W Wiśle.
Aż możemy dojść do pytania najbardziej brutalnego. Który z tych klubów ma mniejsze zadłużenie? Halo, który, panie Darku?
*
Te wypowiedzi Mioduskiego z wczoraj… Ręce opadają.
Nigdy nie ma optymalnego momentu na zmianę trenera. Może po sezonie, ale w środku sezonu zawsze jest trudniej, nigdy nie podejmuję się wtedy… Inaczej: próbuje się wtedy podejmować optymalne decyzje, ale nie zawsze są najlepsze.
Właśnie dlatego zwolnił pan do tej pory Magierę, Jozaka, Klafuricia oraz Pinto? Każdego z nich w środku sezonu, natomiast nigdy nie zdarzyło się panu zmienić trenera po sezonie?
Po przerwie zimowej wyglądaliśmy dobrze. Byłem na obozach, widziałem jak ciężko trenowaliśmy. Mocno zasuwali, byli zadowoleni, nie było kontuzji mimo dużych obciążeń. Od tej strony nie można się do drużyny i dzisiaj przyczepić. Gdzieś coś nie zafunkcjonowało od takiej po prostu strony gry w piłkę.
No to naprawdę super, do niczego nie można się było przyczepić, poza grą w piłkę. Gratuluję. Ale wie pan, że to klub piłkarski?
Nie przesadzajmy z tą taktyką. Ja wiem, że ustawienie z tyłu, przyznaję, to rzecz bardzo ważna. Tu odgrywa dużą rolę. Ale z przodu najważniejsze jest niekonwencjonalne zagranie, dobrze podać, strzelić, przedryblować. To zrobi różnicę, nie taktyka.
Podobno po tym wyznaniu mają zostać odwołane wszystkie kursy trenerskie w Europie, a Pep Guardiola zaprzestaje kariery trenerskiej. Okazało się, że cała jego ciężka praca nad taktyką w ofensywie nie ma najmniejszego sensu. Po prostu trzeba dobrze podać i strzelić.
Wczoraj rozmawiałem z dobrym trenerem, czyli kimś, kogo Dariusz Mioduski jeszcze nie miał okazji zatrudnić. Zwrócił uwagę na to, że Legia fatalnie broni jako drużyna i fatalnie jako drużyna atakuje. Każdy zespół traci gole, ale w dobrze funkcjonującym zespole do straty gola musi przyczynić się błąd indywidualny. Legia traci gole nie po błędach jednostek, tylko Legia nie funkcjonuje w defensywie jako zespół. Nie ma też żadnego planu na ofensywę, wszystko jest właśnie takie, jak mówi prezes – ktoś ma strzelić, ktoś podać, ktoś przedryblować. To nie zadziała przeciwko mocnym przeciwnikom.
Szatnia Legii nie jest podzielona, żeby była jasność.
A to super, że już mamy jasność.
Dyrektor sportowy w Legii jest bardzo mocny, pracujemy razem codziennie, ma pełne wsparcie.
O człowieku – tu zwracam się do owego dyrektora. Idź zdać kluczyki do służbowego auta, bo chyba jesteś na wylocie. Panie Mioduski, pan naprawdę nie zauważył, że słowa „pełne wsparcie” z pana ust zaczęły brzmieć groteskowo? Że pan nie ma jakiejkolwiek wiarygodności? Że taśmowo zwalnia pan ludzi, którym deklaruje pełne wsparcie?
Jeżeli będzie ktoś, kto zrobi tą robotę lepiej niż ja, to nie będę miał dwóch momentów zawahania. Na razie nie było takiego, na razie jestem zdania, że tylko połączenie w Legii funkcji właściciela i prezesa jest jedyną drogą, żeby osiągnąć te rzeczy, które chcę osiągnąć dzisiaj w klubie.
Dochodzimy do zaskakującego wniosku: Dariuszowi Mioduskiemu wydaje się, że robi dobrą robotę. Mało tego – nikt nie byłby w stanie zrobić lepszej.
Czy Heuser doradza? Tak, to strategiczne doradztwo. Jeżeli mamy procesy strategiczne, to rozmawiamy, jego zdanie mocno się liczy, ale w większości bardzo mocno się zgadzamy, rzadko jest tak, że myślimy zupełnie inaczej.
Strategicznie panowie się ze sobą zgadzają, dlatego jego zdanie mocno się liczy. A czy czasem nie został zawołany po to, by dać twarz do fotki, dzięki czemu Dariusz Mioduski zaprezentował się jako światowiec?
Mam alergie na to kitowanie. Wolałem Józefa Wojciechowskiego, który w podobnym tempie zmieniał trenerów, ale przynajmniej walił prosto z mostu: ten okazał się durniem, tamten mnie zawiódł, ten to leń, po tamtym spodziewałem się więcej. Żadnych słodkich słówek o długofalowej koncepcji, tylko czyste emocje. Zero PR-u, zwykła gadka. Nazywanie rzeczy po imieniu, zamiast ciągłego udawania. Wojciechowski kiedy zmieniał trenera, nie mówił, że to element strategii, tylko mówił, że miał faceta po dziurki w nosie. Był naturalny. Mioduski nawija makaron na uszy, ale przeoczył moment, w którym jego słowa ludzie przestali brać poważnie.
*
Dla Legii i Lecha jedna ważna lekcja: różne umiejętności musi posiadać dzisiaj trener piłkarski, ale kluczową jest budowanie relacji. Wystarczy nawet rozejrzeć się po Europie – Guardiola, Klopp, Zidane, Solskjaer… Szkoleniowiec nie powinien być kolegą dla piłkarzy, ale też nie powinien być toksycznym typem, na którego piłkarze nie mogą patrzeć. Budowanie pozytywnego środowiska pracy – tak to chyba określa się w innych branżach. Dopiero za odpowiednimi relacjami interpersonalnymi muszą iść kolejne elementy trenerskiego fachu.
Mówiąc krótko – trener powinien być normalny.
Czas zbzikowanych, nabzdyczonych albo po prostu skrajnie nieprzyjemnych szkoleniowców minął. Trzeba poszukać taty, na co dzień pełnego zrozumienia, ale też takiego, który – wbrew dzisiejszym trendom wychowawczym – gdzieś w szafie ma zawieszony pasek, niekoniecznie potrzebny mu do spodni.
KRZYSZTOF STANOWSKI