Reklama

Maciej Lampe nie zagra na mistrzostwach świata?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

02 kwietnia 2019, 18:57 • 4 min czytania 0 komentarzy

Różnie układała się kariera Macieja Lampego w kadrze. Raz sam z niej rezygnował, innym razem to ona go odstawiała na boczny tor. Gdy miały być sukcesy – kończyło się niepowodzeniami. Gdy wydawało się, już nie ma w niej miejsca, to nagle się znalazło i Maciej poprowadził ją do historycznego awansu na MŚ. Niedawno zresztą to wszystko opisywaliśmy. Nie sądziliśmy jednak wtedy, że niemal równy miesiąc trzeba to będzie aktualizować.

Maciej Lampe nie zagra na mistrzostwach świata?

– Jeśli nie dojdziemy do porozumienia w tym tygodniu, to nie pojadę na mistrzostwa świata. To dla mnie trudna decyzja, bo chciałbym w nich zagrać. Tym bardziej, że są rozgrywane w Chinach i gramy z reprezentacją gospodarzy [Lampe od 2016 roku występuje w lidze chińskiej – przyp. red.]. Chcę pokazać, że w drużynie należy się wspierać – mówił Polak w wywiadzie dla basketnews.lt, litewskiego serwisu (dlaczego powiedział to akurat na Litwie – nie mamy pojęcia).

O co chodzi naszemu zawodnikowi? Trudno stwierdzić. On sam mówi, że reprezentacja i trener Mike Taylor nie potraktowali poważnie jego problemów zdrowotnych przed meczem z Holandią, ostatnim w eliminacjach do mistrzostw. Nasza kadra miała już wtedy pewny awans i obecność Lampego nie była konieczna. Zresztą ostatecznie faktycznie go tam nie było – zamiast tego pojechał do Monachium na badania. Mówił, że ból odczuwał już podczas gry w klubie, a poważniejsze problemy wróciły w meczu z Chorwatami, kilka dni wcześniej (to dzięki zwycięstwu w nim Polacy awansowali na mistrzostwa).

I niby brzmi to logicznie, niby wszystko się zgadza. Problem polega na tym, że – jak informuje Jakub Wojczyński z „Przeglądu Sportowego” – Lampe początkowo chciał wyjść na parkiet w meczu z Holandią. Zdanie zmienił dopiero dzień przed spotkaniem, gdy nie można było już zmienić składu, a Polacy pod jego nieobecność musieli sobie radzić w jedenastu. Mimo tego dostał propozycję obejrzenia meczu w roli kibica, by zostać z kadrą do końca i wspólnie cieszyć się po wszystkim. Z oferty nie skorzystał, pojechał do Niemiec.

Reklama

– Nie myślałem, że zespół nie będzie dbał o moje bezpieczeństwo. Pojechałem do Chin, gdzie w cztery miesiące zagrałem w 50 spotkaniach. Dzięki temu utrzymuję rodzinę. Potraktowano mnie jak worek ziemniaków. Nie będę ryzykować zdrowia dla osób, które mnie nie wspierają – dodawał Lampe w wywiadzie. I trudno stwierdzić, o co tak naprawdę chodzi. Bo jeśli to sytuacja sprzed meczu z Holandią, to dlaczego powiedział o niej ponad miesiąc później? I dlaczego do tej pory w przestrzeni publicznej (czy social mediach, choćby na swoim Instagramie) gratulował kadrze, życzył powodzenia w meczu z Holendrami i cieszył się z sukcesu, ani słowem nie wspominając o problemie? Robił to zresztą nawet później, choćby przy okazji losowania grup, które odbyło się w połowie marca.

Krzysztof Sendecki, dziennikarz sportowy Radia ZET i komentator koszykówki w Sportklubie:

– Cała ta sprawa to dla mnie zaskoczenie, bo wydawało się, że wszystkie rzeczy z przeszłości i jakieś niedomówienia między Maćkiem a trenerem Taylorem i PZKosz-em mamy już za sobą. Nie bardzo wiem, o co chodzi Lampemu i na co się obraził. Zresztą wydaje się, że nikt nie wie. Bez wyjaśnienia tego ze strony samego Maćka, chyba trudno będzie to stwierdzić. W związku podobno podchodzą do tego na spokojnie, więc wychodzę z założenia, że i my powinniśmy. Możliwe, że po prostu coś się Lampemu powiedziało i tego nie autoryzował albo dziennikarz źle zrozumiał. Trudno teraz stwierdzić, jak poważna to afera.

I pewnie w najbliższym czasie to się nie zmieni, bo Lampe przebywa aktualnie w Chinach i niełatwo z nim o kontakt. Gdyby jednak opuścił mistrzostwa świata, nie byłby to pierwszy raz, gdy nie wziąłby udziału w dużym turnieju. Już w 2007 roku nie pojechał na Eurobasket, tłumacząc to kontuzją łokcia. Mocno oberwało mu się wówczas od mediów i fanów, bo niedługo po tym zagrał w klubowym sparingu. Później często stawiał się kozłem ofiarnym niepowodzeń reprezentacji, a z szatni przedostawały się negatywne informacje na jego temat. Gdy – po kilku latach – kadrę objął Mike Taylor, odstawił Lampego na boczny tor. Sięgnął po niego dopiero zmuszony sytuacją kadrową. I obaj się dogadali, wspólnie prowadząc Polskę na mistrzostwa świata. Teraz muszą się znaleźć wspólny język ponownie, inaczej nasza kadra będzie miała spory problem.

Krzysztof Sendecki:

– Nam się kończą nazwiska pod koszem. Nie mamy podkoszowych ani w stylu Gortata, czyli wielkich chłopów, którzy zrobią coś w obronie i ataku, ani tym bardziej takich jak Lampe, którzy potrafią też rzucić z dystansu. Jasne, jest Damian Kulig, ale on ze względów, nazwijmy to, rodzinnych, rozstał się jakiś czas temu z kadrą i nie wiem, czy jest możliwość, żeby wrócił. Pierwsze nazwisko, które przychodzi do głowy to Przemek Karnowski, ale on… po prostu nie. Jest też Adam Hrycaniuk, a za nim Dariusz Wyka i inni. To jednak ludzie z polskiej ligi, którzy, umówmy się, nie grają na takim poziomie. Okej, mogą być na ławkę i dobre zmiany tak, ale nie na pierwszą piątkę. I to tyle, koniec. Jeśli Maciek nie zagra, to zrobi nam się pod koszem dziura nie do załatania.

Reklama

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...